Nowy sezon w telewizji (wcale już przecież nie tak popularnej) pewnie mógłby obyć się bez muzycznych talent shows – programów, do których przychodzą ludzie chcący albo się sprawdzić, albo pokazać przed większą widownią, albo pragnących wypromować właśnie wydaną płytę, albo ją dopiero wydać, albo pochwalić się przed znajomymi, albo udowodnić coś żonie i dzieciom, albo nie dowodzić, bo sami uczestnicy dobrze wiedzą, jacy są fajni. I tak mamy kolejną edycję „The Voice Of Poland”, kolejną serię „X Factor”, następną odsłonę „Must Be The Music”, o programie „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” nie wspominając.
Wiosna i bez zmagań z mikrofonem, i bez internetu bezprzewodowego i bez nadmiaru parówek by się rozpoczęła – ciągle jednak wmawia się nam – widzom, że jest inaczej. Jako obserwatorka tych medialnych wydarzeń byłabym wysoce uradowana, gdyby wiązały się one z wybitnymi odkryciami muzycznymi i powiewem świeżości nie tylko zza okna. Siódma edycja „MBTM” rozpoczęła się o tyle innowacyjnie, że z udziałem wokalisty i aktora Piotra Roguckiego (w fotelu jurorskim wygrzanym przez Wojtka Łozowskiego) oraz o tyle epigońsko, że trudno w tym pierwszym odcinku castingowym wskazać cokolwiek nowego. Mam wrażenie, że ludzie, którzy przyszli teraz, byli tu już wcześniej. Już widziałam zdolnych instrumentalistów, już widziałam eteryczno-romantyczne nastolatki, raperów z trudnym dzieciństwem i długonogie dziewczęta, przypominające hity z satelity przy wtórze podkładu.
Wiadomo, pewne schematy się powtarzają, wciąż towarzyszyć nam będzie harmonia dur-moll, pewne gatunki, znane instrumenty, życiowe historie, entuzjastyczna młodzież, goście z zagranicy, nadal jurorzy mają do wyboru TAK lub NIE, „kocham, kocham, kocham” lub „to było niegustowne”. Na razie jednak siódma odsłona programu nie pokazała, żeby producenci i reżyserzy „Must Be The Music” dążyli do rozwoju. Raczej do łatwych ulepszeń.
Wśród zmian należy wyróżnić zastąpienie Darka Maciborka kolegą z RMF FM – Kamilem Baleją czy relacjonowanie głosowania na Facebooku w liczbach bezwzględnych, a nie w procentach. Wprowadzenie do składu sędziowskiego Piotra Roguckiego to jedno z ważniejszych i dość udanych, jak się wydaje – w kontrze do powyższych zarzutów – odgórnych posunięć. Zachowana została zasada doboru jurorów związanych z branżą muzyczną (co już cieszy). Biorąc zaś pod uwagę dramaturgię programu, Rogucki to przy jurorskim stole świetny partner dla Kory – nie mogę się doczekać kolejnych dialogów tych dwojga. Wokalista Comy już zadomowił się w programie – dowcipkuje, poucza publiczność… Myślę, że ta barwna postać wprowadzi wiele życia do nowej edycji.
Wiosenne zmagania konkursowe rozpoczął Błażej Papiernik – przebojowo, z piosenką Genesis Jesus He Knows Me. Panie Błażeju, pan jest niebezpiecznym człowiekiem! – tak Piotr Rogucki ocenił występ i energię dwudziestolatka. Faktycznie, efekty sejsmicznie można było obserwować w zasadzie przez cały czas trwania utworu. Trochę szkoda, że wulkan wybuchał dość manierycznie i wyjąco. Błażej dysponuje jednak głębokim głosem (a brak głębi to problem wielu wokalistów, nawet zawodowych), plus też za muzykalność. Trochę zbyt rozrzutne gospodarowanie energią.
Jumpin’ Jack Flash grupy The Rolling Stones wykonał na scenie „MBTM” zespół Storo. Cudowne, absolutnie fantastyczne brzmienie – zrecenzowała występ Kora. Mocne uderzenie, zdecydowane zagranie, bardzo intensywna barwa głosu wokalisty – byłaby przekonująca, gdyby nie zawodzenie na „but it’s all right”. Wydaje mi się, że Stonesi w akompaniamencie wierniej oddają ideę „jumpin’”, ale być może ta idea nie była najważniejszą dla Storo, który to zespół dodał dużo pieprzu do kompozycji.
Dwunastoletnia Maja Kaszyca przepięknie zagrała Allegro z sonaty Wolfganga Amadeusza Mozarta (KV 545). Sonata w C-dur i niby-prosta, ale w tej prostocie kryje się tyle pułapek, których zwykli śmiertelnicy nie są w stanie sobie wyobrazić. Maja nie jest zwykłym śmiertelnikiem, dlatego też pokazała klasę większą niż niejeden uczestnik jakiejkolwiek edycji tego programu. Przy Mozarcie byłabym ostrożna z graniem z użyciem pedału – uczestniczka z tego przywileju romantyków nie zrezygnowała, wspaniale natomiast urozmaiciła artykulację zgrabnym staccato. Widać po jej występie nie tylko fizyczne warunki do rozwoju (budowa dłoni, przedramion), lecz przede wszystkim ogromną wrażliwość muzyczną (frazowanie, dynamika) i – co niezmiernie ważne, a w tym wieku wcale nie takie oczywiste – chęć do gry. Osobiście nieco ograniczyłabym ruchliwość łokci i korpusu małej artystki. Odczucia grającego nie muszą być aż tak widoczne dla słuchacza. Gesty Mai są jednak zarazem jej cechą osobniczą i świadczą o jej uroku. Ja jestem oszołomiona – powiedziała Kora. Pozostaje tylko żal, że musiałaś grać na keyboardzie – dodał Adam Sztaba. Słusznie. Nie sądzę, żeby dziewczynka była w stanie przyjść z własnym fortepianem – być może jest to wskazówka na przyszłość dla ekipy „MBTM”. Maja zdradziła swój wielki talent – życzę jej wszystkiego najlepszego i wierzę, że będzie wielką pianistką. Zastanawiam się jednak, w jakim celu została przyprowadzona do komercyjnego programu telewizyjnego? Uczestniczyła w castingach, przygotowywała repertuar, współzawodniczyła z zespołami rockowymi i metalowymi, płakała przed kamerą… Po co te emocje?
Studentka filologii indyjskiej, Martyna Bellini, zachwyciła jurorów wyglądem, niekoniecznie zaś wykonaniem Black Or White M. Jacksona. Gra na gitarze całkiem przyzwoita, pomysł z akustyczną, surową i wzbogaconą rapem wersją znanego przeboju też godny poparcia, barwa głosu, którą można by jakoś sensownie spożytkować. Do ideału zabrakło niestety bardzo wiele. Uczestniczka przekroczyła cienką granicę, za którą czai się świat karykatury.
Kamila Adamiec, studentka dziennikarstwa, zmierzyła się zaś z wymagającą piosenką Jasona Derulo, The Other Side. Wymagającą albo niezłej wokalnej kondycji – przy chęci skopiowania oryginału, albo sporej muzycznej inteligencji – przy próbie stworzenia własnego aranżu. Kamila raczej do rearanżacji nie aspirowała. Odśpiewała utwór. Piosenka nudna, nic się w niej nie działo od początku do końca – surowo skwitowała Ela. Uczestniczka słyszy nie najgorzej (choć niestety, były nieczystości), ma niepospolitą barwą głosu, ciekawe melizmaty – za mało to jednak, by wspiąć się na wyżyny artyzmu.
Jeden z lepszych (i bardziej kompletnych artystycznie) występów zafundował publiczności pięcioosobowy zespół Sarakina Balkan Band. Nie wiem, w jakim stopniu uczestnicy mogli wpłynąć na wybór piosenki castingowej (z dziesięciu tytułów, które najprawdopodobniej mieli w zanadrzu) – tradycyjny bałkański utwór Ederlezi zabrzmiał bardzo dobrze, choć nie był to repertuar skrajnie oryginalny. Członkowie Sarakina Balkan Band wykazali się muzyczną erudycją, zagrali na ludowych instrumentach, zadbali o piękne stroje. Wokalistka jest niezwykle intrygująca, a zarazem przekonująca. Mam nadzieję, że się zobaczymy w półfinale – podsumował Adam. Ja również, bo nie mogę się doczekać kolejnych występów tego zespołu!
Może i w tym mieście życie nie jest łatwiejsze niż u nas? – zapytała kolejna uczestniczka, Władysława Bąk, w piosence Tercetu Egzotycznego Pamelo, żegnaj. Utwór był wykonany z pamięci, choć nieczysto. Świetnie się pani znajduje na scenie – pochwalił za to Piotr Rogucki. Zaśpiewała pani moją ukochaną piosenkę – dodała Ela. – Marzyłam o tym, żeby ktoś ją zaśpiewał.
Pięcioletnia Paulina marzy o zostaniu gwiazdą filmową i chce grać w serialach telewizyjnych – tak przedstawiał młodziutką uczestniczkę „Od Przedszkola do Opola” prowadzący program, Michał Juszczakiewicz. Paulina Czapla zaśpiewała wówczas To nie ja z repertuaru Edyty Górniak. Później ze sceny nie rezygnowała. Śpiewała w Balbinach (m.in. w „Od Przedszkola do Opola”), sprawdziła swych sił w „Szansie na Sukces” (odcinek z Comą) oraz w „X Factor”, stale działa w zespole Airam. Po ukończeniu szkoły muzycznej II stopnia podjęła studia na Akademii Muzycznej w Gdańsku (Jazz i Muzyka Estradowa). Teraz wkroczyła na casting do „Must Be The Music”. Niecodzienne zdarzenia miały miejsca podczas tego występu. Dziewczyna przerwała wykonywanie piosenki 4 Non Blondes What’s Up, by po chwili zacząć ją na nowo. Zasadniczą zaletą uczestniczki jest pomysłowość – to nie był zwykły cover, ale całkiem udana własna aranżacja znanego utworu. Zawsze doceniam zmiany utartych w świadomości słuchaczy fragmentów piosenek, zwłaszcza wokaliz. W refrenowym „hey yeah” Paulina dokonała takiej właśnie zmiany, skracając frazę (ale też różnie, w zależności od fazy rozwoju utworu). What’s Up to dobry wybór repertuarowy dla pokazania wnętrza własnej duszy. Dwudziestodwuletnia uczestniczka trochę tej duszy właśnie odsłoniła. Jej występ był najbardziej emocjonalny spośród wszystkich w pierwszym odcinku. Pomimo, iż rozumiem dramaturgię przekazu i ją chwalę, nieco drażni mnie taka „rozkrzyczana” wersja. Zgadzam się też z Elą Zapendowską co do zastrzeżeń rytmicznych – Paulina grała bardzo nerwowo, przyspieszała. Sam akompaniament jednak zasługuje na uznanie. Bardzo ciekawie to ujęłaś w sensie aranżu. Bardzo smakowite zmiany w harmonii – powiedział Sztaba.
Tym jesteś dla mnie – to tytuł autorskiej piosenki (a takich było w tym odcinku jak na lekarstwo) męskiej pop-rockowej grupy My Bike. Oprócz tego, że wykonujecie utwór, chciałbym widzieć, że w niego wierzycie – skonstatował Piotr. Nie bez racji. Mnie utwór nie zachwycił, jest mało nowatorski – sporo dziś takiego grania w radiu i telewizji. Poza tym instrumentaliści sprawni, wokalista z miłą barwą głosu, fałsze żądają jednak redukcji. Macie absolutnie wszystko, żeby robić dobrą muzę – zapewnił wykonawców Adam Sztaba.
I ta edycja „MBTM” nie obeszła się bez sztafety karaoke. Niewątpliwie wspomogła ją dziewiętnastoletnia Sylwia Tryjanowska, wykonawszy The Best Tiny Turner. Sylwia nie ma złego głosu – słyszy, śpiewa czysto, lecz strasznie manierycznie. Dla mnie to było przeokropne – oceniła Ela.
Najbardziej zaskakującą prezentacją siódmego odcinka był dla mnie występ hip-hopowej grupy Sachiel. Trójka przyjaciół, ludzi młodych, ale już przez życie doświadczonych, staje na scenie „Must Be The Music” i rapuje. Z ogniem! Ciekawym zabiegiem wydaje się wykorzystanie muzyki z filmu Quo vadis w refrenach. Interesuje mnie to, jak przebiega praca w tym zespole, jak organizują swe próby, nagrania i koncerty Ana, Ner oraz Czaru (Piotr Bierut – Ner to lider). Mocną stroną projektu są sensowne teksty (oczywiście, zdarzają się niezgrabności, jak źle rozłożone akcenty czy hiperdokładne i przez to pretensjonalne rymy, np.: „Masz wątpliwości, nie dość ci złości? Brak tożsamości przejawem twej próżności”. W większości przypadków jednak tekst (autorstwa Piotra, jak śmiem się domyślać) trafia do mnie, chwalę także niektóre zabiegi wykonawcze. Radzę za to jeszcze popracować nad dykcją i stale szukać nowych artystycznych rozwiązań. Jedno jest pewne: pani i panowie z Sachiel przyjechali na casting bardzo dobrze przygotowani. Naprawdę, naprawdę jestem pod wrażeniem – doceniła Kora.
Małgośkę Maryli Rodowicz odśpiewała Katarzyna Szamonek. Była energia, ale niestety również fałsze. Dziękuję, że przybyłaś i na tym się moja recenzja zakończy – powiedział po występie Piotr.
Profesjonalizm pokazali na scenie panowie z metalowego The Sixpounder w utworze Lenny Parker Jr. Bardzo miły, poetycki utwór – zażartowała po występie Ela Zapendowska. Do komplementów dodałabym bardzo dobrze ŚPIEWAJĄCEGO (a nie jedynie growlującego) wokalistę, który wychodzi do publiczności nie tylko po to, by sobie pokrzyczeć – plus za komunikatywność i poczucie humoru. Co tu dużo mówić – zespół koncertujący, nagrywający, świetnie aranżujący…
Natasza Topor i Bez Różu Ani Rusz. Muzyczny żart? Alternatywa? Daj mi tę noc z repertuaru zespołu Bolter to musiał być przemyślany wybór. Dlaczego więc jurorzy nie byli przekonani? Myślę, że nawet do bycia freakiem (a może zwłaszcza wówczas) potrzeba pełnego profesjonalizmu. Natasza może go tylko nie pokazała? Za darmo zaś wzięła udział w wiosennym kursie „U Adama Sztaby”. Występ w „MBTM” był taki sobie. Szkoda, bo Natasza to jedno z bardziej intrygujących i świeżych zjawisk artystycznych, jakie tu się objawiły (bądź które trzeba odkryć samodzielnie). Ja polecam zastanawiający utwór Ratunku oraz współczesny erotyk – Wszystko we mnie stoi. Gdyby wmówiono nam, że te utwory napisała Nosowska czy Peszek, też byśmy uwierzyli.
Pierwszy casting siódmej edycji „Must Be The Music” za nami. W półfinałach mocno trzymam kciuki za grupę Sarakina Balkan Band.
Dodatkowo ślę mały poradnik, stworzony na fali dokonań wybranych uczestników, bo – choć jurorzy powtarzają to od dawien dawna – być może nie wszyscy chętni do „Must Be The Music” komunikat zarejestrowali, może trzeba jasno napisać:
– warto wybierać piosenki mniej znane (a nie szlagiery),
– jeśli wybiera się piosenkę bardzo znaną (w innych przypadkach również) dobrze jest zadbać o własny aranż,
– ceni się w tym programie autorski repertuar, grę na instrumentach, umiar i inteligencję.
Czego wszystkim i sobie życzę.
Błażej Papiernik |
3 TAK |
Storo |
4 TAK |
Maja Kaszyca |
4 TAK |
Martyna Bellini |
3 NIE |
Kamila Adamiec |
2 TAK (->3 TAK) |
Sarakina Balkan Band |
4 TAK |
Władysława Bąk |
3 TAK |
Paulina Czapla |
4 TAK |
My Bike |
2 TAK (->3 TAK) |
Sylwia Tryjanowska |
2 TAK |
Sachiel |
4 TAK |
Katarzyna Szamonek |
1 TAK (->2 TAK) |
The Sixpounder |
4 TAK |
Natasza Topor i Bez Różu Ani Rusz |
2 TAK (->3 TAK) |