Usiadłam w pierwszym rzędzie i czekałam na realizację obietnic zawartych w programie: refleksji na temat przeszłości, wykalkulowanej apoteozy tradycji, odwołań do kulturowego dziedzictwa. Dostałam syntetyczne studium ludzkiej natury.
Tegoroczna Muzyka z prądem, która odbyła się w ramach 45. Poznańskiej Wiosny Muzycznej zwróciła bowiem na siebie uwagę dwiema pozycjami repertuarowymi. Co ważne, nie posiadały one wyłącznie symbolicznego lub anegdotycznego charakteru, jak pozostałe kompozycje przedstawicieli azjatyckiej sceny muzyki elektroakustycznej, czy występ Jarosława Kordaczuka z utworem na skonstruowany przez niego monoctone – sterownik syntezator modularnych.
Na początku było słowo. A potem polka. Polka Jagusi to utwór o infantylnym tytule – niejako wymuszonym przez formułę konkursu, którego wyniki prezentowane były podczas koncertu Muzyki z prądem. Kompozycja Radosława Matei to – wbrew mylącemu tytułowi – dojrzały utwór, w oryginalny sposób odwołujący się do mroków przeszłości.
Mateja w Polce Jagusi wykorzystuje jedynie pierwszy akord oryginalnego nagrania ludowego utworu o tym samym tytule będącego inspiracją dla kompozycji. Przebieg utworu opiera się na modyfikacjach – a wreszcie odrealnieniu – wyjściowego współbrzmienia. Pierwotna energia zostaje przekonwertowana na sygnał cyfrowy, aby po serii zabiegów kompozytorskich ukazać update swojej mrocznej natury.
Utwór Matei emanuje jątrzącą się, nieuświadomioną, pierwotną siłą kojarzoną z popędami i atawizmami. Spokojny początek przeradza się w pulsacyjną zapowiedź… niczego, bo napięcie niknie i finalnie rozpływa się w quasi-dronowej chmurze. Klimaks nie nadchodzi, a połączenie organicznego charakteru utworu z jego syntetyczną naturą (sic!) buduje wrażenie niedopasowania, niewygodę i dyskomfort. Jego obecność podczas słuchania uświadamia, że charakter utworu jest odzwierciedleniem sytuacji zagubionego jeszcze, obdarzonego organiczną naturą człowieka w syntetyczno-mechanicznym świecie.
Świadomość istnienia napięcia pomiędzy tym, co organiczne, a tym, co nieorganiczne, zauważyć można było także podczas występu Scotta Wilsona. Prezentowany przez niego PoznańCode to utwór oparty na technikach Live Codingu. Materiałem wykorzystywanym podczas wykonywania utworu były też dane udostępnione kompozytorowi przez CERN. Improwizacja Wilsona odniosła się więc do badań nad materią otaczającego nas świata, algorytmiki – próby uporządkowania rzeczywistości – oraz do próby estetyzacji i jednoczesnej potrzeby odczuwania przyjemności estetycznej.
Nawałnica impulsów przebiega przez mój mózg, kiedy próbują uporządkować myśli dotyczące pokoncertowych wrażeń. Sygnał goni sygnał – tak, jak w utworze Wilsona, który jawił się jako kreator własnego zalgorytmizowanego, muzycznego świata.