Szwajcarski artysta fotograf Patrice Fileppi pokazał w Polsce swoje fotograficzne obrazy inspirowane piosenkami Charlesa Aznavoura. Prace prezentowane były w Centrum Sztuki RIO przy ulicy Pięknej 66A w Warszawie.
Patrice Fileppi urodził się w Genewie w 1948 r. Przez ponad dwadzieścia pięć lat zarządzał firmami, głównie z branży elektronicznej, jednocześnie pasjonując się fotografią i poświęcając znaczną część wolnego czasu na wędrówki z aparatem. Ostatecznie całkowicie poświęcił się swojej pasji. W 2009 r. otworzył własne studio Gluqq (fonetycznie oznacza to po niemiecku „szczęście”). Dziś wykonuje zarówno zlecenia komercyjne, jak i projekty artystyczne. Chce za pomocą swoich fotografii przede wszystkim opowiadać historie. Na zdjęciach Fileppiego roi się na nich od różnych postaci. Niektóre sceny są bardzo dynamiczne, bohaterowie innych zamierają w bezruchu. Widz musi wyczytać z obrazów zastygłe w nich historie.
Dorota Relidzyńska: Jak to się zaczęło?
Patrice Fileppi: Pewnego dnia, będąc na wakacjach usłyszałem piosenkę Charles’a Aznavour’a „Comme ils disent…”. Doskonale ją znałem, słyszałem wiele razy, jest jednak różnica między „słyszeć” a „słuchać”. Tym razem miałem okazję uważnie wsłuchać się jej w tekst. Byłem bardzo poruszony. Piosenka opowiada o homoseksualizmie. Warto wiedzieć, że Charles Aznavour napisał ten szlagier w czasach, gdy homoseksualizm wciąż był problematyczny w oczach opinii społecznej. Pomyślałem wówczas, dlaczego nie poszukać innych piosenek, które mogłyby stać się inspiracją dla obrazów, mogłyby zostać „zainscenizowane”. Aznavour napisał i zaśpiewał grubo ponad tysiąc piosenek. Wybór był duży i niełatwy.
Z każdej z wyselekcjonowanych przeze mnie piosenek wybrałem krótki fragment, który ewokował określone emocje i mógł stać się kanwą obrazu fotograficznego. To słowa, które niosły mnie w moim „fotograficznym pisaniu”. Kolekcja zdjęć powstała z zachwytu dwudziestoma piosenkami Charles’a Aznavour’a. Praca trwała cztery lata. Każde ze zdjęć jest uzupełnione fragmentem tekstu, do którego odnosi się przedstawiona historia.
D.R.: Jak opisałby pan swój styl fotograficzny?
P.F.: Polega on na tworzeniu inscenizacji, z jedną bądź kilkoma postaciami, w otoczeniu naturalnym bądź stworzonym na potrzeby zdjęcia. Przekaz jednocześnie ucieleśnia pewną historię i rozpoczyna nową.
DR.: Do kogo aresuje pan swoje prace poświęcone piosenkom Aznavoura?
P.F.: Zarówno do osób, które znają i lubią francuskiego piosenkarza i byłyby ciekawe zobaczyć, jak jego piosenki można przełożyć na obrazy, jak i do tych, którzy nie znają a nawet nie lubią jego muzyki. Obrazy mówią same za siebie, mogą więc obyć się bez tekstu i bez muzyki. A może znajdzie się ktoś, kogo przekonam moimi pracami do tej muzyki?
D.R.: Czy również inne gatunki i style muzyczne mają moc wywoływania w pana głowie wizji, obrazów? Czy tylko piosenka francuska ma tak dużą moc oddziaływania?
P.F.: Uwielbiam klasykę, zarówno muzykę instrumentalną, jak i wokalną, popartą tekstem, w tym operę. I również muzyką klasyczną inspiruję się w swoich pracach. Jednak na tej wystawie stawiam zdecydowanie na piosenki Aznavoura, w hołdzie wielkiemu artyście.
D.R.: Ciekawią mnie kulisy sesji, w trakcie których powstawały zdjęcia. Na fotografiach widzimy wiele postaci. Zdjęcia powstawały w nietypowych plenerach.
P.F.: Moja praca polega na przekładaniu języka muzyki na język obrazów. Przede wszystkim wyobrażam sobie zatem różne historie i komponuję obraz. Potem szukam odpowiednich postaci, które korespondowałyby z moją wizją.
Osoby, które fotografowałem to w większości amatorzy lub moi znajomi i przyjaciele. Nie waham się podejść do kogoś na ulicy, jeśli uznam, że idealnie nadawałby się jako model do któregoś z moich zdjęć lub jeśli zainspiruje mnie jego wygląd. Daję tej przypadkonwo napotkanej osobie moją wizytówkę, wyjaśniam, czym się zajmuję. Z początku pracowałem z aktorami, ale okazało się, że to praca dość truda i skomplikowana, ponieważ aktorzy zwykli są pracować dynamicznie, odgrywać sceny i kiedy proszę ich, by wyrazili jakiś stan emocjonalny i zastygli w nim, zapozowali do zdjęcia, najczęściej wyrażają emocje z pewną przesadą. Na zdjęciu wygląda to nienaturalnie.
Do fotografii ilustrującej piosenkę „Hier encore” poszukiwałem osoby z głębokimi zmarszczkami („Hier encore, j’avais vingt ans Mais j’ai perdu mon temps à faire des folies/ Qui ne me laissent au fond rien de vraiment précis/ Que quelques rides au front”). Znalazłem ją jadąc tramwajem!
D.R.: Czasy świetności Aznavoura dawno minęły. Dzisiaj piosenka francuska przeżywa kryzys. Czy pragnąłby pan przywrócić jej dawną świetność?
P.F.: W istocie, można mówić o kryzysie, zmierzchu tego gatunku muzycznego. Brassens, Brel czy wreszcie Aznavour nie mają godnych siebie następców. Nie ma już piosenek z ciekawym tekstem, co wyróżniało zawsze francuskie piosenki na tle innych. Tradycja zamiera i nie ma kontynuatorów, którzy podjęliby się jej podtrzymywania.
D.R.: Gdyby próbował pan opisać fenomen piosenki francuskiej, jakie jej cechy uznałby pan za najważniejsze?
P.F.: Najważniejszy jest bez wątpienia tekst. To właśnie on mnie najbardziej pasjonuje. W zasadzie teksty te mogą funkcjonować samodzielnie, bez muzyki. Jeżeli chodzi o mnie, nie ma dla mnie nawet znaczenia, kto śpiewa. Najważniejsze, by piosenka budziła emocje.
Wiem, że w Polsce znana i lubiana jest ZAZ, ale w świecie frankofońskim nie jest ona nazbyt popularna ani doceniana. A szkoda, bo ma talent. Gdybym miał wymienić kogoś, kto wpisuje się w jakiś sposób w tradycję piosenki francuskiej, to wskazałbym Stromae. Ale on niestety zakończył karierę.
D.R.: A może francuski hip-hop, tak znany jest w przewrotny sposób kontynuacją tej francuskiej tradycji? Rapowany tekst jest w przypadku tej muzyki bardzo ważnym, a może nawet najważniejszym elementem całości.
P.F.: No cóż, przyznam, że nie przepadam za rapem. Raperzy są nazbyt roszczeniowi! Teksty Aznavoura i jemu podobnych nie są może zawsze nazbyt optymistyczne, ale przynajmniej ich autorzy nie wysuwają żadnych radykalnych żądań, niczego się nie domagają.
D.R.: Powiedział pan, że najważniejsze są dla pana emocje. O jakich emocjach opowiadają pana prace?
P.F.: Podobnie, jak piosenki Aznavoura, wiele opowiada o szczęściu, tak jak „Comme ils disent”, choć z odrobiną goryczy, czy o miłości, tak jak „Formi, Formidable”, chociaż nie zawsze kończy się ona najszczęśliwiej. Ale to nie reguła, jakże często historie opowiedziane przez francuskiego piosenkarza kończą się przecież happy endem! Bardzo często jego piosenki opowiadają o rozstaniu.
Na przykład „Qui” to historia pary, która przeżyła ze sobą wiele lat. Zastanawiają się, kto pojawi się w zastępstwie, kiedy przyjdzie koniec jednego z nich. „Désormais” to bardzo dramatyczna historia. Ona odeszła, a on żyje wśród przedmiotów, które przypominają mu jego ukochaną. „Moi qui voulais être ton ombre/ Je serai l’ombre de moi-même” Widzimy cień, który jest jak pies czekający na swojego pana.
D.R.: Gdzie powstawały zdjęcia? W atelier, w plenerze? Jak pan szuka odpowiednich miejsc?
P.F.: Robię zdjęcia zarówno w studiu, jak i w plenerze. Jedna z piosenek, którą zilustrowałem, to historia miłości pary, która w latach 60. chodziła do pewnej dyskoteki, ale minęły lata i wszystko się tam zmieniło. W dyskotece rezyduje DJ, zmianie uległo oświetlenie i grana jest już zupełnie inna muzyka, ale oni wciąż tam przychodzą. To zdjęcie powstało w klubie.
Korzystam także z apartamentów postaci, które pojawiają się na moich zdjęciach.
D.R.: Widzę tutaj fotografię zrobioną na drodze, która wydaje się biec donikąd.
P.F.: Ten oryginalny plener znalazłem przeszukując Google Maps. Miejsce zajdowało się na południu Francji. Skontaktowałem się z władzami tamtych rejonów, ale poinformowano mnie, że to teren rezerwatu i że fotografowanie tam jest niemożliwe. Opowiedziałem więc o moim projekcie, a we Francji, gdy wchodzi w grę nazwisko Aznavoura, wszystko staje się łatwiejsze. Zgodzono się więc, żebym wszedł na teren rezerwatu, ale pod warunkiem, że nie spędzę tam więcej niż trzy godziny. Plan zdjęciowy musiały zabezpieczać straż pożarna i straż weterynaryjna oraz inne służby. Ale wszystko się udało.
D.R.: Dziękuję za rozmowę.