Ucieczka od cywilizacji i powrót do natury od dawna inspirują filmowców. Zwykle powód takich wypraw jest banalny – zmęczenie miejskim zgiełkiem, tempem życia metropolii. Jednak Louisa Sarno, bohatera dokumentu Uciekinier z Nowego Jorku (Song from the Forest), do tropikalnego lasu w sercu Afryki przywiodło z miejskiej dżungli coś zupełnie innego. Była to muzyka pigmejskiego plemienia Bayaka.
Film dokumentalny Uciekinier z Nowego Jorku Michaela Oberta, niemieckiego reżysera i dziennikarza, rozpoczyna jednak nie muzyka etniczna, a fragment Mszy na cztery głosy Williama Byrda. Renesansowa polifonia jest bowiem w dziwny sposób podobna do muzyki Pigmejów, której większość życia poświęcił Louis Sarno. Zarejestrował on ponad 1000 godzin nagrań, co jest prawdopodobnie największą kolekcją tego typu na świecie. Ten amerykański muzykolog wyjechał do Republiki Środkowoafrykańskiej w latach 80., zainspirowany śpiewem rdzennych mieszkańców, który usłyszał w radiu. Jego pierwszy pobyt w Afryce trwał trzy miesiące, ale po nim nastąpiły kolejne, aż Sarno zdecydował się na stałe zamieszkać wraz z plemieniem Bayaka. Ożenił się z jedną z rdzennych mieszkanek, ma trzynastoletniego syna Samediego, jest członkiem społeczności. Swoje wspomnienia opisał w książce Song from the Forest: My Life Among the Ba-Benjelle Pygmies. Jego pierwsza wyprawa stała się też kanwą filmu fabularnego Oka! Amerikee, niestety nie wyświetlanego w Polsce.
Louis Sarno w filmie Uciekinier z Nowego Jorku, materiały prasowe
W Uciekinierze z Nowego Jorku muzyka rdzennych mieszkańców i polifoniczny śpiew przeplatają się z wypowiedziami bliskich badacza, zarówno z plemienia, jak i z Ameryki (m.in. Jima Jarmusha – przyjaciela Sarno ze studiów oraz brata Louisa). Od samego Louisa Sarno dowiadujemy się o pięknie i prostocie życia w dżungli, o wspaniałych przysmakach, jakie można w niej znaleźć, o spotkaniach z dzikimi zwierzętami i przede wszystkim o dźwiękach, które kryje las równikowy. Ta romantyczna historia niesie ze sobą jednak pewien niepokój, jakąś melancholię. Po pierwsze z powodu postaci głównego bohatera. Z relacji przyjaciół i z wypowiedzi Sarno wyłania się obraz człowieka wiecznie wyobcowanego. Choć płynnie posługuje się narzeczem Pigmejów i mieszka w ich osadzie, to nadal pozostaje bardziej obserwatorem niż jednym z nich. Szczególnie że wciąż utrzymuje kontakt z cywilizacją – słucha radia, telefonuje do przyjaciół, zarabia na pisaniu i publikowaniu nagrań. Gdy wspomina swój pierwszy pobyt, kiedy to, jeszcze nie rozumiejąc ani słowa, siedział razem z członkami plemienia przy ognisku, stwierdza, że mógł wtedy poczuć samotność, swoją odrębność, będąc jednocześnie wśród ludzi. Samotny pośród innych jest też w wielkim mieście. Wyprawa do Ameryki z synem, któremu obiecał pokazać wielki świat, budzi w nim większą niepewność niż w trzynastoletnim chłopcu, który nigdy wcześniej nie opuszczał rodzinnej wioski.
Drugi niepokojący aspekt, jaki porusza film, to zanikanie kultury rdzennych mieszkańców Republiki Środkowoafrykańskiej. Dzieje się tak zarówno z powodu wycinki lasów równikowych oraz działalności kłusowników, jak i ze względu na zmianę mentalności młodszych członków plemienia, którzy nie chcą już kontynuować tradycji przodków. Wpływ cywilizacji Zachodu przejawia się nawet w muzyce, gdzie funkcję bębnów pełnią obecnie np. plastikowe kanistry. Choć Sarno usiłuje ocalić od zapomnienia kulturę ludu Bayaka i ze smutkiem wspomina zapomniane dziś obrzędy, to nasuwa mi się pytanie, czy sam nieświadomie nie przyspieszył tego procesu swoją obecnością. Niewątpliwie jednak jego zasługi dla zachowania i rozpowszechniania muzyki Pigmejów są nie do przecenienia. Jego nagrania ukazały się na płytach CD i warto po nie sięgnąć. Naprawdę mogą zaskoczyć bogactwem barw oraz zawartą w nich energią i mądrością świata, z którego istnienia my, mieszkańcy miejskiej dżungli, często nie zdajemy sobie sprawy.
Szczegółowe informacje o filmie na stronie: https://songfromtheforest.com
Zwiastun filmu: