O twórczości Andrzeja Krzanowskiego, o XXII edycji festiwalu „Alkagran” i o polskich akordeonistach z Grażyną Krzanowską rozmawiała Aleksandra Bliźniuk.
Aleksandra Bliźniuk: Zakończyła się XXII edycja Festiwalu Muzycznego „Alkagran”. Jakie podstawowe założenia stawiał przed sobą ten festiwal?
Grażyna Krzanowska: Tegoroczna edycja bardzo wyraźnie preferowała dwa wątki: akordeonowy i związany z muzyką XX i XXI wieku. Akordeon, bo Andrzej Krzanowski, któremu festiwal jest poświęcony, wydobył z tego pospolitego instrumentu całe spektrum nowoczesnych brzmień czyniąc z niego instrument spełniający oczekiwania muzyki nowej. Muzyka XX i XXI wieku – to muzyka naszych czasów, często nieznana, rzadko prezentowana w mediach, niejednokrotnie budząca odruchy negatywne u niewyrobionego odbiorcy, a przecież równie piękna i z dobrym przesłaniem, jak muzyka epok minionych. To chcemy pokazać naszej publiczności, nawet tej nieosłuchanej i dzieciom, dla większości których bezpośredni kontakt z muzyką jest bardzo utrudniony. Festiwal ma również cele promocyjne. Zorganizowaliśmy kolejny konkurs akordeonowy, niezwykle trudny, zorganizowaliśmy koncert laureatom nagrody za najlepszą interpretację utworu Andrzeja Krzanowskiego, przedstawiamy zdolnych młodych solistów i uznanych kompozytorów, w programie konkursu akordeonowego duży nacisk kładziemy na oryginalną literaturę akordeonową. Oczywiście duże znaczenie ma również promocja miasta Czechowice-Dziedzice i Bielska-Białej, gdzie odbywają się wydarzenia festiwalowe.
AB: Sporo miejsca w programie festiwalu zajęły etapy VIII konkursu akordeonowego im. Andrzeja Krzanowskiego. Mogliśmy usłyszeć również laureatów poprzednich edycji. Jak ocenia Pani poziom polskich, młodych akordeonistów? Kogo uważa Pani dziś za czołowego akordeonistę?
G.K: To, co wydarzyło się w ostatnich latach wokół akordeonu pozwala mi stwierdzić, że akordeon stał się jednym z najważniejszych i reprezentatywnych instrumentów XXI wieku. Akordeoniści są prawdziwymi artystami i wirtuozami tego instrumentu, są dobrze wykształceni, otwarci na wszelkie trendy muzyczne, grają świetnie muzykę awangardową i rozrywkową. Są ze sobą zżyci, przyjacielscy i mają szczerą duszę. Wielu z nich poznałam podczas konkursów alkagranowych. Niektóre ich znakomite kreacje konkursowe pamiętam do dziś. Przyszłość akordeonu widzę w jasnych barwach, o ile jakaś Inkwizycja nie wprowadzi zakazu wykonawstwa muzyki współczesnej. Najlepszy akordeonista? Jest obecnie tak silna artystycznie grupa akordeonistów, że proszę ode mnie tego nie wymagać.
AB: Jak ocenia Pani festiwal „Alkagran” w porównaniu do innych tego typu artystycznych wydarzeń w Polsce?
G.K: Trudno oceniać. Alkagran – to mały i niskobudżetowy festiwal, ale staramy się zorganizować go jak najlepiej, posiadając takie środki i możliwości, jakie mamy. To już XXII edycja festiwalu i VIII konkursu. Konkurs uchodzi za prestiżowy i ważny w rozwoju kariery młodego artysty. Są godne nagrody i godna oprawa. Alkagran – to dobre dla artystów miejsce na prawym brzegu Wisły. Nie konkurujemy z innymi wydarzeniami, ale jeżeli jest to możliwe, chętnie współpracujemy i zbieramy nowe doświadczenia.
AB: Jest Pani inicjatorką Festiwalu „Alkagran”. Z jakimi trudnościami można się spotkać prowadząc takie wydarzenia kulturalne w Polsce?
G.K: Ojej! Jak dobrze zakasze się rękawy i włoży się dużo serca – pokona się wiele przeszkód. Te najtrudniejsze tkwią często w negatywnym nastawieniu osób decyzyjnych, chcących, żeby program festiwalu był o charakterze popularnym, dobrany pod oczekiwania większości mieszkańców. Organizacja takiej imprezy mnie osobiście nie interesuje, są powołane przecież do tego inne instytucje. Przez szacunek do publiczności zarówno dorosłej jak i dziecięcej staram się zapewnić wysoki poziom artystyczny koncertów i atrakcyjny, chociaż często niełatwy program. Publiczności i sympatyków Alkagranu z roku na rok przybywa. Sprawy finansowe dzięki wsparciu m.in. Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Starostwa Powiatowego w Bielsku-Białej, Miejskiego Domu Kultury w Czechowicach-Dziedzicach i wielu innych organizacji, instytucji, firm i osób prywatnych mogą być w pełni zabezpieczone, co pozwala na pewien komfort przy realizacji imprezy. Media – no cóż… Ale za kilka lat i w tej kwestii, sądzę, będzie lepiej.
A.B: Jest Pani kompozytorką. Czy współpracowała Pani ze swoim mężem w muzycznych projektach?
G.K: Niejednokrotnie, chociaż w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nie istniało słowo projekt na działania twórcze. Wspólnie napisaliśmy kilka kompozycji, oczywiście znaliśmy i rozmawialiśmy o naszych utworach, a nawet wspólnie wymyśliliśmy nazwę dla kwintetu akordeonowego „Alkagran czyli jedno miejsce na prawym brzegu Wisły”.
A.B: Andrzejowi Krzanowskiemu zawdzięczamy m.in. nobilitację akordeonu. Instrument, który kojarzy się zazwyczaj muzyką ludową lub popularną w jego twórczości zyskał znaczenie artystyczne. Czy kompozytor w tej samotnej drodze inspirował się czyjąś twórczością, wzorował się na kimś?
G.K: Muzyka kompozytorów skandynawskich i amerykańskich z pewnością była dla Andrzeja ważnym impulsem do odkrywania potencjału drzemiącego w akordeonie. Dostęp medialny do muzyki współczesnej był wówczas możliwy poprzez transmisje koncertów i radiowe audycje o muzyce najnowszej i to właśnie te czynniki kształtowały jego wyobraźnię muzyczną i zmieniły myślenie o akordeonie jako instrumencie niekoniecznie związanym z muzyką ludową lub transkrypcjami muzyki dawnej.
A.B: Pani mąż całe swoje życie związany był z Czechowicami. Czy wspominał kiedyś jak, jeszcze przed studiami, mieszkając w tak małej miejscowości poznał muzykę współczesną?
G.K: Słuchał radia, Programu 2.
A.B: Pani mąż studiował kompozycję u Henryka Mikołaja Góreckiego. Jak wspominał te lata?
G.K: Henryk Mikołaj Górecki był dla Andrzeja wielkim autorytetem i wielkim kompozytorem. Zajęcia często przybierały postać długich rozmów o muzyce, literaturze, sztuce i życiu. Górecki dał Andrzejowi swobodę w działaniach twórczych , nie zmieniał ich wg własnej koncepcji, często nawet nie widział aktualnie pisanej partytury. Ale poprzez swoją silną i charyzmatyczną osobowość był dla Andrzeja prawdziwym mistrzem prowadzącym go drogą prawdy, niezależności i rzetelności.
A.B: Czasy w których tworzył Pani mąż przypadają na okres PRL-u. Jak w tej rzeczywistości odnajdywał się jako człowiek i kompozytor?
G. K: Wbrew pozorom to był całkiem niezły czas dla poczynań twórczych. Był dostęp do nagrań i publikacji związanych z polską muzyką nową, odbywały się koncerty, festiwale, były wydawane najnowsze kompozycje. Krytyka ustroju, zakamuflowana lub wręcz obecna w kompozycjach nie tylko Andrzeja, była jakby poza zasięgiem czujnej inwigilacji ówczesnej władzy. Teraz, z perspektywy tylu lat, aluzje, refleksje i słowa walki są bardzo czytelne, zwłaszcza w jego „Audycjach”. Andrzej toczył swoją walkę za pomocą swoich nut i słów poetów.
A.B: Jak wyglądał proces komponowania utworów u Andrzeja Krzanowskiego?
G.K: Chyba podobnie, jak u każdego twórcy. Pracę rozpoczynał od szkiców, tworzenia materiału dźwiękowego, głównych motywów. Pisał szybko, partytura powstawała od razu w całości kompletna – z oznaczeniami, łuczkami, dynamiką… Pisał oczywiście ręcznie, a słyszał wewnętrznie – komputer nie był wówczas podstawowym narzędziem pracy. Różne rozmiary papieru nutowego, kilkanaście ołówków, temperówka i dobre gumki do mazania oraz czarne pióra zawsze były w zasięgu ręki.
A.B: Andrzej Krzanowski wśród muzykologów wliczany jest w krąg Grupy Stalowowolskiej, Śląskiej Fali 51 oraz nowego romantyzmu. Czy kompozytor czuł się częścią jakiejś większej formacji artystycznej czy raczej działał indywidualnie?
G.K: Tak się złożyło, że Andrzej, Olek Lasoń i Gienek Knapik studiowali w Katowicach w tym samym czasie , przyjaźnili się, często prezentowali swoje kompozycje, wygrywali konkursy kompozytorskie, dużo rozmawiali o muzyce, byli często widoczni i kojarzeni jako trójka. Pojawienie się ich w Stalowej Woli zwróciło uwagę krytyki muzycznej i muzykologów na młodą muzykę śląską, która mimo różnorodności stylistycznej niosła jednak nowe propozycje. Wspólnie nie tworzyli, ani nie ogłaszali żadnego manifestu, ich muzyka miała różne inspiracje, ale była między nimi silna więź emocjonalna i zgoda.
A.B: W swoich utworach Andrzej Krzanowski z jednej strony sięgał do zdobyczy awangardy lat sześćdziesiątych (szczególnie sonorystycznych), z drugiej zaś zwracał się do tradycji poprzez formę utworów (np. Preludium, Symfonia, Toccata, Koncert), stosowanie dawnych technik czy też odnawiając dawne wartości, od których awangarda się odżegnywała. Co według Pani pociągało Andrzeja Krzanowskiego w awangardzie i jaki był jego stosunek do tradycji?
G.K: Andrzej był otwarty na taką awangardę, która mogła wzbogacić jego język muzyczny dotyczący przede wszystkim brzmienia i barwy. Stosowanie niekonwencjonalnych instrumentów, takich jak syreny, fleksatony, metalowe rury, gwizdki czy wykorzystywanie np. skrajnych rejestrów nie zostało oczywiście przez niego wymyślone, ale stanowiło ważną cechę jego twórczości. A przeniesienie pewnych sposobów kształtowania dźwięku na akordeon sprawiło pionierskie unowocześnienie tego tak bardzo tradycyjnego instrumentu. Jego głównymi przewodnikami byli Beethoven i Bach, potem pojawili się Górecki i Szymanowski. To oni uczyli go, czym jest kompozycja muzyczna.
A.B: Andrzej Krzanowski w swojej twórczości często łączył wiele sztuk w jedną. Znaczące pod tym względem są Audycje do słów Jacka Bieriezina, Zbigniewa Doleckiego i Sławomira Mrożka. Czy literatura lub inne sztuki były dla Pani męża źródłem inspiracji?
G.K: Tak, zwłaszcza poezja, w której szukał lepszych, ładniejszych, czy dosadniejszych słów od tych, które chciał sam wypowiedzieć. Andrzej był chłonny różnych form wypowiedzi, stąd jego zainteresowanie audycjami radiowymi (Audycje), malarstwem i malarstwem świetlnym (Transpainting), poezją (wspomniane Audycje i tytuły wielu utworów), a także muzyką mistrzów (Bach, Beethoven, Szymanowski, Górecki), którą cytował lub w sposób zamaskowany przemycał w swoich kompozycjach.
A.B: Andrzej Krzanowski był nie tylko kompozytorem, ale również pedagogiem. W jego twórczości obecne są utwory przeznaczone dla najmłodszych. Czy kompozytor miał wizję nowej literatury muzycznej dla akordeonistów?
G.K: Tak. Obydwoje chcieliśmy opracować muzyczny słownik dla dzieci w formie zbioru łatwych utworów przeznaczonych na akordeon, skrzypce lub fortepian, które wyjaśniałyby szereg pojęć muzycznych i które w sposób przystępny wprowadzałyby dziecko w świat muzyki XX wieku.
A.B: Czy widzi Pani echa muzyki i działalności pedagogicznej Andrzeja Krzanowskiego wśród współczesnych artystów?
G.K: Nie. Chyba nie ma tak szeroko zakrojonej akcji w tym zakresie.
A.B: Andrzej Krzanowski porównany został przez Andrzeja Chłopeckiego do jednego z największych polskich kompozytorów, nazywając go Chopinem akordeonu. Jak odbiera Pani to porównanie?
G.K: Trochę się kurczę, jak to słyszę, bo Chopinowi nikt nie dorówna. Ale analogie są. Obydwaj zmarli w wieku 39 lat i obydwaj większość twórczości poświęcili jednemu instrumentowi: Chopin – fortepianowi, Andrzej – akordeonowi. Jest jeszcze inna, bardziej zabawna analogia: w imieniu i nazwisku Andrzeja występują wszystkie litery wyrazu akordeon, u Chopina – prawie wszystkie fortepianu.
A.B: Jeśli mogłaby Pani określić w kilku słowach: jakim człowiekiem był Andrzej Krzanowski?
G.K: Hm. I łagodnym i nerwusem. I dobrym i… zabić to mało. Jak każdy twórca, bo napięcia wewnętrzne są przecież u twórców ogromne. Palił fajkę. Lubił z każdym porozmawiać – i z profesorem i z portierem. Nie był bufonem. Żył uczciwie i raczej skromnie. Odważnie wypowiadał się, grał pięknie na akordeonie, chociaż może nie doskonale. Uwielbiałam go słuchać, gdy ćwiczył w domu. Robił dobrą jajecznicę i bardzo kochał nasze dzieci.
Andrzej Krzanowski. Źródło zdjęcia: www.alkagran.pl
———————–
Teks powstał dzięki
Funduszowi Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS