Wspólne śpiewanie, śpiewanie amatorskie, solo z akompaniamentem. Czy w dzisiejszych czasach w Polsce można wyobrazić sobie coś bardziej obciachowego? Były jednak takie czasy, kiedy wspólne śpiewanie było nie tylko chętnie praktykowane, ale nawet modne wśród młodzieży! A co śpiewano? Piosenki… patriotyczne… o historii… Polski.
W 1816 roku wychodzą drukiem Śpiewy historyczne Juliana Ursyna Niemcewicza. Śpiewnik przeznaczony jest do użytku domowego, a jego pojawienie się na rynku to początek tradycji wspólnego śpiewania oraz wspólnej edukacji w zakresie ojczystej historii.
Dzieło powstawało w latach 1808-1811. Drugie wydanie Śpiewów ukazało się w roku 1818, trzecie w r. 1819. Dystrybucja pierwszych dwóch wspierana była systemem prenumeraty. Na liście zamawiających Śpiewy znajdziemy m.in. nazwisko Mikołaja Chopina – ojca kompozytora; śpiewnik trafił też pod strzechę domu Moniuszków, gdzie dorastał mały Stanisław: chłopca najwięcej porywała muzyka. Matka jego, obdarzona pięknym głosem i dużą muzykalnością, była pierwszym w niej przewodnikiem. Od niej nauczył się “Śpiewów historycznych” Niemcewicza. Był to wtedy rodzaj Ewangelii narodowej, wierszowany podręcznik historii ojczystej – pisze biograf Moniuszki Witold Rudziński. Mały Stanisław być może już w wieku kilku lat znał wszystkie utwory na pamięć.
W trzecim wydaniu Śpiewów z 1819 roku brak listy nabywców. Wydawca dysponował już funduszami, z których mógł sfinansować druk – tak dużą popularnością cieszył się śpiewnik. O tym, jak wielkim zbiór był bestsellerem, świadczy także fakt, że na rynku dostępne były nie tylko egzemplarze wydane legalnie, ale także publikacje „pirackie” – sporządzane odręcznie kopie.
Śpiewnik zawiera 34 pieśni. Autorem ich tekstów oraz obszernych komentarzy historycznych dodanych do każdego z utworów jest sam Julian Ursyn Niemcewicz. Wśród autorów muzyki znaleźli się najważniejsi kompozytorzy owych czasów, m.in. Franciszek Lessel, Cecylia Beydale, Karol Kurpiński, Maria Wirtemberska oraz Maria Szymanowska. Dla tej ostatniej Śpiewnik stał się jedną z „trampolin do sławy”. Może najważniejszą.
Pieśni z dziełka Niemcewicza śpiewali przedstawiciele wszystkich pokoleń, ale przede wszystkim – ludzie młodzi. Jak we wstępie podkreślił autor, Śpiewy adresowane są przede wszystkim do wchodzącego dopiero w życie pokolenia: Wspominać młodzieży o dziełach iéy przodków, dać iéy poznać nayświetnieysze Narodu epoki, stowarzyszyć miłość Oyczyzny z naypierwszémi pamięci wrażeniami, iest to niemylny sposób zaszczepienia w Narodzie silnego przywiązania do kraiu: nic iuż wtenczas tych piérwszych wrażeń, tych rannych poięć zatrzeć nie zdoła – czytamy we wstępie.
***
Spróbujmy wyobrazić sobie tę sytuację. Spróbujmy przyjrzeć się im z bliska. Zbierają się w dworku lub w pałacu. Wieczorem, przy ciepłym świetle palących się świec. Zbierają się w szczególnym miejscu – w salonie. Tam, gdzie krzyżowały się ścieżki wszystkich domowników, znajomych i przyjaciół domu oraz gości. W miejscu stworzonym po to, by mogły tam rodzić się i zacieśniać więzi międzyludzkie. By pielęgnować ducha wspólnoty, a także, by prezentować tam swoje osiągnięcia artystyczne i intelektualne oraz poszukiwać inspiracji w artystycznym fermencie. Cieszyć się z obcowania ze sztuką i z ludźmi, jak również aktywnie, twórczo współuczestniczyć. Samemu tworzyć i współtworzyć.
Oto grupa ludzi równych sobie statusem społecznym, mniej lub bardziej zamożnych, pozostających w bliskiej zażyłości, mających poczucie przynależności do określonej wspólnoty, często powiązanych ze sobą więzami rodzinnymi. Żywiących do siebie sympatię, ufających sobie.
Reprezentują sferę, w której, z racji przynależności klasowej, należy umieć tańczyć, śpiewać, grać na instrumencie (wszyscy zatem potrafią czytać nuty!), rysować, wypowiadać się na piśmie, jeździć konno i posługiwać się językami obcymi. Należy być dobrze wychowanym i dbać o wygląd zewnętrzny. Piękny strój, zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn, to także oznaka statusu społecznego.
Ten opis to zapewne wyidealizowana fantazja. Aurea prima…, złoty wiek przeminął.
Z pewnością ze sobą rywalizowali, żywili zadawnione urazy, zazdrościli sobie. Pojedynkowali się i nienawidzili. Kobiety, pozbawione wszelkich praw i przywilejów, traktowali równie źle jak chłopów (będących w istocie niewolnikami, choć i w Polsce rodziły się już w wielu środowiskach idee uwłaszczenia chłopów). Nie lepiej traktowali zwierzęta. System pańszczyźniany utrzymał się w Polsce jeszcze przez wiele lat (choć to przecież właśnie wuj Moniuszki był jednym z pierwszych, który uwłaszczył chłopów). Kobietom udało się zdobyć prawa wyborcze dopiero sto lat później, jednak ich sytuacja będzie zmieniała się bardzo powoli. Ale nie wszystko przecież było złe! Świat nie jest jednowymiarowy.
***
Sytuacja, która zmusiła ich do śpiewania pieśni poświęconych wielkiej polskiej przeszłości, nie była godna pozazdroszczenia. Nasi domowi śpiewacy zbierali się w poczuciu niewygody spowodowanej utratą wolności, w poczuciu krzywdy i świadomości klęski, i być może w poczuciu winy za zaprzepaszczenie dorobku wcześniejszych pokoleń. W poczuciu straty.
Gnębieni carskimi ukazami żyli w strachu przed przyszłością i w obliczu czekających ich dalszych cierpień i wyrzeczeń, świadomi, że za wolność niektórzy z nich zapłacą najwyższą cenę. W istocie, okoliczności to nie nazbyt optymistyczne!
Spotkania i wspólne śpiewanie z pewnością pomagały w ucieraniu się relacji, zacieśnianiu więzi. A w sytuacji porozbiorowej, podtrzymywały na duchu, dodawały odwagi, siły do dalszego oporu i do walki.
***
Kontynuatorem tradycji zapoczątkowanej przez Niemcewicza staje się Stanisław Moniuszko. Śpiewników domowych – zbiorów skomponowanych przez niego pieśni – wyszło aż dwanaście. Znalazło się w nich łącznie aż 268 utworów. Sześć zbiorów ukazało się za życia kompozytora, kolejnych sześć po jego śmierci. Pierwszy wybór wydany został w „okresie wileńskim”. Kompozytor wrócił właśnie ze studiów za granicą w okolice, gdzie się urodził i spędził dzieciństwo. Właśnie się ożenił i rozpoczynał walkę o sławę. Na swoim koncie miał jak dotąd kilka utworów instrumentalnych i kilka operetek, które jednak nie cieszyły się wielką popularnością i po kilku przedstawieniach schodziły z afisza. Rodzina stopniowo się powiększała i Moniuszko gorączkowo poszukiwał źródeł utrzymania – miał ambicję, by muzyka nie była dla niego, w odróżnieniu od innych przedstawicieli jego klasy społecznej, wyłącznie hobby. Chciał, by stała się jego źródłem utrzymania.
Zauważywszy, że wydawane przez niego pojedyncze pieśni cieszyły się sporą popularnością, korzystając z doświadczeń lokalnych wydawców, którzy oferowali odbiorcom różnorodne periodyki w prenumeracie, Moniuszko decyduje się wydać pierwszy Śpiewnik domowy na zasadach, na jakich publikuje się ówczesne magazyny drukowane. W zbiorze mają się znaleźć zarówno pieśni o poważnym charakterze, wymagające od wykonawcy odpowiedniego przygotowania, jak i piosenki całkiem proste, łatwe do zaśpiewania dla wszystkich, o lekkiej, żartobliwej tematyce. W Śpiewnikach obok pieśni do słów poetów polskich i obcych (w tłumaczeniu polskim) znajdziemy zatem utwory do słów piosenek ludowych. Pieśni poważne i żarty muzyczne.
Śpiewnik ma się rozejść w prenumeracie. Wydanie poprzedza zatem drukowany prospekt rozesłany do potencjalnych nabywców, z którego mają się oni dowiedzieć, czego mają się po Śpiewniku spodziewać. Zainteresowanie okazuje się nadspodziewanie duże, a tekst zawarty w prospekcie uważany jest dziś za swego rodzaju programowy manifest całej Moniuszkowskiej twórczości.
Wróćmy jednak do samego śpiewania.
***
Dzisiejsi Polacy z rzadka śpiewają i z rzadka tańczą. Spontanicznemu wydobywaniu jakiejkolwiek (choćby szczątkowej) melodii z krtani towarzyszy zawstydzenie śpiewającego i zdziwienie słuchaczy. Gwiazdy zapraszane do programów telewizyjnych zrobią wszystko, żeby nie śpiewać na żywo. Śpiew stał się domeną profesjonalistów, a zatem wszystko, co nie zaśpiewane przez zawodowców, nie ma racji bytu, jest „amatorszczyzną”.
Ale czy rzeczywiście śpiewu trzeba się uczyć? Wstydzimy się dziś tańczyć i wstydzimy się śpiewać, wyrzekając się dwóch, jak mogłoby się wydawać, wyjątkowo „ludzkich” aktywności. Śpiewać ani tańczyć nie potrafi żadne zwierzę. To umiejętności przyrodzone wyłącznie ludziom. Aż ciśnie się na usta przymiotnik „nadprzyrodzone”.
***
W dzisiejszych czasach w Polsce wspólne śpiewanie to sytuacja nie do wyobrażenia. Ale czy rzeczywiście podświadomie o niej nie marzymy? Czy Polacy nie są ludźmi?
Ktokolwiek był przy Grobie Nieznanego Żołnierza w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego, z pewnością pamięta uczucie zaskoczenia na widok zalewającego cały plac i pobliskie ulice oceanu śpiewających głów… Głów śpiewających… polskie piosenki patriotyczne. Na całe gardło lub nieśmiało (raczej to drugie), mimo że organizatorzy, wybierając bardzo wysokie tonacje, dokładają wszelkich starań, by śpiewało się jak najtrudniej.
Coraz bardziej popularne jest też w Polsce karaoke, ale to rozrywka wciąż wstydliwa, przynależna niższej warstwie społecznej. Wspólnie śpiewają członkowie niszowych grup śpiewaczych. Popularnością cieszą się też oddolnie organizowane chóry. A wierni wciąż śpiewają w kościołach. Tu przynajmniej nie trzeba się wstydzić, bo to obowiązek. Ktokolwiek pragnie dziś wyżyć się wokalnie i czuje powołanie do śpiewania, może być pewien, że w świątyni znajdzie azyl.
***
Śpiewanie to aktywność całkowicie bezużyteczna, niczym bezinteresowna Kantowska kontemplacja piękna, która dowodzi ludzkiej wolności, nie będąc obciążona koniecznością robienia każdej czynności „użyteczną”.
Fantazja o wspólnym śpiewaniu i muzykowaniu (aktywnościach jakże bezużytecznych i wstydliwych) jest dziś w Polsce niemożliwa do zrealizowania. Polacy nie znają nut. Powszechna edukacja muzyczna nie istnieje, a w czasach komunistycznej przeszłości zniechęcała raczej, niż zachęcała do muzyki. I tak już chyba zostało.
***
Dlaczego nie śpiewamy? To zapewne odległa konsekwencja zmian społecznych ostatniego stulecia.
Fortepian był jeszcze przed II wojną światową atrybutem arystokracji i mieszczaństwa – to przecież nierzadko kunsztownie zdobiony, sporych rozmiarów przedmiot, który niemało kosztował. Służył zarówno jako „szafa grająca”, jak i jako ozdobny mebel. A także jako wyznacznik statusu i przynależności do określonej klasy społecznej. Chcąc odciąć się od arystokratów i burżuazji, klasa robotnicza i chłopska musiała odrzucić symbole ich dominacji.
Udany portret odchodzącej w niepamięć po II wojnie światowej warstwy ziemiańskiej, a zarazem obraz zachodzących zmian, trafnie odmalował Wojciech Jerzy Has w filmie Pożegnania. Warto zwrócić uwagę, że w centralnym punkcie salonu w pałacyku, przez który przewijają się przedstawiciele wszystkich klas społecznych, stoi fortepian. Wszyscy potrafią na nim grać i robią to bez ustanku i bez zażenowania. I wciąż ktoś śpiewa. To zupełnie swobodne, radosne muzykowanie z towarzyszeniem instrumentu będącego narzędziem przyjemności i rozrywki, a nie narzędziem tortur – wielogodzinnych wyczerpujących ćwiczeń. No właśnie, te ćwiczenia…
Być może także i w mechanizmach rządzących kapitalizmem trzeba dopatrywać się przyczyny zaniku śpiewu. Muzyka została zawłaszczona przez przemysł rozrywkowy. I choć oczywistością jest, że te melodie są tak proste, że miejsce wykonawcy pop mógłby zająć każdy, to jednak nikt tego nie robi.
Być może przyczyn można szukać jeszcze gdzie indziej… Może wszystkiemu winni są Schönberg i jego koledzy z tzw. drugiej szkoły wiedeńskiej, którym udało się przekonać świat (a przynajmniej Europę), że muzyka – ta „prawdziwa” – to sfera niedostępna przeciętnemu zjadaczowi chleba, bo zbyt dla niego trudna?
Dopóki procesy historyczne i społeczne na to nie pozwolą, nic nie wymusi na nas wspólnego śpiewania.
Zresztą wcale o tym nie marzymy. Fantazja o śpiewach historycznych to tylko egzotyczny, nierzeczywisty obraz z dalekiej podróży w przeszłość. Dowód na obcość. Śpiewanie obciążone odium niewoli, protestu, nieszczęścia; śpiew jako forma oporu, sprzeciwu, aktywność podszyta niewygodą braku wolności to zgoła nic zachęcającego.
Zdziwienie, że kiedyś było to modne i pożądane. I odrobina nostalgii za tym, żeby sobie pośpiewać. Ktokolwiek to robił, wie, jak miła to aktywność.
Spis treści numeru Porozmawiajmy o Stanisławie Moniuszce
Felietony
Jacek Szymański, Po co śpiewać dziś utwory Stanisława Moniuszko
Dorota Relidzyńska,
Śpiewanie to obciach. Szymanowska, Kurpiński, Lessel… Moniuszko. Śpiewnik domowy
Wywiady
Marcin Sompoliński/ K. Furtak, Moniuszkę wtłoczono w sztywne ramy i zamknięto w „cepeliowskim” idiomie
Piotr Wajrak/ K. Furtak, Tradycyjna “Halka” nie istnieje!
Recenzje
Agnieszka Nowok – Zych, Patriotyczny balans…
Paweł Bocian, „Widma” pod batutą Andrzeja Kosendiaka z Wrocław Baroque Orchestra
Publikacje
Iwona Sawulska, Fenomen „Śpiewników domowych”
Szymon Atys, Moniuszko wirtuozowski. O parafrazach fortepianowych Henryka Melcera-Szczawińskiego
Edukatornia
Katarzyna Boniecka, Kwartety niedoceniane
Ewa Kuszewska, Moniuszko oswojony
Kosmopolita
Ignacy Zalewski, Czekając na pariasa. Kilka słów o przyczynach zapomnienia „Parii” Moniuszki
Rekomendacje
Konkurs Moniuszkowski czyli wielkie śpiewanie w Warszawie
Rok Moniuszkowski w Operze Nova