Adam Bałdych, fot. Magdalena Tracz

wywiady

„Lubię słuchać ciszy” – rozmowa z Adamem Bałdychem

Adam Bałdych – wybitny polski skrzypek jazzowy i kompozytor, laureat imponującej liczby prestiżowych nagród, od 2012 roku związany z niemiecką wytwórnią ACT Music, z którą wydał 7 autorskich płyt. Koncertuje na najważniejszych festiwalach jazzowych w Polsce i na świecie. Okrzyknięty cudownym dzieckiem skrzypiec i najwybitniejszym skrzypkiem jazzowym młodego pokolenia. Ceniony za kreatywność na polu jazzu i wykonawstwa muzyki współczesnej, twórcze łączenie obu tych dziedzin oraz za wielką wyrazistość swoich muzycznych interpretacji.

Monika Targowska: Kampania społeczna „Save the Music” Fundacji Meakultura wspiera dobroczynne działanie muzyki w życiu człowieka. Czym dla Pana jest muzyka?

Adam Bałdych: Muzyka jest dla mnie przede wszystkim formą komunikacji. Od samego początku czułem, że chodzi o wyrażanie siebie, stąd muzyka prowokuje mnie do ciągłego dialogu zarówno z artystami, jak i z odbiorcami. Często słuchając swojej muzyki z pewnej perspektywy, odkrywam coś w sobie, czego nie znałem, a co komunikowałem swoimi dźwiękami. 

M.T.: Jako instrumentalista, jazzman i kompozytor jest Pan twórcą wielu różnych stylistycznie projektów: inspiracje muzyką dawną, sakralną, jazz konceptualny, muzyka symfoniczna… Co jest niezmiennym mianownikiem w Pańskiej twórczości?

A.B.: Sięgając do Biblii – muzyka została podzielona dokładnie tak samo jak ludzkie języki w opowieści o wieży Babel. Staram się komunikować tak, jakby była to jedna całość – bez podziałów, stąd nie mam problemów w odnajdywaniu siebie w nowych okolicznościach. Lubię też eksperymenty i czuję, że wciąż kształtuję swój muzyczny język nowymi doświadczeniami. Dlatego pragnę gromadzić ich jak najwięcej i uczyć się o nowych wymiarach muzyki i o sobie w ich kontekście.

Adam Bałdych, Max SkorwiderMax Skorwider, Adam Bałdych

M.T.: Czy doświadczenia czerpie Pan też z życia prywatnego? Czy wydarzenia osobiste i zwykła codzienność przekładają się na Pańską twórczość?

A.B.: Jest to jedna całość. W moim przypadku nie da się oddzielić życia prywatnego od sztuki, którą wykonuję. Nigdy nie tworzyłem muzyki pozbawionej kontekstu mojej codzienności. Po prostu nie potrafię tego robić.

Dla mnie moja muzyka jest ściśle połączona z tu i teraz, dlatego jest tak zmienna, jak rzeczywistość, która mnie otacza.

Ważną rolę pełnią też wspomnienia, które pielęgnuję. Szczególnie z okresu dzieciństwa, z Gorzowa, z którego pochodzę, a w którym moja muzyczna pasja się rozwijała. To bardzo silne bodźce do dnia dzisiejszego.

M.T.: Czy jest Pan typem twórcy, który traktuje komponowanie jako codzienną pracę przy biurku, czy też czeka Pan na spontaniczne, wyjątkowe inspiracje, które pojawiają się w różnych momentach i prowokują artystyczne pomysły?

A.B.: Nie mam jednego pomysłu na komponowanie. Czasem siadam i gram i utwory powstają bez powodu, ale zwykle czekam, aż napełnię się muzyką, aby w kilka tygodni napisać utwór na orkiestrę bądź materiał na płytę. Jedyne co naprawdę się zmieniło, to czas pracy, odkąd urodził się mój syn. Teraz wstaję o 5 rano i sprzyja mi klimat poranków. Lubię słuchać ciszy i śpiewu porannych ptaków. To właśnie one zainspirowały mnie do napisania Early Birds Symphony, które prawykonaliśmy z orkiestrą AUKSO.

M.T.: Oprócz tej kompozycji, również „Kujawiaka”, „Teodora” i „Concerto Galante” napisał Pan na skrzypce i orkiestrę. Czy lubi Pan pisać na duże składy? Czy brzmienie orkiestry prowokuje Pana do stosowania szczególnych technik kompozytorskich?

A.B.: Dla mnie komponowanie muzyki na składy orkiestrowe jest wyzwaniem i powrotem do źródła, jakim jest muzyka poważna. Lata temu, zbuntowany i poszukujący własnej drogi, świadomie odrzuciłem wszystko to, co związane było z klasycznym wymiarem wiolinistyki. Dziś pragnę zmieniać tę muzykę dzięki swoim doświadczeniom i wizji brzmienia. Cieszę się, gdy udaje mi się sprawić, że muzycy z orkiestry zaczynają pulsować jak ja i otwierają się na improwizację. To uwalniające dla nas wszystkich, a ja mam zaufanie do artystów wykształconych klasycznie i chcę dać im szansę na swoje eksperymenty w ramach mojej muzyki.

STOART logo

M.T.: Ponoć każdy pisarz jest przede wszystkim czytelnikiem. Czy myśli Pan, że dotyczy to również kompozytorów? Czy znajduje Pan czas na słuchanie muzyki?

A.B.: Słucham bardzo dużo muzyki, w zależności od sytuacji, bardziej angażującej lub mniej. Wzorem dla mnie może być brzmienie albumu, jego treść bądź jakaś drobna sprawa techniczna, którą chciałbym zastosować u siebie. Jest wiele wymiarów fascynacji twórczością innych artystów. Te najsilniejsze miały miejsce, gdy byłem dzieckiem i wszystko było nowe i świeże. Dziś odnajduję wiele inspiracji podczas tworzenia muzyki z nowymi artystami. Nasz dialog wyzwala we mnie najwięcej emocji.

M.T.: Na najnowszej płycie prowadzi Pan muzyczny dialog m.in. z Paolo Fresu. Dlaczego akurat trębacza zaprosił Pan do współpracy?

A.B.: Album jest z jednej strony klamrą podsumowującą ważne 10 lat współpracy z wytwórnią ACT Music, z którą debiutowałem albumem Imaginary Room, na którym obok skrzypiec pojawiają się saksofonista Marius Neset oraz trębacz Verneri Pohjola. Stąd pomysł na stworzenie albumu z saksofonem i trąbką, które towarzyszą mojemu brzmieniu skrzypiec. W przypadku płyty Poetry jest to znakomity artysta z Sardynii – Paolo Fresu, który w moim mniemaniu oddaje ducha „poezji” w muzyce. A jest to założenie poszukiwania znaczenia w tym, co ulotne i między słowami, w moim wypadku między dźwiękami. Tam odnajduję to, co ważne.

M.T.: Czy tytuł albumu, „Poetry”, sugeruje wzajemne uzupełnianie się muzyki i poezji?

A.B.: Jestem jak najbardziej osobą inspirującą się innymi formami sztuk i wierzę, że mogą się wzajemnie przenikać. Brytyjski poeta Robert Graves powiedział: „To be a poet is a condition, not a profession” („Bycie poetą to stan, nie zawód” tłum. red.). Wierzę, że nasza wyobraźnia może dawać tego wyraz bez względu na środki.

M.T.: Dużo koncertuje Pan za granicą. Czy widzi Pan różnice w odbiorze Pańskiej muzyki w kraju i poza nim?

A.B.: Każda publiczność jest specyficzna w zależności od kultury. Szwajcarzy chłodni, Polacy emocjonalni, Japończycy zachowują się z etykietą.

Dla mnie istotne jest, czy publiczność potrafi oddać się mojej muzyce i oddychać razem ze mną podczas jej tworzenia. To poczucie zjednoczenia jest dla mnie najważniejsze.

M.T.: Myślał Pan kiedyś o przeprowadzce za granicę, czy raczej nie wyobraża Pan sobie życia poza Polską?

A.B.: Gdybym zamieszkał w Paryżu lub Londynie, z pewnością moja muzyka mogłaby odbić się większym echem w Europie niż z pozycji Warszawy. Nigdy jednak nie myślałem o stałej przeprowadzce, ponieważ dobrze żyje mi się w Polsce. Chwilę mieszkałem w Nowym Jorku i to był piękny i aktywny czas. Myślę, że jeszcze wiele może się wydarzyć. Być może los rzuci mnie jeszcze gdzieś na nowy i nieznany ląd.

M.T.: Zajmuje się Pan również działalnością edukacyjną. Czy w oparciu o własne doświadczenia ma Pan rady dla młodych ludzi, którzy odbierają klasyczne wykształcenie muzyczne, ale mają jazz w sercu?

A.B.: Zaufajcie sobie, eksperymentujcie z dźwiękiem, spróbujcie kreować go w wyobraźni jeszcze zanim urzeczywistni się przy instrumencie.

M.T.: Czy jest jakieś artystyczne marzenie, o którym coraz śmielej Pan myśli?

A.B.: Tak, uwolnić się od jakiegokolwiek wyobrażenia o samym sobie, muzyce i dać w pełni ponieść się wyobraźni niczym dziecko.

STOART logo

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć