Krzysztof Tymendorf i Michał Mogiła

wywiady

"Ludzie pragną oderwać się w końcu od świata pop artu i poznać coś piękniejszego". Rozmowa z Krzysztofem Tymendorfem i Michałem Mogiłą

Muzyka na najwyższym poziomie nie powinna być zarezerwowana wyłącznie dla wielkich ośrodków – na możliwość uczestnictwa w kulturze artystycznej zasługuje zarówno polska publiczność, jak i artyści.

O pracy nad organizacją cyklicznych przedsięwzięć kulturalnych, popularyzacji muzyki poważnej oraz przyszłych projektach opowiedzieli MEAKULTURZE Krzysztof Tymendorf i Michał Mogiła ze Stowarzyszenia Artystów Zdolni do wszystkiego.

Aleksandra Masłowska: Jest Pan potomkiem Michała Kleofasa Ogińskiego. Czy zajmuje się  więc Pan promocją twórczości słynnego przodka?

Krzysztof Tymendorf: Mam to jak najbardziej na uwadze, jednak w chwili obecnej, w natłoku pracy i obowiązków nie mam wiele czasu, by się w to zaangażować. Jednak w nieodległej przyszłości z całą pewnością zajmę się popularyzowaniem spuścizny po kompozytorze – niedostatecznie znanej, poza oczywiście najsłynniejszym polonezem – by nasze społeczeństwo dowiedziało się o jego twórczości, nie tylko związanej z tym jednym utworem czy muzyką fortepianową.

AM: Jaka jest Pańska recepta na udaną współpracę w zespole kameralnym?

KT: Jestem zdania, iż złotą receptą są dobre relacje pomiędzy członkami każdego zespołu. Członkowie ensemblu kreując muzykę winni wspólnie spoglądać w tę samą stronę. Geneza muzyki kameralnej wywodzi się przecież z przyjacielskich związków wykonawców – i to chyba jest przepis na owocną współpracę.

AM: Bardziej spełnia się Pan grając w duecie, czy w orkiestrze? A może to bez znaczenia?

KT: Rzecz jasna, iż w kwintesencji muzyki, jaką jest moim zdaniem muzyka kameralna. W tej materii stricte to ja mam wpływ na przekazanie mojej osobistej myśli muzycznej na linii KOMPOZYTOR (zapis nutowy) – JA (wykonawca). Na przykład w orkiestrze ogranicza nas łącznik między kompozytorem, a wykonawcą, którym jest kapelmistrz i jego własna wizja.

AM: Czego nauczył się Pan grając z RIAS Jugendorchester? Jakie wnioski nasuwają się po porównaniu zagranicznych zespołów młodzieżowych z polskimi?

KT: Tu pozwolę sobie na dłuższą dygresję, a wręcz trochę prywaty – to były piękne czasy!
Jedne z pierwszych doświadczeń związanych z orkiestrą. Cudny okres mego życia. Niesamowicie miło go wspominam, zwłaszcza z tą orkiestrą. Sami młodzi muzycy – studenci, ja jeszcze licealista, międzynarodowy skład, świeżość i ten idealizm, by stworzyć coś niepowtarzalnego, unikalnego, by koncert został dostrzeżony i dzięki temu doceniony przez publiczność. To niestety zanika w orkiestrach grających na stałe. Również w tej właśnie najstarszej młodzieżowej orkiestrze na świecie poznałem osobę, która po dziś dzień jest wśród mych najbliższych.

Przede wszystkim, zawsze w trakcie pracy z tą czy inną orkiestrą w Niemczech byłem jako licealista zszokowany, na jakim poziomie grają ci młodzi ludzie, jak są pieczołowicie i starannie przygotowani już na pierwsza probe. I ta cisza podczas prób… gdzie słychać tylko Muzykę i komentarze dyrygenta. Punktualność i profesjonalne podejście do pracy były dla mnie zaskakujące. To zupełnie odbiegało wówczas od realiów polskich! I czasem wciąż odbiega, nawet w profesjonalnych polskich orkiestrach, a to przecież była orkiestra młodzieżowa! Jestem zdania, że te właśnie cechy jesteśmy zobligowani zaszczepiać w mentalności młodych muzyków orkiestrowych – już na etapie szkół muzycznych.

AM: Czy stworzenie Euro Chamber Festival było bardziej inicjatywą dla artystów, którzy rzadziej mogą zaprezentować się na scenie w rodzinnym mieście, czy raczej dla publiczności zainteresowanej muzyką kameralną, która nie gości często w programach mainstreamowych festiwali?

KT: Absolutnie była to propozycja dla publiczności… Zauważyliśmy niedosyt muzyki kameralnej wśród publiczności filharmonii czy opery i właśnie poprzez inicjatywę Duo del Gesú – czyli moją i Arnauda Kaminskiego – zainicjowaliśmy ów festiwal.

Duo del Gesú (źródło: ECMF)

AM: Wydaje się, że władze Gdańska postawiły na wielkie przedsięwzięcia – jest przecież Open’er  czy Solidarity of Arts. Jak w obliczu takiej konkurencji wygrać walkę o sponsorów czy patronaty medialne?

KT: Jest to naszą słodką tajemnicą, ale z całą pewnością, co mogę zdradzić, to komunikatywność i szlachetna idea przyświecająca tworzeniu ECMF. Wyjątkowy, starannie dobrany kolektyw i talent całego sztabu managerów oraz specjalistów ds. Promocji oraz PR Stowarzyszenia Artystów Zdolni do wszystkiego są jak widać skuteczne. Nie ulega wątpliwości, iż w Trójmieście odbywają się masowe eventy, ale tym bardziej cieszymy się, że nasz festiwal muzyki kameralnej już po dwóch edycjach stał się czołowym wydarzeniem tego gatunku w województwie pomorskim, niezwykle cenionym w środowisku muzycznym nie tylko na Wybrzeżu, ale i w całej Polsce, a nawet poza granicami kraju.

AM: A jak wygląda i jak długo trwa praca nad organizacją kilkudniowego przedsięwzięcia muzycznego?

KT: Otóż… są to godziny spędzone przed komputerem i z telefonem, zarwane noce, żmudna praca. Zaczynamy oczywiście co najmniej rok przed planowanym wydarzeniem. Obliczamy budżet, pozyskujemy sponsorów, mecenasów, partnerów, patronów medialnych. Pomysły rodzą się non stop w naszej imaginacji, w naszych umysłach. Lecz wszystko jest uzależnione od pozyskanych środków. Nie jest tajemnicą, że każdego artystę można zaprosić w każde miejsce na świecie – jedyną kwestią jest uzyskanie środków finansowych.

AM: Czy bycie praktykującym artystą ułatwia pracę w charakterze managera? Jakich opiekunów właściwie szukają muzycy?

KT: Jak najbardziej tak! Oczekiwania, intencje i potrzeby artystów znamy, gdy sami nim jesteśmy.

Każdy artysta marzy, rzecz jasna, by być w prężnym międzynarodowym impresariacie koncertowym. Przepustką może być dla niego nagroda na którymś z największych międzynarodowych konkursów, wsparcie zamożnych rodziców, a także kontakty w branży albo szczęście, wygrana w lotto (uśmiech) – bo za pieniądze można… wszystko.

Michał Mogiła: Zdecydowanie ułatwia  – myślę, że po tych kilku latach jesteśmy coraz lepsi w organizowaniu imprez kulturalnych – dążymy jednak do innego celu. Jest nim zorganizowanie w Zielonej Górze wielkich kursów muzycznych – w 2014 roku, zapraszamy do nas klarnecistów. Wspaniałą rekomendację wystawił nam Christoph Hartmann z Berliner Philharmoniker, który był zachwycony poziomem organizacyjnym kursów. Sądzę, że muzycy najbardziej zwracają uwagę na profesjonalizm w podejściu do ich pracy, a więc menagera, który zadba o noclegi, zwroty kosztów podróży i godziwe wynagrodzenie.

AM: Wcześniej najlepsze europejskie orkiestry, a teraz również International Oboe Masterclasses, kształcące niejako przyszłe pokolenia muzyków orkiestrowych. Jak oceniają Panowie obecny poziom i możliwości krajowych zespołów?

MM: Z roku na rok poziom zespołów orkiestrowych wzrasta – można to zaobserwować m.in na eventach kulturalnych jakie organizuje nasze stowarzyszenie. Na I i II Międzynarodowych Kursach Mistrzowskich dla Oboistów w Zielonej Górze gościliśmy najlepszych studentów z polskich oraz ukraińskich akademii muzycznych, co nas niezmiernie cieszy. Ponadto, kilku naszym kursantom udało się zdać egzaminy do orkiestr symfonicznych – wierzę, że te kursy bardzo im w tym pomogły.

Euro Chamber Music Festival (źródło: ECMF)

AM: Czy mogliby Panowie opowiedzieć coś więcej o samym stowarzyszeniu?

KT: Powstanie Stowarzyszenia Artystów Zdolni do wszystkiego zainaugurowaliśmy oficjalnie koncertem pt. Wyczul ucho w Zielonej Górze w listopadzie tego roku. Ale już II edycja Euro Chamber Music Festival była przygotowywana w czerwcu przez naszą pozarządową organizację. Myślę, że jak na sam początek, jest naprawdę zacnie i z całą pewnością już zostaliśmy zauważeni w naszym środowisku muzycznym.

MM: Działalność statutowa Stowarzyszenia opiera się na organizowaniu imprez kulturalnych – wychodzimy z założenia, że mają to być imprezy artystyczne na najwyższym poziomie organizacyjnym i artystycznym. W 2014 roku zrealizujemy cztery wielkie festiwale muzyczne: Międzynarodowy Kurs Mistrzowski dla oboistów i klarnecistów (z udziałem Christopha Hartmanna z Berliner Philharmoniker oraz Arkadiusz Adamskiego z NOSPR), III Euro Chamber Music Festiwal w Gdańsku, Żuławski Festiwal Muzyki Kameralnej (Stegna-Sztutowo) oraz The Space Art Festival. Wszystkie te imprezy mają charakter międzynarodowy i liczę na to, że zajmą stałe miejsce w kalendarzach kulturalnych miast i gmin, z którymi współpracujemy.

AM: Czy nie uważa Pan, że działania zmierzające ku popularyzacji muzyki poważnej to walka z wiatrakami? Muzyce twórców spoza obchodów jubileuszowych – mamy w końcu i Chopina, i Lutosławskiego – ciężko jest trafić do szerszej publiczności… może powinniśmy pracować nad gustem muzycznym Polaków? Pokazywać, że muzyka poważna nie kończy się na Chopinie?

MM: Od pięciu lat czynnie współpracujemy z triem stroikowym Reed Connection, żeby to zmienić – myślę, że Polacy jako naród uwielbiają muzykę i są znakomitymi słuchaczami. Proszę sobie wyobrazić, że na koncerty tria stroikowego w Zielonej Górze wielokrotnie przychodziła pełna sala ludzi – w programie znajdowały się właśnie utwory Lutosławskiego, ale też Michał Spisaka, Grażyny Bacewicz. Zielonogórska publiczność znakomicie odbierała te kompozycje  –  byłem tym zachwycony! Podczas II edycji Międzynarodowych Kursów Mistrzowskich organizowaliśmy koncert stricte muzyki współczesnej – ludzie odbierali ją z niezwykłą wyobraźnią, co utwierdziło nas w tym, że warto działać w tym kierunku.

AM: Podczas International Oboe Masterclasses młodzi muzycy mają również szansę uczestnictwa w tzw. wykładach motywacyjnych. Na jakie rady mogą liczyć rozpoczynający pracę w zawodzie instrumentaliści?

MM: Wielkie podziękowanie po raz kolejny należą się Pawłowi Kapicy, który dwukrotnie prowadził takie warsztaty. Z tego co wiem, kursantom się bardzo podobały – w dzisiejszych czasach trzeba potrafić zadbać o swój wizerunek artystyczny. Ważną rolę w kreowaniu wizerunku odgrywa tzw. pozytywny marketing, a więc strona internetowa, kanał na Youtube, fanpage na Facebooku – wielu czołowych artystów świata tak właśnie robi.

Larry Ugwu (źródło: ECMF)

AM: International Oboe Masterclass przyciągnęło muzyków Berliner Philharmoniker do Zielonej Góry. To dowód na to, że obecność najbardziej prestiżowych, światowych orkiestr nie jest domeną wyłącznie dużych, wojewódzkich ośrodków. Czy uważa Pan to za początek drogi do kulturalnego równouprawnienia?

MM: Myślę, że nie można porównywać budżetu Zielonej Góry np. do Wrocławia. Niemniej jednak, stać nas na to, żeby zachęcić potencjalnych sponsorów do wsparcia naszej inicjatywy. Szczególnie piękne podziękowanie pragnę skierować w stronę dyrektora Filharmonii Zielonogórskiej prof. Czesława Grabowskiego za wsparcie artystyczne oraz Zarządu Województwa Lubuskiego, które od dłuższego czasu sprzyja naszym pomysłom.

Euro Chamber Music Festival (źródło: ECMF)

AM: Zarządzanie kulturą to specyficzny rodzaj marketingu – wartości tradycyjne trzeba bowiem przekazać w przyciągający współczesnego odbiorcę sposób. Zbyt mało instytucji muzycznych funkcjonuje jednak na platformach social media, a crowdsourcing często w ogóle nie jest brany pod uwagę. Czy jest Pan jest zwolennikiem nowoczesnego, internetowego marketingu?

MM: Jestem zwolennikiem internetowego marketingu z wielu względów – jeżeli coś jest dobre, to trzeba to promować i zachęcać ludzi do angażowania się w projekty. Podam przykład: przez pięć lat walczyliśmy o nagranie płyty CD, która była dla nas priorytetem – dopiero dzięki akcji na platformie polakpotrafi.pl udało nam się zgromadzić określona sumę pieniędzy, by to zrealizować. W 2014 roku nagramy płyty dzięki wsparciu wielu życzliwych nam osób. Bez tego wsparcia to mogło się nie udać.

AM: Dobry artysta to artysta świadomy. Może obok warsztatów instrumentalnych dla muzyków powinny powstawać także szkolenia z zakresu autopromocji?

MM: Świadomość promocji własnych osiągnięć jest bardzo ważna – dlaczego jeżeli zagrałem dobry koncert nie miałbym się tym pochwalić wśród znajomych, np. na portalach społecznościowych? Podczas kursów w Zielonej Górze mocno i szczegółowo reklamowaliśmy o tym, co będzie się u nas działo. Efekt? W dwie godziny (!) sprzedaliśmy wszystkie miejsca na kurs. To chyba ewenement w skali europejskiej, jeśli nie światowej.

Euro Chamber Music Festival (źródło: ECMF)

AM: Jak według Pana będzie wyglądać polska kultura muzyczna za 5 lat? Może doczekamy się wolnego wydarzenia na miarę brytyjskiego “Proms”?

MM: Myślę, że mamy wiele takich wydarzeń, tylko nie ma osób, które mogłyby bardziej “opakować” produkt, jakim jest muzyka klasyczna. Mamy w Polsce rzesze znakomitych, młodych, zdolnych muzyków i organizatorów, animatorów życia kulturalnego. Myślę, że najlepsze czasy dopiero przed nami! Mój optymizm bierze się z tego, że na muzykę klasyczną jest w Polsce duże zapotrzebowanie. Na eventy kulturalne przychodzi coraz większa publiczność. Ludzie pragną oderwać się w końcu od świata pop artu i poznać coś piękniejszego – tym czymś jest właśnie klasyka.

AM: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć