Jak to możliwe, że ikona wolności nadal czuje jej głód i od pierwszych momentów na płycie się o nią dopomina? I dlaczego ojciec chrzestny punka zarówno muzycznie, jak i tekstowo oddaje głos innym? Przyjrzyjmy się kolejnym piosenkom osiemnastego solowego krążka Iggy’ego Popa.
1. FREE
W otwierającym album tytułowym „Free” słyszymy postulat: „chcę być wolny”. To właściwie jedyne słowa, które padają w pierwszym utworze. Artysta wypowiada je dwa razy − na początku i końcu; całość jest bardzo krótka, trwa niecałe dwie minuty. Tuż po pierwszej wypowiedzianej frazie rozbrzmiewa smoothjazzowa trąbka Lerona Thomasa, będąca jednym ze znaków rozpoznawczych płyty. Nienachalna, ale wyraźnie nadająca klimat otwartości muzycznej i zacierająca granice gatunkowych ograniczeń, stała się ważnym elementem tworzącym ten krążek. Jest to też przesłanka do myślenia o wolności − nieograniczonej, pięknej jak wschód słońca (od momentu wejścia trąbki maluje mi się w głowie obraz powstającej niespiesznie ponad horyzont najbliższej nam gwiazdy), utęsknionej.
2. LOVES MISSING. Wolność, która krzyczy, zna nasze pragnienia, tęskni; wolność jest kobietą
Singlowe „Loves Missing” to rockowy akcent, którego nie mogło zabraknąć na płycie Iggy’ego. Przez cały utwór warstwa instrumentalna buduje w wyobraźni obraz kroczącego zdecydowanie, niezważającego na przeszkody tłumu. Wejście trąbki w tym utworze wprowadza zmiany − wzrasta dynamika, przez co wrażenie napierającego tłumu nasila się. Oczami wyobraźni widzę dookoła rzeszę ludzi przepełnionych ogniem rewolucji, których nikt nie jest w stanie powstrzymać. Wolność, która nadchodzi, jest ubrana przez Popa w kobiecość – „She’s thinking about something we all need” – myśli o czymś, czego wszyscy potrzebujemy – a więc jednocześnie wie, czego potrzebujemy, krzyczy („loves screaming”), tęskni („loves missing”) – to niektóre z jej cech opisanych w utworze.
3. SONALI. Wolność w świecie absurdu oraz abstrakcji
Iggy pokazuje, że może wszystko. Tym razem ubiera wolność w ramy absurdu. Kluczem jest oficjalny − nieoficjalny teledysk do numeru, w którym mężczyzna-jaszczurka spieszy do ukochanej Sonali. Niestraszne są mu nawet ruchliwe ulice – pomimo że swoim bezkonkurencyjnym, pokrytym różowym futrem kabrioletem grzęźnie w korku, ratunkiem dla jego nadszarpniętych emocji okazuje się uwolnienie za sprawą muzyki.
4. JAMES BOND. Odwrócenie ról – uwolnienie od stereotypu płci
Utwór „James Bond” to opowieść o kobiety aspirjącej do bycia słynną agentką. Iggy sytuuje się w roli trzecioosobowego narratora, który próbuje przekonać partnera głównej bohaterki, by pozwolił swojej kobiecie spełnić jej największe pragnienie – trwania przy jego boku jako prywatny James Bond. Ośmielam się tu wysnuć tezę, że to Pop marzy, by znaleźć się na miejscu zniewolonego mężczyzny. A tym samym pozwolić sobie na możliwość wcielenia się w rolę „słabej płci”. Żeńskiego głosu w numerze użycza brytyjska wokalistka i gitarzystka zespołu Pins Faith Vern. Artystka pojawiła się również w teledysku towarzyszącym singlowi.
5. DIRTY SANCHEZ. Brudny Pop
„Dirty Sanchez” to najbardziej wynaturzony tematycznie numer z płyty. Już sam tytuł utworu, nawiązujący do nazwy perwersyjnych praktyk seksualnych, sugeruje niegrzeczną treść. Iggy nie przebiera w słowach, posługując się dosłownością, wchodzi na grunt świata pełnego brudnego, wulgarnego seksu. Każdy wykrzyczany przez niego wers powtórzony jest przez głos z drugiego planu (na wzór komentującego chóru) – brzmi to jak zawołania podczas wiecu. Choć Pop użył w wypowiedzi pewnych figur retorycznych i wyraźnie słychać, że wychodzi z zamiarem umieszczenia w tekście głębszego przekazu, jego intencja nie jest do końca zrozumiała. Być może chodzi mu po prostu o wolność seksualną?
