fot. Justyna Radzymińska

wywiady

Z sercem do najmłodszych – wywiad z Wojciechem Kulczyckim

„Jest dla nas jak ojciec, jak mentor, jak wzór i przyjaciel” – tak o Wojciechu Kulczyckim, czyli o swoim dyrektorze artystycznym mówią członkowie big bandu Jazz Combo Volta. Kim jest człowiek, który wśród młodzieży zasłużył sobie na miano autorytetu? Jako muzyk może pochwalić się między innymi byciem solistą i muzykiem orkiestrowym w Teatrze Narodowym i Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia, lub integrowaniem młodzieży muzycznej na terenie Unii Europejskiej poprzez kontynuowanie programu „Interkulturele Musiklernen in Europa”. Ale on się nie chwali, jest skromny, a pod swoimi wąsami nosi wieczny uśmiech. I chyba ten szczery uśmiech spowodował, że jeden z jego uczniów w szkole muzycznej powiedział o nim: „Bo Pan Wojtek to taki wesoły dziadek, z którym lekcje są fajne”. A z ust 8-latka to naprawdę nie lada komplement.

Agnieszka Homa: Jak rozpoczęła się Pana przygoda z muzyką?

Wojciech Kulczycki: Moja przygoda z muzyką zaczęła się w domu rodzinnym, kiedy miałem osiem lat.  Mój tata był koncertującym pianistą i to on zaczął mnie uczyć gry na fortepianie. Później zacząłem szukać kolejnych instrumentów. Tak wpadłem na pomysł gry na klarnecie, a następnie na saksofonie. Początkowo – przyznaję – bo technika gry na obu instrumentach est podobna. Później okazało się, że nie doceniałem saksofonu i musiałem nauczyć się podzielić swoje uczucia na pół, między te dwa instrumenty.

A.H.: Jakie jest Pana najlepsze wspomnienie związane z muzyką? I dlaczego został Pan nauczycielem?

W.K.: 

Cudownych wspomnień jest dużo. Jednym z nich jest jedyne w swoim rodzaju muzyczne przeżycie, kiedy na zakończenie studiów muzycznych na obecnym Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie jako wyróżniony student zagrałem solowy koncert na klarnet z symfoniczną orkiestrą uniwersytetu. Piękne czasy. Nauczycielem, zwłaszcza zaraz po studiach, nie chciałem być. Chciałem cieszyć się tym, co mi przynosiła praca jako klarnecisty w Teatrze Muzycznym Komedia i w Operze Narodowej. To, że w krótkim czasie po studiach zostałem nauczycielem, zawdzięczam mojemu cudownemu nauczycielowi, pedagogowi i człowiekowi, jakim był Ryszard Sztajerwald, dla przyjaciół i rodziny Wojtek. To on zaraził mnie miłością do muzyki, którą staram się zarażać od tamtej pory innych. Pracowaliśmy razem  przez siedem lat w jedynym Liceum Muzycznym w Warszawie  przy ul. Krasińskiego na Żoliborzu.

A.H.: Czy z dziećmi trudno się pracuje? Jak zarazić ich miłością do muzyki? I jak pracuje się z młodzieżą w Big Bandzie jazzowym?

W.K.: 

Praca z dziećmi to bardzo specyficzny rodzaj zajęcia. To nie tylko nauka gry na instrumencie, ale kształtowanie psychiki, dbanie o szeroko pojęte wychowanie młodego człowieka, nauka wrażliwości na piękno, praca nad pokonywaniem trudności w sytuacjach stresowych, umiejętność motywacji i wiele innych rzeczy.  Wszystko to jest łatwe, jeżeli robi się to z radością i pełnym zaangażowaniem. Prowadzenie zespołów to głównie dbanie o radość muzykowania w grupie, proponowanie niekonwencjonalnych rozwiązań interpretacyjnych, i dobór materiału, jaki wykonywany jest na koncertach. Kocham pracę z młodzieżą i nie dostrzegam nigdy złych momentów. Nawet jeśli trochę się kłócimy, ze względu na przepaść pokoleniową [śmiech].

A.H.: Co uważa Pan za swoje największe osiągnięcie muzyczne?

W.K.: Za największe osiągnięcia na  muzycznym polu uważam: reaktywowanie i powołanie do życia Polskiej Orkiestry Radiowej, utworzenie w Liceum Muzycznym szkolnego big bandu, wprowadzenie na konkursy muzyczne zespołów kameralnych z muzyką rozrywkową oraz nawiązanie ścisłych kontaktów ze szkołami muzycznymi w Austrii, Finlandii, Holandii, Szwecji i Niemczech.

A.H.: Co jest najtrudniejsze w byciu na scenie? I czy stres jest motywujący?

W.K.: Najtrudniejsze na scenie jest bycie sobą. Stres powinien być zawsze czymś motywującym, pomagającym w koncentracji na scenie. Trudno też znaleźć jedną receptę dla wszystkich, którzy zaczynają przygodę z muzyką. W prostych dwóch słowach mogę powiedzieć, że opanowanie perfekcyjne tekstu i skupienie to droga do sukcesu. Te dwa elementy eliminują stres i podnoszą poczucie wartości grającego.

A.H.: Z jakimi zawodowymi muzykami grało się Panu najlepiej?

W.K.: Nie sposób wyliczyć z iloma i jakimi muzykami przyszło mi grać, ale na pewno ciepło wspominam pracę w orkiestrach symfonicznych pod batutą dyrygentów takich jak Jan Krenc, Stefan Rachoń, Mieczysław Nowakowski, Jan Pruszak. Ogromną przyjemność sprawiało mi granie pod batutą Andrzeja Trzaskowskiego  prowadzącego przez wiele lat Big band Polskiego Radia i Glenna DeRosa, amerykańskiego saksofonisty z orkiestry Glena Millera, prowadzącego w Niemczech  międzynarodowy big band o nazwie “Glenn Miller memory”.

A.H.: Ma Pan w życiu piękną rolę. Jest Pan dziadkiem. Czy wnuki idą w Pana ślady, jeśli chodzi o muzykę? Czy są dumne z dziadka?

W.K.: Bardzo trudną rzeczą jest być ojcem. Nie mężem, nie przyjacielem, nie partnerem.

Odpowiedzialność, jaka spoczywa na ojcu w trakcie dorastania dzieci, jest widoczna, dopiero kiedy dzieci się usamodzielniają. Do tego czasu na barkach ojca, jak również i matki spoczywa rozwój intelektualny, fizyczny i psychiczny młodego dorastającego człowieka. Niemałą rolę odgrywają warunki i środowisko, w jakim obraca się dorastające dziecko. Często nie udaje się przekazać własnym dzieciom wszystkiego, co byśmy chcieli. Od siebie oczekujemy, że damy z siebie wszystko, zdążymy i damy radę przekazać im to, co dla nas ważne, ale często nie udaje się to w pełni i do końca. Jako przykład podam, że ojciec muzykę przekazał mi w genach, natomiast byłem bardzo krnąbrny i wręcz przeciwny uczeniu się z nim języka chińskiego, którym biegle władał w mowie i piśmie. 

 Z wnukami jest już inaczej. Po doświadczeniach z własnymi dziećmi podejście do wnuków, ich wychowanie jest diametralnie różne.

Większa tolerancja, cierpliwość, świadome poświęcanie większej ilości czasu, większe wychodzenie naprzeciw potrzebom powoduje, że można przekazać wnukom dużo więcej wartościowych elementów potrzebnych do życia. Muzyka w mojej rodzinie wybrzmiewa od zawsze i jestem bardzo zadowolony, że jedna z moich wnuczek gra i jest zainteresowana kontynuowaniem tego zajęcia. Czy są dumne? Chyba tak, ale jak to dzieci, okazują to w sposób bardzo oszczędny i powściągliwy.


A.H.: Czym się różni gra w zespole/orkiestrze od gry solowej? Gdzie jest łatwiej się odnaleźć?

W.K.: Jest to rzecz bardzo indywidualna, ale jeśli już ktoś decyduje się być solistą na scenie czy instrumentalistą w zespole, powinien pracować nad swoją koncentracją. Wydaje się, że koncentracja solisty musi być większa od koncentracji muzyka orkiestrowego. To prawda, bo odpowiedzialność solisty za wykonanie partii granej z orkiestrą jest dużo większa. Niejednokrotnie również w zespołach czy orkiestrach gra wielu muzyków, którzy na co dzień są solistami. Mówiąc krótko. Łatwiej się odnaleźć w orkiestrze z solowymi partiami niż odwrotnie.

A.H.: Czy muzyka wymaga wyrzeczeń? Muzyków przecież często nie ma w domu, a jak są, często zostają myślami na ostatnim koncercie. Albo planują następne występy.

W.K.: Muzyka jest dla mnie jak piękna rzeka. Porwała mnie, jak byłem małym dzieckiem i z nurtem której płynę przez całe moje muzyczne życie. Dlaczego rzeka? Ponieważ najpierw uczyłem się podstawowych ruchów. To tak jak z pływaniem. Potem nabierałem pewności w tym, co robię, czyli zacząłem się lekko unosić na powierzchni dźwięków jak na powierzchni wody. Po pewnym czasie poczułem, że ta cudowna muzyczna fala porywa mnie i zaczynam czuć się z tym cudnie. Szczęśliwy i spełniony. Zaczyna unosić mnie w nowy piękny świat zabarwiony cudownymi przeżyciami. I to trwa po dzisiejszy dzień. To uczucie rekompensuje rozstania z bliskimi, kiedy wyjeżdżamy na koncerty. Myślimy o nich i o tym, że oni są myślami z nami. Wiedzą, że po powrocie z koncertów będziemy dzielić wspólnie radości minionych dni i cieszyć się na realizację następnych.

A.H.: Ostatnie, chyba najbardziej nurtujące pytanie. Klarnet, czy saksofon?

W.K.: Klarnet i saksofon to były dla mnie dwa światy. Jeden związany z muzyką tylko symfoniczną! Tak w czasie mojej edukacji muzycznej wolno mi było myśleć, bo granie muzyki rozrywkowej było mi zabronione pod groźbą wyrzucenia ze szkoły muzycznej. Co nie znaczy, że potajemnie z kolegami graliśmy muzykę nowoorleańską, czyli dixieland. Potem studia i teatr muzyczny, w którym zacząłem grać, gdzie wymagana było granie na klarnecie i saksofonie. To otwierało mi drzwi do innego świata. Świata rozrywki i swingu. Zafascynowany graniem różnego rodzaju muzyki zacząłem traktować te dwa instrumenty równorzędnie, co trwa do dziś. Kocham je obydwa, jestem im wierny od lat i nie wyobrażam sobie, żeby z którymś z nich mógłbym się rozstać. Dzięki nim mam wielu przyjaciół, poznałem miłość do muzyki i otaczającego mnie cudownego świata. A rozstrzygnąć między tymi dwoma instrumentami nie potrafię. Dzielę swoją miłość bardzo równo, po połowie.

Spis treści numeru  Czego potrzeba, by powstała muzyka?

Felietony

Karol Furtak, Czy fortepian może być prawdziwie „ludzki”? Kilka uwag o „Królu Olch” Liszta jako fortepianowej wersji pieśni „prawdziwie romantycznej”.

Małgorzata Wojciechowska, Czy gra na instrumencie może być wege?

 

Wywiady

Agnieszka Homa, „Najtrudniejsze na scenie jest bycie sobą” – wywiad z Wojciechem Kulczyckim

Dorota Relidzyńska, Benedyktyńska robota – rozmowa z Michałem Koszelem

 

Recenzje

Aleksandra Bliźniuk, Nowoczesne narzędzie do nauki muzyki

Dorota Relidzyńska, W poszukiwaniu zapomnianych brzmień

 

Publikacje

Paweł Miczka, Użycie strun jelitowych w instrumentach smyczkowych w latach 1880-1945

Magdalena Nowicka-Ciecierska, Muzyk i jego instrument – instrument i jego muzyk. Wizerunek kontrabasisty w prozie Philipa-Dimitri Galása i Patricka Süskinda

 

Edukatornia

Bartosz Miler, Perkusista – czyli kto?

Ryszard Lubieniecki, Amplifikacja instrumentu akustycznego. Idea i praktyka

 

Kosmopolita

Iwona Granacka, Orkiestra z wysypiska – największy skarb Paragwaju

Wojciech Krzyżanowski, Kontrowersyjne szkice podręcznika do gry na YOUTUBE

 

Rekomendacje

Międzynarodowy Konkurs Muzyczny im. Michała Spisaka

I Międzynarodowy Konkurs Muzyczny im. Karola Szymanowskiego

Dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach Programu Kultura – Interwencje

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć