O swojej nowej płycie, improwizacji, która daje wolność i o emocjach, których poszukuje w muzyce, o inspiracjach sztuką filmową i kulturą amerykańską w rozmowie z Marleną Wieczorek i Ewą Schreiber opowiada Aleksander Dębicz.
—————–
Marlena Wieczorek: Rozmawiamy tuż po ukazaniu się Twojej solowej płyty “Cinematic Piano”, wydanej przez Warner Classics – taki debiut fonograficzny to marzenie młodych artystów – jak udało się Tobie zainteresować swoją twórczością wytwórnie o międzynarodowym zasięgu?
Aleksander Dębicz: Miałem to szczęście, że zostałem zauważony na konkursie Transatlantyk Instant Composition Contest i zaproponowano mi nagranie demo. Wtedy wpadłem na pomysł „Cinematic Piano”. Demo się spodobało, dlatego dostałem szansę nagrania płyty. To wielki zaszczyt tworzyć dla tak wspaniałej wytwórni, jaką jest Warner Music. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że po ukończeniu prac nad moją debiutancką płytą podpisałem z Warnerem kontrakt.
Ewa Schreiber: Jesteś zwycięzcą międzynarodowego konkursu kompozycji i improwizacji ad hoc do obrazu “Transatlantyk Instant Composition Contest 2013”. Co Ci dało to doświadczenie?
AD: Udział w tym niezwykłym konkursie był wielką przygodą. To była jedyna w swoim rodzaju rywalizacja, ponieważ nie ma drugiego takiego konkursu na świecie. Transatlantyk ICC pozwolił mi połączyć na scenie moje trzy wielkie pasje: muzykę, improwizację i kino. Nie mogłem nie skorzystać z okazji, konkurs był naturalną konsekwencją moich zainteresowań. Po Transatlantyku uwierzyłem, że droga, którą obrałem jest słuszna, nabrałem większej pewności siebie i chyba trochę rozwinąłem skrzydła.
ES: Jaka jest według Ciebie rola improwizacji w edukacji muzycznej?
AD: Ogromna. Sam trochę uczę i wprowadzam improwizację do mojego programu. Uważam, że większość muzyków może improwizować, pod warunkiem że przekroczy pewną barierę lęku. Nieraz byłem świadkiem, jak osoby, które zarzekały się, że nie potrafią improwizować, w pewnym momencie się otwierały, uwalniając pokłady kreatywności. Oczywiście nie każdy może improwizować zawodowo, ale same ćwiczenia w tej dziedzinie są niesamowicie rozwijające. Ten kto improwizuje, lepiej wykonuje zapisaną muzykę, bo trafniej odczytuje intencje kompozytora. W baroku i klasycyzmie niemal wszyscy instrumentaliści improwizowali. Warto wrócić do tej praktyki w szkolnictwie.
ES: A czym jest improwizacja dla Ciebie?
AD: Elementem wolności w muzyce. Wyjątkowo piękne, czyste zjawisko, polegające na spontanicznym tworzeniu „tu i teraz”. Uwielbiam uczucie, kiedy podczas improwizacji sam siebie zaskakuję, wchodząc w nieodkrywane dotąd rejony – może się tak zdarzyć pod wpływem publiczności, sali, pogody i innych rozmaitych czynników losowych.
ES: Jak postrzegasz sytuację pianistów dzisiaj w Polsce? Mam na myśli m.in. tradycję Konkursu Chopinowskiego i pewne oczekiwania z tym związane?
AD: Z natury jestem optymistą, uważam też, że jeśli konsekwentnie dąży się do stawianych przez siebie celów, a po drodze nie sprzeniewierza się artystycznym wartościom, sukces zawodowy prędzej czy później przyjdzie. Konkurs Chopinowski należy do najbardziej prestiżowych konkursów pianistycznych, a w Polsce jego znaczenie jest szczególne, więc nic dziwnego, że cieszy się zainteresowaniem młodych pianistów i mediów. Sam nie miałem ochoty w nim startować, ale też nie czułem presji z żadnej strony. Być może jednak tradycja konkursu wymusza irracjonalne oczekiwania ze strony niektórych organizatorów koncertów, aby pianiści zawsze włączali do swojego repertuaru utwory Chopina, nawet jeśli nie czują się w tej muzyce najlepiej.
MW: A może to też przestarzały system edukacji? Masz jakieś przemyślenia na jego temat?
AD: Myślę, że w systemie edukacji muzycznej przydałoby się trochę inaczej rozłożyć akcenty. Dzisiaj szkoły koncentrują się na kształceniu solistów, a wiadomo, że tylko niewielki procent uczniów nimi zostaje. Powinny zyskać na znaczeniu kameralistyka oraz improwizacja z elementami kompozycji. Sądzę też, że każdego powinno się uczyć czytania partytur orkiestrowych.
ES: Angażujesz się w różne projekty – jazzowe, popowe, filmowe, a przecież jesteś klasycznie wykształconym muzykiem. Wspólnie z Marcinem Zdunikiem realizujecie projekty związane z improwizacją. Ile jest w tym potrzeby twórczej, a na ile jest to sposób na zaistnienie w mediach lub zyskania publiczności?
AD: Nigdy nie podchodziłem do muzyki w sposób koniunkturalny. Gram to, na co mam ochotę i co mnie interesuje. Słucham bardzo dużo różnej muzyki – od poważnej przez jazz do hip-hopu – bo mam taką potrzebę. Z tych samych powodów poruszam się w różnych gatunkach jako pianista, kręci mnie też ich łączenie. Emocji, jakie daje wykonywanie muzyki rozrywkowej nigdy nie doświadczę, grając klasykę, i odwrotnie. Generalnie jednak klasyka jest moim trzonem, wokół którego rozbudowuję swoją działalność. Cieszy mnie, że spotykam na swojej drodze wybitnych muzyków, którzy, tak jak Marcin Zdunik, są kreatywni i otwarci na rozmaite przedsięwzięcia.
MW: Ktoś mi kiedyś powiedział, że jesteś młodym Możdżerem – w czym widzisz podobieństwo do Niego, a w czym jesteście różni? Czego chciałbyś się od Niego nauczyć?
AD: Jeśli ktoś widzi we mnie młodego Możdżera, to traktuję to jako wielki komplement. Podobnie jak większość uważam go za wybitnego pianistę. Jeden z recenzentów „Cinematic Piano” zauważył w mojej grze wpływy Keitha Jarretta. Ciekawe, bo chociaż obydwu pianistów niesamowicie podziwiam, to nigdy nie słuchałem ich nałogowo, tak jak np. Herbiego Hancocka, który raczej nie wpłynął na mój styl gry. Tak czy inaczej, Leszek Możdżer ma bardzo silną osobowość i niezwykle wyrazisty styl, więc silą rzeczy wywiera wpływ na nową generację pianistów. Wydaję mi się też, że ewentualne podobieństwa mogą wynikać z podobnego wykształcenia, prawdopodobnie wychowywaliśmy się na zbliżonym repertuarze. Natomiast według mnie mam inną artykulację, a artykulacja jest jednym ze znaków rozpoznawczych Możdżera. Czego chciałbym się od niego nauczyć? Wszystkiego, bo to wielka postać!
MW: Wystąpiłeś na gali Konkursu Polskich Krytyków Muzycznych, organizowanego przez Fundację MEAKULTURA. Sam też piszesz recenzje dotyczące muzyki filmowej. Skąd taka potrzeba wypowiadania sie na tematy muzyczne?
AD: Już dawno nie piszę recenzji, natomiast bardzo wiele zawdzięczam temu epizodowi w moim życiu. Pisanie wynikało z silnej potrzeby podzielenia się z ludźmi opinią na temat jakiegoś dzieła artystycznego, ponieważ chętnie dyskutuję na tematy związane ze sztuką. Zawsze bardzo lubiłem coś dobrego polecić, w zwięzły sposób uzasadniając swoje zdanie. Pisanie to rodzaj intelektualnej przyjemności, na którą sobie od czasu do czasu pozwalam. Recenzowanie soundtracków, na początku nieudolne, zmusiło mnie do zdobycia wiedzy na temat muzyki filmowej, którą nie dałaby mi żadna szkoła. Jestem przekonany, że w dużej mierze dzięki tym recenzjom wygrałem konkurs na Transatlantyku i nagrałem płytę „Cinematic Piano”. Dzisiaj zdarza mi się napisać jakiś felieton, ale okazjonalnie.
Foto: Andrzej Urbanik
MW: A dlaczego nie piszesz już recenzji?
AD: Uważam ten rozdział za zamknięty. Dziwnie bym się czuł, będąc zarówno artystą, jak i recenzentem, mimo że najczęściej pisałem o dziełach, które mi się podobały. Nie rezygnuję z pisania zupełnie, tak jak powiedziałem, od czasu do czasu na pewno napiszę tekst, najpewniej związany z filmem. Dzisiaj Facebook daję tę możliwość, że mogę się podzielić ze znajomymi refleksjami na interesujący mnie temat i chętnie z tego korzystam. To mi wystarcza.
MW: A czy czytasz teksty pisane przez polskich krytykow muzycznych – jakie masz refleksje na ten temat?
AD: Czytam. Moja główna refleksja jest taka, że krytyki muzycznej jest za mało w mediach głównego nurtu, choćby na tle krytyki filmowej czy literackiej. Myślę też, że powinno się dopuszczać do głosu o wiele więcej specjalistów – osobnych od opery, osobnych od muzyki instrumentalnej itd. Bo krytyka, podobnie jak w jakiejś części szkoła, kształtuje nowe pokolenia melomanów.
Link do SoundCloud znajduje się TUTAJ
MW: Wracając do muzyki filmowej i uproszczeń – jedni uważają, że jest to muzyka epigonów, inni, że właśnie do niej zdryfowali kompozytorzy-następcy wielkich symfoników i tych stawiających na melodykę w swojej pracy twórczej. Dlaczego wybrałeś właśnie ten typ muzyki? Co szczególnego – według Ciebie – ma do zaoferowania w zestawieniu z tzw. współczesną muzyką poważną?
AD: Muzyka filmowa jest o wiele bardziej komunikatywna niż współczesna muzyka poważna, ponieważ w naturalny sposób odpowiada na potrzeby filmu, a tym samym – słuchaczy, którzy oczekują od muzyki konkretnych emocji i treści. Style i środki kompozytorskie w muzyce filmowej wynikają bezpośrednio z rozmaitych elementów filmu, dlatego wydają się naturalne. Jeśli kompozytor filmowy pisze muzykę minimalistyczną, to nie dlatego, że tak sobie wykoncypował, ale ponieważ tylko w ten sposób wydobędzie najważniejszą treść z obrazu. A słuchacza ten minimalizm wzruszy, bo wyda mu się całkowicie szczery. Film daje kompozytorowi olbrzymie pole do popisu, podobnie jak kiedyś balet czy opera. Wielu z nich rozwija skrzydła i tworzy poruszające kompozycje, nieraz bardzo wyrafinowane. Mój problem ze współczesną muzyką poważną polega na tym, że rzadko wywołuje we mnie emocje, nieczęsto mogę o niej powiedzieć, że jest po prostu piękna, w przeciwieństwie do muzyki filmowej. Koncerty z awangardową muzyką kojarzą mi się trochę z pokazami mody.
MW: Niedostępność, odrealnienie?
AD: Tak – modelki i modele ubrani są jak dziwolągi, ale wiadomo, że ich stroje są przeznaczone tylko na wybieg. Chodzi o kreowanie nowych trendów, projektanci mody użytkowej zaczerpną z ich sztuki tylko niewielki procent. W muzyce natomiast oczekuje się od słuchaczy przyklaskiwania utworom, które brzmią jak kakofonia. Szumy, brzdęki i piski zainteresują może muzycznych “geeków”, ale na pewno nie dostarczą dobrych emocji szerokiej publiczności. Nie chcę być jednak niesprawiedliwy, oczywiście generalizuję. Zdarzyło mi się wysłuchać i wykonać fantastyczne utwory współczesne. Jest mnóstwo kompozytorów, dla których treść jest największą wartością, a nie źle pojmowana oryginalność. A muzyka filmowa bywa też przecież szalenie kiczowata.
MW: Czy możesz wskazać młodych polskich kompozytorów, których twórczość wywołuje u Ciebie emocje?
AD: Bardzo lubię i cenię twórczość Tomasza Opałki. Jego utwory zawsze wywołują we mnie jakieś emocje, bo o czymś mówią. Ostatnio miałem okazję usłyszeć utwór „The Glitch” Opałki na wiolonczelę i fortepian – niezwykle efektowna kompozycja, prawdziwa gratka zarówno dla wykonawców, jak i słuchaczy. Z przyjemnością słucham też kompozycji Ignacego Zalewskiego. Pamiętam, że wielką satysfakcję dało mi wykonanie jego Kwintetu fortepianowego, twórczo nawiązującego do tradycji. Z niecierpliwością czekam na utwory Rafała Zalecha, mieszkającego w Wiedniu i niestety mniej obecnego w naszym kraju. Chętnie sięgam do muzyki Wojciecha Błażejczyka i Dariusza Przybylskiego. Bliskie jest mi również to, co proponuje Radzimir Dębski i Krzysztof Janczak.
MW: Jak postrzegasz kulturę amerykańską – co w niej Cię pociagą? Łączenie tego co artystyczne z tym co się dobrze sprzedaje?
AD: Amerykanie, jak mało kto, potrafią właśnie przekazywać głębokie treści w atrakcyjnej formie. Szczerze mówiąc uważam, że ma to największy artystyczny sens. Bo co to za sztuka docierać tylko do wąskiego grona intelektualistów. Imponują mi te dzieła, które poruszają wszystkich, są wciągające, ekscytujące, ale i zmuszają do myślenia, poruszają ważkie tematy. Według mnie, ta umiejętność Amerykanów sprawiła, że ich kino jest zdecydowanie najpopularniejsze na świecie.
MW: Dzisiaj człowiek inteligentny zna nazwisko laureata nagrody Nobla w dziedzinie literatury, bywa w kinie na najnowszych filmach, aktorów – nawet reżyserów – teatralnych też kojarzy, ale raczej nie wie nic o najbardziej znanych młodych kompozytorów polskich. Dlaczego – według Ciebie – tak trudno stworzyc “modę” na śledzenie tego, co “brzmi w trzcinie” rodzimej muzyki współczesnej?
AD: Myślę, że z dwóch powodów. Po pierwsze dzieła zdolnych kompozytorów są wymieszane z muzyką hochsztaplerów (często w ramach jednego koncertu) i w tym zalewie trudno się odnaleźć odbiorcom spoza branży. W efekcie współczesna muzyka poważna kojarzy się szerokiej publiczności z hardcore’owymi kompozycjami, które brzmią jak parodia muzyki. Po drugie edukacja muzyczna jest w opłakanym stanie. Lekceważy się rolę kompetentnych nauczycieli, w szkołach praktycznie nie ma zajęć muzycznych, a jeśli są, to polegają na bezsensownym uczeniu się biografii kompozytorów. Wcześniej wspomniałem też o rzadkim pojawianiu się tekstów na tematy muzyczne w mediach głównego nurtu – to też ma znaczenie.
MW: Jeśli kultura jest w pewnym stopniu odzwierciedleniem społeczeństwa, to co ona mówi o Polakach?
AD: Polska kultura jest bardzo różnorodna i takie jest też nasze społeczeństwo. Myślę, że rodzima sztuka od dawna odzwierciedla pragnienie wolności. Ale raczej nie jestem gotowy wyczerpująco odpowiedzieć na to pytanie.
MW: Mówiac o myśleniu komercyjnym przy tworzeniu muzyki ocieramy sie o pytanie o to, co jest w sztuce ważne – co dla Ciebie jest w niej istotnego… ?
AD: Sztuka musi o czymś mówić i dostarczać emocje. To jest najważniejsze.
———
Płytę można kupić TUTAJ