recenzje

Must be the Music. Tylko muzyka. Pierwsze eliminacje (04.03.2012)

Program Must be the Music to misz masz bardzo dobrych ale i kiepskich wokalistów i zespołów. Pierwszy odcinek trzeciej edycji w zasadzie nie zmienia tego obrazu: obok Katarzyny Moś, zespołu Szulerzy i Regeneration pojawiają się siostry Mrotek, pseudo DJ Maciej Płonka, zespół disco polo Cliver czy pan Roman Gałyś. Prześledźmy wszystkie występy, aby osobno przyjrzeć się każdemu uczestnikowi.

Jako pierwszy prezentował się znakomity zespół Szulerzy z własną piosenką Obywatel Nowak Jan. O ile kompozycja nie powalała przekazem, o tyle wokalistka była fantastyczna. Jej charakterystyczny głos, w połączeniu z dobrymi instrumentalistami i fajnym rytmem tworzył spójną całość. 4x TAK jurorów i komentarze: fajnie, świetnie, bardzo stylowo, dopełniają ten obrazek. Czekam niecierpliwie na nową odsłonę.

Ten piękny wstęp zdeptały swoim pojawieniem się Agnieszka i Ewa Mrotek, wykonujące kolejno: Jeszcze raz Patrycji Markowskiej i, po dwóch TAK od jurorów, Alejandro Lady Gagi. Ah… koszmarek, ironicznie skwitowany przez Adama Sztabę: Zazdroszczę waszemu ciągnikowi, że może słuchać tego na co dzień. Pełne fałszów unisono sióstr niestety długo pozostanie mi w pamięci. Nie przeszły dalej.

Z kolei dziewięcioletnia Oliwia Wieczorek zaprezentowała się bardzo dobrze ze swoją Szklaną pogodą Lombardu. Mała ma autentyczny rockowy styl, nie tylko na zewnątrz, ale i w stylu śpiewania, w zachowaniu na scenie. Dobry śpiew zgrywał się z imagem. 4xTAK zapewniło Oliwii następny etap, jury chwaliło jej wielki głos (Łozo), zapowiadając przyszłą karierę (Kora).

Zespół Friends in China, składający się z dwóch kolegów – Francuza i Anglika, zaprezentował swój własny utwór Island. Było dobrze, choć występ nie powalał na kolana. Mimo to jury zagłosowało cztery razy na TAK i zespół zobaczymy w kolejnym etapie. Zauroczenie Kory wokalistą zostawmy na marginesie…

Katarzyna Moś, nieoficjalna gwiazda tej edycji, to dobra wokalistka. Śpiewała Natural Women Arethy Franklin, budząc zachwyt jury i publiczności. Wokalnie dobrze sobie radziła, ale to wszystko było bardzo bezpieczne, nie dała się porwać utworowi, nie wzruszała. Ja mam w pamięci ciągle wykonanie tego utworu przez uczestniczkę amerykańskiego X Factor, Stacy Francis, które przyprawiało o gęsią skórkę. Przy okazji pragnę polecić czytelnikom inny jej występ – gdzie śpiewa Purple Rain Prince’a. Jest to moim zdaniem pojedyncze, najlepsze wykonanie utworu w całej historii tego typu programów muzycznych.

A wracając do Katarzyny Moś – jest nadzieją tej edycji Must Be The Music, nie można odmówić jej talentu ani głosu. Trzymam więc za nią kciuki w kolejnych etapach, 4x TAK pozwoliło jej przejść dalej. Jurorzy byli jednogłośni, z góry przewidując udział Katarzyny w finale programu. Zapewne tak będzie.

CzessBand wraz ze swoim romskim utworem Tutti Frutti porwał publiczność i jurorów. Żywe rytmy i dobrzy muzycy przekonali także mnie, choć bieganie jednego z członków z pistoletem strzelającym konfetti uważam za zupełnie niepotrzebne i odciągające uwagę od muzyki. Ta broniła się sama i te dodatki jedynie przeszkadzały. Jurorzy byli na TAK, chwaląc widowisko i członków zespołu. Zobaczymy co pokażą w kolejne odsłonie.

Maciej Płonka, mało rozchwytywany DJ, zaprezentował The Drill With Crazy Boy. Cóż… były to dwie minuty mojego życia, których nigdy nie odzyskam. Kolejny koszmarek. TAK Łoza było chyba żartem, ja nie mam tu nic do dodania.

Roman Gładyć… kolejny uczestnik – nie wiadomo co. Ten niemal siedemdziesięciolatek budził sympatię ale nic poza tym. Wokalnie było baaardzo przeciętnie. Zaśpiewał Fantastyczne wydarzenia i Vivat Polsko, po czym dostał 4xTAK od jury. Pozostawię to bez komentarza.

Kolejny cios w serce – zespół Cliver i ich hit disco-polo Moje ciało oszalało. Szaleństwo publiczności poważnie mnie zaniepokoiło, tak jak przeraziło mnie TAK od Kory. Jak to ujęta Ela Zapędowska: Moje ciało nie oszalało. Moje może oszalało, ale z rozpaczy.

Nieco na plus zmienił sytuację Gethomil Lomarre z Haiti. Zaśpiewał najpierw własną kompozycję Have You Ever?, czym nie zachwycił jury, oraz Kocham cię, którym to utworem podbił ich serca. Jego styl a’la reggae był dość oryginalny choć nie porywał. Za to poczucie humoru obecne w napisanym przez niego tekście – tak. Dostał zielone światło od wszystkich jurorów i zobaczymy go w następnym etapie.

Ciekawym zjawiskiem była Ifi Ude, Polka pochodząca z Nigerii. Zaśpiewała swój utwór Day, który okazał się być kompozycją bardzo oryginalną i nieco dziwaczną. Było to specyficzne połączenie rocka, electric i world music, które jednak wybroniła. Zresztą dobrze, że w Polsce pojawia się coraz więcej osób eksperymentujących z muzyką. Kora uznała wykonanie za piękne, Łozo kupił Ifi w całości, Adam pochwalił fajny mix. Ifi dostała 4x TAK i przeszła dalej.

Z kolei zespół Mamma Selita i jego utwór Brudne bomby całkowicie porwał publiczność. Ja zachwyciłam się perkusistą. Generalnie świetna sekcja, co zresztą podkreślił też Adama Sztaba, fantastyczne zwolnienie i przyśpieszenie w trakcie utworu i zgrana całość. Jedynie Kora była na NIE, zespół zobaczymy więc ponownie.

Lo senza lei, wersja włoska hitu Czesława Niemena Dziwny jest ten świat w wykonaniu Włocha Dario Isidorisa spodobała się jurorom i publiczności. Ja nie była do końca przekonana, ale pod kątem wokalnym nie mam występowi nic do zarzucenia. Kora podkreślała szczerość Dario i chwaliła włoskie wibrato, Ele dostrzegła włożone w śpiew serce, a Adam docenił propagowanie Niemena za granicą. 4xTAK pozwala Dario zaprezentować się w kolejnym etapie.

Na koniec mieliśmy okazję usłyszeć świetny zespół gospel – Regeneration, w piosence To God be the Glory. Fantastyczne połączenie spiritual singing (śpiewu „duchowego”, zazwyczaj wykonywanego w USA w kościołach przez czarnoskórych wokalistów), rockowego brzmienia, doskonałej instrumentacji, dobrych wokalistów i charyzmatycznego lidera dało doskonały efekt. Występ porywał i zachwycał. Jury również było na tak, podkreślając moc zespołu (Ela) i chwaląc sekcję rytmiczną (Adam). Najlepiej jednak skwitował występ Łozo: Śpiewaliście o niebiosach ale moc była piekielna. Dokładnie. Czekam niecierpliwie na kolejną odsłonę Regeneration.

Konkluzja – jak powiedziałam na wstępie: misz masz. Czasem bardzo mi się podobało, a czasem miałam ochotę wyłączyć telewizor. Miejmy nadzieję, że w kolejnym odcinku będą  tylko te wartościowe minuty.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć