Gdyby pozostać wiernym schematom, trzeba by orzec, iż współcześnie trudno jest zainteresować szerszą publiczność jakimkolwiek innym projektem niż projekt popowy. Pewnie nie jest to prawdą, zwłaszcza przy odpowiednio szerokim (a może odpowiednio wąskim?) rozumieniu terminu „pop”. Nie wiem, czy celem grupy Jazgot jest zdobycie milionowego audytorium, wiem natomiast, że ich narzędziem w sprawie, o którą walczą, jest niesłychana muzykalność, wyborna technika, autentyczność i ciężka praca.
Ostatnimi czasy muzyka ludowa święci triumfy. Kapele zakładają zarówno artyści kreatywnie łączący folk z innymi stylistykami, otwarci na eksperymenty i brzmieniowe próby, jak i ci skłaniający się raczej ku rekonstrukcji muzyki ludowej, zagłębieni w badaniach źródłowych, analizujący dawne przekazy, zwykle niepozbawieni jednak pierwiastka twórczego – aranżujący, wariantujący motywy, dopisujący kolejne głosy… Jednym i drugim należą się wyrazy uznania, o ile oczywiście nie przekraczają oni granic, za którymi czają się: albo prymitywizm, albo przesada. Bardziej jednak bałabym się tego drugiego. Zwykle bowiem zapominamy w artystycznym zapale i dążeniu do ideału, że muzyka wywodząca się z ludu ma prawo do prostoty, do błędu, do bycia nieperfekcyjną. Wiele współczesnych kapel celuje w przygotowywaniu muzyki w mniejszym bądź większym stopniu stylizowanej, często estradowej. Jazgot, stale koncertując, preferując granie blisko ludzi (czego wyraz daje podczas urozmaicania wieczorów w góralskiej restauracji Młyniska, w Zakopanem), przy najwyższym poziomie wykonawczym, nie rezygnuje z przybliżania tradycji. A o twórczym zacięciu muzyków zespołu (i artystów współpracujących) świadczą nade wszystko ich kompozycje w gwarze góralskiej, szukanie lokalnych, ale własnych inspiracji (parafraza słów Augustyna Suskiego w Ślebodzie) czy po prostu znakomite aranże.
Spędziłam w Zakopanem dwa miesiące. Chciałam wykorzystać je jak najlepiej. Chciałam odnaleźć kulturę i tradycję tego miasta. Poznać góry, nie Krupówki. Z radością mogę stwierdzić, że w Zakopanem wciąż słychać echa dawnej świetności kulturowej. Trzeba tylko dobrze poszukać, nastroić zmysły na to co wartościowe […]. Ta trójka niezwykłych muzyków wdarła się z moje emocje. Odebrała mi możliwość krytyki polskiego folku. Zmusiła do szukania fantastycznej muzyki, która przecież istnieje i daje siłę![1] Tak o pobycie w Zakopanem, urozmaiconym wizytami w Karczmie Młyniska i słuchaniem gry muzyków z Jazgotu, pisze na blogu Podsłuchaj Aleksandra.
Muzyko, siłę daj, to właśnie tytuł najnowszego albumu zespołu. W 2010 roku ukazała się płyta Góry w sercu, rok później – Święta z JazGotem. Trzeba też wspomnieć o wcześniejszych projektach Jana Trebunia-Tutki. Tak naprawdę jednak należałoby tu wymienić osiągnięcia wszystkich członków grupy. Andrzej „Fiś” Jarząbek, Jan Trebunia-Tutka, Andrzej Jędrek Polak, Szymon Bobrowski, Robert Czech, Józef Dorula – wszyscy oni od lat przesiąknięci są muzyką. Oficjalne początku Jazgotu datuje się co prawda na rok 2007, kiedy to zespół zdobył I miejsce na VI Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Górskiej i Folkowej, o rewelacyjnym zgraniu instrumentów i wokali można mówić jednak dzięki temu, że artyści znają się od dawna, współpracowali przy różnych okazjach, w rozmaitych składach.
Muzyko, siłę daj, to płyta bardzo jednorodna, ale jednocześnie czerpiąca z wielu muzycznych źródeł. Ludowa proweniencja inspiracji sprawiła, że na krążku, oprócz pieśni i piosenek, nie mogło zabraknąć utworów wyłącznie instrumentalnych – takich, które można porównać do przygrywek kapel, a przy tym stanowiących całkowicie samoistne, z przynależną im dramaturgią formy, dziełka: Lumea fără frontiere, Vis Carpatic oraz O lume frumoasa. Motywem przewodnim płyty jest zamiłowanie do grania i radość obcowania z muzyką – bardzo trafnie stwierdził autor jednej z recenzji[2]. Warto jednak dodać, że na płycie, obok apoteozy muzyki (Muzyko, siłę daj, Muzyką omamieni, Lustro wody, Sądeckiy chodoki), jest miejsce i na miłość (Nesanica), i na lirykę (Makedonsko Devoiče), i na zadumę nad przemijaniem (Memento mori):
Po coz ci cłowiyku
tak siy było spiesyć?
nie zdonzyłeś wcale
zyciem siy naciesyć[3].
Któż to dzisiaj widział, by tytułowa piosenka promująca album nie traktowała o miłości? By była śpiewana gwarą? By miała zmienne i do tego nieparzyste metrum? By rolę perkusji odgrywały instrumenty? Jazgot pokazuje wielką klasę – bo przy tych wszystkich właściwościach Muzyko, siłę daj nie przestaje być przebojem, nie rezygnuje z funkcji ludycznej.
Trudno zapomnieć także Nesanicę – z pierwszą zwrotką ad libitum, wspaniałym refrenem, ukazującym bogactwo wokali solistów, a także przygrywkami kapeli z uwydatnionym półtonem. Zachwyca kameralny smyczkowy wstęp i późniejszy burdon w Memento mori. Zwracają uwagę zmiany agogiczne w Vis Carpatic – od tempa kroczącego, przez coraz szybsze, aż do zawrotnych solistycznych popisów, często z wykorzystaniem techniki ostinatowej (w skrzypcach i akordeonie) i nawet, przewrotnie, w stylistyce country. Muzyka dowodzi siły spokoju w Około Hradišča – tu wolny, pełen afektu, wielogłosowy wstęp kontrastuje z szybszym, znowu coraz szybszym, ale konsekwentnie „dźwiękowo osadzonym” ciągiem dalszym. O lume frumoasa to już apogeum wirtuozerii, ale kontrolowanej. Popisy solistów zasługują na uwagę we wszystkich utworach. Tak, jak i rytmy, często skale, materia języka, tempa, wyrazista artykulacja.
Nieprzypadkowo pewnie płytę kończy przepiękna macedońska pieśń, Makedonsko Devoiče, w bałkańskim metrum siedem ósmych. Bardzo dobrze, że panowie wybrali właśnie ten utwór jako podsumowanie swojej ekspresyjnej narracji – liryczna apologia dziewczęcej (dodajmy, macedońskiej) urody w męskich ustach brzmi o niebo lepiej niż wówczas, gdy wykonuje ją, najlepiej nawet, Karolina Goczewa. W wydaniu grupy Jazgot Makedonsko Devoiče to nostalgiczna kantylena skrzypiec, zastąpienie kontrabasu delikatniejszymi i bogatszymi harmonicznie cymbałami, a po drugiej zwrotce w modulacji stopniowe narastanie faktury (akordeon, trąbka, skrzypce, „gęste” wokale), aż do finału tutti w forte. Pieśń zdaje się „odpływać” za sprawą kameralnej, uspokojonej dwugłosem skrzypiec, cody.
Słowo jazgot oznacza w języku polskim gwar, wrzawę – powstałe ze zmieszanych głosów wielu ludzi, ale także: krzykliwą kłótnię, hałas. W przypadku grupy Jazgot – wszystkie te definicje nabierają nowych znaczeń. Bo jeśli hałas – to tylko zamierzony i ujarzmiony, jeśli krzykliwa kłótnia – to jedynie w technice koncertującej, a jeśli wrzawa – to bardzo przyjemna. I bardzo potrzebna. Byłabym ogromnie zadowolona, gdyby zespół uzgodnił sposób pisowni swojej nazwy. Niekonsekwencję widać nawet w książeczce dołączonej do płyty, a szkoda, by tak wyrazista kapela traciła cokolwiek przez nieścisłości językowe. Jazgot czy JazGot? A może, biorąc pod uwagę boski pierwiastek natchnienia, którym muzycy dysponują, trzeba by się zastanowić i nad innym rozwiązaniem?
Jazgot, Muzyko, siłę daj
Wydawca: 4ever MUSIC, 2013 r.
- Lumea fără frontiere
- Nesanica
- Muzyko, siłę daj
- Memento mori
- Vis Carpatic
- Muzyką omamieni
- Około Hradišča
- Śleboda
- O lume frumoasa
- Lustro wody
- Sądeckie chodoki
- Makedonsko Devoiče