Agnieszka Franków-Żelazny, fot. Łukasz Rajchert

wywiady

Czy są wśród nas "nieumiejący śpiewać"? Wywiad z Agnieszką Franków-Żelazny

O profesjonalistach i amatorach w chórze, o dyrygowaniu i podróżowaniu oraz o tym, że śpiewanie może uzależniać z Agnieszką Franków-Żelazny rozmawia Ewa Schreiber

Ewa Schreiber: Przed ukończeniem Akademii Muzycznej we Wrocławiu była już Pani absolwentką studiów biologicznych, od lat prowadzi Pani także z powodzeniem prowadzi Chór Medici Cantantes Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Co sprawia, że ludzie, niekoniecznie związani z muzyką profesjonalnie, garną się do chórów?

Agnieszka Franków-Żelazny: Z biologicznego punktu widzenia śpiew podnosi poziom endorfin, a tym samym może uzależniać (uśmiech). Okazuje się też, że tak naprawdę ludzie lubią śpiewać. Mogą w ten sposób wyrażać siebie, swoje emocje, mają okazję rozwijać się wokalnie i ogólnomuzycznie. Koncerty natomiast są natychmiastowym miernikiem efektów tego rozwoju – przecież każdy z nas potrzebuje widzieć sens swojej pracy. Oprócz aspektów muzycznych ważne są te społeczne – spotkanie ludzi o podobniej wrażliwości, przyjaźnie i miłości. Chór to dla wielu najlepsza odskocznia od codziennych zajęć i realizacja marzeń.

ES: W Warszawie już ponad 10 lat temu powstał chór dla nieumiejących śpiewać. Czy uważa Pani, że tego typu działania to jedynie zabiegi marketingowe, czy może ważne przedsięwzięcia, wypełniające lukę w systemie edukacji? Jakie znaczenie ma dla Pani podział na chóry amatorskie i profesjonalne?

AF-Ż: Co rozumiemy przez pojęcie „nieumiejący śpiewać”? Z biologicznego punktu widzenia śpiewać nie umie jedynie osoba z anatomicznym uszkodzeniem narządu głosu lub słuchu. Jak wiemy takich osób jest niezwykle mało. Zatem wszyscy inni umieją śpiewać – tylko na rożnym poziomie i dlatego są różne chóry, aby każdy mógł znaleźć swoje miejsce. Jeśli chodzi o zabiegi marketingowe zachęcające do śpiewania – to jestem za wszystkimi metodami, które doprowadzą do tego celu.

Podział na chóry amatorskie i zawodowe jest zasadniczy: chóry zawodowe składają się ze śpiewaków posiadających bardzo wysokie umiejętności wokalne, dla których śpiew w chórze jest pracą/zawodem. Chóry amatorskie składają się z osób, które nie odebrały wykształcenia wokalnego (choć często muzyczne posiadają), a śpiew w chórze jest dla nich rodzajem hobby – pasją realizowaną poza pracą zawodową. Podział na chóry amatorskie i zawodowe ma dla mnie znaczenie czysto techniczne: inaczej wygląda charakter i tempo pracy, inny jest repertuar i podejście samych śpiewaków do  śpiewu.

ES: Jakie predyspozycje muzyczne i osobowościowe powinien mieć Pani zdaniem dyrygent chóru? Czy łatwo jest dzisiaj budować zaufanie i autorytet w tym zawodzie?

AF-Ż: To zależy jaką rolę spełnia: czy jest dyrygentem (dyryguje na koncercie) czy szefem artystycznym (odpowiada za skład, program, kierunek rozwoju) czy chórmistrzem (prowadzi próby) – to bardzo szeroki temat na osobną rozmowę.

Ogólnie rzecz biorąc do pełnienia tych trzech funkcji potrzebne są predyspozycje: manualne, muzyczne, psychologiczne (przywódcze). W chórach amatorskich potrzebny jest także zmysł organizacyjny. Moim zdaniem jednak równie ważne są w zawodzie umiejętności bazujące na tych predyspozycjach. Tylko połączenie tych dwóch: predyspozycji i umiejętności może dać efekty.

ES: Jak ocenia Pani ofertę polskich festiwali związanych z muzyką chóralną? Często odbywają się one w małych miastach, co umożliwia wzbogacanie tamtejszej oferty kulturalnej…

AF-Ż: W Polsce jest bardzo dużo festiwali związanych z muzyką chóralną. Większość z nich skierowana jest do chórów amatorskich i ma charakter konkursów. Dotyczy chórów już istniejących i to tych chcących się konfrontować. Jest też kilka festiwali nastawionych na popularyzację amatorskiej muzyki chóralnej bez formuły konkursu, a także kilka festiwali dla zespołów zawodowych.

ES: Na Pani trasach koncertowych znalazło się wiele krajów, m.in. Niemcy, Wielka Brytania, Francja. Jakie różnice obserwuje Pani w podejściu do chóralistyki i czy któreś z państw jest dla Pani wzorem?

AF-Ż: Oczywiście są różnice w podejściu do chóralistyki w różnych krajach. Bez wątpienia Wielka Brytania jest od dawna dla mnie wzorem w wielu aspektach chóralistyki profesjonalnej, a szczególnie w systemie kształcenia w chórach dziecięcych i w szacunku dla śpiewaków zespołowych, natomiast Łotwa – jeśli chodzi o ruch amatorski.

ES: Na tegorocznym festiwalu Wratislavia Cantans gości Paul McCreesh, a prowadzony przez Panią Chór Filharmonii Wrocławskiej jako jedyny polski zespół wokalny wystąpił na BBC Proms. Czego nauczył Panią kontakt z brytyjską tradycją chóralną i samym McCreeshem? Co z tych wzorców można przenieść na polski grunt?

AF-Ż: To też pytanie na osobną rozmowę. Spotkanie Paula McCreesha było przełomowych momentem w moim zawodowym życiu. Pokazał mi jak pracować z zawodowcami, nauczył odważnego realizowania swojej wizji artystycznej. Chór NFM od początku był jego „oczkiem w głowie” – polecał dyrygentów i śpiewaków, którzy pracowali z nami nad poziomem, a także angażował do przedsięwzięć, które były najlepszą motywacją do ciągłego rozwoju.

ES: Pracuje Pani zarówno nad utworami pochodzącymi z repertuaru współczesnego, jak i dawnego, nad Lux aeterna György Ligetiego i Stworzeniem świata Josepha Haydna. Czy uważa Pani, że jest coś, co łączy repertuar chóralny różnych epok? Czy pewne techniki, nawiązania do tradycji dłużej się w nim utrzymują?

AF-Ż: Powiem tak: najchętniej wykonuję utwory, które „coś” łączy- a tym czymś jest wokalne podejście do muzyki wokalnej. Takie sformułowanie to nie przypadek ponieważ niektóre współczesne kompozycje traktują głos instrumentalnie i nastawione są na eksperymenty głosowe. Owszem od czasu do czasu można takie utwory wykonać, natomiast na co dzień higiena głosu i potrzeba realizowania napięć wynikających z melodyki i harmoniki utworu powoduje, że śpiewacy chętniej śpiewają utwory, których łączy wokalne podejście do głosu i nie ma to znaczenia czy jest to Ligeti czy Haydn.

 

ES: Czy uważa Pani, że w Polsce istnieje duże zapotrzebowanie na twórczość chóralną rodzimych kompozytorów? Czy ma Pani jakieś obserwacje, co do tego, którzy z polskich twórców zajmujących się tego typu muzyką cieszą się największą popularnością za granicą?

AF-Ż: Bardzo potrzebujemy polskiej muzyki i mamy ją! Zarówno tę w klasycznym kompozytorskim, jak i tę bardzo współczesną. Problemy są dwa. Po pierwsze, jest to głownie muzyka religijna bo do niej teksty nie objęte są prawami autorskimi, a tym samym koszt kompozycji jest dużo niższy. Po drugie, sposób funkcjonowania polskich wydawnictw nutowych powoduje, że większość kompozycji nie jest wydawana, a tym samym pozostaje dostępna tylko lokalnie lub drogami kolportażu kompozytora. W ten sposób popularni są kompozytorzy, którzy mogą pozwolić sobie na wydawanie swoich nut głownie zagranicą. Kiedy idę do sklepu muzycznego w Londynie to mam do dyspozycji ścianę nut z całego świata na różnego rodzaju chóry, a wśród nich tylko dwóch polskich kompozytorów: Pawła Łukaszewskiego i Krzysztofa Pendereckiego.

ES: Praca w chórze to nie tylko próby i śpiew, to także “turystyka kulturalna”, przyjaźnie czy emocje wynikające z sukcesów i porażek. Jakie są Pani najważniejsze doświadczenia z tym związane? Mam na myśli zarówno czasy, gdy sama śpiewała Pani w chórze, jak i lata spędzone na dyrygowaniu…

AF-Ż: To piękne chwile, które pozostają do końca życia. Jedynymi przyjaźniami, które przetrwały w moim życiu to te powstałe w chórze licealnym, mojego męża poznałam też na próbie chóru. Takich chwil jest ogrom i pochodzą one i z czasów śpiewania i z czasów dyrygowania. Są wśród nich wspomnienia chwil radości chórzystów ze zdobytej nagrody, pamięć o koncertach na których piękny śpiew i energia płynąca  z zespołu nie pozwalała powstrzymać łez wzruszenia. Były też spotkania pozamuzyczne,  takie jak pełne wzruszeń spotkania opłatkowe, chóralne otrzęsiny, śluby, bale przebierańców czy wyczerpujące wycieczki przy okazji wyjazdu na konkurs czy festiwal. Najpiękniejsze jest jednak do dziś obserwować, jak ludzie, którym obowiązki rodzinne czy zawodowe nie pozwoliły już aktywnie uczestniczyć w życiu chóru, spotykają się regularnie całymi rodzinami, zakładają grupy na portalach społecznościowych, organizują wyjazdy wakacyjne, a jednocześnie kibicują swoim młodszym kolegom z tego samego chóru, których już nawet nie znają.

ES:  Jest Pani jednym z kuratorów Europejskiej Stolicy Kultury. Jakie nadzieje wiąże Pani z tą funkcją i z samym rokiem 2016?

AF-Ż: Liczę na to, że wrocławskie środowisko muzyczne wykorzysta ten cel, aby wypracować standardy współpracy, a w roku 2016 pokazać to co mamy najpiękniejszego w naszym codziennym życiu muzycznym.

ES:  Jaką rolę mogą odegrać dzisiaj chóry w edukacji muzycznej w Polsce? Mam tu na myśli zwłaszcza grono najmłodszych….

AF-Ż: Śpiew w chórze dla młodego człowieka ma z jednej strony walory umuzykalniające – uwrażliwianie na piękne, subtelne detale. Z drugiej jednak strony bezsprzecznym walorem jest nauka pracy w grupie, odpowiedzialne podejście do podjętych zobowiązań, nauka systematyczności i  planowania pracy, zetknięcie się ze stresem scenicznym, sukcesem i porażką. I jeszcze walor emocjonalny – wyrażanie swoich emocji, odreagowanie napięć i realizowanie potrzeby akceptacji.

Gdyby zamiast muzyki w szkołach podstawowych był po prostu „śpiew” przez 6 lat – mielibyśmy szczęśliwsze i wrażliwsze społeczeństwo.

ES:  Życzmy więc sobie szczęścia i śpiewania… Bardzo dziękuję za rozmowę!

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć