fot. Christian Lue (unsplash.com)

recenzje

Wieczny skandalista

OD REDAKCJI: Tekst powstał w trakcie Warsztatów Krytyki Muzycznej 2025 „Moment Krytyczny. Perspektywa sukcesu i porażki w Konkursie Chopinowskim” organizowanych przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina i będących paralelnym projektem do programu Mentoring Dziennikarski Fundacji MEAKULTURA mającego na celu kształcenie i promocję młodych talentów dziennikarstwa muzycznego.
_____

Przedostatni akcent 21. Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego „Chopin i jego Europa” frapował słuchaczy od samego początku. W obliczu nasuwającego się pytania – dlaczego? – wystarczyło zerknąć do programu, a powód tego zainteresowania musiał wydać się oczywisty – Ivo Pogorelić. Recital był tyleż angażujący, co prawdziwie dziwaczny. Zastanawiam się, czy emocjonalna dychotomia, której mi dostarczył, to konieczna cena obcowania z geniuszem?

Fantazja c-moll KV 475 i Adagio h-moll KV 540 Mozarta w wykonaniu artysty wymykały się mojej logice, a każda próba zrozumienia ich sensu kończyła się sromotną klęską. Pogorelić – co zabrzmi brutalnie – zdawał się bytem w pełni odrębnym od muzyki, którą grał. Jego rozwiązania dotyczące choćby niektórych pauz czy prowadzenia fraz przemawiały w języku dla mnie niezrozumiałym. Świeżej krwi koncert dostał dzięki Fantazji d-moll KV 397, w której uwypuklenie refleksyjnego wyrazu dzieła, pobudziło moją ciekawość.

Sonata c-moll „Patetyczna” op. 13 mogła pójść szczęśliwą drogą „Fantazji” d-moll, lecz niestety przypomniała mi jedynie gorzki smak mozartowskiego falstartu. To nie była muzyka zła, ale brakowało w niej przekonania i odwagi, tak jakby Pogorelić bał się, gdzie prowadzą go jego dłonie. Nie byłbym jednak sprawiedliwy, gdybym nie przyznał, że ujęła mnie kontemplacyjność „Adagio cantabile”.

Wybawieniem, na które czekałem, stał się Chopin. Nokturn Es-dur op. 55 nr 2 obfitował w idiomatyczny już dla Iva powolny i rozciągły styl, który w przypadku „muzyki nocy” okazał się korzystnym wyborem. Mazurki op. 59 podtrzymały dobrą tendencję, której kulminacją był fortepianowy monument – Sonata b-moll op. 35. Mimo mglistego finału pianista wyszedł ze swojej interpretacji obronną ręką. To była muzyka pełna życia, wciągająca swoją oryginalnością – szczególnie dudniący Marche funèbre z eteryczną kołysanką w środkowej części, która płynnie powróciła do szarżującego w repryzie marszu.

Recital wywołał we mnie wewnętrzny konflikt – z jednej strony zmierzyłem się ze świeżymi interpretacjami, a z drugiej z obrazem artysty, który zdaje się wciąż czegoś poszukiwać. Myślę jednak, być może naiwnie, że Pogorelić doskonale wie, co robi i robi to celowo. I choć można się z nim nie zgadzać, to pianiście należy się szacunek za dążenie do oddania w muzyce głębi jego „ja”.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć