Wegetarianizm i weganizm zyskuje ostatnio coraz więcej zwolenników. Można w tym miejscu nawet zaryzykować stwierdzenie, że życie w stylu wege przechodzi obecnie eksplozję popularności. Zrezygnowanie z korzystania produktów pochodzenia zwierzęcego łączy się ściśle z postępowaniem w trosce o środowisko, więc powszechnie przyjęta opinia, że chodzi tu tylko o wykluczenie mięsa z jadłospisu, jest zdecydowanie niepełna. Co jeszcze cechuje postawę w duchu wege? Weganie sprzeciwiają się nie tylko zabijaniu zwierząt, ale i wykorzystywaniu ich w jakikolwiek sposób, więc oprócz faktycznej zmiany diety może być to na przykład: brak futer, skórzanych butów i wełnianych swetrów w szafie, powstrzymywanie się od wizyt w cyrku czy unikanie kosmetyków testowanych na zwierzętach.
Uprawianie zawodu muzyka w pierwszej chwili zupełnie nie kojarzy się z czymś sprzecznym z powyższymi zasadami. Ale co tak naprawdę kryje się w naszych futerałach? Kość słoniowa, końskie włosie, skóra czy masa perłowa – to tylko niektóre z materiałów, z którymi instrumentaliści mają na co dzień do czynienia. Pojawia się więc pytanie: czy gra na instrumencie może być wege?
Jak było kiedyś?
Jedna z najpopularniejszych ciekawostek z lekcji historii muzyki mówi, że barokowe instrumenty smyczkowe słynęły ze strun wykonywanych z baranich jelit. Dzisiaj spotyka się je już wyjątkowo rzadko, ponieważ producenci strun wykorzystują głównie stal, nylon i inne tworzywa sztuczne. Podobnie, naturalne membrany ze skór zwierzęcych w budowanych dawniej instrumentach perkusyjnych, wyparte zostały przez syntetyczne materiały zastępujące naturalny surowiec.
Przodkowie znanych nam współcześnie instrumentów dętych blaszanych to nic innego, jak rogi baranie lub bawole. Skala ich była niewielka, ograniczająca się do jednego lub najwyżej kilku dźwięków. Dopiero z upływem czasu zaczęto tworzyć rogi metalowe, a także wykonane z metali szlachetnych – złote i srebrne oraz z kości słoniowej. Kość słoniowa może również znajdować się w klawiaturach fortepianowych, a obecnie oferowanie kupna, sprzedaży lub organizowanie wywozu poza granice kraju takich instrumentów objęte jest ścisłymi restrykcjami (więcej informacji można uzyskać tutaj: https://archiwum.mos.gov.pl/artykul/wersja/327_archiwum/608_przewoz_i_obrot_wyrobami_z_kosci_sloniowej.html). Samo posiadanie fortepianu czy pianina z taką klawiaturą nie jest karalne, ale na pewno nie jest w duchu wege.
Współczesne lutnictwo
W pracowniach lutniczych używa się kleju powstałego z tkanki łącznej, kości i skór zwierząt (np. koni, ryb czy królików). Klej kopytowy i skórny posiada wszystkie niezbędne właściwości do utrzymania konstrukcji i ochrony instrumentów. Można go również łatwo usunąć w razie konieczności naprawy skrzypiec czy wiolonczeli, ponieważ jest podatny na wilgoć i temperaturę. Inne preparaty pod tym względem przegrywają już w przedbiegach. Żaden dostępny na rynku klej nie jest w stanie zastąpić wyżej wspomnianych substancji odzwierzęcych. Chemiczne środki źle oddziałują na wrażliwe w instrumentach drewno i mogą powodować nieodwracalne uszkodzenia. Ten argument całkowicie je dyskwalifikuje.
Sklejony korpus instrumentu wymaga jeszcze kilku różnych zabiegów, m.in. lakierowania. Lakiery wykorzystywane przez lutników zawierają całą gamę naturalnych żywic rozpuszczalnych w alkoholach, w olejkach eterycznych i olejach pochodzenia roślinnego. Jedną z najpopularniejszych tego typu substancji jest szelak, który pozyskiwany jest z wydzieliny owadów żyjących w Indiach i Tajlandii.
Skoro już zaglądamy do pracowni lutniczej, to warto bliżej przyjrzeć się smyczkowi. Niby niepozorny, zwykły „patyk” i kilka drobnych elementów… a tak wiele skrywa w sobie tajemnic! Podstawę konstrukcji stanowi drewniany pręt oraz pęk końskiego włosia, które smaruje się kalafonią, aby nadać mu dobrej przyczepności do strun. Istnieją różne rodzaje włosia, a ich nazwy wskazują na kraj pochodzenia (m.in.: mongolskie, syberyjskie czy polskie). Wbrew powszechnie panującemu wyobrażeniu o ucinaniu tych włosów prosto od parskających radośnie koników w zagrodzie, prawda wygląda nieco inaczej: jest to produkt pozyskiwany od martwego zwierzęcia. Włosy stosowane w lutnictwie stanowią jednak tylko niewielką część przemysłu włosia końskiego. Znacznie częściej jest to surowiec używany do innych celów, takich jak produkcja pędzli artystycznych, tkanin czy biżuterii.
Dla smyczkowców stworzono już, co prawda, alternatywę w postaci włosia syntetycznego, jednak opinie sugerują jednoznacznie, że odbiega ono jakością i trwałością od naturalnego. W ich budowie wykorzystuje się w głównej mierze włókno węglowe i włosie z włókien polimerowych. Dostępne w USA smyczki Incredibow są tego przykładem. Gładka tekstura syntetyków niestety dużo gorzej utrzymuje kalafonię niż szorstka faktura włosia końskiego. Dużym minusem tych alternatywnych smyczków jest także ich ograniczona dostępność na rynku i tylko jedna pracownia zlokalizowana w Górach Ozark (The Ozark Mountains) w Oklahomie. Należy też wspomnieć, że prawdziwy włos koński ulega biodegradacji, natomiast jego syntetyczne wersje mogą mieć wpływ na środowisko.
W znanych nam współcześnie smyczkach mała jasna kropka ozdabiająca uchwyt, czyli żabkę, może być stworzona z masy perłowej, co konserwatywnym weganom również może znacząco przeszkadzać. Pocieszający jest jednak fakt, że w przeciwieństwie do końskiego włosia, nie spełnia ona żadnej ważnej funkcji, a jest tylko ozdobą. Można ją spokojnie zastąpić innym tworzywem lub nawet zupełnie z niej zrezygnować.
Alternatywy
Międzynarodowa organizacja PETA (Ludzie na rzecz Etycznego Traktowania Zwierząt) stworzyła krótki przewodnik, w którym odsyła zainteresowanych muzyków do producentów tworzących instrumenty bez wykorzystywania materiałów odzwierzęcych. Dostępny jest on pod tym adresem.
Jak widać, różnego rodzaju alternatywy dopiero się rozwijają, jednak można debatować na temat ich przydatności, skuteczności i faktycznej troski o środowisko. Zastępowanie produktów naturalnego pochodzenia takimi, które bazują na tworzywach sztucznych, w efekcie zwiększa ilość materiału w użyciu, który nie jest biodegradowalny.
Znalezienie komfortowego, a jednocześnie moralnego obszaru w tym temacie może być wyzwaniem ze sztuki kompromisu dla muzyków, którzy chcą grać na instrumencie, jednocześnie żyjąc zgodnie z wegańskimi zasadami. Być może powyższy artykuł rodzi pewne dylematy, jednak rozstrzygnięcie pytania, czy gra na instrumencie może być wege? Pozostawiam zdrowemu rozsądkowi każdego z tych, którzy poszukują odpowiedzi…!
Małgorzata Wojciechowska – skrzypaczka, absolwentka Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Publikuje na stronie: https://www.skrzypczyni.pl oraz https://www.instagram.com/skrzypczyni
Spis treści numeru Czego potrzeba, by powstała muzyka?
Felietony
Małgorzata Wojciechowska, Czy gra na instrumencie może być wege?
Wywiady
Agnieszka Homa, „Najtrudniejsze na scenie jest bycie sobą” – wywiad z Wojciechem Kulczyckim
Dorota Relidzyńska, Benedyktyńska robota – rozmowa z Michałem Koszelem
Recenzje
Aleksandra Bliźniuk, Nowoczesne narzędzie do nauki muzyki
Dorota Relidzyńska, W poszukiwaniu zapomnianych brzmień
Publikacje
Paweł Miczka, Użycie strun jelitowych w instrumentach smyczkowych w latach 1880-1945
Edukatornia
Bartosz Miler, Perkusista – czyli kto?
Ryszard Lubieniecki, Amplifikacja instrumentu akustycznego. Idea i praktyka
Kosmopolita
Iwona Granacka, Orkiestra z wysypiska – największy skarb Paragwaju
Wojciech Krzyżanowski, Kontrowersyjne szkice podręcznika do gry na YOUTUBE
Rekomendacje
Międzynarodowy Konkurs Muzyczny im. Michała Spisaka
I Międzynarodowy Konkurs Muzyczny im. Karola Szymanowskiego