Za dużo TAK, za mało NIE – takie wrażenie mam po sobotnim wieczorze. W zasadzie warto napisać o dwóch osobach – Klaudii Szafrańskiej i Dawidzie Podsiadło. Ale ponieważ wyznaję zasadę spowiadania się ze swoich wyborów – oto komentarze do większości występów.
Pierwszy zespół, Lula, nie tylko nie wzbudził we mnie żadnych emocji ani zachwytu swoim śpiewem, ale też wywołał niesmak zachowaniem. O co chodzi? Dziewczyny występowały w pierwszym odcinku tej edycji jako członkinie większej grupy, Soul City (przeszli dalej), więc nie bardzo rozumiem dlaczego pojawiły się ponownie w mniejszym składzie. Jury ich nie rozpoznało, a szkoda, bo wydaje się to niezgodne z regulaminem (a jeśli jest zgodne to powinno być zabronione!). Ich Price Tag Jassie James nie było spektakularne, ale otrzymały 3xTAK. Tatiana początkowo nie była przekonana, później jednak zmieniła zdanie i koniec końców skoczyło się och-ami i ach-ami. Niestety.
Podobnie nie zgodzę się z zachwytem jurorów nad Martyną Jaskulską i jej Molitvą, hitem Eurowizji, gdzie w 2007 roku wykonywała go Marija Šerifović. Jak tylko zaczęła śpiewać, przypomniały mi się wszystkie polskie konkursy piosenki jakiejśtam – było szkolnie, poprawnie, bez polotu i bez emocji (zauważyła to też Tatiana, która zresztą musiała nasłuchać się z tego powodu prostackich uwag Kuby Wojewódzkiego – Gdzie ty się uczyłaś śpiewać? W antykwariacie? Brzmi dość dziwnie z ust człowieka, który w ogóle nie śpiewa. Czyżby Kuba nie umiał pogodzić się z tym, ze ktoś może mieć inną opinię?). Mocnym górnym dźwiękiem „kupiła” niemal wszystkich – moim zdaniem to trochę za mało. Kuba i Czesław byli jednogłośnie na tak, komentując: to jest tak prawdziwe, świetnie, jest w tobie coś. Widocznie tego czegoś jest w Marynie za mało – ja tego nie dostrzegłam. A niezwykle wręcz emocjonalny i prawdziwy oryginał naprawdę warto zobaczyć:
Kolejni uczestnicy – szkoda słów: kiepskie wokalistki, tureckie rytmy, dziwaczne duety i rytmy disco-techno. Przerywnik dla zdecydowanie mało wymagającej publiczności.
Paweł „Biba” Binkiewicz i jego wykonanie Love Foolosophy Jamiroquai było dziwaczne (w mało pozytywnym sensie) i… nudne. Zachowanie może nie – na tyle porwało jury, że Tatiana i Kuba dosłownie wskoczyli na niego. Jednak śpiew – kompletnie bez polotu. Zupełnie nie rozumiem 3xTAK jury i ogólnego entuzjazmu…
Beata Jankowska zaśpiewała bardzo ładnie Yesterday The Beatles. No właśnie – ładnie i nic poza tym. Nie było to wybitne, porywające, pojawiały się niedoskonałości intonacyjne, i dało się wysłyszeć pewne wyuczenie Beaty, pewne naleciałości związane z pracą „dubbingowca” (w tym przypadku od razu nasuwało się skojarzenie z bajkami dla dzieci). Widać było zaangażowanie Beaty, emocje jakie starała się oddać, ale nie było swobody i naturalności – nie przekonała mnie. Za to przekonała jury – 3xTAK i komentarze: Pięknie Tatiany, Bardzo mnie wzruszyłaś Czesława i Zapraszamy do finału Kuby. Zobaczymy więc co zaprezentuje następnym razem.
Pierwsze rzeczywiście wartościowe wykonanie utworu zapewniła programowi w tym odcinku Klaudia Szafrańska swoim Animal (Miike Snow). Bez popisów, bez udawania divy, bez sztuczności – naturalny, piękny ton, opowieść zaśpiewana lekko, cicho i niezwykle delikatnie. Trudno powiedzieć, jak Klaudia sprawdziłaby się w innym repertuarze, ale to w zasadzie nie ma znaczenia – znalazła swój klimat, indywidualny, charakterystyczny. Ten chillout w jej wydaniu poruszył mnie bardziej niż niejeden mocny głos. Czysta przyjemność. Podobnie jak Tatiana – ja również chętnie kupiłabym w przyszłości płytę Klaudii, oczywiście jeśli utwory byłyby tak dobrze zaśpiewane. Jurorzy byli na TAK – Kuba stwierdził jedynie: Na początku było słowo a potem mnie zabrakło słów. Czekam niecierpliwie na kolejny występ tej młodej wokalistki.
Kilka kolejnych występów, jeśli założymy, że zasługują na wspomnienie, potraktuję łącznie. Pełna temperamentu Meksykanka Irma Vargas Bahos stanowiła barwny dodatek do programu (gdzie w większości pojawiają się nieśmiali i zestresowani uczestnicy) ale głosowo się zupełnie nie sprawdziła. Nie przeszła dalej. Podobnie jak szalony (przerażający?) Marcin Roszak z Brunetki, Blondynki Jana Kiepury. Następnie pojawiło się kilka TAK’ów (wszystkie zbyt pochopne): dla zespołu Okay i ich Sutra Sistars (zaprezentowany fragment zupełnie mi się nie podobał), Martyny Kubicz i jej Born This Way Lady Gagi (nic ponad przeciętną) oraz Magdy Meisel śpiewającej Nobody knows Pink …z koszmarnie ściśniętym gardłem i wysiłkiem.
Drugim fantastycznym słuchowym doznaniem był występ Dawida Podsiadło. Don’t You Remember Adele w jego wykonaniu zachwycało. Można było po prostu słuchać z zamkniętymi oczami, jak bez wysiłku, naturalnie i przekonująco śpiewa. Jakby od niechcenia. Ciepła barwa i umiejętność prowadzenia słuchacza stonowanymi ale wyczuwalnymi emocjami przez cały utwór całkiem mnie do niego przekonały. Jury także doceniło Dawida – zdaniem Kuby może on wygrać program, a według Tatiany powinien zaśpiewać w Royal Albert Hall. 3xTAK. Ze mną cztery.
Jako ostatnia prezentowała się Agata Wyszyńska, również w piosence z repertuaru Adele – Make You Feel My Love. Niestety ona nie oczarowała mnie tak jak Dawid. Ma dobry głos, którym sprawnie operuje, ale nie było w jej występie prawdziwych emocji, niczego przykuwającego uwagę, szczególnego. Być może zaprezentuje to w półfinale. Otrzymała 3xTAK. Posłuchajmy oryginału Adele i, jak zwykle, miejmy nadzieję na coraz lepsze występy w kolejnych odcinkach.