Brexitcore to określenie świeże, powstałe na przestrzeni ostatnich kilku lat. Nie jest ono jeszcze spopularyzowane, ale głęboko wierzę, że rozgłos medialny wokół tego nurtu będzie z czasem narastał. Jego nazwa nawiązuje do sytuacji społeczno-politycznej w Wielkiej Brytanii oraz zbiorowego niepokoju, który jest z nią związany. Kapele nurtu brexitcore udowadniają, że pod rebelianckim płaszczem można jednocześnie przemycać idee nonkonformistyczne i głęboko refleksyjne. W ich twórczości miesza się bunt ze spokojem, manifest z akceptacją, bezceremonialność z poetyckością. Występuje często dysonans pomiędzy stylem ich muzyki a tym, co sobą wyrażają. Hałaśliwe granie nie implikuje przecież konieczności zgrywania kipiących testosteronem samców alfa. Co reprezentuje brexitcore i na czym polega fenomen tych “subtelnych chuliganów”?
Nie jest zasadne stwierdzenie, że brexitcore przyniósł coś absolutnie innowacyjnego. Przedstawiciele zakorzenieni są w tradycji muzyki rockowej własnego regionu. Bazą wyjściową są takie gatunki jak: post-punk, art rock, indie rock, post hardcore, noise rock, garage punk. W wielu utworach słychać wpływy punkowych legend, takich jak The Clash i Sex Pistols, zmieszane z post punkową energią rodem z The Cure i Joy Division oraz melancholią w stylu Radiohead lub U2.
Posiadając podstawową wiedzę o historii rocka, bez problemu można dostrzec wiele rozwiązań, które były w przeszłości ochoczo stosowane, i jak się okazuje – są w pewnym sensie ponadczasowe. Mówię tutaj o podejściu do melodii, rytmu, wokalu, brzmienia gitary i perkusji. Teraz te elementy są nadal takie same, jednak opakowane w nieco inną okładkę, bardziej nowoczesną. Wskazują na to zarówno uaktualnione teksty, jak i wpływy gatunków, które w ostatnich latach wiodły prym (m.in. minimalistyczna forma muzyki Indie lub tak, jak w przypadku nowej płyty Idles – Ultra Mono drobne odniesienia do hip-hopu). Wydaje się, że w taki właśnie sposób postępuje ewolucja legendarnej brytyjskiej konwencji muzycznej. Gitarowa muzyka Zjednoczonego Królestwa zawsze była jasno świecącym diamentem w skali naszego globu i wszystko wskazuje na to, że ta tradycja jest kontynuowana.
Koncert zespołu Idles, Haldern Pop Festival 2019, fot.: Alexander Kellner, commons.wikimedia.org
Jest wiele zespołów, które fani przydzielają do gatunku brexitcore. Poszczególne kapele mają swój unikatowy charakter, który wyróżnia je na tle innych zespołów. Tym samym uniemożliwia to zaszufladkowanie ich do jednej, wspólnej stylistyki. Jednak mimo trudności jasnego nakreślenia gatunku, można wyróżnić kilka powtarzających się środków artystycznych.
Wszystkie grupy o brexitcore’owej charakterystyce zawierają w sobie cząstkę punkowego temperamentu, i to jest ich istotne spoiwo. U jednych jest go więcej, u innych mniej. Jedni realizują go na sposób bardziej uczuciowy i poważny, inni bardziej szaleńczy i prześmiewczy. Brexitcore to często brudne i ostre brzmienia, wyrażane szybkim pulsem perkusyjnym, niskimi tonami basu i psychodelicznymi riffami. Rzadko mamy do czynienia ze spokojnym, melancholijnym śpiewem (są wyjątki – m.in. Oh Such A Spring grupy Fontaines D.C.). Sposób śpiewania ma demonstrować ważny przekaz. Bałaganiarstwo na tym polu to duch punku. Myśląc o brexitcore’owej muzyce jako całości, trzeba podkreślić, że nie jest ona zawsze dynamiczna, ale to właśnie siła witalna stanowi o jej przebojowości.
Obecnie wśród przedstawicieli tego gatunku można wyróżnić na przykład Girls In Synthesis, LIFE, Drahla, Cabbage, Heavy Lungs, Shame. W kontekście rozpoznawalności i osiągnięć przewodzą jednak Fontaines D.C. oraz Idles. To właśnie ich twórczość zachęciła mnie do zagłębienia tego tematu. Należą do jednych z najciekawszych kapel muzyki rockowej ostatnich lat. Początki ich popularności dobrze znane są polskich fanom muzycznej sceny niezależnej. Gdy Idles w 2017, a Fontaines D.C. rok później, grali dla katowickiej publiczności na OFF Festivalu, wielu ludzi wychodziło z koncertów z przeświadczeniem, że to początek czegoś ważnego. Po tych występach, popularność obu zespołów znacząco wzrosła. Fontaines D.C. niedługo później wypuścili debiutancki album Dogrel, który fantastycznie przyjął się wśród krytyków, natomiast Idles, z czasem zaczęli podbijać większe sceny muzyczne na całym świecie. W 2018 Idles wydali swój drugi (po Brutalism) album, zatytułowany Joy as an Act of Resistance. Właśnie wtedy było już pewne, że ich muzyczna kariera zaczęła nabierać rozpędu. Trafili na usta wszystkich największych muzycznych czasopism. Zarówno Idles, jak i Fontaines D.C. są obecnie świeżo po premierach kolejnych albumów i nie zapowiada się, żeby głosy na ich temat miały milknąć. Jest to zatem doskonały czas, aby przybliżyć wartości nurtu, który reprezentują, jak i samą twórczość obu zespołów.
Fontaines D.C., A Hero’s Death, Idles, Ultra Mono, okładki płyt; mat.prasowe
Z ust Joe Talbota, lidera grupy Idles w utworze Samaritans wybrzmiewa “I kissed a boy and I like that”. Pomimo powierzchownego prymitywizmu, tekst nabiera głębokiego znaczenia, gdy zapoznamy się z wartościami, reprezentowanymi przez grupę. Ochrypły, karczemny wokal przekazuje niezwykle ważne, aktualne treści, m.in. problem jednostki z własną tożsamością. Utwór wdaje się w dyskurs o toksycznych wzorach męskości i krytykuje szkodliwe normy zachowań, wykreowane przez naszą kulturę (“I’m a real boy, and I cry/I love myself, and I want to try,”). W twórczości Idles odnajdziemy wiele tematów, które nie są podejmowane przez mass media. W swoich utworach i wywiadach muzycy poruszają również tematy stygmatyzacji, szowinizmu, rasizmu, homofobii i problemów psychicznych. Z pełnym zaangażowaniem propagują idee miłości i samoakceptacji. Okazują swoje poparcie dla mniejszości i określają siebie mianem feministów. Jedna z ich najpopularniejszych piosenek, Danny Nedelko mówi o imigrantach i krzywdzących uprzedzeniach. Płynie z tego utworu istotny i aktualny przekaz:
“Fear leads to panic, panic leads to pain, pain leads to anger, anger leads to hate.”
(“Strach prowadzi do paniki, panika prowadzi do cierpienia, cierpienie prowadzi do złości, złość prowadzi do nienawiści.”)
O ich dobrodusznym nastawieniu do życia może świadczyć również fakt, że wokalista ma w zwyczaju zaczynać koncerty od całowania w usta wszystkich członków zespołu, krzycząc na końcu “miłość i współczucie, nie agresja”. Po tym wstępie, sceniczne szaleństwo rozpoczyna Mark Bowen, który odziany jest jedynie w bieliznę i gitarę, zawieszoną na tęczowym pasku. Idles są nastawieni na prostą, rebeliancką formę, ale absolutnie nie prymitywną. Zespół, od którego bije punkowy, a nawet nieco wulgarny rodzaj ekspresji, to zbiór inteligentnych i wyjątkowo czułych ludzi. Nie sugeruję, że obie kwestie się wykluczają, ale wśród postaci z ich kręgu muzycznego tak wysoki stopień otwarcie demonstrowanej wrażliwości nie jest powszechną normą.
Wokalista Joe Talbot i gitarzysta Mark Bowen podczas historycznego dla grupy występu na festiwalu Glastonbury w 2019 roku, fot.: Simon Crompton-Reid, commons.wikimedia.org
Inne kapele często podążają bardziej nihilistyczną ścieżką niż Idles. Śpiewają o mrocznych konsekwencjach kapitalizmu, o ponurych ulicach miasta i kominach fabryk, zatruwających powietrze, o depresji i mroku. Brexitcore to głos człowieka, otoczonego zepsuciem, zagubionego we współczesnej rzeczywistości i będącego ową rzeczywistością rozczarowany. Chciałby on w pełni kochać siebie i wszystko dookoła, ale znajduje rzeczy, które go w tym ograniczają. Jest w nim jednak miejsce na nadzieję, na dozę optymizmu. Pośród refleksji nad życiem nie znajdziemy w przesłaniach tego nurtu ani przesadnego, naiwnego huraoptymizmu, ani też skrajnej autodestrukcji. Przekaz celuje raczej w idee filozofii absurdu, opartej na tym, że człowiek stale spotyka się z cierpieniem i chaosem, ale powinien spróbować znaleźć sposób, aby zaklimatyzować się w tych ponurych warunkach i dążyć do odkrycia tego, co nadaje jego życiu sens. Znamienne pytanie dla egzystencjalnych refleksji – “dlaczego nie popełnić samobójstwa?” pozostawię bez analizy, jednak przytoczę nawiązujący do tej kwestii cytat jednego z utworów Fontaines D.C., a mianowicie No:
“You can lock yourself away. Just appreciate the grey.”
(“Możesz zamknąć się w sobie, ale spróbuj docenić szarość.”)
Jest to retoryka, opisująca depresyjną walkę, zabarwioną afirmacją życia lub też stoicką postawą, opartą na akceptacji. Do szukania nadziei i szczęścia w bezładzie odnoszą się także inne zespoły, które realizują koncepcję “umiarkowanego optymizmu” i łączą hałaśliwe granie ze skłonnością do uniesień. Widać to m.in. w miłosnym wyznaniu zespołu Shame w piosence Dust On Trial:
“I’ll always be here to hear your words
And give you everything that you deserve
I’ll always be here to hold your hand
And walk you to the promised land”
(“Będę ciągle przy tobie, aby słuchać twoich słów
I dawać ci wszystko to, na co zasługujesz
Będę ciągle przy tobie, aby trzymać cię za rękę
I odprowadzić cię do Ziemi Obiecanej”)
Wywiad z zespołem Shame dla Entree Libre, fot.: jeanmarc.tummy, flickr.com
W nowej fali brytyjskiej muzyki rockowej, która zakorzeniona jest poniekąd w punkowym sposobie myślenia, jest przestrzeń zarówno na bunt, jak i wrażliwość emocjonalną. Filozofia brexitcore’u oparta jest na kontrastach. Jest to nurt nieoczywisty i wielowarstwowy. Dotyka problemów codziennych, ale także głęboko zakorzenionych w człowieku. Nie chciałbym ryzykować stwierdzeniem, że to radykalny przełom w muzyce rockowej, ale na pewno wybitna alternatywa dla wszystkich kapel, które górują na listach przebojów i uważają swoją twórczość za ambitne moralizatorstwo.
Partnerem Meakultura.pl jest Fundusz Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS