Krzysztof Penderecki w swojej posiadłości w Lusławicach; fot. Konrad Pollesch / zbiory archiwalne ECM KP

felietony

Tożsamość zapisana dźwiękami

„Ars longa, vita brevis” – „Sztuka trwa, życie przemija”. Sentencja Hipokratesa wraca do mnie zawsze wtedy, gdy myślę o Krzysztofie Pendereckim. Myślę o nim nie jak o pomniku z brązu czy wielkim nazwisku z podręcznika, lecz jak o fascynującym człowieku, którego miałam szczęście znać. Człowieku, który od naszej pierwszej wspólnej chwili zburzył dystans, jaki zwykło się budować wobec wielkich postaci. Podczas pierwszego naszego spotkania uderzyła mnie jego serdeczność – prawdziwa, nienachalna, pozbawiona potrzeby imponowania. Był uważnym rozmówcą, ciekawym świata i ludzi, słuchającym z taką samą koncentracją, z jaką sam mówił. Ta ciekawość nie była pozą intelektualisty, lecz wypływała z głębokiej potrzeby rozumienia rzeczywistości. Towarzyszyła jej ogromna wiedza, noszona jednak lekko, bez cienia wyniosłości.

Dzisiejsze wspomnienie Mistrza koncentruję na tożsamości jego rozległego dziedzictwa. W fenomen spuścizny Krzysztofa Pendereckiego wnikają głęboko słowa ks. Józefa Tischnera: „Ten tylko trwa w historii, kto pokonuje czas tworzeniem własnej kultury. Ale własnej kultury nie tworzy się w próżni”. Twórca Pasji według św. Łukasza doskonale to rozumiał. Jego twórczość nie wyrastała z pustki ani z potrzeby oryginalności za wszelką cenę. Rodziła się z dialogu z tradycją europejską, historią Polski, doświadczeniem religijnym, naturą i przede wszystkim z drugim człowiekiem. Jego twórczość była głęboko zakorzeniona, a przez to uniwersalna i ponadczasowa.

Krzysztof Pendereckich nie był kompozytorem „ładnych dźwięków”. Był raczej kimś w rodzaju kronikarza ludzkiej historii i człowieczego niepokoju. Nie interesowała go muzyka jako przyjemność czy ornament. Dźwiękami swoich dzieł stawiał pytania, na które nie ma prostych odpowiedzi.

Kiedy w Trenie – Ofiarom Hiroszimy instrumenty smyczkowe brzęczą, piszczą, stukają i krzyczą, trudno udawać, że to tylko eksperyment brzmieniowy. To jest gest sprzeciwu, humanistyczny w najgłębszym sensie – po stronie człowieka, który cierpi, nawet jeśli historia dawno już zapisała kartę w pamiętniku dziejów. Czy zatem humanizm Krzysztofa Pendereckiego był wyłącznie krzykiem ludzkości? Uważam, że nie. Był raczej cierpliwy i uparty. Przejawiał się w konsekwentnym wracaniu do tematów granicznych: śmierci, winy, pamięci i sfery sacrum. Pasja według św. Łukasza, Polskie Requiem, Siedem bram Jerozolimy – to muzyczne rozmowy z historią, która wciąż domaga się wysłuchania. A jednak ten sam kompozytor, który potrafił zapisać dźwiękiem grozę XX wieku, uciekał, kiedy tylko mógł, do ciszy, do drzew, do umiłowanej przez siebie natury. W Lusławicach stworzył Arboretum, sadząc jakby równolegle do swojej twórczości muzycznej inne, bardziej cierpliwe dzieło. Drzewa rosły wolniej niż symfonie, ale trwać będą długo. I właśnie w lusławickim ogrodzie widzę najlepiej, kim był Krzysztof Penderecki: artystą świadomym przemijania, awangardzistą wsłuchanym w tradycję. Kimś, kto wiedział, że sens nie rodzi się w pośpiechu. Twórca rozumiał, że sztuka, jeśli ma przetrwać, musi pamiętać o swoich korzeniach – dosłownie i metaforycznie. Tak jak drzewo nie istnieje bez ziemi, tak sztuka nie istnieje bez człowieka i jego historii.

Dziedzictwo autora VIII Symfonii Pieśni przemijania posiada wyrazistą tożsamość, zakorzenioną w polskim doświadczeniu historycznym, a jednocześnie otwartą na uniwersalny wymiar sztuki. To muzyka, która prowadzi nas od awangardowych eksperymentów Polymorphii, Anaklasis, Fluorescencji, przez monumentalne dzieła sakralne, jak: Polskie Requiem, Raj utracony, Credo, Siedem bram Jerozolimy, po późniejsze kompozycje o bardziej klasycznym idiomie. Krzysztof Penderecki w swoich dźwiękach pozostawił świadectwo nieustannego dialogu z tradycją i współczesnością. To, myślę, jest właśnie sednem tożsamości jego dziedzictwa – świadomość ciągłości kultury. W jej zmienności Krzysztof Penderecki widział przecież stałość wartości – przekonanie, że muzyka może być nośnikiem pamięci, refleksji moralnej i duchowej głębi.

Dziedzictwo Mistrza wykracza daleko poza zapis nutowy. Jego twórczość stała się częścią światowego kanonu, a zarazem znakiem rozpoznawczym polskiej kultury na arenie międzynarodowej. Kompozytor pozostawił po sobie nie tylko dzieła, lecz także ideę artysty odpowiedzialnego za sens i ciężar historii.

„Vita brevis” – „Życie krótkie”. Krzysztof Penderecki odszedł ponad pięć lat temu, ale nie zamilkł. Jego muzyka wciąż przypomina, że sztuka jest formą pamięci. Kolejne wykonania jego kompozycji mówią o momentach w dziejach ludzkości, których nie wolno zagłuszyć, a głęboki humanizm Mistrza, zawarty w przesłaniach jego dzieł, przywołuje odwagę patrzenia w ciemność.

„Ars longa” – „Sztuka długa”. Czasem krzyczy. Często porusza do głębi, jak niedawne wykonanie Pasji w jego wymarzonym Europejskim Centrum Muzyki. Czasem milczy niczym uśpiony zimą ogród w Lusławicach. Ale trwa. I to wystarcza, by Krzysztof Penderecki wiąż był przy nas obecny – nie jako pomnik i legenda, lecz jako głos, w który wciąż warto się wsłuchać. Kończąc rozważania na temat wielowymiarowego dziedzictwa Krzysztofa Pendereckiego, wciąż mam w uszach jakże aktualne i oddające osobowość słowa artysty, mówiące o największym niebezpieczeństwie w twórczym zmaganiu się z wiecznością: „Codzienność, kiedy siada się nad niezapisaną kartą papieru. Są dwa typy artysty: taki, który maluje jeden obraz przez całe życie, inny – poszukujący. I z tym się identyfikuję”. Tu może warto podjąć kolejny temat – żelaznej pracowitości. Krzysztof Penderecki był przecież artystą systematycznej, niemal ascetycznej pracy. Komponowanie nie było dla niego aktem natchnienia, lecz codziennym obowiązkiem wobec samego siebie i wobec kultury, którą współtworzył. Jestem przekonana, że jego systematyczność miała w sobie coś z pracy ogrodnika – i nie jest to metafora przypadkowa. Tak jak w Lusławicach sadził drzewa, wiedząc, że nie wszystkie zobaczy w pełnej okazałości, tak samo komponował – z myślą o mnie, o Tobie i o tych, którzy po nas przyjdą.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć