OD REDAKCJI: Koncerty, albumy to tylko wierzchołek góry lodowej, na którą artysta może się wspiąć, przemierzając długą drogę. Aby osiągnąć sukces, potrzebna jest odpowiednia kondycja. Jak ją utrzymać? Co jest ważniejsze – talent czy praca? Ceniona polska wokalistka jazzowa Agnieszka Wilczyńska w wywiadzie z Dorotą Relidzyńską porusza ważne aspekty dotyczące kulis zawodu muzyka, artystycznych projektów oraz walki twórców z platformami streamingowymi o prawa do godnych wynagrodzeń. Rozmowa ukazała się w ramach drugiej edycji cyklu wywiadów MEAKULTURA.pl #StoTwarzySTOART.
Agnieszka Wilczyńska należy do grona najlepszych polskich wokalistek jazzowych w kraju i za granicą. Doceniana jest za głęboką i ciepłą barwę głosu, która w połączeniu z wyjątkową wrażliwością tworzy niepowtarzalny klimat podczas koncertów czy na kolejnych płytach. Pasja napędza ją do działania i podejmowania nowych projektów. Jej działalność była wielokrotnie nagradzana. Współpracuje zarówno z wybitnymi polskimi muzykami jazzowymi, jak i z renomowanymi orkiestrami, wśród których można wymienić: Atom String Quartet, Orkiestrę Kameralną „Aukso” czy Orkiestrę Filharmonii Narodowej w Warszawie. Od 12 lat aktywnie współpracuje z Trio Andrzeja Jagodzińskiego. Ponadto Agnieszka Wilczyńska realizuje się jako pedagog, kształcąc wokalnie młodzież i dorosłych.
–––––
Dorota Relidzyńska: Gdyby ktoś chciał zapoznać się z Pani twórczością, może sięgnąć po płyty „Tutaj mieszkam” z tekstami Wojciecha Młynarskiego, nagrodzoną Fryderykiem w 2016 roku, czy po nominowaną do Fryderyka 2020 w kategorii Jazzowy Album Roku płytę „Wilcze jagody”, nagraną w duecie z Andrzejem Jagodzińskim, a także po Pani dwa złote krążki – „Pogadaj ze mną” i „Krzysztof Komeda”. A gdyby ktoś chciał opisać Pani styl muzyczny jednym zdaniem – jakie ono mogłoby być? Co jest Pani wyróżnikiem, swoistym „AW Factor” w świecie wybitnych wokalistek jazzowych?
Agnieszka Wilczyńska: Pewnie należałoby zapytać o to słuchaczy. Po jednym z koncertów podeszła do mnie pewna pani i z nieukrywanym wzruszeniem powiedziała: „Dziękuję pani za ten koncert. Jestem niezwykle wzruszona – tak pięknie pani podaje tekst. Ma pani kojący głos”.
D.R.: Instrumentaliści, którzy utrzymują się ze swojej pracy, by odpowiednio przygotować się do koncertów i pozostać w dobrej formie, codziennie ćwiczą, co zajmuje im nawet do 8 godzin każdego dnia. Przeciętny meloman nie zawsze zdaje sobie sprawę z ogromu pracy, jaka stoi za każdym występem. Nie zapominajmy też o tym, że praca ta trwa od dzieciństwa, maluchy zaczynają dziś grę na instrumencie w wieku nawet 4–5 lat. A ile czasu Pani poświęca na codzienną pracę z głosem?
A.W.: Staram się ćwiczyć codziennie. Pracuję nad bieżącym materiałem – uczę się melodii, opracowuję materiał harmoniczny do partii solowych. Głos to niezwykle wrażliwy instrument, o który trzeba dbać w sposób wyjątkowy. Jeśli go uszkodzimy, nie kupimy nowego. Prawidłowa technika wykonawcza, swobodny oddech, ale i zdrowy tryb życia oraz dobry sen dają gwarancję komfortu pracy. Robimy to, co kochamy, ale wiąże się to z ciągłą pracą nad warsztatem, formą, poszerzaniem horyzontów.
To, czego doświadcza słuchacz, jest wypadkową pasji, talentu, ale i ogromnego nakładu pracy. Muzyków można porównać do sportowców: musimy być cały czas w dobrej kondycji. Technika i warsztat są bardzo ważnymi elementami dającymi swobodę w wypowiedzi artystycznej.
Wokaliści mają tę przewagę nad instrumentalistami, że instrument mają zawsze przy sobie, więc mogę ćwiczyć np. w samochodzie czy przy gotowaniu obiadu. Ale zdarza się, że nie mam przestrzeni do ćwiczenia, wówczas pozostaje śpiewanie „w głowie” – działa tu ogromna siła wyobraźni.
D.R.: Ten instrument musi każdemu wokaliście służyć przez długie lata. Co zrobić, żeby pozostał w dobrej formie?
A.W.: Kondycja głosu to wypadkowa wielu czynników. Jesteśmy tylko (i aż!) ludźmi. Ogromny wpływ na sprawność głosu mają na przykład emocje, więc praca z głosem to nie tylko wprawki i ćwiczenia oddechowe, ale to także praca nad tremą, nad emocjami. Pamiętam, jak w 2010 roku podczas próby do jednego z koncertów organizowanych w ramach 200. rocznicy urodzin Fryderyka Chopina, który odbył się w Carnegie Hall w Nowym Jorku, straciłam głos. Stres związany z wystąpieniem w tej kultowej sali sparaliżował mnie, choć miałam już spore doświadczenie sceniczne. Dzięki technikom relaksacyjnym oraz odpowiednim ćwiczeniom oddechowym i emisyjnym udało mi się zapanować nad emocjami i w rezultacie głos wrócił.
D.R.: Czy improwizacji jazzowej można się nauczyć, wytrenować ją?
A.W.: Myślę, że w każdej dziedzinie systematyczna praca jest podstawą. Każdy muzyk jazzowy ćwiczy skale, wprawki, gamy, których znajomość daje swobodę w improwizacji – to codzienna praca nad warsztatem. Zasad improwizacji, harmonii i skal można się nauczyć – to czysta matematyka i logika, jednak to, jak wykorzystamy te elementy zależy od naszej inwencji, osobowości, talentu, muzykalności i kreatywności.
D.R.: Czy po pierwszym kontakcie z uczniem jest Pani w stanie ocenić, że dysponuje on talentem?
A.W.: Czasem widać to i słychać od pierwszego dźwięku, a czasem talent ukrywa się pod grubą warstwą kompleksów i brakiem wiary w swoje możliwości. Negatywne przekonania tego rodzaju blokują kreatywność i swobodę wykonawczą. Rolą nauczyciela jest również rozpoznanie tego rodzaju trudności.
D.R.: Jaką najważniejszą wartość, zasadę przekazuje Pani swoim uczniom? Co jest dla Pani najcenniejsze w tym kontekście?
A.W.: Ignacy Paderewski powtarzał, że droga do sukcesu to 10 procent talentu i 90 procent pracy, więc na pewno praca jest podstawową. Im dłużej jednak pracuję, tym nabieram większego przekonania, że równie ważne jak talent i praca są: zaufanie do siebie, wiara w swoje możliwości, wyłączenie wewnętrznego krytyka i nauczenie się czerpania radości z małych sukcesów.
D.R.: Jak odnaleźć swoich odbiorców w świecie łatwego dostępu do olbrzymiej liczby artystów, którzy do tego często posiadają zaplecze marketingowe? Czy ma Pani skutecznego managera, a może np. stawia pani na unikatowość projektów (jak np. najnowszy spektakl pro-ekologiczny „Głosy rzeki”)?
A.W.: Manager na pewno odgrywa istotną rolę. Od jego skuteczności zależy w dużej mierze pozycja artysty na rynku muzycznym. Jednak istotą bycia artystą nie jest celowanie w konkretne grono odbiorców i zimne kalkulacje. Bycie na scenie w zgodzie ze sobą i bycie autentycznym w tym, co się robi, jest najważniejsze. Wtedy przyciąga się tych, z którymi rezonuje to, co robimy.
D.R.: W Pani przypadku kluczem może być też otaczanie się wybitnymi muzykami. Myślę tu o wieloletniej współpracy z Andrzejem Jagodzińskim, ale też o współpracy z wyśmienitymi perkusistami – z Czesławem „Małym” Bartkowskim, który grał z najlepszymi – od Komedy przez Namysłowskiego po Ewę Bem oraz z perkusistą i kompozytorem z klasycznym wykształceniem – Miłoszem Pękalą…
A.W.: Z Trio Andrzeja Jagodzińskiego, czyli Andrzejem Jagodzińskim, Adamem Cegielskim i Czesławem Bartkowskim, koncertuję od 2004 roku, czyli już 19 lat. Przez ten czas zrodziło się kilka muzycznych projektów, realizowanych w takich składach, jak np. trio jazzowe plus głos czy trio jazzowe, trąbka (Robert Majewski), saksofon (Henryk Miśkiewicz) i orkiestra kameralna. Były to projekty stylistycznie różne: od kompozycji Krzysztofa Komedy i Jerzego „Dudusia” Matuszkiewicza, poprzez muzykę ludową (Muzyka polska z orkiestrą), płytę Wilcze jagody nagrana w duecie z Andrzejem Jagodzińskim z jego kompozycjami z tekstami Wiesławy Sujkowskiej, Stanisława Tyma, Andrzeja Poniedzielskiego czy Jana Wołka, aż po najnowszy Jazz Sebastian Bach – fuzję muzyki sprzed 300 lat z muzyką jazzową – projekt z kompozycjami Jana Sebastiana Bacha zaaranżowanymi przez Andrzeja Jagodzińskiego na orkiestrę, trio jazzowe, głos żeński i violę da gambę.
Najświeższy koncert, który mam przyjemność współtworzyć, to „Głosy rzeki” z wymienionym Miłoszem Pękalą, znakomitym muzykiem o klasycznym wykształceniu, ale z jazzową duszą. Jest to projekt pomysłu w reżyserii i z udziałem Leny Frankiewicz oraz Doroty Miśkiewicz i Miłosza Pękali. Są to zupełnie nowe i odmienne przestrzenie muzyczne od tych, w których poruszałam się dotychczas.
D.R.: „Głosy rzeki” to projekt powstały w reakcji na katastrofę ekologiczną, która w 2022 roku miała miejsce na Odrze. Czy wierzy Pani, że muzyka może mieć realny wpływ na losy i na kształt świata? Czy muzyka może i powinna być narzędziem politycznym? Czy bycie artystką zaangażowaną leży w Pani naturze?
A.W.: Misją artystów było od zawsze pokazywać piękno, dostrzegać i przekazywać prawdę (często niewygodną) o świecie, o nas samych, rozbudzać wrażliwość, motywować do refleksji i działania – czasem bezpośrednio, czasem w sposób zawoalowany i niejednoznaczny. Obojętność jest dla artysty stanem obcym. Koncert „Głosy rzeki” w reżyserii Leny Frankiewicz, jak się okazało, bardzo mocno porusza widzów – obrazem, dźwiękiem, słowem. Po jednym z koncertów moja córka, nie kryjąc wzruszenia, powiedziała: „Mamo, każdy powinien to zobaczyć! To daje do myślenia!”.
D.R.: Bierze Pani udział, wraz z innymi artystami, w kampanii STOART na rzecz godziwego wynagradzania muzyków i muzyczek z zysków uzyskiwanych przez gigantów streamingowych. O co walczycie? Co powinno się zmienić w tej materii w naszym kraju?
A.W.: Obecnie przyjętym w Polsce rynkowym standardem jest brak lub minimalny udział artysty w zyskach z udostępniania jego twórczości (muzyki lub filmu) online. Zarabiają głównie platformy streamingowe.
Wraz ze STOART-em i wieloma artystami wspieram projekt ustawy, który zapewni wykonawcom prawo do sprawiedliwego wynagrodzenia za korzystanie z ich muzyki w Internecie.
Z inicjatywy STOART powstał krótki materiał wideo z wypowiedziami artystów z kręgu muzyki rozrywkowej i jazzowej (w tym mnie) traktujący o tym, jak niesprawiedliwy jest obecny stan rzeczy. Według badania przeprowadzonego w 2020 roku (wśród artystów z państw UE i Wielkiej Brytanii) ponad połowa polskich artystów nie otrzymała żadnego wynagrodzenia z tytułu udostępniania swojej muzyki na płatnych platformach streamingowych.
D.R.: STOART od lat podejmuje działania w celu poprawy tej sytuacji. Czy udało się coś wywalczyć?
A.W.: Postulaty zgłaszane w toku publicznych konsultacji projektu nowelizacji ustawy o prawie autorskim zostały uwzględnione. Obecnie zaproponowano, aby artystom wykonawcom muzyki przysługiwało prawo do wynagrodzenia z tytułu udostępniania ich wykonań w internecie, które będzie pobierane i wpłacane za pośrednictwem właściwych organizacji zbiorowego zarządzania. Jest to niezmiernie ważny krok. Jeżeli ustawa wejdzie w życie w obecnej formie, to nasze prawo do uzyskania godnego wynagrodzenia za udostępnianie efektów naszej pracy w internecie nareszcie będzie respektowane.
D.R.: Czy śledzi Pani nowe trendy w jazzie? Czy ktoś szczególnie zwraca Pani uwagę? A może jazz stał się już „klasyką” i pozostanie już czymś z przeszłej epoki?
A.W.: Jazz cały czas ewoluuje. Młode pokolenie muzyków jazzowych – zarówno wokalistów, jak i instrumentalistów – podąża w stronę muzyki atonalnej, arytmicznej i otwartych form improwizowanych. Słychać wyraźne odejście od tradycyjnie pojmowanej melodii i harmonii, czyli wpływ dodekafonii. Będąc nauczycielem śpiewu na wydziale jazzowym w Zespole Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina, mam możliwość obserwowania rozwoju młodych muzyków podczas egzaminów czy koncertów. Ważne jest opanowanie warsztatu, podstaw harmonii, skal, klasyki jazzowej, a później „sky is the limit”. Na mnożących się, na szczęście, festiwalach, konkursach, warsztatach słychać coraz więcej uzdolnionych, otwartych i twórczych młodych muzyków.
D.R.: Dziękuję za rozmowę.