Z twórczością Abla Korzeniowskiego zetknęłam się po raz pierwszy, oglądając serial Penny Dreadful. Zdecydowanie była to miłość od pierwszego wejrzenia – piękne długie wiolonczelowe frazy z czołówki od razu mnie kupiły. Później było już tylko lepiej.
Abel, a właściwie Adam, Korzeniowski urodził się 18 lipca 1972 w Krakowie, gdzie ukończył studia w klasie wiolonczeli (1996) oraz kompozycji (2000). W swojej twórczości poświęcił się głównie muzyce do spektakli teatralnych i filmów, co okazało się być dobrą decyzją – już w 2000 r. osiągnął pierwszy sukces, otrzymując nagrodę indywidualną Lwy Gdańskie za muzykę do filmu Duże zwierzę. Jednym z ważniejszych utworów napisanych przez kompozytora była muzyka do filmu Metropolis (reż. F. Land, 1927), którą sam reżyser nazwał „symfonią strachu”[1]. Sukcesy kompozytora nie kończą się jednak wraz z granicami Polski – w 2005 r. podpisał kontrakt z Evolution Music Partners, agencją reprezentującą kompozytorów muzyki filmowej w Hollywood, gdzie artysta wkrótce zamieszkał. Droga debiutanta w Ameryce nie była jednak łatwa, kompozytor w jednym z wywiadów powiedział: Zatrudniając debiutanta, każdy się boi, że budżet na muzykę zostanie źle wykorzystany, a to są ogromne koszty – orkiestra, wynajęcie studia. Dlatego młodzi kompozytorzy zaczynają od niskobudżetowych, niezależnych produkcji, próbując budować karierę latami. Niezwykle trudno jest przejść z produkcji niezależnej do dużego studia albo wytwórni, która ma zapewnioną dystrybucję[2].
Abel Korzeniowski mimo niełatwego początku, ostatecznie podbił serca Amerykanów: do największych wyróżnień, jakie tam otrzymał, możemy zaliczyć m.in. dwie nominacje do Złotych Globów (W.E. Królewski romans, 2011 i Samotny mężczyzna, 2009), trzy nominacje do Emmy (Penny Dreadful, 2014) oraz jedną nominację do BAFTA (Zwierzęta nocy, 2017). Przez te wszystkie lata Ablowi Korzeniowskiemu udało się wypracować niepowtarzalny styl i język, a obok jego utworów nie można przejść obojętnie.
Penny Dreadful (w polskim tłumaczeniu Dom grozy) to niezwykle klimatyczny serial stacji Showtime, który przenosi nas w erę wiktoriańskiego Londynu, pełnego mglistych ulic i mrocznych postaci. W kadrach filmów możemy odnaleźć chyba większość bohaterów powieści grozy, m.in.: doktora Frankensteina, Doriana Greya czy hrabiego Drakulę. Główny wątek skupia się wokół tajemniczej panny Ives (Eva Green), która zdaje się przyciągać do siebie ciemne charaktery. Serial jest absolutnie hipnotyzujący, ale ani piękne i niezwykle mroczne ujęcia wiktoriańskiego Londynu, ani znakomita gra występujących tu aktorów nie wywarłyby na mnie takiego wrażenia, gdyby oczywiście nie muzyka. Tak naprawdę to ona sprawia, że przy niektórych scenach na plecach pojawia się gęsia skóra, a przy innych z naszych oczu płyną łzy.
Zacznijmy od początku:
Opening
Czołówkę serialu otwiera motoryczny motyw w smyczkach, który dodatkowo podkreślony przez sekcję perkusyjną (klimat tworzą tutaj dzwony) daje efekt „mocnego wejścia”, a w połączeniu z wyświetlanymi obrazami wprowadza atmosferę napięcia. Po chwili prowadzenie przejmuje wiolonczela w dość oszczędnym, aczkolwiek sugestywnym temacie, który płynnie przechodzi w część liryczną (chyba najpiękniejszy motyw w całym serialu) w partii skrzypiec. Pomimo że temat ten jest prosty (oparty na długich dźwiękach), to jego śpiewna melodia od razu zapada w pamięć. Efekt podkreślony jest poprzez kadry „slow motion” (m.in. piękne ujęcie tłukącej się filiżanki).
Myślę, że wyznacznikiem kunsztu kompozytora muzyki filmowej jest umiejętność posługiwania się techniką wariacyjną, a Abel Korzeniowski robi to po mistrzowsku. Za przykład może posłużyć np. scena egzorcyzmu Vanessy (ostrzegam, że jest dość przerażająca):
egzorcyzm Vanessy
Z początku słyszymy fortepianową wersję głównego (lirycznego) tematu, która idealnie oddaje emocje kobiety błagającej o skrócenie swojej męki. Wyższe rejestry instrumentu potęgują atmosferę smutku i zasadniczo przygotowują nas na to, co zaraz się stanie (a raczej myślimy, że się stanie), gdyż spokój ten zakłóca nagle basowy dźwięk fortepianu. Łatwo domyślamy się, że sygnalizuje on zmianę decyzji bohatera, który znalazł inne rozwiązanie z tej beznadziejnej sytuacji. Muzyka okazuje się tu być wystarczającym medium do przekazywania emocji – narastające frazy w smyczkach z chóralnymi wokalizami w połączeniu ze znakomitą grą aktorską dogłębnie przejmują, wzruszają, a jednocześnie przerażają.
Teraz jedna z najbardziej poruszających scen w całym filmie:
John Clare chce umrzeć
Odrzucony przez swojego stworzyciela, doktora Frankensteina, z pozoru upiorny i przerażający John Clare (imię to wziął od angielskiego poety) jest tak naprawdę wrażliwym romantykiem, dla którego nie ma odpowiedniego miejsca na świecie. Rozpaczliwie poszukując miłości i akceptacji, ostatecznie poddaje się i chce umrzeć. W przejmującym monologu wypowiada kwestię: Jak ja o niej marzyłem! O drugiej istocie patrzącej w te oczy, na tę twarz i nie wzdrygającej się na widok tej twarzy. Przecież to niemożliwe! Potwór nie kryje się w mej twarzy, lecz w duszy. […] O mój stwórco! Dlaczego nie uformowałeś mnie ze stali i kamienia, dlaczego pozwoliłeś mi czuć? Wolałbym być trupem, którym byłem, niż człowiekiem, którym jestem. Abstrahując od fenomenalnej roli Rory’ego Kinneara, który wciela się w postać tego tragicznego bohatera, chciałabym zwrócić uwagę na prostotę, a jednocześnie trafność zabiegów kompozytorskich wykorzystanych w tym fragmencie. Z początkiem monologu pojawiają się długie dźwięki w kontrabasie, do których po chwili dołącza się wiolonczela z symetryczną łagodną frazą. Wraz z kolejnymi wierszami wypowiadanymi przez naszego bohatera, wzrasta emocjonalność w muzyce, a jest to osiągnięte poprzez dodawanie kolejnych instrumentów (altówek, fortepianu i skrzypiec), które dołączają się do tematu. Muzyka ta nabrzmiewa aż do kulminacyjnego momentu w scenie, po czym zamiera w wysokich smyczkach. Geniusz tkwi w prostocie – wyraz emocjonalny tej muzyki jest tak przejmujący, że pewnie gdybyśmy wyłączyli ścieżkę mówioną, to scena ta nie straciłaby niczego ze swojej uczuciowości.
Romantyzm uwielbiał walca. Być może wirowanie w parach pozwalało zapomnieć na chwilę o ciężarze istnienia, które dręczyło romantyków. Ten walc to prawdziwy taniec śmierci:
walc Doriana i Brony
Scena jest wizualnym majstersztykiem – Dorian Grey i Brona Croft tańczą w białych kostiumach w przepięknej sali oświetlonej setkami świec, z każdym krokiem pozostawiając za sobą ślady krwi. Z gramofonu dobiega trójmiarowy takt tańca, który stopniowo przechodzi w znany nam już temat skrzypcowy na tle długich wiolonczel i fortepianu. Towarzyszy nam do końca tańca, wprowadzając delikatne zmiany wariacyjne (pasażowe przebieg w fortepianie, które nadają mu jeszcze więcej gracji) i długie frazy we wszystkich smyczkach. Muzyka tylko podsyca nasze doznania estetyczne – wywołuje w nas zakłopotanie: z jednej strony czujemy przerażenie związane z bohaterami sceny, a z drugiej czujemy, że muzyka sama zaprasza nas, żeby dołączyć do tego krwawego walca.
Na koniec scena, która wieńczy cały serial (może być to spoiler jeśli ktoś zechce oglądać całą serię – w takim wypadku proszę włączyć samo audio ;).
John Clare recytuje Wordswortha
Jest to chyba jedno z najbardziej przejmujących zakończeń, jakie widziałam – John Clare recytuje utwór Williama Wordswortha Oda o przeczuciach nieśmiertelności. Na tle długich fraz smyczkowych i repetowanych pizzicato rozpoczyna się ostatni monolog: Niegdyś gaj, łąka, strumień, ziemia cała, Każdy tu widok pospolity Tak dziwnie pałał, Jakby światłością z niebios był spowity, W której i cichy czar jest snu, i chwała (przekład Z. Kubiak). Muzyka ta towarzyszy prawie niezmiennie kolejnym słowom Wordswortha, idealnie stapiając się z każdą literą. Zmiana następuje dopiero po ostatnim wersie, gdzie wprowadza nas tremolem bębnów w kulminacyjny moment całej sceny i pokazuje ostatnią piękną długonutową frazę, która żegna nas z serialem.
Produkcje serialowe stanowią obecnie zupełnie nową jakość w kinematografii, czego przykładem jest Penny Dreadful. Pomimo że często jest przerażający i brutalny, jednocześnie zachwyca pięknymi kadrami i przejmującymi kwestiami bohaterów. Tutaj jednak chodzi o coś więcej – muzyka, którą skomponował Abel Korzeniowski, wydaje się być podstawą wszystkiego. Nastrój, emocje i uczucia, które przekazuje w swojej muzyce, są tak prawdziwe, że choć cała fabuła jest fikcyjna, to momentalnie wchodzimy w serca bohaterów – płaczemy, kochamy i śmiejemy się z nimi. Jest to kwintesencja tego, jaka powinna być muzyka filmowa – z jednej strony powinna służyć obrazowi, ale z drugiej strony ma go potęgować, a niekiedy paradoksalnie, tworzyć. Abel Korzeniowski po raz kolejny udowodnił, że jest mistrzem konstruowania zarówno pięknej frazy, jak i przepełnionych napięciem motywów. Czekamy na więcej tak dobrych produkcji.
Spis treści numeru Kamera-muzyka-akcja!:
Felietony
– Aleksandra Chmielewska, Muzycy na wielkim ekranie
– Maurycy Raczyński, Michael Nyman i Peter Greenaway – postmodernistyczna synergia
– Wojciech Krzyżanowski, Aleksandra Słyż Wirtuozowska synteza obrazu i dźwięku – „Uwięziona” Henri-Georgesa Clouzota
Wywiady:
– Anna Kruszyńska „Muzyka filmowa staje się taką nową klasyką” – wywiad z Bartoszem Chajdeckim
– Ewa Chorościan, „Wielu reżyserów nie wstydzi się wyznać, że nigdy nie byli w filharmonii” – wywiad z Krzesimirem Dębskim
Recenzje:
– Aleksandra Bliźniuk, Oscarowe znaczy najlepsze?
– Krzysztof Bździel, Muzyczna narracja w „Młodym Papieżu” Paolo Sorrentino
Publikacje:
– Aleksander Przybylski, Maestro – kilka uwag o muzyce w filmach Stanley’a Kubricka
– Karol Furtak, O klasyce i nie-klasyce w filmach Larsa von Triera – „Melancholia” i „Nimfomanka”
Edukatornia:
– Sławomira Żerańska-Kominek, Video wykład. Tyrania muzyki
– Ewa Chorościan, Krótka (i subiektywna) historia śpiewania na ekranie
Kosmopolita:
– Aleksandra Chmielewska, Jan A. P. Kaczmarek – kompozytor transatlantycki
– Anna Wyżga, Anatomia grozy według Abla Korzeniowskiego
Rekomendacje:
– Festiwale muzyki filmowej oraz festiwale filmowe z muzyką
– Muzyczno-filmowe premiery 2017
—————-
Przypisy:
[1] https://culture.pl/pl/tworca/abel-korzeniowski, [dostęp: 07.05.2017].
[2] https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53668,11652333,Jak_sie_komponuje_w__w_Los_Angeles____opowiada_Abel.html?disableRedirects=true, [dostęp: 07.05.2017].