Od Redakcji: Zapraszamy do przeczytania pierwszego tekstu z nowego cyklu felietonów noszących wspólny tytuł “Hyde Park”.
—————
Nie wiem, jak to się zaczęło. Pamiętam, że musiało to być dawno. Siedziałam do późnych godzin nocnych z Mamą i emocjonowałyśmy się koncertem finałowym Eurowizji. Kiedy jednak ostatnio powiedziałam moim koleżankom, że oglądam ten festiwal były zdziwione, jak osoba z „klasycznym” wykształceniem muzycznym może oglądać „coś TAKIEGO”. A jednak, i na szczęście w moim mieszkaniu nie byłam w tym roku jedyną oglądającą i śpiewającą na cały głos najbardziej wpadające w ucho piosenki. Zgadałyśmy się przez przypadek – wspólokatorka z Ukrainy pokazała mi filmik z półfinałów, na którym to publiczność wybuczała reprezentantki Rosji (co ciekawe na powtórkach buczenie wyciszono). Tak okazało się, że nie jestem jedyną „nienormalną”. W naszym domowym jury zasiadła Litwinka, Ukrainka i ja – Polka.
Ciekawą inspiracją dla tworzących teksty na tegoroczną Eurowizję było jedzenie. Widać to nie tylko w tekście polskiej piosenki (o śmietanie), ale i w piosence z Białorusi („jesteś moim sernikiem”). Najdobitniej motywy ciastkarskie ujawniły się jednak w piosence łotewskiej, która do finału nie przeszła. Jej tekst jest dziwaczny, nie wiadomo, czy jest on wymysłem chorej wyobraźni tekściarza czy może ironią. Dla mnie w tej piosence jest coś z rosyjskich hitów (Eurowizja 2012 – Buranovskiye Babushki śpiewające z akcentem „Party for ewrybady, comon end dans, bum, bum, bum” czy „Guitar” Petra Nalitcha, który wystąpił w 2010 r.).
Podobnie szalonymi piosenkami była „No Prejudice” zespołu Pollapoenk i „Moustache” zespołu Twin Twin. Islandczycy postawili na indie rock (brzmienie trochę jak zespół OK Go) i kolorowe garnitury. Ale to nie wszystko, ich choreografia i powaga była rozbrajająca. Francuzi natomiast zaprezentowali bardzo słabą i irytującą, moim zdaniem, piosenkę, w której refrenie śpiewali „Wąsy, chciałbym mieć wąsy” i skakali synchronicznie.
Motywy ciastkarskie w piosence Łotyszy
Kilka zespołów zdecydowało się dodać nieco dubstepu czy elektroniki do swoich piosenek, np. Armenia, której piosenka mnie zupełnie zaskoczyła. Zaczynała się od nieco melancholijnego akompaniamentu fortepianu, do tego dołączał się wokalista, niestety na początku finałowej piosenki fałszując. Po pewnym czasie dzięki dubstepowi piosenka nabierała energii, ale i dramatyzmu.
W podobny sposób skonstruowana była ballada ze Szwecji. Ta piosenka była jednym z moich faworytów i dziś rano nuciłam ją, robiąc kawę, gdy ze swojego pokoju wyszła jedna z moich współlokatorek, śpiewając na cały głos tę samą piosenkę. Nie mogło zabraknąć w tej piosence bardzo charakterystycznego dla muzyki pop, nieco niespodziewanego przejścia do tonacji wyżej, by dodać nieco dramatyzmu i wyrazu utworowi. Sanna Nielsen uplasowała się w rankingu jako trzecia.
Sanna Nielsen ze Szwecji w piosence “Undo”
Nowością były piosenki w stylu country zaprezentowane przez dwa kraje – Holandię i Maltę. Piosenka tych drugich, moim zdaniem mogłaby być zamieszczona w filmie, kiedy bohater wraca do swojego rodzinnego miasta i wszyscy świętują, zresztą podobnej tematyki dotyczyła ta kompozycja. Holendrzy natomiast w finale mnie nie zachwycili. Chociaż utwór uważałam za jeden z czołowej piątki, za interesujący, inny, samo wykonanie na początku było po prostu złe. Wokalistka mimo odsłuchów nie śpiewała czysto, poza tym wygladała bardzo sztucznie, gdy usiłowała uśmiechać się do śledzącej ją kamery i jednocześnie śpiewać. Niemniej jednak, utwór ten uzyskał „Composer Award” – nagrodę za najlepszą, najbardziej oryginalną kompozycję oraz „Artistic Award” dla najlepszych wykonawców. Po przesłuchaniu ich innych piosenek, boję się tylko, że zespół ten niewiele zdziała na arenie międzynarodowej.
Nieczyste początki świetnej piosenki “Calm after the storm”
zespołu The Common Linnets (Holandia)
Były piosenki dobre, ale obojętne dla mnie, takie po których potrafiłam powiedzieć tylko: aha, i słuchać następnej, np. Azerbejdżan (dobrym pytaniem jest, co robi ten kraj na Eurowizji…) Norwegia czy San Marino.
Nie mogło też zabraknąć piosenek, których trudno było mi słuchać, które męczyły i były po prostu kiczowate, jak te z Włoch, Rumunii (z zawodzącą wokalistką) czy Niemcy (w pakiecie z kontrabasistką o uśmiechu seryjnego zabójcy).
Pomysł Szwajcarów przypomniał mi występ Alexandra Rybaka z Eurowizji w 2009 roku. Tak samo frontman grał na skrzypcach w tzw. bridge’u piosenki, tak samo śpiewał, tak samo był ubrany. Poza tym Sebalter na początku piosenki zaprezentował gwizdanie z playbacku, a na końcu grał na bębnie. Istny mulititalent.
Wokalista jak szwajcarski scyzoryk – wielozadaniowy
Do odniesienia się do zwycięskiej piosenki zwlekałam. I nie bez powodu. Kompozycja sama w sobie już po pierwszym przesłuchaniu zwraca uwagę, tzw. brainworm potrafi utknąć w głowie na kilka godzin. Możliwe, że dzieje się tak też przez brzmienie jak z filmu o Jamesie Bondzie, przy której pracował cały sztab fachowców. Pierwszy raz z postacią Conchity Wurst spotkałam się, kiedy przechadzałam się po Wiedniu i w jednej z witryn sklepowych zobaczyłam zdjęcie promujące złotą kolekcję biżuterii. Jest bardzo dużo negatywnych komentarzy dotyczących Conchity, są też ironiczne wypowiedzi, np. Muszę zgolić brodę, bo zaczynam wyglądać jak dziewczyna czy Za moich czasów kobieta z brodą występowała w cyrku. Nasze małe słowiańskie jury stwierdziło, że ta postać to bardziej mężczyzna z biustem, niż kobieta z brodą. Jednego nie mogłyśmy jednak mu odmówić – mocnego, przykuwającego uwagę głosu i teatralności. Tylko zastanawia mnie, czy gdyby Tom Neuwirth występował w męskim stroju i wyglądając jak stereotypowy mężczyzna zwyciężyłby?
Przed finałem jednogłośnie stwierdziłyśmy, że polska piosenka powinna wygrać. I nie chodziło nam o choreografię czy kostiumy (przez które niemiecka prasa oskarżała nas o promowanie seksizmu). Melodia “My Słowianie” jest bardzo chwytliwa. Tak bardzo, że moje współlokatorki razem z Mazowszankami prawie kręciły piruety po pokoju w trakcie słuchania piosenki i nie przeszkadzał im niezrozumiały polski tekst. Muzyka była bardzo energetyczna, w takim tempie, które pobudza do ruchu, a nie melancholii. To przemawiało za wybraniem jej za czołową w naszym zestawieniu. Poza tym, za każdym razem – na zarejestrowanych próbach, w półfinale i w finale – Cleo śpiewała z taką samą energią, ogromym uśmiechem. Widać było, że zespół na scenie czuje się bardzo dobrze i że są profesjonalistkami. Choć trzeba przyznać, że to całe show było nieco przaśne.
Cleo, autor zdjęcia: Albin Olsson, źródło: Wikipedia.org
I okazuje się, że ludzie z innych krajów myśleli podobnie, jak my – polska piosenka powinna znaleźć się w czołówce. Kiedy Cleo i dziewczyny z Mazowsza zaprezentowały się na początku show na scenie, widownia zawrzała. Podobnie z głosami widzów, co skomentował na swoim profilu facebookowym Donatan. Gdyby nie jury, którego zdanie liczy się jako połowa ogólnej punktacji, Polska zajęłaby miejsce w ścisłej czołówce. Jak podaje Gazeta Wrocławska i tak pierwsza nagroda należałaby do Conchity Wurst z Austrii, ale Polska zajęłany miejsce 5. Zastanawiająca jest rozbieżność między notami od jury i widzów w wielu krajach. Skrajnymi przypadkami są wyniki z Wielkiej Brytanii, Irlandii, Islandii – od słuchaczy polska piosenka dostałaby maksymalną liczbę punktów, grupa fachowców plasowała piosenkę na szarym końcu stawki.
Polska piosenka – faworyt naszego małego słowiańskiego jury
Na tegorocznej Eurowizji postawiono na prostotę. Dekoracje sceniczne nie przytłaczały, a wiele krajów wybrało solistów, oprócz których na scenie nie było nikogo. Kostiumy też nie ociekały aż tak przepychem, jak to było kiedyś, a choreografii czasem po prostu nie było. Piosenki też były na wyższym poziomie niż wcześniej. To bardzo ciekawe oglądać Eurowizję w takim właśnie wydaniu. Wreszcie staje się to konkursem piosenki, a nie pustym show promującym kicz.
Ciekawe, która z Eurowizyjnych piosenek stanie się hitem naszej słowiańskiej kuchni na obczyźnie…
———————–