Leonard Bernstein pracował równolegle nad Kandydem i West Side Story, ale to dzieło bazujące na francuskim pierwowzorze Woltera szybciej doczekało się premiery. Bogactwo zdarzeń, żonglerka geografią (wraz z bohaterami przemierzamy holenderskie niziny, zatrzymujemy się przejazdem w Paryżu, który już za chwilę zamieniamy na hiszpański Kadyks i stolicę Argentyny, by przez morskie tonie dotrzeć ostatecznie do podweneckiej wioski szczęśliwej). Wszystko to zanurzone w humorze libretta i błyskotliwej muzyce, której fragmenty funkcjonują do dziś jako przeboje sceny muzycznej. Kandyd to przecudna kartka z podróży, muzyczna wizytówka Leonarda Bernsteina. Spektakl odbywa się w ramach obchodów 100. rocznicy urodzin Leonarda Bernsteina.
Spektakl jest debiutem reżyserskim Hanny Marasz, która ma za sobą już blisko dziesięcioletnie doświadczenie pracy w Operze Wrocławskiej na stanowisku asystenta reżysera. “Z jednej strony jest to spektakl mocno komediowy (…), ale też pod tym wszystkim jest druga warstwa: filozoficzna, egzystencjalna, skłaniająca nas do szukania, do stawiania pytań” mówi reżyserka. Dodaje także, że Kandyd Bernsteina to “przede wszystkim niesamowita muzyka, zabawa stylami muzycznymi, formami muzycznymi”
O spektaklu pisze na swoim blogu Upiór w operze Dorota Kozińska: “Zapowiadana z początku wersja półsceniczna przeistoczyła się w pełnokrwisty spektakl operowy, wyreżyserowany ze smakiem i znawstwem rzemiosła przez Hannę Marasz. (…) Uszanowała powierzone jej dzieło i z zaskakującą przenikliwością odczytała jego przesłanie. Zamiast uraczyć nas przed Sylwestrem rozpasaną farsą albo doszukiwać się w dziele Bernsteina sensów, których tam nie ma, pokazała boleśnie aktualną tragikomedię, rozegraną w przestrzeni pięknie zaaranżowanej przez Annę Sekułę (także autorkę kostiumów), podkreślonej dyskretną grą świateł (Tomasz Filipiak) i uzupełnionej projekcjami multimedialnymi przez Adriana Jackowskiego. Co jednak najistotniejsze, zrobiła przedstawienie przyjazne dla śpiewaków, wykorzystując do maksimum ich talenty aktorskie – nigdy jednak na przekór możliwościom ludzkiego głosu. (…) Objawieniem spektaklu okazała się Galina Benevich (Kunegunda), młodziutka śpiewaczka z Izraela, obdarzona ciemnym, naznaczonym lekkim groszkiem sopranem ze świetnie otwartą górą i bardzo precyzyjną koloraturą. (…) Orkiestra pod batutą Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego, który prowadził Kandyda w brawurowych, iście “broadwayowskich” tempach – grała swobodnie, precyzyjnie, z żywym pulsem rytmicznym, wyraziście rysując poszczególne tematy”.
Spis treści numeru Cały ten musical!
Meandry
Anna Kruszyńska Cały ten musical!
Felietony
Aleksandra Chmielewska Musicale spod szyldu Filharmonii Gorzowskiej
Karol Furtak Musical versus musical
Wywiady
Paweł Bocian “Wierzę w potęgę musicalu” – rozmowa z Joanną Maleszyńską
Aleksandra Bliźniuk Znaleźć odpowiednią niszę – rozmowa z Celiną Muzą
Recenzje
Katarzyna Trzeciak Podniebny spektakl
Katarzyna Bartos „The Best of All Possible Worlds”? Kandyd w Operze Wrocławskiej
Publikacje
Wojciech Bernatowicz XIX- i XX-wieczne formy amerykańskiego teatru muzycznego i musicalu
Katarzyna Jakubiak “Camelot” i kino muzyczne
Edukatornia
Aleksandra Szyguła Polskie musicale – miniprzewodnik dla początkujących
Wojciech Bernatowicz “Kiss me Jesus“. Wątek chrześcijaństwa w musicalu amerykańskim lat 60. i 70.
Kosmopolita
Katarzyna Bartos Polski „American dream” Metra
Grzegorz Piotrowski, O losach klasycznego musicalu amerykańskiego
Rekomendacje
Publikacja powstała dzięki Funduszowi Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS