{oh!} Orkiestra Historyczna, fot. Magdalena Hałas

recenzje

„Cajo Fabricio” – opera ze spalonego teatru

W ostatni sobotni wieczór gliwicka publiczność miała okazję uczestniczyć w wyjątkowym wydarzeniu. W Ruinach Teatru Victoria zabrzmiała opera Johanna Adolfa Hassego Cajo Fabricio wykonana przez {oh!} Orkiestrę Historyczną oraz zaproszonych do współpracy wokalistów z wiedeńskiej agencji artystycznej Parnassus ARTS Productions. Całe przedsięwzięcie wchodziło w skład 14. edycji Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Dawnej Improwizowanej „All’improvviso”. Opera barokowa w Gliwicach to nie pierwsze tego typu wydarzenie! Wszystko dzięki prężnej współpracy wyżej wymienionych orkiestry i festiwalu, których działania do tej pory zaowocowały wyprodukowaniem pięciu tego typu oper na Śląsku.

Ruiny Teatru Victoria stanowią przestrzeń o niesamowitym charakterze. To jakby teatr odarty ze wszystkich szat. Goła cegła wyznacza formę sali teatralnej z dwoma balkonami oraz bezwstydnym widokiem na scenę i niedostępne dawniej dla wzroku widza przestrzenie okołoscenicznych, gdzie kiedyś znajdowały się stanowiska umożliwiające wystawianie przedstawień teatralnych oraz cała aparatura. Z tych intymnych części teatru do dziś zachowały się tylko kręte, metalowe schody wiszące gdzieś w lewym górnym kącie sali. Teatr został spalony przez żołnierzy radzieckich w 1945 roku.

Cajo Fabricio
{oh!} Orkiestra Historyczna, fot. Magdalena Hałas

O godzinie 18:00 26 czerwca 2021 miejsce to ponownie napełniło się życiem. Sala nasycona gwarem licznej publiczności, podekscytowanej mającym zaraz rozpocząć się wydarzeniem, zyskała swoje dawne przeznaczenie. W nastrojowo dopasowanych barwach świateł reflektorów zabrzmiała muzyka.

{oh!} prowadzona przez charyzmatyczną skrzypaczkę Martynę Pastuszkę oraz towarzyszącą jej w funkcji maestro al cembalo Annę Firlus osnuła przestrzeń materiałem muzycznym godnym najznamienitszych teatrów operowych. Przybrana w barokowy kostium dźwiękowy Sala Ruin Teatru Victoria nie wydawała się już ani chwili dłużej naga.

Roziskrzone mieniącymi się barwami muzyki powietrze niosło interpretację niezwykle efektowną. Można powiedzieć, że zespół wycisnął materiał Hassego „do ostatniej nuty”. Części szybkie były niezwykle popisowe, dynamiczne, potraktowane wręcz perkusyjnie. Części wolne – wyśpiewane, liryczne o pociągłej włoskiej frazie – stanowiły chwilę wytchnienia w całej prowadzonej narracji. Na tę świetnie przygotowaną bazę instrumentalną nałożone zostały głosy solistów. Do współpracy zaproszono wybitnych wokalistów o umiejętnościach adekwatnych do poziomu orkiestry: Max Emanuel Cenčić (Cajo Fabricio), Nian Wang (Pirro), Emmanuelle de Negri (Bircenna), Suzanne Jerosme (Sestia), Bruno de Sá (Volusio), Nicolas Tamagna (Turio) oraz Stefan Sbonnik (Cinea). Wśród śpiewaków połowę stanowili kontratenorzy, którzy wykonywali partie w oryginale pisane dla kastratów. Pozostały skład tworzyły sopranistki oraz tenor. Cała obsada popisała się kunsztem w skomplikowanych, pełnych koloratur ariach oscylujących wokół stylistyki szkoły neapolitańskiej oraz w fantazyjnych kadencjach ukazujących sprawność i unikatową urodę głosów. Tym razem śpiewakom nie było jednak dane połączyć kunsztu wokalnego z aktorskim rzemiosłem, ponieważ opera wystawiona została w wersji koncertowej. Dało się jednak wyczuć pewną imitację sytuacji operowej w ustawieniu wokalistów względem orkiestry. Zespół instrumentalny znajdował się zaraz pod sceną, na poziomie widowni, za to śpiewacy stali na brzegu sceny, toteż górowali nad instrumentalistami. Zapewniło to świetny kontakt obu grup artystów oraz wpłynęło pozytywnie na prezencję i odbiór głosu wokalistów. Niewątpliwie największym ulubieńcem audytorium został Bruno de Sá – młody, niezwykle wyrazisty kontratenor o nietuzinkowym głosie, którego barwa i charakterystyka zbliża się wyraźnie do sopranu. Jego interpretacje cechowały się jaskrawością i bogatym kolorytem. Doskonała kontrola aparatu pozwalała mu na uzyskiwanie detali wyrazowych oraz „zabawę” głosem, co wpłynęło na atrakcyjność jego interpretacji. Uwagę przykuwała jednak sopranistka Suzanne Jerosme o pięknym, selektywnym i ruchliwym głosie. W lirycznej odsłonie świetnie sprawdziła się Nian Wang.

Cajo Fabricio
{oh!} Orkiestra Historyczna, fot. Magdalena Hałas

Johann Adolf Hasse zalicza się do niezwykle płodnych muzycznie kompozytorów operowych swoich czasów. Urodził się w Niemczech, jednak kojarzony jest najbardziej ze szkołą neapolitańską, która była w jego epoce wiodącym europejskim ośrodkiem operowym. W życiorysie Hassego występuje również wątek polski. Kompozytor w 1730 roku został mianowany tytułem maestro di capella del re di Polonia – stał się kierownikiem kapeli na usługach króla Augusta III. Udokumentowane są wizyty muzyka w Warszawie, choć do większości kontaktów kompozytora z dworem polskim dochodziło w Dreźnie.

Cajo Fabricio to dość standardowa opera tamtych czasów, nieodstająca od innych ani kunsztem twórczym, ani librettem o akcji rodem z dzisiejszych oper mydlanych. Mimo to {oh!} wyniosła tę kompozycję na wyżyny interpretacji i zgotowała gliwickiej publiczności prawdziwą muzyczną ucztę.

Uwerturę operową rozpoczęto od zbudowania nastroju tajemniczej ekscytacji wyrażonej szybkimi wartościami w dynamice piano. Wyraziste arie przerywane były recytatywami o wartkiej akcji opartej na chmurach dźwiękowych wytwarzanych przez grupę basso continuo, a w szczególności przez Annę Firlus, która kształtowała bogatą tkankę klawesynową o złotej barwie.

Gdy klawesyn znikał z obsady, dało się słyszeć delikatniejsze dźwięki teorby oraz gitary barokowej, na których grał Jan Čižmář. Do wyeksponowania różnych barw orkiestrowych przyczynili się również oboiści – Benoit Laurent i Georg Fritz, którzy w zależności od potrzeb zamieniali instrumenty na flety proste, oraz waltorniści – Jeroen Billiet i Christopher Price. Ci ostatni byli odpowiedzialni za brzmienia imitujące dźwięki trąbiących słoni w onomatopeicznym fragmencie opery oraz za realizację wirtuozowskiej, solistycznej partii rogowej w jednej z arii.

Koncert został gorąco przyjęty. Słuchacze nie szczędzili braw oraz owacji na stojąco. Całemu świętu muzyki towarzyszyła wielka radość z powodu powrotu do życia kulturalnego. W atmosferze dało się wyczuć wdzięczność obu stron – zarówno widowni, jak i artystów, co zresztą zostało podkreślone w krótkim powitaniu przygotowanym przez Martynę Pastuszkę. Z niecierpliwością oczekuję kolejnych koncertów {oh!} Orkiestry Historycznej. Dzień po wydarzeniu zespół w takim samym składzie powtórzył koncert w Teatrze Operowym w Wiedniu. Cieszyć może fakt, iż działa w Polsce orkiestra historyczna o wysokiej jakości proponująca interpretacje, wobec których nie można przejść obojętnie. Od kilku lat zespół jest coraz częściej dostrzegany na europejskiej scenie muzyki dawnej i uważany przez kolejne ośrodki kulturalne za szczególne odkrycie ostatniego czasu. Życzę tej grupie prężnego rozwoju zarówno w działalności koncertowej, jak i dyskograficznej.

Cajo Fabricio
{oh!} Orkiestra Historyczna, fot. Magdalena Hałas

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć