Pierwsze weekendowe dni 41. Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej Poznańska Wiosna Muzyczna należy zaliczyć do udanych. Świadczyć o tym może nie tylko dobór repertuaru i poziom prezentacji utworów, ale też dobra frekwencja publiczności podczas popołudniowych i wieczornych koncertów. Publiczności, podkreślmy, która ze względu na specyfikę współczesnej muzyki nigdy na tego typu festiwalach nie należała do najliczniejszych.
Ten pozytywny obraz wyłaniający się po pierwszych dniach jest również w dużym stopniu zasługą nowego dyrektora artystycznego Artura Kroschela, który nadał festiwalowi zbalansowaną formułę, jaką nie zawsze potrafili wypracować poprzedni organizatorzy. Chodzi tu o zrównoważenie trzech elementów, wokół których „poznańskie wiosny” zawsze orbitowały i wokół których tworzyły swoją festiwalową tożsamość. Po pierwsze, o prezentowanie dorobku kompozytorów lokalnych, związanych z Poznaniem i Wielkopolską, po drugie, o pielęgnowanie dziedzictwa współczesnej muzyki oraz przypominanie dzieł rodzimych klasyków XX i XXI wieku, a po trzecie, o zapoznawanie miejscowej publiczności z najnowszą światową literaturą muzyczną.
Ważną cechą festiwalu jest również próba animacji całego akademickiego środowiska muzycznego w mieście, w tym reprezentantów możliwie wszystkich pokoleń kompozytorów i muzyków, ale też miejscowych muzykologów oraz uczniów poznańskich szkół muzycznych. Tego roku udało się zaktywizować szczególnie młodsze pokolenia, tworząc dla nich specjalny cykl koncertów zatytułowanych Wiosna Młodych. Prezentowano na nim utwory studentów kompozycji, pokazano spektakl dla najmłodszych pod tytułem Pan Satie oraz zorganizowano koncert muzyki współczesnej wykonany przez uczniów Zespołu Szkół Muzycznych w Poznaniu przy ulicy Głogowskiej. Nie odbyły się za to żadne debaty muzykologiczne, a także nie udało się niestety nawiązać organizatorom kontaktu z Teatrem Wielkim i pokazać w ramach festiwalu którejś ze współczesnych oper.
Festiwal zainaugurował piątkowy koncert filharmoniczny w Auli UAM, podczas którego zabrzmiały dzieła dwóch polskich klasyków XX wieku: Kazimierza Serockiego (Dramatic Story) i poznańskiego kompozytora Jana Astriaba (Metamorfozy). Miało też miejsce prawykonanie utworu zatytułowanego Ekspresje, który został zamówiony przez Filharmonię Poznańską u Artura Cieślaka. Z repertuaru światowego zabrzmiał z kolei koncert fletowy Aile du songe z 2001 r. fińskiej artystki Kaiji Saariaho.
W otwierającym koncert utworze Ekspresje Artur Cieślak udowodnił, że znakomicie posługuje się aparatem orkiestrowym, choć w epizodycznej kompozycji o niewielkich rozmiarach nie udało się autorowi w pełni rozwinąć dramaturgii. Odnosiło się jednak wrażenie, że jak na dzieło z 2012 r. kompozytor operował dość tradycyjnymi środkami. W utworze pobrzmiewały echa sonoryzmu, a generalną ideą Ekspresji było przeciwstawianie sobie trzech zróżnicowanych pod względem wyrazu myśli tematycznych.
Punkt centralny koncertu stanowiła niewątpliwie kompozycja Kaiji Saariaho, w której partię solową wykonał wybitny polski flecista Łukasz Długosz. Skrzydło snu, bo tak należałoby przetłumaczyć na język polski tytuł tego utworu, jest inspirowane zbiorem wierszy Ptaki francuskiego noblisty Saint-Johna Perse’a. W wierszach z tego tomiku autor silnie metaforyzuje lot ptaków, który staje się pretekstem do rozważań natury egzystencjalnej. Dzieło fińskiej kompozytorki składa się z dwóch części: „powietrznej” (Aérienne) oraz „ziemskiej” (Terrestre). Pierwszą część otwiera Preludium, gdzie mistyczne dźwięki fletu subtelnie animują orkiestrę, by w następnym odcinku – Ogród ptaków (Jardin des oiseaux) – wchodzić w żywe interakcje zarówno z całą orkiestrą, jak i jej poszczególnymi, wyodrębnianymi solowo, instrumentami. Kompozytorka stosuje tu ciekawe zabiegi artykulacyjne podkreślające aerofoniczność i efemeryczność tego odcinka: frullata, zadęcia z efektami szmerowymi i szumami, a także grę na klapach i glissanda. Partia orkiestry utrzymana jest natomiast w wyciszonym wolumenie, a na dodatek jej przerzedzona faktura nasuwa skojarzenia z punktualizmem. Ostatni fragment pierwszej części – Inne brzegi (D’autres rives) – odmalowuje pojedynczy ptasi cień poruszający się po zróżnicowanych krajobrazach ziemskich. Dźwięki fletu są tu bardziej statyczne, a towarzyszą im kołysankowe ostinata smyczków, harfy, czelesty i instrumentów perkusyjnych. Druga część istotnie kontrastuje z pierwszą. Rozpoczyna ją motoryczny, choć nadal bardzo subtelny odcinek Tańczący ptak (Oiseau dansant). Jest on inspirowany aborygeńską baśnią, w której wirtuozowsko tańczący ptak uczy całą wieś swojego tańca. Ważną rolę odgrywają tu instrumenty perkusyjne, a partia fletu staje się niezwykle energiczna – szybkie przebiegi rytmiczne inkrustowane są szelestami, frullatami a nawet okrzykami solisty. Ostatni odcinek Ptak, maleńki satelita naszej orbity planetarnej (Oiseau, un satellite infime de notre orbite planétaire) przypomina charakterem część pierwszą utworu. Mistyczny, a zarazem transowy nastrój tworzą figury kołysankowe w czeleście i harfie, ciemny koloryt orkiestry, a także efekty szmerowe oraz szepty solisty połączone z jednoczesną grą na flecie. Krytycy doszukują się w muzyce Saariaho wpływów francuskich spektralistów, takich, jak: Gérard Grisey czy Tristan Murail. Należy jednak podkreślić, że – mieszkająca na stałe w Paryżu od czasu studiów w IRCAMie – kompozytorka wpisuje się ze swoim Aile du songe w szeroko pojętą francuską kulturę muzyczną obejmującą muzykę od klawesynistów francuskich do Messiaena. Świadczy o tym chociażby: tytułowanie utworów i swego rodzaju quasi-programowość muzyki, synestetyczna wrażliwość autorki jako obserwatora natury, skojarzeniowe dźwiękonaśladownictwo oraz rozbudzające wyobraźnię słuchacza sugestywne malarstwo dźwiękowe, a także dbanie o kolor i nastrój w muzyce.
Drugą część koncertu rozpoczął utwór Metamorfozy (1966) Jana Astriaba. Jest to kompozycja eksperymentatorska, w której autor rozwija swoją sonorystyczną wrażliwość, poszukując nowych rozwiązań brzmieniowych. Utwór odznacza się dość poszatkowaną narracją, dużymi kontrastami dynamicznymi i fakturalnymi w obrębie krótkich odcinków. Podobnie jak znacząca część dzieł pochodzących z tego okresu, Metamorfozy stanowiły raczej rodzaj „awangardowej etiudy kompozytorskiej”, będącej swoistym katalogiem efektów brzmieniowych. Z jednej strony ówcześni twórcy na siłę szukali „nowego” i walczyli z ograniczeniami skostniałych konwencji, z drugiej jednak strony niejednokrotnie zapominali o słuchaczu i jego naturalnych oczekiwaniach i potrzebach. Trochę dziwi mnie, dlaczego organizatorzy zdecydowali się akurat na tę kompozycję Astriaba. W poprzednich edycjach festiwalu prezentowano znacznie atrakcyjniejsze utwory tego kompozytora z późnego okresu twórczości.
Ostatnim punktem koncertu była pochodząca z 1970 r. kompozycja Dramatic Story Kazimierza Serockiego. Autor początkowo planował stworzyć balet, ale finalnie skomponował utwór przypominający krótką suitę na rozbudowaną orkiestrę, w której odwołania do pozamuzycznych treści niemal zupełnie uległy zamazaniu. Kompozytor prócz eksperymentów z nowymi brzmieniami (np. gra na samych stroikach instrumentów dętych drewnianych) w wielu fragmentach wykorzystuje rozwiązania stosowane w utworach orkiestrowych Lutosławskiego, np. akordy dwunastotonowe, wyraziste kantyleny w smyczkach oparte na dwunastotonowej quasi-homofonii czy szerokie glissanda smyczków. Choć kantyleny te są najbardziej rozpoznawalnymi fragmentami i pojawiają się we wszystkich trzech częściach utworu, to nie zmienia to faktu, że za sprawą eksperymentalnej harmoniki dzieło było dość nieprzystępne w odbiorze dla słuchacza obcującego na co dzień z muzyką tonalną.
Ze względu na zróżnicowany repertuar i sprawne wykonanie utworów przez poznańskich filharmoników pod batutą Jerzego Salwarowskiego i Jakuba Chrenowicza, koncert był niezwykłą gratką dla wszystkich miłośników muzyki współczesnej, gdyż muzyka ta niestety niezbyt często gości w naszych filharmoniach. Jak słusznie zauważył prowadzący koncert Adam Banaszak, jest to pewien paradoks, że w poprzednich epokach wykonywano przede wszystkim dzieła tworzone przez współczesnych kompozytorów, dziś natomiast te proporcje się odwróciły i w repertuarach filharmonii dominuje głównie „muzyka dawna”.