Sienna Gospel Choir, fot. Szczepan Czajko

wywiady

"Polacy kochają śpiewać, nie tylko od święta". Wywiad z Anną Bajak i Anną Mazurek.

O muzyce gospel, śpiewaniu kolęd, nawet od maja, o radości płynącej ze wspólnego śpiewania w chórze oraz o tym, czy Polacy lubią śpiewać (nie tylko kolędy!) w świątecznym wywiadzie z Anną Bajak i Anną Mazurek rozmawia Anna Kruszyńska.

Anna Bajak – kompozytorka, dyrygentka, aranżerka partii wokalnych dla chórów i zespołów, nauczycielka i dyrektor artystyczny Szkoły Gospel. Od 2001 roku prowadzi chór Sienna Gospel Choir, którego jest założycielką i dyrygentką. 

Anna Mazurek – chórzystka, solistka, a także manager Sienna Gospel Choir.

Anna Kruszyńska: Co takiego jest w muzyce gospel, że przyciąga zarówno wielu słuchaczy, jak i wykonawców?

Anna Bajak: Wydaje mi się, że można mówić o kilku takich elementach. Po pierwsze jest to przesłanie i Prawda, która za nim stoi. Ludzie czują, że identyfikujemy się z tekstem, który śpiewamy, że jest on dla nas prawdziwy. Elementy muzyczne też powodują, że Polacy lgną do tak radosnej, energetycznej i żywiołowej muzyki. Nawet teraz, przy okazji wydania nowej płyty z kolędami, bardzo często spotykamy się z opinią, że te utwory podobają słuchaczom, bo zostały podane w inny sposób, niekoniecznie refleksyjny, tylko właśnie energetyczny i radosny.

Anna Mazurek: Mnie nie przyciągnęła Prawda, ponieważ byłam bardzo daleka od Boga w momencie, w którym przychodziłam do chóru. Teraz ta sytuacja się całkowicie zmieniła – przyjęłam chrzest i jestem osobą nawróconą, ale  zajęło mi to trochę czasu. Do muzyki gospel przyciągnęły mnie głównie rytmy, harmonia, to, że tak wiele się w tych utworach dzieje, a muzyka niesie mnóstwo energii i jest bardzo radosna. Miałam za sobą doświadczenia jazzowe, a ponieważ muzyka gospel w bardzo dużym stopniu czerpie z muzyki jazzowej i soulu, te gatunki do mnie przemawiały.

A.K.: Czy wobec tego radość, rytmiczność muzyki gospel sprawia, że łatwo tę muzyką wypromować?

A.B.: Na pewno tak. Działo się tak już  w latach 70., kiedy Andraé Crouch wypromował “Oh Happy Day” jako wielki przebój w Stanach Zjednoczonych i na świecie. Właściwie ta pieśń wyprowadziła muzykę gospel z kościołów. To jest nadal muzyka religijna, ale od tego momentu trafiła do sal koncertowych, stała się gatunkiem muzyki, który po prostu gości na listach przebojów. Jest mnóstwo piosenek, które znamy, a są one de facto piosenkami gospelowymi i  często nawet o tym nie wiemy.

A.K.: A więc jakich utworów gospel możemy posłuchać w radiu?

A.M.: Na przykład “Shacles” Mary Mary z tekstem ‘Take the shackles off my feet so I can dance’,  utwór “Ain’t No Mountain High Enough” czy “Rain Down” z filmu “The Fighting Temptations”.

A.B.: Warto też wspomnieć o wszystkich filmach, które są oparte na ścieżce muzycznej i tematyce gospelowej, np. „Żona pastora” czy „Zakonnica w przebraniu”. To one wypromowały piosenki gospel.

A.M.: W Stanach Zjednoczonych muzyka gospel jest w pełni zakorzeniona, natomiast w Polsce ten gatunek często postrzegany jest przez pryzmat  kilku znanych filmów.

A.B.: Ale zdarzają się też piosenki, które nie mówią wprost o Bogu. Mówią np. o miłości i my wiemy, że ich twórcami są muzycy gospelowi, którzy pisali taką piosenkę zarówno z myślą o miłości bożej, jak i czystej, wspaniałej i wyjątkowej miłości między mężczyzną a kobietą – jak w „Pieśni nad pieśniami”. Wiemy, że ten tekst może być rozumiany na różne sposoby i takim przykładem jest właśnie piosenka zespołu Eternal “I wanna be the only one”.

 

Anna Bajak/fot. Marta Ankiersztejn

A.K.: Co zmieniło się w  muzyce gospel  od czasów jej powstania? Czy dzisiaj nadal mamy do czynienia z jednolitym gatunkiem?

A.B.: Gospel cały czas bardzo się zmienia, niesamowicie ewoluuje. Na początku istniało  Negro Spirituals, które kojarzymy przede wszystkim z zaśpiewami kościelnymi wykonywanymi w zgromadzeniu, kiedy solista rozpoczyna śpiew, a reszta ludzi mu odpowiada. Takie pieśni śpiewano także na polach bawełny, gdzie czarnoskórzy niewolnicy musieli się ze sobą komunikować podczas pracy właśnie poprzez śpiew. Była to muzyka a cappella, albo, z czasem, z towarzyszeniem organów Hammonda. Potem w muzyce gospel pojawiły się chóry i sekcja rytmiczna. Dziś już słyszymy, oprócz organów, gitarę basową, perkusję i cała ta obsada rośnie, rozwija się, rozrasta. Poza tym muzyka gospel łączy w sobie przeróżne gatunki, jest w stanie zaabsorbować właściwie każdy typ muzyki. Gdybyśmy się  przyjrzeli temu bliżej, zobaczymy, że piosenki gospel zawierają elementy  bluesa, jazzu,  hip hopu, ale też jest w nich wiele wpływów latynoskich czy muzyki klasycznej, a nawet arabskiej. Do muzyki gospel mocno przenika dzisiaj także muzyka pop. Gospel ewoluuje w różne strony. Istnieją podgatunki, które bardziej nawiązują do tradycji, ale są też są niesamowicie nowoczesne i bardzo trudne wykonawczo np. muzyka proponowana przez Tye Tribbetta.

A.M.: Nie tylko pod względem  linii melodycznej, ale także rytmu – często pojawiają się „połamane” rytmy. Potrzeba wielkiej pracy, prób, zawodowców i niesamowitego zgrania zespołu,  żeby wykonał je cały chór.

A.B.: W muzyce gospel można też znaleźć utwory, które są na tyle proste, że potrafi wykonywać je chór amatorski. Obok nich znajdziemy  rzeczy naprawdę bardzo trudne, które wymagają doskonałej techniki i jeśli ktoś nie jest zawodowcem, nie będzie miał szans na ich wykonanie. Na szczęście jako osoby prowadzące chór mamy ogromny wachlarz do wyboru i możemy sobie rzeczywiście poszperać, poszukać.

A.K.: Czy chóralistyka cieszy się dzisiaj dużym zainteresowaniem? Co chórzyści Sienna Gospel Choir odnajdują w śpiewie? Czy to tylko forma spędzania wolnego czasu, czy może coś więcej?

A.M.: Oczywiście to forma spędzania czasu, i to w dużej ilości, ponieważ próby  dla grupy koncertowej odbywają się co najmniej dwa razy w tygodniu, a w okresach koncertowych nawet do pięciu razy w tygodniu.  Zdarza się, że widujemy się codziennie. Śmieję się, że widzę się częściej z chórem i dyrygentką niż z własnymi rodzicami. Oprócz tego, że spędzamy czas na próbach, spotykamy się również już w mniejszych grupach poza próbami (w tym momencie we wszystkich grupach, które tworzymy jest 70 osób, więc trudno nam spotykać się razem). Natomiast co roku prowadzimy rekrutację i każdego roku przyjmujemy około dwudziestu nowych osób. Ponieważ wejście do grupy koncertowej wymaga pewnego obycia z rytmem, z dźwiękami, a często trafiają do nas osoby, które nie są zawodowymi muzykami i muszą się po prostu wielu rzeczy nauczyć, prowadzimy dla nich osobną grupę Preludium SGC, czyli wstęp do grupy koncertowej. Z  doświadczenia wiemy, że nawet muzycy którzy są zawodowymi, bardzo dobrymi wokalistami, potrzebują od roku do dwóch lat, by przyzwyczaić się do łączenia ze sobą ruchu, rytmu, harmonii, do patrzenia na dyrygenta.

A.B.: Kiedyś rzeczywiście udawało nam się przygotować nowych członków chóru w ciągu roku, ale w tej chwili poziom grupy koncertowej już jest wyższy, piosenki są trudniejsze, a wymagania większe.  W tej chwili rok przygotowania to już za mało, chyba że ktoś jest bardzo obytym wokalistą  z dużym doświadczeniem,  wtedy jego droga bywa rzeczywiście krótsza. Ale jeżeli przyjdzie do nas po prostu amator kochający śpiewać, będzie musiał przygotowywać się dłużej, żeby wejść do grupy koncertowej.

A.M.: Jako chór amatorski mamy wśród naszych członków przedstawicieli wszystkich zawodów i wszystkie typy charakterologiczne. Śmieję się, że ta 70-osobowa grupa to przekrój społeczeństwa, chociaż skupiona na jednym temacie, na miłości do śpiewania, do Boga. Znajdujemy mnóstwo wsparcia w różnych dziedzinach wśród chórzystów, mnóstwo przyjaźni, społecznych wartości, korzyści, które człowiek otrzymuje będąc w dużej grupie.

A.B.: Ja osobiście odnajduję w chórze także duchowe wzmocnienie, bo jednak bardzo dbamy o to, by pamiętać, o czym śpiewamy. Jest bardzo ważny element i nie możemy pominąć całej treści, za którą stoimy, musimy ją zrozumieć i spróbować się z nią identyfikować. Często wpływa to też na nasze życiowe postawy. To  bardzo ważne, bo jesteśmy też społecznością duchową,  grupą, w której możemy na siebie liczyć i wspierać się nawzajem. Mamy też w chórze dużo ekscytujących przeżyć związanych z koncertami, z różnymi przygodami – mamy mnóstwo wspólnych wspomnień. Poza tym cały czas się uczymy. Ze względu na wysokie wymagania, które sobie stawiamy, ciągle dokształcamy się muzycznie, ode mnie zaczynając, a kończąc na każdym spośród chórzystów.

Anna Mazurek/fot. Marta Ankiersztejn

A.K.: Skąd czerpie Pani inspiracje do aranżacji piosenek gospel?

A.B.: Trzeba tutaj rozdzielić dwie rzeczy.  Są utwory, których się uczymy od innych. Nie są to nasze autorskie piosenki gospelowe, bo czerpiemy je od  wspaniałych artystów, np. ze Stanów Zjednoczonych. Aranżacje są w takim przypadku już gotowe, tylko ich słuchamy i musimy je sobie rozpisać na chór. Teraz już coraz częściej można kupić gotowe aranżacje, więc jest to  dla nas duże ułatwienie. Wtedy zajmujemy się tylko zapisem nutowym i jego przygotowaniem,  tak jak chóry klasyczne, które dostają nuty i pracują, a cała strona interpretacyjna, ekspresyjna oczywiście zależy już od wykonawców. Trzeba jednak pamiętać, że muzyka gospel wiąże się z improwizacją, nuty są dla nas podstawą, ale to my sami musimy wykazać się jakaś inwencją twórczą, pokazać, co dalej z tą pieśnią zrobimy. Natomiast w momencie, kiedy są to piosenki naszego autorstwa, rzeczywiście trzeba stworzyć wszystkie pomysły aranżacyjne: chóralne, instrumentalne i jest to już dużo dłuższy proces. O napisanie aranżacji do ostatniej płyty poprosiłam wspaniałego muzyka, Rafała Stępnia, natomiast aranżacje chóralne napisała Natalia Bajak.

A.K.: Czy któryś artysta, bądź zespół gospelowy szczególnie się Paniom podoba?

A.M.: Na pewno nie sposób wskazać tylko jednego. Oczywiście Fred Hammond, Kirk Franklin, Andraé Crouch, Kurt Carr.

A.B.: Dla mnie Tye Tribbett jest absolutnie fantastyczny. Natomiast długo wzorowaliśmy się na Kirku Franklinie, który pisze niesamowicie piękne rzeczy, po prostu kochaliśmy jego utwory. Kurt Carr ma ciekawą stylistykę, więc zaczęliśmy też sięgać po jego repertuar. Utwory Franklina były dla nas dostępne, a Kurt Carr pisał właściwie kompozycje dla profesjonalistów, choć już coraz częściej możemy po nie sięgnąć. Tye Tribbett pozostaje nadal  trochę poza naszym zasięgiem, ale w przyszłości też będziemy zaglądać do jego przepięknych utworów. Zawsze szukając utworów kieruję się przede wszystkim moją intuicją. Jeżeli słucham utworu i robi on na mnie wrażenie, podoba mi się tak bardzo, że chcę go zaśpiewać, jest to dla mnie wybór serca – wtedy wiem, że musimy go przygotować.

A.K.: Jest Pani absolwentką kierunku wychowanie muzyczne. Jak ocenia Pani poziom edukacji muzycznej w Polsce?

A.B.: To  bardzo trudny temat. Z jednej strony na poziomie profesjonalnym edukacja jest bardzo wymagająca i na pewno jesteśmy w stanie w Polsce przygotować wielu wspaniałych muzyków, którzy mogą robić karierę na świecie i są bardzo cenionymi artystami. Natomiast mam wrażenie, że poza tym rozciąga się, wielka dziura i wielkie nic, czyli edukacja na poziomie amatorów – dzieciaków, które są w zwykłych szkołach i powinny być edukowane muzycznie, żeby rozumieć muzykę i w przyszłości stać się jej  odbiorcami. Nie tylko w tej najprostszej, najzwyklejszej odmianie. Dla mnie jest  niestety przykre, że w Polsce znajdziemy najwięcej odbiorców muzyki disco polo. To bardzo prosta muzyka – wystarczy raz usłyszeć piosenkę i bez problemu każdy człowiek jest w stanie powtórzyć linię melodyczną. Nie chcę brzmieć wrogo, ale dobrze by było, żebyśmy w Polsce mieli więcej odbiorców muzyki wymagającej myślenia, wyczucia, poczucia stylu. Do tego trzeba jednak trochę ludzi przygotować i jeżeli rzeczywiście nie edukuje się w zwykłych szkołach, to trudno, żeby potem te dzieciaki muzykowały w jakichś zespołach, orkiestrach, a  powinny one istnieć we wszystkich szkołach. Muzyka nie powinna być  wymieszana z innymi przedmiotami – przy okazji nauczyciel decyduje, że jedne dzieci będą tylko i wyłącznie rysować. Bez  edukacji muzycznej po prostu nie będziemy mieli w przyszłości odbiorców muzyki wyższej, trudniejszej, wymagającej lepszego zrozumienia.  Ktoś powinien nad tym pomyśleć i stworzyć taki program, który wyedukuje nasze dzieciaki i młodzież. Na szczęście jest w tej chwili mnóstwo fundacji i chórów, które powstają poza oficjalnym nurtem państwowym. Skupiają one wokół siebie ludzi, którzy widzą potrzebę śpiewania, kochają śpiew i muzykę. To w jakiś sposób ratuje ogólny poziom edukacji artystycznej, choć przykre jest to, że wszystko dzieje się  poza oficjalnym nurtem, bo jednak państwo powinno być mecenasem sztuki.

A.K.: Czy w dobie gier komputerowych, tabletów i Internetu trudniej jest zainteresować dzieci muzyką, niż było to np. 10 lat temu?

A.B.: Dzieci, które do nas trafiają, nie są przypadkowymi, więc trudno mi powiedzieć. Pewnie lepiej zadać takie pytanie nauczycielowi w szkole podstawowej, który ma do czynienia z najróżniejszymi dziećmi. Wiadomo, że  w takiej grupie znajdą się  dzieci zainteresowane muzyką, ale 2/3 pozostanie niezainteresowana. W chórze Sienna Gospel Young  mamy raczej do czynienia z dzieciakami, które przychodzą śpiewać, ponieważ tego chcą. Chyba jednak muzykowanie, koncertowanie, śpiewanie, ruch i taniec wygrywa z komputerami. Mimo to dzisiaj dzieciaki spędzają  mnóstwo czasu przy komputerze i bardzo trudno jest je skłonić do ruchu, do fizycznej i intelektualnej pracy, jakiej wymaga śpiew. Do nas te dzieciaki przychodzą chętnie, widać, że coś je tutaj przyciąga i ekscytuje. Ja bym nie była taka pesymistyczna. Ciągle wierzę w chóry, ruchy społeczne,  nowe fundacje, które zajmują się edukacją Polaków.

A.K.: Czy Polacy lubią śpiewać?

A.B.: Samych chórów gospel jest w Polsce ok. 60, a to  naprawdę bardzo dużo. Jeżeli doliczymy do tego inne chóry, których też jest wiele, być może wrócimy do złotego okresu międzywojennego, kiedy w Polsce bardzo mocno rozwijała się chóralistyka. Wbrew pozorom, Polacy jednak Polacy kochają śpiewać. Może jest tak, że nie wszyscy śpiewamy dobrze, ale sporo ludzi chętnie się w tym kierunku kształci. Współpracujemy z instruktorem, wokalistą, Jnrem Robinsonem, który jeździ po całym świecie, i  mówi, że Polacy wykazują niesamowite zainteresowanie oraz chęć nauki śpiewania. Chętnie biorą udział w warsztatach, ćwiczą, pracują. W innych krajach wcale nie wygląda tak różowo. Polacy mają w sobie ten entuzjazm,  chęć i potencjał.

A.K.: Sienna Gospel Choir powstał przy Stołecznym Zborze Kościoła Zielonoświątkowego. Czy w Kościele Zielonoświątkowym przywiązuje się dużą wagę do muzyki i śpiewu? Czy można wskazać na jakieś  różnice np. w porównaniu ze scholą w Kościele Katolickim?

A.B.: Trudno mówić o różnicach. Schola kojarzy się nam  przede wszystkim ze śpiewem  łagodnym, delikatnym, bez całej sekcji rytmicznej. Znam mnóstwo zespołów w kościołach katolickich i w grupach katolickich, które wyglądają dokładnie tak samo, jak zespoły w kościołach zielonoświątkowych, więc wydaje mi się, że znajdziemy wiele podobieństw. W Kościele Zielonoświątkowym muzyka ma bardzo duże znaczenie. Uważam, że w kościele najważniejsze jest przesłanie, które od dwóch tysięcy lat pozostaje takie samo, zmieniają się tylko formy, bo zmienia się sam człowiek i jego odbiór jest zupełnie inny. Nawet dla mojego pokolenia jest inny, dla pani pokolenia też będzie inny,  sama widzę to po moich dzieciach. Dlatego uważam, że trzeba dostosowywać formy do nowych potrzeb pokoleniowych. Nie ma sensu, by tylko ze względu na formę zamykać ludziom głowy i serca na przesłanie, które jest najważniejsze. Jestem bardzo otwarta na wszelkie formy przekazu, jeśli tylko pomagają ludziom otworzyć się na to, co jest najważniejsze, czyli na przesłanie religijne.

A.M.: W Kościele Zielonoświątkowym mamy do czynienia z muzykowaniem z całym zespołem – z sekcją rytmiczną. Ale, z tego co wiem, bo u nas w chórze w większości, są osoby należące do Kościoła Katolickiego, bardzo dużo się teraz zmieniło, zwłaszcza w kręgach młodzieżowych. Muzyka w Kościele Katolickim też mocno ewoluowała, jest dużo bardziej energiczna, utwory mają w sobie dużo więcej rytmu niż kilkanaście lat temu.

A.B.: Na pewno muzyka jest bardzo ważna, bo jest takie powiedzenie, że kto śpiewa, ten modli się dwa razy. Jest coś takiego w muzyce, że pomaga w uwolnieniu naszej duszy, że możemy pewne rzeczy wyśpiewać, wymodlić z większą swobodą, więc na pewno muzyka jest dla nas wielkim darem, to wspaniale, że my możemy się w muzyce odnaleźć. Trzeba jednak pamiętać, że kościoły mają różne możliwości. W małym kościółku w jakiejś miejscowości będą wyłącznie będą śpiewy z gitarą, albo z pianinem, ponieważ nie ma tam muzyków, którzy zagrają muzykę wysokim poziomie. Ale znajdziemy też kościoły większe, gdzie np. muzycy profesjonalni będą mogli to rzeczywiście trochę piękniej czy bardziej profesjonalnie przekazać.

Sienna Gospel Choir/ fot. Szczepan Czajko

A.K.: Czas Bożego Narodzenia to również czas tradycyjnego kolędowania. Czy mają Panie wrażenie, że ten zwyczaj powoli zanika?

A.M.: Na pewno nie u nas (śmiech). U nas zmierza to zupełnie w drugą stronę. Właściwie w tym roku śpiewaliśmy kolędy od maja, ze względu na nagrywanie płyty i uczenie się repertuaru. Okres  od listopada do stycznia jest dla chóru gospel bardzo pracowity ze względu na koncerty, wtedy śpiewamy mnóstwo kolęd. A u mnie w domu od zawsze śpiewało się kolędy ze względu na rodzinę muzyczną – dziadek na pianinie, tata na gitarze i ja trochę też. Teraz faktycznie nie siadamy wieczorem do śpiewania kolęd, ale ich słuchamy. Musze przyznać że sama nie jestem motorem do tego, żeby właśnie 24 grudnia po raz 84 zaśpiewać „Wśród nocnej ciszy, zwłaszcza w tym roku, gdy śpiewamy kolędy już od maja.

 A.B.: Z chórem sporo kolędujemy. Nasze koncerty, właśnie te świąteczne, są chyba naszymi najpopularniejszymi koncertami w całym roku. Liczba ludzi przychodząca na nasze koncerty skłoniła nas do zrobienia dwóch koncertów świątecznych, dzień po dniu. Jak się okazało, dla publiczności to nadal mało. W przyszłym roku prawdopodobnie zaśpiewamy trzy koncerty z rzędu, bo liczba chętnych  jest tak duża, że nie jesteśmy w stanie ich pomieścić w naszej sali i blokujemy okolicę samochodami. Jest to dla nas wspaniała wiadomość, bo okazuje się, że ludzie bardzo chcą wejść w atmosferę Świąt, słuchając kolęd w naszym wydaniu (śmiech), z czego się ogromnie cieszymy, chcą kolędować, śpiewać razem z nami.

A.M.: Mamy wiele głosów, że dla naszych słuchaczy, publiczności Święta zaczynają się od naszego koncertu. To  jeden z największych koncertów naszego chóru.

A.B.: By uniknąć sytuacji, w której nie możemy pomieścić wszystkich osób na sali, wprowadziliśmy w tym roku wejściówki, których zabrakło już dwa tygodnie przed koncertami i nawet chórzyści nie zdążyli zaprosić swoich rodzin.

A.K.: Czy są różnice pomiędzy kolędami katolickimi a protestanckimi? Co śpiewa się w okresie Bożego Narodzenia w Zborze Kościoła Zielonoświątkowego?

A.M.: Nie ma różnicy między kolędami katolickimi a protestanckimi, śpiewamy tradycyjne polskie kolędy i współczesne pastorałki. A w czasie nabożeństw świątecznych wykonujemy zarówno kolędy jak i pieśni uwielbieniowe.

A.K.: Czy mają Panie swoją ulubioną kolędę?

A.B.: Jeżeli chodzi o tradycyjne kolędy, to bardzo lubię „Cichą noc”.

A.M.: Z tradycyjnych kolęd uwielbiam „Gdy śliczna Panna.” Próbuję też znaleźć ulubioną kolędę z naszej nowej płyty, ale szczerze mówiąc każda z nich ma tak inny charakter, niesie ze sobą pozytywne emocje, że ciężko mi się jednoznacznie określić. Wszystkie mają to „coś”.

A.K.: Przed nami Święta Bożego Narodzenia. Czy z tej okazji życzyłyby Panie czegoś Czytelnikom czasopisma MEAKULTURA?

A.B.: Jest tyle rzeczy, których można życzyć. Przede wszystkim życzę tego, by ludzie odpoczęli, cieszyli się świętowaniem w rodzinie i żeby to był czas radości, pojednania, dobrych relacji, żeby każdy zastanowił się też nad tym, co jest w Świętach najważniejsze– dlaczego Pan Bóg wysłał swojego Syna na ten świat. Na pewno życzę tego, żeby w Polsce coś się zmieniło w kulturze, żeby państwo stało się  prawdziwym mecenasem prawdziwej sztuki.

A.M.: Dołączam się  – to będą nasze wspólne życzenia.

 A.K.: Dziękuję za rozmowę. 

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć