Wielcy artyści oddają wszystko swej sztuce,
wobec czego sami są zupełnie nieciekawi.
Słowa Oscara Wilde’a są nieco okrutne względem artystów, bo czy naprawdę wspaniały malarz lub kompozytor nie może być jednocześnie niezmiernie ciekawą osobowością i tworzyć wybitne dzieła? Sam autor wspomnianych wcześniej słów był przecież jednostką, która zapisała się na kartach historii nie tylko dzięki swoim dziełom, ale także ze względu na burzliwą biografię. Trudno więc nie myśleć o stwierdzeniu Wilde’a jako pewnego rodzaju kokieterii.
Inną drogę, choć równie interesującą przebył Wojciech Kilar, który swoją muzyką niejednokrotnie zadziwiał, zachwycał, czasem prowokował. Każdy z nas choć raz słyszał skomponowane przez niego dzieła – z pewnością młode pokolenie tańczyło na studniówce poloneza do finałowego utworu z filmu Pan Tadeusz, starsi natomiast słuchali walców z Ziemii obiecanej czy Trędowatej. Obok muzyki do takich produkcji jak Dracula, Pianista czy Dziewiąte wrota Wojciech Kilar pozostawił po sobie dziesiątki utworów muzyki poważnej takich jak Riff 62, Generique, Angelus. Sporo więc wiemy o jego warsztacie kompozytorskim, czy brzmieniu jego utworów, które z każdej możliwej perspektywy zostały przebadane i opisane przez muzykologów. Rodzi się jednak pytanie, kto tak naprawdę kryje się za tymi dziełami? Co działo się „za zamkniętymi drzwiami”? Z kim kompozytor dzielił się swoimi przemyśleniami, kto był jego powiernikiem, znał jego słabości? Odpowiedź na te pytania możemy znaleźć w książce Kilar. W bliskim planie, która jest zbiorem rozmów z reżyserami czy dyrygentami przeprowadzonych przez Violettę Rotter-Kozerę. Autorka wspomina we wstępie, iż „historia powstania książki jest nierozerwalnie związana z realizacją filmu dokumentalnego Wojciech Kilar. Miedzy awangardą a Hollywood”, w którym swoimi wspomnieniami o kompozytorze podzielili się m.in. Roman Polański, Kazimierz Kord, Fred Fuchs, Marek Moś, Krzysztof Zanussi. Książka stanowi uzupełnienie filmu. Dzięki publikacji przygotowanej przez Rotter-Kozerę dowiadujemy się wiele nie tylko na temat samego Kilara, ale zyskujemy wiedzę także na temat recepcji dzieł reżyserów, z którymi kompozytor współpracował, czego przykładem mogą być Milczenie czy Nikt nie woła Kazimierza Kutza. Artyści wspominają także premiery utworów i reakcje publiczności, m.in. wykonanie Koncertu fortepianowego oraz koncerty, w repertuarze których pojawiały się Orawa czy Krzesany.
Przede wszystkim jednak możemy dowiedzieć się, jak przebiegał proces twórczy, jakim Wojciech Kilar był współpracownikiem, co cenił, a czego wręcz nie znosił u innych reżyserów. Z zamieszczonych w książce wywiadów wyłania się obraz perfekcjonisty, ale również człowieka niezwykle delikatnego, co obrazuje anegdota przytoczona przez Marka Mosia. Dyrygent wspominał nagranie ścieżki dźwiękowej do jednego z filmów:
To się działo podczas nagrań muzyki filmowej z WOSPR em. […] Nagranie ma się ku końcowi, część muzyków już się pakuje, aż nagle słychać głos kompozytora z góry, z reżyserki, który nieśmiało mówi: „Przepraszam bardzo, ale w 144 takcie w partii harfy zostało zagrane f zamiast fis”. Następuje konsternacja i po chwili odzywa się oburzona harfistka: „Boże, i co, świat się zawalił?”
Potwierdzeniem wysokiego poziomu warsztatu kompozytorskiego Wojciecha Kilara były słowa Nadii Boulanger, które przytacza Kazimierz Kutz. Gdy Kilar pokazał francuskiej pedagożce swoje utwory ta odparła, że nie może go uczyć, ponieważ ten już wszystko wie. Portret utalentowanego artysty jest jednym z wielu, jaki autorka szkicuje ze swoimi rozmówcami. Zaznaczyć bowiem trzeba, że czasem współpraca przeradzała się w przyjaźń, jak w wypadku Kazimierza Kutza czy Antoniego Wita. Dzięki nim możemy poznać Kilara jako oddanego druha pełnego wrażliwości i zaangażowanego w relację z drugim człowiekiem. Pewnego rodzaju fenomenem jest jego przyjaźń z Krzysztofem Zanussim, o czym wspomina wielu rozmówców Violetty Rotter-Kozery, gdyż reżyser był nie tylko wiernym przyjacielem, ale także współpracownikiem – w każdym z jego filmów usłyszeć można tylko muzykę Kilara. Jeszcze bardziej poruszający jest fakt, iż nie zmieniło się to nawet po śmierci kompozytora. Pomimo tego, że autorka nie umieściła w publikacji wspomnień Barbary Kilar, wypowiedzi innych osób są świadectwem tego, jak ważna była dla kompozytora relacja z żoną oraz jak mocno wpłynęła na zmianę jego życia z hulaszczego, pełnego zabaw i alkoholu na takie, w którym liczą się wyższe wartości. Ksiądz Jerzy Szymik wspomina przypadkowe spotkanie z Wojciechem Kilarem na cmentarzu, przy grobie żony kompozytora i zadziwia się „miłością sięgającą poza grób”.
Odrobinę humoru wprowadzają też anegdoty – odnaleźć można chociażby słowo o krytykach i postawie Kilara wobec nich. Wspomina o tym Zanussi: Znał dużo wierszy Goethego na pamięć, co mi imponowało, między innymi jakiś wiersz o krytykach, który z lubością cytował, tak złośliwy, że powinien go znać każdy artysta na pamięć […]. Krytyk to paskudna postać, która przychodzi, objada się cudzym kosztem i potem jeszcze mówi, że nie smakowało. Oto sens słów Goethego.
Publikacja Polskiego Wydawnictwa Muzycznego jest pełna urokliwych wspomnień doprawionych szczyptą humoru i czasem też złośliwych anegdot. Warto więc spojrzeć na Wojciecha Kilara oczami jego współpracowników, artystów, a niekiedy też przyjaciół, by oprócz jednego z najwybitniejszych kompozytorów poznać także człowieka: mężczyznę mającego oparcie w swojej żonie, gorliwego katolika, wiernego towarzysza, uważnego obserwatora rzeczywistości oraz świata sztuki. Przede wszystkim jednak zobaczymy wspaniałego artystę, którego sztuka nie pozostawia nas obojętnymi, którego utwory spełniają cel, o jakim mówił ks. Mieczysław Maliński – wyzwalają w nas, uruchamiają pokłady przeżyć, które powodują tęsknotę za pięknem człowieczym.
—
Numer ,,Muzyka na Śląsku. Konteksty” został wydany dzięki wsparciu partnera Katowice Miasto Ogrodów.