6. GLOW IN THE DARK. Pesymistyczny komentarz do rzeczywistości
Nim zdążyłam odetchnąć po naszpikowanym nieprzyzwoitymi, a chwilami i ordynarnymi treściami numerze „Dirty Sanchez”, pełną parą wkroczył „Glow In The Dark” (i pomyśleć, że oba numery zostały napisane przez jedną osobę – trąbkarza, Lerona Thomasa). Na wstępie zderzyłam się z mocno osadzonym, barytonowym głosem Iggy’ego, który melorecytuje tekst otoczony ambientowymi dźwiękami. Dotychczasowe numery przyzwyczaiły mnie do instrumentalnego wstępu, a jednocześnie dawały większą przestrzeń na rozpoznanie klimatu, którego mogę spodziewać się w danym utworze. Tymczasem w „Glow In The Dark” już w pierwszej chwili doznałam radykalnej (szczególnie w porównaniu do poprzednio słuchanego numeru) zmiany nastroju. Ogarnął mnie niepokój wywołany chłodnym tonem wypowiedzi artysty. Iggy w pozbawiony emocji, gorzki sposób wyrzuca z siebie słowa o regułach rządzących zhierarchizowanym spoleczeństwem, gdzie nie ma miejsca na uczciwość a każdy odgrywa jakąś z góry określoną rolę. Całość kończy dość okrutnym stwierdzeniem, że poczucie wspólnoty zabija („Your sense of community is going to kill you”), a więc jedynie dbanie o własne interesy ma sens. Po tym wszystkim następuje instrumentalny komentarz.
7. PAGE. Życie jak fala
W „Page” wchodzimy w przestrzeń pełną spokoju, w której spotykamy człowieka pogodzonego z losem i dobrze wiedzącego, jak funkcjonuje świat. Jest przygotowany na rozczarowania, porażki, pomyłki, zdaje sobie doskonale sprawę, że to nieodłączny element życia. Punkt, do jakiego dotarł Iggy i o którym mówi w utworze, jest wypadkową doświadczeń z siedemdziesięciodwuletniego życia, uprawniającą go do oceniania i sytuowania się w takiej roli. Kluczowe stwierdzenie zawiera się w refrenie: „Jesteśmy tylko ludźmi/ Nie jest już człowiekiem”.
8. WE ARE THE PEOPLE, DO NOT GENTLE INTO THAT GOOD NIGHT, THE DAWN. Tryptyk niepokojąco-przygnębiający
Trzy wieńczące album utwory: „We Are The People”, „Do Not Gentle Into That Good Night” oraz „The Dawn” skupiają się przede wszystkim na mocnym przekazie tekstowym. Muzyka w ich przypadku stała się elementem towarzyszącym i wzmacniającym wypowiedź Iggy’ego.
W „We Are The People” Pop występuje w roli człowieka znającego się z życiem niemalże na wylot. Podsumowuje swoje długoletnie obserwacje, prezentując bardzo mroczne, pesymistyczne obrazy ludzkich przywar. Mówi się tu dużo o grzechach społecznych, które w konsekwencji prowadzą ludzkość do samounicestwienia. Można powiedzieć, że artysta słowami Lou Reeda, autora tekstu, dokonuje aktu spowiedzi powszechnej. Z wypowiedzi sączy się smutek i przygnębienie, i gorzka prawda – ludzie emanują samotnością, zagubieniem, wyjałowieniem, zdają sobie sprawę ze swojej beznadziei, żyją bez poczucia własnej tożsamości. W tej tragicznej sytuacji, w jakiej się znaleźli, nikt inny prócz ich samych nie mógłby udzielić im pomocy.
Podobnego wydźwięku utworu dosłuchałam się w „Do Not Gentle Into That Good Night”. Traktuję go zatem jako kontynuację poprzedniego numeru z płyty. Mimo że tym razem Pop posłużył się tekstem jednego z angielskich poetów, Dylana Thomasa (niniejszy utwór jest jego najsłynniejszym dziełem), to idealnie dopasował go jako następstwo tematyczne tekstu Reeda. W polskim tłumaczeniu autorstwa Stanisława Barańczaka tytuł utworu brzmi: „Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy”. Wiersz powstały w 1947 (czyli w roku urodzenia Popa) artysta wykorzystuje na swojej płycie mając siedemdziesiąt dwa lata. Bez wątpienia zdaje sobie sprawę z zaawansowanego wieku, który osiągnął i na pewno tym samym relatywnie częściej zdarza mu się myśleć o przemijalności. Taki też nastrój związany ze schyłkiem życia wypływa z Do Not Gentle Into That Good Night. Najważniejszym przesłaniem utworu jest jednak wola życia i zachęta do buntowania się przeciwko nadchodzącej śmierci. Niech brzmi w uszach zatem wers, na którym zatrzymuje się tu Pop: „Rage, rage against the dying of the light” („Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy”).
Utwór wieńczący album Free to postscriptum Iggy’ego Popa do tryptyku „Do Not Gentle Into That Good Night” oraz „The Dawn”. Artysta czeka na świt, na odrodzenie, kolejną szansę, by nie dać się pochłonąć ciemności. Jest w nim ogromna wola życia, działania, którą podkreśla słowami: „To just lay down is to give up/ You gotta do something/ Something” („Położyć się, znaczy po prostu się poddać/ Musisz coś zrobić/ Zrobić coś”). Wskazuje również na istotną rolę wspomnień, które stają się szczególnie wyraźne pod koniec życia, kiedy wstępuje się w czas podsumowań. To właśnie one świadczyć będą o dobrze wykorzystanym czasie. W finale Iggy pokornie przyznaje, że może przyjść taki moment, że nie będzie już ratunku przed śmiercią, ponieważ nikomu nie udało się przed nią uciec. Wtedy nie pozostaje już nic innego, jak się z nią pogodzić, mając przy sobie najlepsze: „If all else fails’ it’s good to smile in the dark/ Love and sex are gonna occur to you/ And neither one will solve the darkness”.
Wygląda na to, że Iggy Pop dojrzał. Nie potrzebuje już rockowego zacięcia, aby wyrazić siebie. Co więcej, nie potrzebuje nawet tego, by samodzielnie pisać teksty, które trafnie odzwierciedlą jego stan ducha. Album Free to dość radykalna zmiana mentalna, jaka dokonuje się u Iggy’ego. Nie było do tej pory w jego dyskografii tak spokojnego, wyciszonego wydawnictwa. Mimo że w swojej karierze romansował już z jazzem (przywołuję tu album Préliminaires z 2009 roku, gdzie znalazło się sporo przestrzeni na jazz tradycyjny, nowoorleańskie brzmienia trąbki), to po raz pierwszy zdecydował się na aż taki minimalizm muzyczny. W przypadku Free muzyka często pełni rolę tła bądź komentatora wypowiedzi artysty. Pojawiająca się we wszystkich numerach trąbka jak wstęga wiąże utwory na krążku. Jej dźwięk, momentami przywołujący nieodżałowanego mistrza Stańkę, rzuca nowe spojrzenie na wolność Iggy’ego. Z każdym trackiem przechodzi się do innego sposobu rozumienia wolności − od totalnego otwarcia się na to, co niepoznane, nieograniczone i niczym nieskrępowane, jak w tytułowym „Free”; przez odkrywanie wolności w przełamywaniu schematów, wychodzeniu ze stereotypowych ról i szokowaniu, jak podczas ubierania ją w kobiecość („Loves Missing”) lub abstrakcję (wolność twórcza w klipie do „Sonali”) czy przyznaniu, że Jamesowi Bondowi wolno być kobietą; aż po docenianie wolności jako wartości niezbywalnej.
W drugiej połowie płyty następuje zdecydowane wyciszenie, wejście w stan skupienia, otwarcie zmysłów i podążanie za tekstem. Nastrój dekadencki – wejście w strefę chłodu, niepokoju i ciemności zwieńczone jest ukazaniem gorzkich prawd o tragizmie ludzkiego życia uwikłanego w ciąg zależności. Iggy zdaje sobie sprawę ze zbliżającego się kresu, ale nie zamierza się poddawać schyłkowym myślom, wręcz przeciwnie – czeka znowu na świt, a w razie niepowodzenia będzie uśmiechać się, przechodząc na ciemną stronę.
Z opisu albumu:
„I wanted to be free. I know that’s an illusion, and that freedom is only something you feel, but I have lived my life thus far in the belief that that feeling is all that is worth pursuing; all that you need — not happiness or love necessarily, but the feeling of being free.” („Chciałem być wolny. Wiem, że to iluzja i że wolność jest tylko czymś, co czujesz, ale do tej pory żyłem swoim życiem w przekonaniu, że warto poczuć to uczucie; wszystko, czego potrzebujesz − niekoniecznie szczęście lub miłość, ale poczucie bycia wolnym.”)
Anna Grabowska – ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim, absolwentka XII Akademii Praktyk Teatralnych “Gardzienice”, studentka kierunku Muzyka w mediach na Collegium Civitas. Interesuje się współczesną muzyką rozrywkową i jej obecnością w mediach. Zawodowo zajmuje się PR-em i kontaktem z mediami w jednym z wydawnictw muzycznych.
Partnerem Meakultura.pl jest Fundusz Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS