OD REDAKCJI: Wywiad Ziemowita Słodkowskiego z Lael Neale powstał w ramach programu Fundacji MEAKULTURA – Mentoring Dziennikarski. Partnerem programu jest Stowarzyszenie Autorów ZAiKS.
Lael Neale – amerykańska instrumentalistka, wokalistka i autorka tekstów. Rozgłos zyskała za sprawą swojego drugiego albumu Acquainted with Night, wydanego w 2021 roku nakładem wytwórni Sub Pop. Charakterystyczne brzmienie płyty powstało za sprawą m.in. omnichordu – unikatowego instrumentu elektronicznego produkowanego przez firmę Suzuki w latach 80., który imituje dźwięki cytry akordowej, tworząc prawdziwie magiczną atmosferę.
_____
Ziemowit Słodkowski: Na Twoim blogu w serwisie Substack wyczytałem, że Bob Dylan to Twój ulubiony pieśniarz wszech czasów. Myślisz o sobie jako o współczesnej bardce?
Lael Neale: Nie, niespecjalnie.
Z.S.: Pytam, bo odnoszę wrażenie, że postać barda z gitarą przeżywa obecnie odrodzenie w kulturze popularnej – film Kompletnie nieznany, opowiadający o życiu wspomnianego Boba Dylana, święci triumfy w kinach, a do łask wraca muzyka folkowa i country. Myślisz, że to trend, który ma szansę zostać z nami na dłużej?
L.N.: Jest z nami już od jakiegoś czasu i nie sądzę, żeby miało się to zmienić.
Z.S.: Wracając jeszcze na moment do Twojego bloga – w poście na temat wspomnianego filmu pisałaś o tym, jak surrealnym doświadczeniem było oglądanie w kinie ponad półgodzinnego bloku reklam przepełnionych gloryfikacją przemocy i pro-wojenną propagandą, żeby na koniec obejrzeć film o pieśniarzu znanym ze swoich antywojennych piosenek. Bardzo spodobało mi się to, co napisałaś na koniec – o tym, że jeśli chcemy zobaczyć nowy świat, sami musimy go tworzyć. Jaką widzisz w tym rolę artystów i w jaki sposób możemy ich wspierać?
L.N.: Myślę, że artyści odgrywają w społeczeństwie rolę mitotwórców. Jedni i drudzy czerpią z archetypów przeszłości i tworzą nowe archetypy – zszywają ze sobą przeszłość i przyszłość. W ten sposób istnieje szansa na napisanie nowej historii dla ludzkości. Nawet jeśli jest to tylko lustro, które pokazuje nam, gdzie aktualnie się znajdujemy, sztuka ukazuje nam nas samych, a nasze reakcje na nią mogą pokazać nam, jaki kierunek chcielibyśmy obrać dalej. Możemy wspierać w tym artystów poprzez uważne słuchanie i obserwowanie tego, co ukazuje nam się w odpowiedzi. Myślałam o tym ostatnio, kiedy odjeżdżałam z płonącego Los Angeles, słuchając piosenki On the Beach Neila Younga. Śpiewa w niej: „Świat się kręci, mam nadzieję, że się nie odwróci”. To była niezwykle ważna piosenka dla mnie jako nastolatki, ponieważ wzmocniła uczucie, które miałam od najmłodszych lat – pewnego dnia świat może nagle z nas zrezygnować. Sprawiła, że bardziej niż kiedykolwiek wcześniej zaangażowałam się w budowanie więzi z Ziemią oraz okazywanie jej mojej miłości i szacunku. Ten utwór był więc dla mnie początkiem procesu tworzenia życia pełnego uwagi i troski o planetę, a także ludzi, którzy ją zamieszkują. Oto, jak potężna może być piosenka.
Z.S.: Na Twojej stronie internetowej trafiłem na informację, która bardzo mnie urzekła: „Lael Neale nadal używa telefonu z klapką, a w procesie tworzenia jej nowego albumu Star Eaters Delight nie wykorzystano żadnego ekranu”. Tęsknota za prostszym życiem w zgodzie z naturą i próba ucieczki od nowoczesnych technologii wydają się być również tematami stale powracającymi w Twojej twórczości, choćby w singlu Electricity. Myślisz, że to poczucie przebodźcowania i bycia w ciągłej łączności ze światem, z którym wielu z nas obecnie się mierzy, ogranicza naszą kreatywność?
L.N.: Trudno stwierdzić, gdzie kończymy się my, a zaczyna inna osoba. Obecnie dużo jest naśladownictwa. Widzisz kogoś innego w mediach społecznościowych i zaczynasz przyjmować cechy tej osoby. Stajemy się mniej sobą pod wpływem niekończącego „przewijania” innych ludzi. Nasza własna kreatywność staje się więc ograniczona. Skąd wiemy, że myśl, którą mamy, jest oryginalna, skoro wchłaniamy tak wiele twórczości innych?
Staram się ograniczać swoją ekspozycję na sztukę i muzykę innych artystów. Nie chcę brzmieć jak ktokolwiek inny. Jeśli mam być pod wpływem czegoś, to chcę, aby odbywało się to na zasadzie organicznej wymiany między mną a prawdziwym światem. W przeciwnym razie tworzymy ujednolicone, sterylne „ja” – pozbawione jakiejkolwiek iskry prawdziwej oryginalności.
Z.S.: Twój debiutancki album I’ll Be Your Man znacznie odbiega od dwóch kolejnych i oparty jest w dużej mierze na akustycznym instrumentarium. Acquainted with Night przyniósł całkiem spory przeskok w brzmieniu za sprawą niezwykłego syntezatora o nazwie omnichord, który w pewnym sensie stał się już Twoją wizytówką. Mogłabyś opowiedzieć o tym, skąd wziął się pomysł na wykorzystanie akurat tak unikatowego instrumentu?
L.N.: Znajomy pożyczył mi swój omnichord w 2019 roku, nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. Szukałam instrumentu, który umożliwiłby mi stworzenie prostego tła do budowania melodii. Całkowicie zakochałam się w dziecięcej naturze omnichordu. Nie potrzeba żadnych umiejętności ani wiedzy muzycznej, aby na nim grać, i jest niezwykle ograniczony dźwiękowo. Pomimo jego ograniczeń, sposoby, w jakie nauczyłam się go używać, dają mi poczucie, że jest to narzędzie o niezmierzonym, magicznym potencjale twórczym.
Z.S.: Tytuł Twojego drugiego albumu – Acquainted with Night – zdaje się nawiązywać do wiersza Roberta Frosta. Mam wrażenie, że poezja zajmuje szczególnie ważne miejsce w Twojej twórczości. Czy mogłabyś opowiedzieć więcej na temat swoich inspiracji i poetów, którzy mieli na Ciebie największy wpływ?
L.N.: Tak właściwie dowiedziałam się o tym wierszu Roberta Frosta dopiero po premierze płyty, zdecydowanie jednak mógł dryfować gdzieś w mojej podświadomości. Uwielbiam poezję i kiedy mam trudności w nawiązaniu kontaktu z własnymi uczuciami, wracam do poetów, którzy sprawiają, że odczuwam najwięcej: Mary Oliver, Rumi (tylko w przekładzie Colemana Barksa – nie znoszę pozostałych tłumaczeń), Robert Frost również, Sylvia Plath, E.E. Cummings…
Z.S.: Kiedy po raz pierwszy przesłuchiwałem Acquainted with Night, czułem się, jakbym słuchał odnalezionych nagrań archiwalnych zapomnianej artystki z innej epoki. Twoja trzecia płyta, Star Eaters Delight z 2023 roku, choć utrzymana w podobnej stylistyce, sprawia wrażenie bardziej radosnej, miejscami nawet tanecznej – mam tu na myśli chociażby I Am The River otwierające album. Mogłabyś opowiedzieć o największych różnicach w pracy nad tymi albumami i o tym, jaki wpływ na Twój proces twórczy miał lockdown związany z pandemią?
L.N.: Acquainted with Night nagrywałam w 2019 roku, mieszkając w małym bungalowie w Los Angeles. Miałam wrażenie, że tworzę coś sekretnego. Jest bardzo intymny i surowy. Próbowałam zbudować dla siebie przestrzeń do wyciszenia i ukojenia w samym środku głośnego, gwarnego miasta. Z kolei Star Eaters Delight powstał w przestronności mojej rodzinnej farmy na prowincji w Wirginii podczas lockdownu. Czułam się ożywiona i gotowa, aby powrócić do tempa miejskiego życia. Ten album był również efektem bliższej współpracy między mną a producentem Guyem Blakeslee. Stworzyliśmy coś, co było przesiąknięte napięciem zamkniętego świata. Teksty również odnoszą się do niektórych niepokojących aspektów tamtego okresu, sposobów, w jakie społeczeństwo wydawało się dzielić przeciwko sobie. To wezwanie do pojednania.
Z.S.: Na koniec pozwolę sobie zapytać o Twoje plany na przyszłość. Czy jest coś, co szczególnie inspiruje Cię w ostatnim czasie, i czy planujesz nadal kontynuować kierunek obrany na Star Eaters Delight?
L.N.: W tym roku ukaże się album będący kontynuacją światów, które Guy i ja budowaliśmy na poprzednich dwóch płytach. Zawsze staram się stworzyć coś nowego i odrębnego, ale myślę, że natura tego, w jaki sposób piszę piosenki, nieuchronnie sprawi, że będą one brzmieniowo powiązane z pozostałymi. Ta kolekcja utworów została zainspirowana minionym rokiem spędzonym w Los Angeles po tym, jak zaszyłam się na wsi w latach 2020–2023. Ponownie uwrażliwiłam się na życie w mieście. Wszystko wydawało mi się jeszcze głośniejsze, bardziej chaotyczne, zanieczyszczone i szalone, niż to zapamiętałam. A najdziwniejsze było poczucie, że to wszystko po prostu normalne, współczesne życie. Nie sądzę, żeby to miasto zmieniło się tak bardzo jak ja.