felietony

Artysta prosi, by ukraść jego album

W naszej Blogosferze kolejny wpis. Tym razem dr Patryk Gałuszka, ekonomista i medioznawca zatrudniony w Instytucie Ekonomii na Uniwersytecie Łódzkim, pisze między innymi o problemach niezależnych artystów z wydaniem płyty.

—————–

Z pewnym smutkiem przeczytałem dwa wpisy na portalu Natemat. Opisują one złe doświadczenia jakie spotkały zespół Skowyt w trakcie prób wydania pierwszej długogrającej płyty. W pierwszym wpisie czytamy m.in., że:

Jako zespół z definicji niezależny, płytę „Achtung, Polen!” nagraliśmy własnymi środkami. Chcieliśmy mieć pełną kontrolę nad tym co i jak gramy. Nie chcieliśmy od potencjalnego wydawcy pieniędzy na nagranie krążka bo prowadzi to do wynaturzeń i daje mu prawo wpływania na naszą muzykę. Nie chcieliśmy być dłużnikami w swojej własnej twórczości. Dlatego nagraliśmy album samodzielnie i uderzaliśmy do wydawców z pełnym pakietem: nagrana płyta, singiel i gotowy projekt oprawy graficznej. (Źródło: Wyrwij chwasta – o muzykach idiotach i wydawcach ignorantach).

Dalej opisane są doświadczenia we współpracy z pierwszym wydawcą:

1. Nigdy nie udało się ustalić przybliżonego terminu wydania płyty.
2. Nie dostaliśmy żadnego wsparcia medialnego. Ba, nie było nawet pomysłów wsparcia.
3. Dowiedzieliśmy się jak powinno się robić hity (że np. w refrenie powinno być „lalalalala” – to cytat ze wspomnianego maila).
4. Oddaliśmy prawa do niemal wszystkiego za NIC (umowa).
5. Odbyliśmy kilka kompletnie bezproduktywnych spotkań z wydawcą, w czasie których dowiedzieliśmy się np. że mamy w sobie „wewnętrzną anarchię”. (Źródło: Wyrwij chwasta – o muzykach idiotach i wydawcach ignorantach).

Po zerwaniu umowy z pierwszą wytwórnią zespół nawiązał współpracę z drugą, o której autor postu pisze tak:

Niestety człowiek ten, poza byciem sympatycznym, okazał się również kompletnie niezaradny.

Nie chce mi się rozpisywać, podam tylko kilka sytuacji powstałych w wyniku tej owocnej współpracy:

1. Płyta „Achtung, Polen!” miała swoją oficjalną premierę w grudniu 2011 roku. W wielu największych sklepach pojawiła się dopiero pół roku później.
2. Musieliśmy dogadać się z zewnętrzną agencją dystrybucyjną, by płyty w ogóle trafiły do Empików. Nasz wydawca nie kiwnął palcem.
3. Empik wziął kilkadziesiąt sztuk na całą Polskę (wow!)
4. Okładka płyty została źle wydrukowana przez drukarnię. Nasz wydawca nie kiwnął palcem.
5. Nasz wydawca zgubił 300 okładek do płyt.
I tak dalej, i tak dalej.” (Źródło: Wyrwij chwasta – o muzykach idiotach i wydawcach ignorantach)

Po czym następuje krótka zachęta do dzielenia się nagraniami na torrencie.

Po tym jak cytowany wpis stał się popularny, autor opublikował kolejny. Znajdziemy w nim następujący apel:

Niestety, jesteśmy związani umową z wydawcą i nie możemy udostępnić swojej płyty oficjalnie, za darmo. Wydawca miałby wtedy prawo pozwać nas do sądu. I pewnie dojechałby nas tam konkretnie na grubą kasę. Ale możemy zrobić coś innego, co może będzie jakimś impulsem dla wielu innych zespołów, które męczą się w oszukańczych albo po prostu nieefektywnych układach z wydawcami. Coś, co może chociaż w małym stopniu wpłynie na zmianę sytuacji. Mianowicie:

CHCĘ WAS ZACHĘCIĆ, ŻEBYŚCIE UKRADLI NASZ ALBUM. (Źródło: Proszę, ukradnij mój album – niecodzienny apel muzyka Skowytu. “Żeby zanegować chałę polskiego rynku muzycznego).

Bardzo współczuję zespołowi złych doświadczeń jakich nabyli próbując zadebiutować płytą długogrającą na polskim rynku muzycznym (zakładam, że te wpisy to coś więcej niż błyskotliwy viral i wyrażają faktyczny gniew autora). Jest jednak jedno “ale”: wygląda na to, że zespół wyruszył na front fonograficzny bez merytorycznego przygotowania. Można było popytać w środowisku, poszukać w necie (np. kanoniczny wpis Steva Albiniego o kontraktach nagraniowych lub nieco akutalniejszy wpis Davida Byrne’a na ten sam temat). Jeśli zespół był gotów zmierzyć się z nieco obszerniejszym źródłem – można było także zajrzeć do mojej książki

Jedną z moich motywacji do napisania książki o branży fonograficznej było to, że chciałem by artyści w Polsce, podpisując kontrakt nagraniowy, nie popełniali błędów swoich kolegów np. z USA. Co więcej, jeśli dobrze dedukuję (tu mogę się mylić), zespół Skowyt był jednym z pięćdziesięciu, do których serwis MegaTotal wysłał moją książkę w ramach akcji promocyjnej. Oczywiście można przyjąć, że nawet jeśli zespół książkę dostał i przeczytał, to na wiele ona mu się nie przydała, bo miała charakter naukowy a nie poradnikowy. OK, my fault, ale pisanie poradników zostawiam praktykom z branży. Na okładce książki (i oczywiście na tym blogu) jest jednak podany mój mejl, więc można było po prostu zapytać czy umowa, którą podsuwa wydawca jest w porządku. Na niezaradność wydawcy nie mógłbym nic poradzić, ale ocenić sensowność umowy – jak najbardziej tak.

Według klasyfikacji Davida Byrne’a zespół podpisał prawdopodobnie tzw. manufacturing and distribution deal. W przypadku takich umów artysta nie powinien godzić się na przeniesienie majątkowych praw autorskich do nagrania. Przecież sami muzycy, a nie wytwórnia ponieśli koszty rejestracji albumu, nie powinno być tu zatem mowy o zaliczkach i przeniesieniu praw do nagrania. Oczywiście nie mam wglądu w kontrakt, opieram się jedynie na wpisie internetowym. Nie wiem czy zespół miał szanse wynegocjować cokolwiek więcej. Jeśli jednak w istocie jest tak jak opisuje to autor (“Oddaliśmy prawa do niemal wszystkiego za NIC”), to gorzej się tego nie dało rozegrać.

Wprawdzie jestem realistą i wiem, że takie sytuacje będą się powtarzać, chciałbym jednak by dochodziło do nich jak najrzadziej. W związku z tym w poniedziałek spróbuję opublikować konkretny, poradnikowy wpis o tym jak podpisywać umowę z firmą nagraniową. Specjalnie dla tych, którzy nie czytali książki. W sierpniu natomiast spróbuję zaproponować wpis o tym czy i kiedy wydawanie płyty w tradycyjny sposób ma sens. W przypadku zespołu Skowyt byłoby chyba dużo lepiej gdyby od razu wrzucono płytę na torrent?

—————–

Dr Patryk Gałuszka jest ekonomistą i medioznawcą zatrudnionym w Instytucie Ekonomii na Uniwersytecie Łódzkim. Studiował zarządzanie oraz ekonomiczną analizę prawa na uniwersytetach w Bolonii, Berkeley, Rotterdamie oraz Łodzi. Przebywał na stażach badawczych w Max Planck Institute for the Study of Societies w Kolonii, Institute of Law and Economics w Hamburgu oraz Central European University’s Institute for Advanced Study w Budapeszcie. Jest autorem szeregu publikacji poświęconych funkcjonowaniu branży fonograficznej. Do najważniejszych należą książka pt. Biznes muzyczny. Ekonomiczne i marketingowe aspekty fonografii oraz artykuły naukowe opublikowane w czasopismach First Monday i Virginia Sports and Entertainment Law Journal. Obecnie dr Gałuszka prowadzi badania dotyczące funkcjonowania serwisów finansowania społecznościowego (crowdfunding) oraz cyfrowej dystrybucji nagrań. Ponadto prowadzi bloga:  https://pga.blox.pl/2012/07/Artysta-prosi-by-ukrasc-jego-album.html; jest także wykładowcą Akademii Menedżerów Muzycznych (partnera medialnego MEAKULTURY).

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć