recenzje

BoW, Inflection i troche mniej ostre Wasabi

Za nami ostatni castingowy odcinek „Must Be The Music”. Nadeszła pora, by każdy z nas wytypował swojego finalistę i dopingował go aż do końca programu. Kto podczas niedzielnych zmagań zawładnął sceną?

Pierwszy na estradzie wystąpił zespół Inflection pochodzący z Głogowa. Członkowie grupy pojawili się na scenie w mocnym, charakterystycznym dla siebie makijażu. Jak mówią, zrobienie charakteryzacji zajmuje im aż trzy godziny. Być może warto byłoby poświęcić ten czas muzyce, która jest istotą takiego performansu? Zacznijmy jednak od początku. Zespół zaprezentował się w utworze Proud Mary. Już pierwsza część występu zadecydowała o tym, że muzycy  nie przekonali mnie do siebie. Wokal bardzo nieczysty, do tego bardzo nierytmicznie grający instrumentaliści – głównie gitary, o których wspomniał sam Adam Sztaba.

Anna Hamela była drugą kandydatką ostatniego castingowego odcinka. W jej wykonaniu usłyszeliśmy utwór z repertuaru Edith Piaf pod tytułem La vie en rose. Interpretacja Pani Ani bardzo nie spodobała się Korze. Ja jednak uważam, że była dobra – choć nie jej własna. Do tego wokalistka pokazała piękną umiejętność frazowania, świadomość przekazu muzycznego oraz tekstowego utworu. Zgodzę się natomiast z Adamem Sztabą, który pochwalił to wykonanie jako fantastyczne odtworzenie oryginału, pomimo iż uczestniczka nie wniosła swą interpretacją niczego nowego. Sam głos Pani Ani jest mocny, czysty, ma bardzo ciekawą barwę. Warto również wspomnieć o dobrej dykcji uczestniczki. Annie towarzyszył na gitarze Sebastian Kalwat.

Wasabi niepozorni lecz ostrzy, potrafią zaskoczyć. Czy rzeczywiście jest tak, jak mówią? Zespół wykonał utwór z repertuaru Bruno Marsa Runaway Baby. W ocenie jurorów nie było głosu sprzeciwu. Bardzo dobry zespół instrumentalny – energiczny, rytmiczny, wyśmienity również pod kątem technicznym. Sam wokal nie wzbudził we mnie zachwytu pod względem oryginalności, jednak nie można odmówić wokalistce talentu i radości z muzykowania. Było ją widać i czuć nie tylko u niej, ale i u całego zespołu.

Kolejnym uczestnikiem tego odcinka był Marcin Mróz. Zaśpiewał on utwór Peron z repertuaru zespołu Jamal. Otrzymał cztery oceny negatywne od jurorów. Cóż można powiedzieć o tym występie? Uważam, że Pan Marcin nie powinien marzyć o karierze muzycznej, a raczej zająć się tym, w czym mógłby być  lepszy. Nie ma co doszukiwać się w jego  wykonaniu pierwiastków muzycznych. Jest ich niewiele.

Następnie na scenie pojawił się zespół Weartists, w wykonaniu którego usłyszeliśmy autorski utwór Be My Girl – niezwykle dynamiczny, wzbudzający zainteresowanie.  Moim zdaniem – bardzo dobry wokal. Brak mi jednak czegoś w zespole instrumentalnym – być może jakiegoś instrumentu o niskim rejestrze i głębokim brzmieniu. To tylko moja drobna sugestia. Całość, pomimo drobnych usterek, prezentowała  się dobrze.

Kolejną uczestniczką była Aleksandra Czop – młoda, zaledwie szesnastoletnia wokalistka. W jej wykonaniu usłyszeliśmy Z tobą w górach z repertuaru Maryli Rodowicz. Zielony przycisk wcisnął jedynie Piotr Rogucki. Barwa głosu Oli jest naprawdę interesująca, widać pasję i zaangażowanie solistki, jednak dobór repertuaru nie był trafny. Zgodzę się z jurorami, iż jest to utwór niezwykle trudny. Nieodpowiedni dla szesnastolatki, która wykonała go niepoprawnie i nieprzekonująco.

Ostatni castingowy odcinek obfitował w występy różnego rodzaju zespołów muzycznych. Jednym z nich był zespół BoW, a właściwie duet – zarówno muzyczny, jak i miłosny. Już pierwszy motyw utworu wzbudził we mnie zainteresowanie. Wsłuchując się w niego coraz bardziej, byłam pod coraz większym wrażeniem. Duet wykonał własną kompozycję, zatytułowaną Stop It. Utwór okazał się bardzo udany. Do tego dodać należy bardzo dobry głos wokalistki, który sprawdza się na wielu płaszczyznach barwowych. Podsumowując, poprę Adama Sztabę, który stwierdził, iż to tylko dwa instrumenty i głos, a wykonawcy grają niczym cała orkiestra – ich perfekcja, nie pozwala odczuć, że brakuje brzmienia innych  instrumentów.

HCR to kolejny zespół dążący do zrobienia kariery w świecie muzycznym. Podczas tego występu uczestnicy pokazali nam utwór z własnego repertuaru – Lepszym człowiekiem. Od jurorów otrzymali cztery razy TAK. Bardzo udana, ciekawa kompozycja. Dobry zespół instrumentalny, któremu sekcja dęta nadaje bardzo charakterystycznego i atrakcyjnego brzmienia. Pochwała należy się wokalistce – charyzmatycznej, o mocnym, barwnym głosie. Towarzyszący jej raperzy również prezentują się nieźle, jednak w mojej opinii lepiej rapują osobno niż w duecie. Jeden z raperów jest zdecydowanie lepszy od kolegi, który jedynie fragmentarycznie dubluje partie tamtego. Czasami przejawia się to chociażby w braku precyzji rytmicznej podczas wejść drugiego rapera, czy też w nierównej dynamice i ekspresji głosu. Pomimo tej drobnej uwagi, zespół zaprezentował się bardzo dobrze.

Mateusz Łatacz to kolejny uczestnik, który stanął twarzą w twarz z jurorami. Ich opinia nie byla jednak na tyle pozytywna, by Mateusz mógł pomarzyć o awansie. W wykonaniu uczestnika usłyszeliśmy utwór Trójkąty i kwadraty z repertuaru Dawida Podsiadły. Mateusz dysponuje bardzo przyjemną, ciepłą dla ucha barwą głosu. Jednak technicznie wypada  kiepsko, co też doskonale słychać. Po pierwsze, Mateusz nie próbuje tutaj wnieść ani grama własnej interpretacji, a jedynie naśladuje „luzacki” stylu Dawida.

Monika Brucka – kolejna wokalistka próbująca swoich sił na scenie „Must Be The Music”. Uczestniczka zaprezentowała się w utworze This World z repertuaru Selah Sue. Był to, niestety, kolejny słaby występ. Przede wszystkim odebrałam Monikę jako osobę, która zdecydowanie nie wie, w jakim kierunku chciałaby iść, a w wieku  dwudziestu dziewięciu  lat powinno się już tę drogę obrać. W jej wykonaniu nie usłyszałam niczego oryginalnego, niczego zachwycającego, niczego, co pozwoliłoby zapamiętać ten występ na dłużej. Wokal bardzo manieryczny, co dodatkowo drażniło moje ucho.

Następni na scenie pojawili się Saidowski & Paul. Kolejny duet tego odcinka. Zaprezentowali się w utworze Crazy z repertuaru Seela. Bardzo spodobała mi się gra gitarzysty, który nie tylko towarzyszył wokaliście, ale i nadawał całości niezwykłego klimatu. Jest on bardzo dobry technicznie, co widać chociażby w czystych, perfekcyjnie zagranych alikwotach. Wokaliście również należy się pochwała, ale bardziej za śpiew właśnie niż za grę na gitarze. Jedyne, na co mogłabym zwrócić uwagę, to brzmienie jego głosu w rejestrze środkowym, w którym głos nie brzmi tak czysto i perfekcyjnie, jak w rejestrze niskim czy wysokim. Jest to jednak uwaga tak drobna, że nie należy zbytnio się nią przejmować, gdyż całość prezentuje się bardzo dobrze.

Dwunastą uczestniczką była Aleksandra Polnicka. Dwudziestodwuletnia wokalistka wykonała utwór Mister of America z repertuaru zespołu Lombard. Występ zaliczam do nieudanych. Głos dziewczyny jest mocny, ale poza tym nie widzę zbyt wielu zalet jej występu. Przede wszystkim pojawiło się to, czego nie akceptuję – fałsz. Po drugie, Aleksandra nie zaprezentowała swoim występem niczego oryginalnego, nie pokazała swojej osobowości.

Zespół North & West wykonał utwór Tonacja z repertuaru grupy Coma. Podobnie jak Adamowi, bardzo nie podobał mi się wokal – jego słuchanie było dla mojego ucha katorgą. Z powodu braku pomysłu i braku oryginalności występ był zwyczajnie nudny. Nie potrafiłam słuchać go w pełnym skupieniu od początku do końca.

Następną wokalistką na scenie „Must Be The Music” była Monika „Nika” Bieńkowska. Zaprezentowała się ona we własnym utworze Historia. Kolejny występ, od którego może rozboleć głowa. Jak mówiłam – nie potrafię nie zwracać uwagi na fałsze, ale gdy ktoś fałszuje, śpiewając własną kompozycję, zdecydowanie nie da się tego słuchać, zwłaszcza w tak przeciętnym utworze. Bardzo słaby, nielogiczny, mało muzyczny tekst. Do tego, niestety, nie mogę pominąć faktu, iż uczestniczka nie ma poczucia rytmu – i znowu słychać to w jej własnym utworze. Całość zaprezentowała się w moim odczuciu negatywnie.

Besides to ostatni uczestnicy castingowych zmagań. Zespół instrumentalny wykonał utwór May I Take You Home. Niezwykle hipnotyzująca kompozycja. Bardzo lubię, gdy muzyka broni się samą sobą, a nie wyłącznie na tle czegoś. W tym wypadku wystarczyło czterech muzyków, których instrumenty zaczarowały niemal każdego. Do tego każdy członek zespołu z osobna jest bardzo dobry technicznie i w efekcie całość zaprezentowała się zjawiskowo. Idealny występ na zakończenie odcinków castingowych.

To już koniec przesłuchań pierwszego etapu szóstej edycji „MBTM”. Jurorzy wybrali osiemnastu półfinalistów, których będziemy oglądać w przyszłych, półfinałowych odcinkach „Must Be The Music”. Ja wybrałam swój typ, a Wy? Gotowi na kolejną ilość muzycznych doznań?

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć