Zanim na estradzie pojawił się długo wyczekiwany przez polską publiczność wirtuoz, muzycy Academy of Ancient Music wykonali Sinfonię z opery Olimpiada oraz Koncert g-moll na orkiestrę smyczkową Vivaldiego. I mimo iż wykonanie było wspaniałe, pełne energii i ukazujące niezwykłe zgranie zespołu, w wypełnionej po brzegi sali koncertowej panowała aura niecierpliwego oczekiwania na wejście Giuliano Carmignoli.
Kiedy wreszcie artysta wydobył pierwsze dźwięki ze wspaniałego Stradivariusa (rocznik 1732), publiczność zamarła w bezruchu. Wraz z pierwszym pociągnięciem smyczka skrzypek odsłonił przed słuchaczami jakby inny wymiar rzeczywistości. W każdym jego ruchu i spojrzeniu wyczuwalna była absolutna jedność z muzyką. Swoboda z jaką Carmignola ozdabiał obiegnikami i trylami frazy koncertów Vivaldiego i Leclaira graniczyła z wirtuozerską dezynwolturą, która jednak była tak naturalna i niewinna, że budziła jedynie niemy zachwyt. Szybko stało się jasne, że Warszawę odwiedził muzyk, nie tylko wyjątkowo utalentowany, ale także o wyjątkowo bogatej osobowości artystycznej.
Ujmująca lekkość jego gry, wspaniale splatała się z zapałem zespołu, który ochoczo podążał za pełnymi wigoru interpretacjami solisty. Carmignola wystąpił z dwoma koncertami Vivaldiego (RV 331 i 190) oraz dwoma koncertami Leclaira (op. 7 nr 3 i 4), które nie należą do najbardziej popularnych pozycji repertuarowych. Zestawienie ze sobą utworów tych dwóch kompozytorów okazało się bardzo trafne, w wykonaniu Carmignoli dało się bowiem odczuć nie tyle współzawodniczenie stylu włoskiego i francuskiego, ale raczej wzajemne uzupełnianie się tych dwóch odmian tak bogatej wciąż jeszcze nie w pełni odkrytej barokowej muzyki instrumentalnej. Najbardziej spektakularnie wypadł ostatni koncert – Koncert C-dur RV 190 Vivaldiego, o niezwykle charyzmatycznym wyrazie.
Elektryzujące wykonanie pobudziło publiczność do długich owacji, które zaowocowały trzema bisami, między innymi popularną II częścią Zimy z Czterech pór roku. Giuliano Carmignola całkowicie zdając sobie sprawę z emocji, jakie wzbudza jego gra, wykonał ten piękny w swej prostocie fragment z rozbrajającą wręcz swobodą, nie tylko okraszając go niezliczonymi biegnikami, ale także wprowadzając liczne rubata, które w wykonaniu ucznia lub studenta byłyby zapewne niedopuszczalne, a pod palcami wirtuoza stały się nową, pociągającą jakością.
Występ Giuliano Carmignoli był bez wątpienia jednym z rzadkim momentów objawiania się geniuszu muzycznego w osobie wykonawcy, który staje się nie tylko medium przekazującym słuchaczom zamysł kompozytora, ale jego kreaja jest swojego rodzaju ukoronowaniem procesu twórczego, ożywiającym i wzbogacającym potencjał tkwiący w partyturze. Spotkanie z artystą o tak potężnym talencie, który jednocześnie pozostaje czarującym i dowcipnym człowiekiem, jest przeżyciem niezapomnianym, trwale odciskającym się w historii osobistych muzycznych doświadczeń. Pozostaje więc tylko czekać na kolejny koncert Giuliano Carmignoli w Polsce. Na szczęście, nie brakuje na naszym rynku wydawniczym nagrań włoskiego skrzypka, które utrwalają chwile muzycznych uniesień, miejmy nadzieję już na zawsze.