Nikomu nie trzeba tłumaczyć, jak ważną rolę odgrywa w filmie muzyka. Od zawsze oba te obszary przenikały się. W kinie niemym muzyka, owszem, nie stanowiła zespojonej z obrazem warstwy dźwiękowej, jednak zawsze była obecna przy seansach wizualnych – grający na żywo muzycy pełnili funkcję muzycznego towarzyszenia dla wyświetlanego obrazu. Pomijając kwestie roli dźwięków w starożytnym teatrze czy powstawanie pierwszych oper, muzyka od zawsze wiązała się w jakimś stopniu z obrazem: budziła w człowieku różnego rodzaju skojarzenia, wywoływała emocje, a odpowiednio dobrana towarzyszyła obrzędom religijnym, codziennym wydarzeniom, rozrywce czy pracy.
W świecie muzyki filmowej istnieją bardzo mocne nazwiska, których twórczość stała się kultowa, niemalże legendarna. Wśród takich kompozytorów można wymienić m.in. Johna Williamsa, Hansa Zimmera, Jamesa Hornera i wielu innych. Ich kompozycje doskonale oddają gatunki i fabuły filmów oraz zarysy postaci i wydarzeń, czym zachwycają i zdobywają serca odbiorców. Na listach kompozytorów muzyki filmowej zdecydowaną większość stanowią mężczyźni i trudno jest odnaleźć w takich rankingach nazwiska kobiet.
W ostatnim czasie, za sprawą filmu Joker (2019), stało się głośno o islandzkiej kompozytorce Hildur Guðnadóttir, która zdobyła Oscara oraz Złotego Globa za najlepszą muzykę filmową. W tej kategorii jest pierwszą od 1997 roku laureatką oscarowej statuetki, a także pierwszą kompozytorką w historii, która otrzymała nagrodę przyznawaną przez Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej. Guðnadóttir jest także twórczynią muzyki do brytyjsko-amerykańskiego miniserialu Czarnobyl (2019) oraz współtwórczynią ścieżek dźwiękowych do islandzkiego serialu W pułapce (2015 – obecnie) oraz do filmu Maria Magdalena (2018) – do tych dwóch produkcji tworzyła muzykę razem z Jóhannem Jóhannssonem.
Kompozytorka ma nadzieję, że jej osiągnięcie otworzy drzwi młodym kobietom – kompozytorkom i instrumentalistkom – którym trudno jest rozwinąć skrzydła w przemyśle muzyki filmowej.
Guðnadóttir dała się już poznać jako wyjątkowy muzyk – równocześnie tworzyła odmienne ścieżki dźwiękowe do dwóch różnych produkcji: Jokera oraz Czarnobyla. Oba albumy spotkały się z niezwykle pozytywnym odbiorem, przynosząc Hildur większą rozpoznawalność i uznanie w świecie muzyki filmowej.
Na szczególną uwagę zasługuje muzyka Hildur Guðnadóttir do Jokera. Autorka utrzymała album głównie w tempach wolnych lub umiarkowanych. Nie usłyszymy niespodziewanych, skrajnych akcentów dynamicznych – falujący kształt melodii współgra z rozciągającą się konsekwentnie dynamiką, uzyskaną dzięki crescendo i diminuendo. Kompozycje stanowczo odbiegają od utworów typowych dla opartych na komiksach filmów o superbohaterach i złoczyńcach. Tak samo zresztą, jak sam film, który nie jest szablonowym wytworem o historii antybohatera, lecz psychologicznym thrillerem, przedstawiającym dramat życia chorego psychicznie człowieka, zepchniętego na społeczny margines. Tę trudną i ważną kwestię Guðnadóttir doskonale uchwyciła w dźwiękach. Muzyka nie tyle współgra z przedstawianymi wydarzeniami i sytuacjami, co jest odzwierciedleniem przeżyć głównego bohatera, Arthura Flecka. Płaszczyzna muzyczna w filmie kształtuje dwa światy: wykorzystane piosenki m.in. Franka Sinatry, Jimmy’ego Durante’a czy Gary’ego Glittera odpowiadają przestrzeni rzeczywistej, zewnętrznej, zaś oryginalna muzyka Hildur Guðnadóttir stanowi obraz wewnętrznego dramatu Arthura. Tylko osoba z niezwykłą wrażliwością i głęboką intuicją mogła zrobić z muzyką to, co w tym przypadku zrobiła Hildur.
Islandka udowodniła, że fenomenalność muzyki filmowej niekoniecznie równa się z epicką wielkością, ale może zawrzeć się w dźwiękowym studium postaci.
Główną rolę w utworach odgrywają instrumenty smyczkowe. Kompozytorka jest również profesjonalną wiolonczelistką, co na pewno przyczyniło się do wysunięcia tego instrumentu na pierwszy plan. Wydawać się może, że wiodące niskie tony i ciepłe, ciemne barwy to połączenie wiolonczeli i kontrabasu, dla których tło często tworzą jasne dźwięki skrzypiec. Jednak nie tylko wiolonczela i kontrabas są odbiciem głosu ciężkich, prześladujących bohatera myśli. Jest to również zasługa nowatorskiego, niezwykle rzadkiego, strunowego, elektroakustycznego instrumentu o nazwie halldorofon. Jego wynalazcą jest przyjaciel Guðnadóttir, Halldór Úlfarsson (który, co ciekawe, nie ma wykształcenia muzycznego), a na chwilę obecną na świecie istnieje tylko 5 egzemplarzy halldorofonu. Instrument wprowadza niezwykły, niepowtarzalny efekt dzięki swojemu ciekawemu, nieco dezorientującemu brzmieniu. Jego popis doskonale słychać w utworze Bathroom Dance.
