Górecki niechętnie mówił o swojej muzyce. Nietrudno się o tym przekonać, zaglądając choćby do przeprowadzonego w 2011 roku przez Małgorzatę i Marcina Gmysów wywiadu opublikowanego w czasopiśmie „Krytyka muzyczna”. Nie dał się też dobrze poznać dziennikarzom i rozmówcom, do których nie miał pełnego zaufania. Zupełnie inaczej zachowywał się jednak w obecności przyjaciół i bliskich współpracowników. Obraz Góreckiego takiego, jakiego znali tylko nieliczni, wyłania się ze zbioru przeprowadzonych przez Beatę Bolesławską-Lewandowską z rozmów członkami najbliższej rodziny, przyjaciółmi, kompozytorami, muzykologami i wykonawcami muzyki kompozytora. Górecki. Portret w pamięci, książka wydana przez PWM we współpracy z Fundacją Universitatis Varsoviensis jest niezrównanym źródłem do zagłębienia się w meandry osobowości twórczej Henryka Mikołaja Góreckiego. Wywiady, czasami przybierające formę gawędy o czasach narodzin Warszawskiej Jesieni i spotkań w Baranowie Sandomierskich, pełne osobistych wspomnień, także tych dotyczących samej muzyki są niezwykle wciągającą lekturą. Naświetlenie sylwetki Góreckiego z wielu stron, jak również sporne opinie o jego utworach i sukcesie III Symfonii pozwalają zagłębić się w meandry ówczesnej rzeczywistości muzycznej, która dla twórcy tak bezkompromisowego jak Górecki musiała być trudna do zniesienia.
Książka Beaty Bolesławskiej-Lewandowskiej została podzielona na dziesięć podrozdziałów – każdy z nich prezentuje wspomnienia i oceny innej grupy osób związanych z Góreckim. Oprócz wspomnień żony i dzieci kompozytora, fascynujące są rozmowy z muzykologami i kompozytorami, którzy patrzą na twórczość Góreckiego przez pryzmat własnych doświadczeń wynikających ze szczególnie bliskiej relacji z muzyką: relacji tworzenia lub pogłębionej analizy kompozycji. Wiele światła na recepcję utworów twórcy Ad Matrem rzucają także relacje zagranicznych muzyków i organizatorów życia muzycznego. Dowiadujemy się z nich o kulisach brytyjskiego sukcesu Symfonii Pieśni żałosnych albo o zaproszeniu kompozytora do Danii na festiwal w Lerchenborgu, które stało się dla niego bodźcem do podjęcia pracy twórczej z nową energią. Przybliżenie kontekstu społeczno-kulturowego, w którym powstawały kolejne utwory, dalekie przecież od podążania za dominującymi wówczas trendami, obrazuje rozdźwięk między oczekiwaniami zorientowanej na awangardę publiczności a wewnętrznym imperatywem twórczym Góreckiego. Ten upór kompozytora w podążaniu własną drogą sprawił, że część środowiska postrzegała go jako twórcę osobnego, którego postawa i idee odstawały od dominującej ówcześnie estetyki.
Innym poruszającym wątkiem rozmów o Góreckim są osobiste wspomnienia osób pozostających z nim w bliskich, nierzadko przyjacielskich relacjach. To właśnie w obecności tych osób Górecki ujawniał swą ogromną wrażliwość, która zwykle osłonięta była warstwą pozornej niechęci lub siarczystego humoru. Wydaje się, że najbliżej Prawdziwego Góreckiego znaleźli się ci, którzy mieli okazję obcować z nim w jego najbardziej naturalnym środowisku – na Podhalu. Jego sposób bycia wśród górali z ich opowieściami i muzykowaniem, wśród górskiej przyrody, sam na sam z muzyką i naturą ukazuje człowieka, który potrafi wzruszyć się do głębi, to wzruszenie zaś nosić w sobie tak długo, aż w końcu zaowocuje ono zupełnie niekonwencjonalnym dziełem. Frapują zwłaszcza wspomnienia Andrzeja Chłopeckiego i Grzegorza Michalskiego, którzy dostrzegają w utworach Góreckiego ślady inspiracji płynących właśnie ze świata zewnętrznego. Niemniej ciekawa jest rozmowa z Teresą Malecką, która patrzy na osobę i spuściznę kompozytora także przez pryzmat jego głębokiej wiary. Adrian Thomas ze swadą opowiada natomiast o swoich związanych z Góreckim przygodach w Polsce, a także o determinacji, z jaką studiował udostępnione mu przez kompozytora tylko na jedną noc partytury.
Mnogość wątków poruszanych przez rozmówców Beaty Bolesławskiej-Lewandowskiej, różnorodność interpretacji i preferencji dotyczących poszczególnych utworów Góreckiego, a także szereg anegdot i całkiem poważnych historii związanych z tą wyjątkową postacią – wszystko to sprawia, że od tej, bądź co bądź, grubej książki naprawdę trudno się oderwać. Portret w pamięci jest bowiem publikacją bez precedensu, właśnie ze względu na swą wieloaspektowość. Takie ujęcie pozwala ukazać kompozytora i jego twórczość z wielu perspektyw, z których każda ma swoją rację i każda składa się na wizerunek Góreckiego, który przejdzie do historii. Dzięki zaś naturalnej formie dialogu, autorce udało się stworzyć atmosferę, skłaniającą wielu rozmówców do szczerych wypowiedzi, w których odwoływali się często do bardzo prywatnych wspomnień związanych z kompozytorem i które dla czytelnika stanowią niezwykle cenne źródło wiedzy o Henryku Mikołaju Góreckim i zaskakujących losach jego utworów.