Już na początku lipca byłam zaciekawiona nową reżyserią Strasznego dworu. Inna wersja polskiej opery narodowej o światowej sławie poparta radiową reklamą może zagwarantować pełną widownię. Rzeczywiście – 15 listopada 2015 roku rozglądając się po sali, nie zobaczyłam na niej wolnego miejsca. Jak to dobrze, że kupiłam bilet na początku lipca – mogłam pomyśleć, zajęta przeglądaniem programu. Oto rozległ się znajomy komunikat o wyłączeniu telefonów komórkowych, zapadła ciemność i… zaczęło się.
Dobrze, że wcześniej chociaż zerknęłam do programu – pomyślałam, widząc obraz Cud na Wisłą − symboliczny zabieg przenoszący widza w czasy XX-lecia międzywojennego, kiedy toczy się akcja nowej inscenizacji. Opera Moniuszki pisana „ku pokrzepieniu serc” miała przedstawiać Polskę wolną, szczęśliwą, dostatnią [1] – taka była również pod rządami Józefa Piłsudskiego. Stąd Stefan i Zbigniew zamiast szlacheckich żupanów noszą mundury wojskowe. W górnej części sceny obserwujemy pobudkę w koszarach. Białe prześcieradła mocno oświetlone aż biją po oczach. Od początku w operze pojawiają się elementy baletu – chociażby zsynchronizowane, jak „na komendę” żołnierskie mycie zębów. Odnoszę wrażenie, że role Stefana i Zbigniewa są nagłośnione, natomiast pozostałych artystów – nie. Na szczęście barwa głosu szybko zostaje wyrównana. Na początku mam problem ze zrozumieniem wielu kwestii, szczególnie chóralnych. Nie wiem, na ile to kwestia dykcji, a w jakim stopniu niesprzyjającej akustyki [2]. Wydaje mi się, że z każdą partią tekstu jest coraz lepiej, poza tym siedzę blisko sceny i dobrze widzę napisy. Już za chwilę, maszerując ramię w ramię ze swoimi kompanami, Stefan i Zbigniew deklarują: „Nie ma niewiast w naszej chacie. Vivat! Semper wolny stan!” [3]. Żołnierze opuszczają koszary, a na scenę wbiegają dwie młode kobiety, Jadwiga i Hanna. Penetrują salę wojskowych: zaglądając pod łóżka, znajdują butelkę wody ognistej. Cóż, pewnie w koszarach to nic nadzwyczajnego, ale czy trzeba to pokazywać? – myślę i szybko przenoszę się do kolejnego wnętrza: dworku Zbigniewa i Stefana.
Zanim jednak wejdę w jego zacne progi, oglądam śpiew i taniec sprzątaczek. Dotarła już do nich wieść, że młodzi żołnierze mają wkrótce się zjawić, więc pora na generalne porządki. Podoba mi się pomysł ukazania tej sceny. Czas jednak zobaczyć dworek. Znów wita mnie bijąca po oczach biel, podkreślona jasnym światłem. Dużą część sceny zajmują ogromne, nowoczesne schody, kojarzące mi się z wyposażeniem sklepu IKEA. Dworek Zbigniewa i Stefana to mała chatka, w której same zapalają się światła, a z komina unosi siwy dym. Dekoracje nie należą do okazałych, ale rekompensują je piękne barwy głosów obu szlachciców (Zbigniew – Rafał Siwek i Stefan – Dominik Sutowicz). Szczególnie, kiedy obaj zlecają Maciejowi kolejne funkcje („Maciej będzie i szafarzem” [4]). Wkrótce jest również na co – a raczej: na kogo – popatrzeć. Przybywa odziana w czerń elegancka Cześnikowa. Bardzo dobrze, zarówno aktorsko, jak i wokalnie w tej roli sprawdziła się Anna Lubańska. Podoba mi się, kiedy nie dowierza, gdy szlachcice wyjawiają jej swój plan – bezżenny stan. Cześnikowa miała już przecież przygotowane dla nich partie („Dałam słowo niewzruszone, Trudno wam inaczej chcieć!” [5]). Próbuje zemdleć, by nie dopuścić szlachciców do odwiedzin Miecznika. Następnie wyśpiewuje preludium przerażającej wizji Strasznego dworu, podkreślając słowa gestem i mimiką. Grozę eksponują klęczące na całej długości sceny pokojówki. Opisowi tytułowego miejsca towarzyszy zielone jaskrawe światło na ciemnej scenie. Wszystkie elementy mogą tworzyć groźny nastrój, ale Stefan i Zbigniew sami przebierają się za duchy, co najlepiej pokazuje ich stosunek do pozaziemskich istot. Notabene, z zamieszania korzysta panna Marta, pod osłoną mroku rzucając się w ramiona jednemu z lokajów. Ostatecznie, Stefan i Zbigniew odziewają Cześnikową w białe szaty i w ręce wkładają tekturowe macki duchów, a sami, zgodnie z obietnicą, udają się do pana Miecznika.
Widz, oczywiście, również. Oglądam przechadzające się po scenie kobiety ubrane na biało, a wśród nich Jadwigę w halce oraz Hannę w szlafroku. Warto zwrócić uwagę na znajdujące się za nimi obrazy. Główne bohaterki proponują wróżby, które spotykają się z ogólną aprobatą. Tylko Starsza niewiasta (świetnie ucharakteryzowana Wanda Franek, uczestniczka programu Kształcenia Młodych Talentów – AKADEMII OPEROWEJ) szczerze komentuje: „Ciężko wam przy igle (…)” [6]. Białe kapelusze z piórami i falbaniaste suknie uwijają się po scenie, aż w końcu Hanna staje przy jednym z obrazów autorstwa François Bouchera. Wszystkie płótna stanowią alegorie pór roku, którymi to tableau vivants bawiły się kobiety we Dworze [7].
Obrazy na scenie pojawiają się również podczas Arii Skołuby. Zamiast praprababek widzimy jednak Jadwigę i Hannę stojącą na tle płótna Josepha-Marie Viena Dwie młode Greczynki przysięgają nigdy się nie zakochać (notabene, u dołu ramy widnieje napis: „Przysięga »Nigdy się nie zakochamy«[8]). Po scenie przesuwają się jeszcze trzy obrazy, towarzyszące przybyciu Zbigniewa i Stefana do Dworu. Wszystkie dzieła Viena jakby kpią sobie z zamiaru bezżennego stanu. O ile pomysł z zastosowaniem obrazów wydaje mi się bardzo ciekawy, to przesuwanie ich podczas Arii Skołuby niezwykle przeszkadza w odbiorze. Nawet gdy płótna przemieszczają się we fragmentach instrumentalnych Arii Stefana, zakłócają klimat tej najbardziej wzruszającej w całej operze partii solowej.
Podobnie negatywnie odbieram Mazura i jego scenerię, nieprzystającą moim zdaniem do epoki XX-lecia międzywojennego. Sztuczny żyrandol przypomina mi dekorację warszawskiego Nowego Światu (bardzo zresztą atrakcyjną i przyciągająca spacerowiczów). Żyrandol w połączeniu z migającymi światełkami, biało-czerwonymi strojami, mężczyznami w maskach reniferów (!) tworzy aurę przedświątecznych supermarketów i wydaje mi się kiczowaty. Oprócz sześciu par w „tradycyjnych” strojach mazura w innej choreografii tańczą panowie w melonikach i panie w krótkich sukienkach. Jadwiga i Hanna odziane już w suknie ślubne wjeżdżają na scenę kolorowymi saniami. Nadlatujące samoloty wywołują raczej zaciekawienie, niż wprawiają w popłoch, obecny w recenzji Straszny straszny dwór[9], którą przeczytałam przed udaniem się na spektakl.
Jaki jest nowy Straszny dwór? I czy dla wszystkich?
W maju odbędą się dwa dodatkowe przedstawienia zrealizowane na specjalne życzenie publiczności. Spotkałam się z opinią, że nowa wersja opery jest niezwykle zabawna – może to zasługa zarówno inscenizacji, jak i profesjonalnej obsady (z wirtuozowską partią Hanny świetnie poradziła sobie Anna Jeruć, a Anna Bernacka bardzo dobrze zagrała Jadwigę). Na przedstawieniu 15 listopada w zastępstwie Andriya Yurkevycha dyrygowała Ewa Struzińska, która zwracała szczególną uwagę na tempo partii wokalnych, ale zdarzały się niesynchronicznie momenty śpiewaków i orkiestry. Zespół, grający poprawnie intonacyjnie, uzyskał mocne brzmienie, nie przykrywając jednak dynamicznie wokalistów.
Osobiście polecałabym zobaczyć najpierw tradycyjną inscenizację, a przed obejrzeniem nowej poczytać o jej koncepcji, by potem obie wersje porównać. Wszystkim Państwu, w szczególności zagranicznym gościom i dorastającym melomanom, radzę zapoznać się z okolicznościami powstania i wystawiania opery, a także pamiętać o Cudzie nad Wisłą. Wówczas nowy Straszny dwór może nie będzie szokował kobietą z karabinem w ręku. A może właśnie tym odstraszy?
[1]Straszny dwór po raz 1500!, w: Program „Straszny dwór”, s. 14.
[2]https://m.gpcodziennie.pl/44953-straszny-straszny-dwor.html, stan z 2.12.2015.
[3]Libretto, w: Program „Straszny dwór”, s. 55.
[4] Ibid., s. 57.
[5] Ibid., s. 59.
[6] Ibid., s. 63.
[7] D. Poutney, O obrazach, Ibid, s. 28.
[8]https://vod.teatrwielki.pl/en/watch-stream/vod/straszny-dwor-napisy-subtitles/, stan z 5.12.2015.
[9]https://m.gpcodziennie.pl/44953-straszny-straszny-dwor.html, stan z 5.12.2015.