Chociaż Arthur Fleck głośno wypowiada swoje problemy, zapisuje w zeszycie obserwacje i przemyślenia, najgłębsza sfera jego wnętrza i umysłu zostaje opowiedziana przez muzykę. Patrząc na twarz chorego, cierpiącego psychicznie mężczyzny, jego myśli słyszymy w dźwiękach. Niemalże monotonne motywy smyczków prześladują i przenikają każdy utwór tak samo, jak głosy poczucia niesprawiedliwości, ciągłego poniżenia i upokorzenia nieustannie prześladują Arthura. Przykładem idealnego zgrania ociężałej pulsacji niskich tonów kotłów z przygnębioną (i jednocześnie przygnębiającą) melodią jest prawie 3-minutowa kompozycja Defeated Clown. Ten wiolonczelowo-kontrabasowy, o wznosząco-opadającej melodii motyw zmasakrowanej psychiki i bolących myśli Arthura przewija się – również w postaci wariacji – przez wiele utworów (m.in. w Arthur Comes to Sophie, Subway). Może się wydawać, że niektóre partie w kompozycjach były stworzone sztucznie – komputerowo, przez syntezatory – jednak Hildur przyznała, że muzykę do Jokera w całości wykonują instrumentaliści.
Islandzka kompozytorka za pomocą nut perfekcyjnie zbudowała muzyczną postać bohatera. Guðnadóttir skomponowała muzykę po lekturze scenariusza jeszcze przed rozpoczęciem produkcji. Wiolonczelistka bazowała jedynie na własnym wyobrażeniu postaci i indywidualnej interpretacji bohatera, niewspomaganej żadnymi zdjęciami, scenami czy innego rodzaju próbkami ilustracji. Sposób, w jaki reżyser Todd Philips opowiedział dramatyczną historię, która nie zamyka się całkowicie i tylko w fikcyjnej przestrzeni, ale dotyczy problemów setek tysięcy ludzi na całym świecie, zainspirował ją do stworzenia muzycznego obrazu tragedii odtrąconego człowieka, który nigdzie nie mógł znaleźć pomocy. Muzykę Hildur Guðnadóttir w Jokerze można określić nie tyle mianem muzyki filmowej, co muzyki psychologicznej o głębokim znaczeniu, ponieważ już same dźwięki budują psychologicznie postać głównego bohatera. W całościowym spojrzeniu na kompozycje słychać fakt, że proces tworzenia muzyki nie opierał się jedynie na skomponowaniu ścieżki dźwiękowej do gotowego filmu. Hildur przyznała, że niektóre sceny zostały zmieniane pod wpływem jej kompozycji. Jednym z przykładów jest mroczny obraz, w którym po morderstwie trzech prześladowców Arthur tańczy w toalecie. Odtwórca głównej roli, Joaquin Phoenix, wykonuje przejmującą choreografię do powstałego wcześniej utworu (wspomniane wyżej, z udziałem halldorofonu, Bathroom Dance).
Inny charakter słychać w kompozycjach związanych z matką Arthura, Penny – Penny in the Hospital, Young Penny oraz Penny Taken to the Hospital. Najdelikatniejsza z nich, a zarazem najspokojniejsza z całego, 36-minutowego albumu, jest druga z nich. W tych utworach słychać jednak odmienny nastrój, w pewnym stopniu wolny od uciśnionej psychiki głównego bohatera. Hildur w niesamowity i niepojęty sposób oddzieliła w ścieżce dźwiękowej wewnętrzne przeżycia syna z kompozycjami poświęconymi matce. Zrobiła to tak umiejętnie, że muzyka Penny w żaden sposób nie odstaje od całej reszty i wszystko tworzy skondensowany album.
Właściwie od pierwszego utworu Hoyt’s Office, w trakcie rozmowy Arthura ze swoim pracodawcą, aż do kompozycji Call Me Joker w końcowej scenie, kiedy Joker triumfuje na masce rozbitego radiowozu wśród ogarniętego buntem, skandującego tłumu, muzyka ewoluuje. Motywy rozwijają się wraz z następstwem wydarzeń i ciągnących się za nimi konsekwencjami. Każdy utwór osobno oraz wszystkie kompozycje razem tworzą jedną, spójną i logiczną całość – prawdziwą muzyczną ścieżkę, przeprowadzając widza-słuchacza przez wewnętrzne, niewypowiedziane stany bohatera. Właściwie pełną orkiestrę słychać jedynie w najdłuższym, finalnym Call Me Joker, w którym kompozytorka przez dobór zimnych, niepokojących dźwięków strun, wzmocniła przeszywający moment sceny krwawego uśmiechu – aż w ustach czuć metaliczny posmak krwi. Zwieńczający film utwór – o rosnącym napięciu z zawiązaniem melodii w punkcie kulminacyjnym i rozładowaniem jej za pomocą halldorofonu – stanowi podsumowanie historii skrzywdzonego i zagubionego człowieka – Arthura Flecka przemienionego w bezlitosnego mordercę – Jokera.
Z pewnością ścieżki dźwiękowej Jokera nie stanowią kompozycje, które po seansie filmu zapadają w pamięci tak głęboko, że przez długi czas nie można przestać ich nucić. Nie są też monumentalnymi dziełami, stanowiącymi muzyczne pomniki ze świata kinematografii. Jednak kompozycje islandzkiej wiolonczelistki doskonale przenikają się z wizualną historią, niczym mocno splecione ze sobą włókna zbitego materiału. Hildur Guðnadóttir sprawiła, że muzyka Jokera nie jest tylko jednym z komponentów filmu, ale przede wszystkim mistrzowską rolą niewymienioną w obsadzie – rolą psychiki Arthura Flecka.