Pierwszy odcinek na żywo piątej edycji już za nami. Zobaczyliśmy zarówno zespoły, jak i solistów. Jurorzy wyrafinowani czy rozczarowani?
Półfinałowe zmagania na wielkiej scenie rozpoczął niezwykle energetycznie zespół Hoyraky z Podlasia. Oj na hori dwa dubky to już kolejny ludowy utwór, za sprawą którego ci młodzi zapaleńcy próbowali podbić serca jurorów i, oczywiście, telewidzów. Co do czworga krytyków słuchających za sędziowskim stołem – po raz kolejny nie byli oni w kwestii Hoyraków zdecydowani. Fantastycznie się was ogląda, fantastycznie się z wami podryguje. Zastanawiam się tylko, czy takie przedstawienie i taka muzyka zasługują na finał? – pytała samą siebie Ela Zapendowska. Tutaj był po prostu czynnik zabawowy, który dominował nad artystycznym – ocenił Adam Sztaba, wciskając NIE. Ostatecznie grupa otrzymała 2 x TAK i 2 x NIE. Sądzę, że zespół nie wszedłby do półfinału, gdyby nie charyzmatyczny, wart zapamiętania akordeonista, który udowodnił swe umiejętności po raz kolejny. Oceniam ten występ dobrze. Dziewczyny mają silne głosy. Dziś współbrzmiały średnio czysto. Nie oszukujmy się, partia wokalna nie jest tu wyszukana – mamy albo unisono, albo prosty układ dwugłosowy, ale to typowe dla utworów ludowych. Dobrze, że odezwali się też panowie. Bardzo podobały mi się stroje – ani kiczowate, ani nie przesłaniały muzyki. Chociaż nie utonęłam w tym ognistym (dla mnie, Łozo, jednak ognistym) muzycznym szpagacie, zostałam na pewno zaproszona w podróż na wschód i z przyjemnością poobserwowałam domowe muzykowanie przy stole. Dla amatorów folkowego klimatu mały bonus:
Nie podobało mi się, że osobisty dramat kolejnego uczestnika został po raz kolejny tematem głównym filmu towarzyszącego występowi w półfinale. Patryk Kumór zaśpiewał tym razem Beneath Your Beautiful. Zaprezentował znowu swą bardzo ciekawą barwę głosu. Mam jednak wrażenie, że wykonawca nie do końca potrafi ją różnicować. Nie podołał na pewno lirycznemu początkowi utworu (może było za nisko?), później rozwinął emocje i „włączył” tryb krzyku, a tym samym rejestr piersiowy. Lubię twoją barwę. To „piaskowe” śpiewanie, które masz, jest bardzo fajne. Na tym etapie chciałoby się usłyszeć jakieś autorskie piosenki, ale to nie jest wymóg – powiedział Łozo. Po tym występie nadal do końca nie wiem, jakim jesteś artystą – mówił Adam Sztaba, który swoje TAK uzasadniał deficytem męskich rockowych wokali oraz wrażliwością uczestnika. Ja, jakkolwiek wolę oryginał Beneath Your Beautiful, doceniam tę rockową przeróbkę.
Na występ Singin’ Birds czekałam z niecierpliwością. Trzy piękne i, co ważne, zdolne dziewczyny ze znakomitym pomysłem, z wyczuciem proporcji pomiędzy współczesnością a stylistyką retro. Trzech towarzyszących im dżentelmenów, którzy, w swej grzeczności, nie przyćmiewają uroku młodych dam. Wszystko to okraszone piękną aurą, gustownymi strojami i adekwatnym ruchem scenicznym. Dlaczego dostali aż 3 x NIE? Myślę, że dziewczyny poniekąd wpadły w sidła niepisanej zasady, że w półfinale trzeba śpiewać autorskie piosenki. Urok Singin’ Birds polega akurat na tym, że wspaniale aranżują covery. Piosenka Wenusjanki ma jak na mój gust dość pretensjonalny tekst – skoro kobiecość jest przez wokalistki akcentowana na każdym kroku, niekonieczne było robienie tego po raz kolejny w słowach utworu, sięganie do Mickiewicza itp. Trudno jednak ocenić, co powinien zaśpiewać ten tercet w półfinale MBTM. Gdyby zapożyczył znowu piosenkę, jurorzy by to wypomnieli. Dziewczyny musiały podjąć decyzję. I pod tym względem brawo za odwagę.
Trochę się zawiodłem – powiedział Łozo po występie zespołu, określając go jako vintage, ale po polsku. Mam kłopot z utworem, który mnie w ogóle nie przekonał. Jesteście bardzo sprawne razem, solowo – trochę gorzej – dodał Adam Sztaba. Co do śpiewania solo – dziewczyny mają przecież i na tym polu osiągnięcia. Sama Ela Zapendowska pamięta zapewne rewelacyjne wykonanie piosenki Angel Sarah McLachlan przez Dominikę Kasprzycką-Gałczyńską, dziś członkinię Singing’ Birds:
Ela Zapendowska chwali brzmienie Singin’ Birds. Ja do tej pochwały się przyłączam. Czekam na płytę.
Zdecydowanie intrygujący jest Damian Tomaszewski, wokalista i gitarzysta zespołu Primetime, zwany przez Maćka Rocka, zresztą słusznie, „kompletnym świrem na froncie”. Brak mi słów. Kocham was! – wyznała Kora, która dalej słodziła soliście: Ty jesteś stworzony dla sceny. Brzmisz czasami jak Johnny Rotten.
Korze brak słów, mnie – nie. Faktem jest to, że cztery osoby wystarczyły, by przemienić konkursowy występ w totalnie wariacki szał, w którym jednak jest metoda. Także i w tym zespole moda na retro jest jednym z podstawowych kryteriów. Dobrze, że i w komercyjnej telewizji znalazł się czas na długie instrumentalne solówki. W tych czasach plastiku jesteście superświeżym powietrzem – pokusił się o sentencję Wojtek Łozowski. Myślę, że fani rocka czują się usatysfakcjonowani. Primetime – na pewno swym stuprocentowo pozytywnym wynikiem.
Bardzo dobrze wspominam z castingu wokalne i gitarowe poczynania młodej Ellie. Świetnie zaaranżowana piosenka Britney Spears przykuła moją uwagę. Dziś wokalistka sięgnęła także po utwór bardzo znany i modny, do niedawna bardzo modny, a mianowicie po This World z repertuaru zjawiskowej Selah Sue, choć nie przebiła pierwowzoru.
Tegoroczna maturzystka zaplusowała na pewno tym, że sama gra na instrumencie, ponadto czuje to, o czym śpiewa, wyraża emocje. Dla mnie jednak za mało się działo w tej piosence, wiele rzeczy było przewidywalnych. Zwrotki, z ich narracją i urokliwym „wdzięczeniem się” do słuchacza (w pozytywnym sensie) – o niebo lepsze niż refreny. Zbyt wiele było w tym wykonaniu manierycznego „zrywania” fraz, które może być efektowne, ale nie w takiej ilości.
Nie jesteś grzeczną dziewczynką, ale jesteś jeszcze trochę za grzeczna jak na mój gust – powiedziała Ela, dodając: Masz mądre oczy. Lubię mądre oczy. Chciałabym posłuchać twojego utworu, bo wiem, że komponujesz i piszesz teksty – zaproponowała Kora. Ellie ujęła mnie swoją skromnością, dlatego wróżę jej karierę. Oby trafiła na dobrych nauczycieli.
Piękne, piękne, piękne! – zachwycała się Kora wykonaniem Jednego serca Czesława Niemena, które zaprezentowała w półfinale grupa Katedra. Evviva l’arte! – mówili za to członkowie zespołu. Jeśli mówimy o ich muzyce, to zdecydowanie właściwe zawołanie.
Wokalista – znakomity głos. Godnie zaśpiewał Niemena, nie wkładając piosenki w szufladę z napisem „patos”. Ogólnie – muzycy zafundowali słuchaczom po raz kolejny ciekawą wyprawę w przeszłość. Dziś dodatkowo z udziałem dwóch pięknych pań w chórkach. Przyznam jednak, że chyba bardziej przypadł mi do gustu utwór z castingu. Jurorzy i dzisiaj byli zachwyceni. To, co było mądre, to oszczędność w środkach – zauważył Adam. Superprojekt. Przedziwny na te czasy, ale absolutnie wiarygodny – ocenił Łozo. Chyba właśnie za tę prawdziwość i normalność, a także własną muzyczną drogę, którą konsekwentnie podążają, członków Katedry należy bardzo cenić.
Muzycy z grupy Palce Lizać (poszerzonej o perkusistę) to, jak się okazało częściowo aktorzy z Grupy Rafała Kmity. Aktorskie talenty widać na odległość. Tak jak i poczucie humoru, rozsądek, pomysłowość… Wszystko to dziś nagrodzone potrójnym TAK od jury. W kabaretowej konwencji utrzymany był także utwór Super kolo. Całość – dla smakoszy i tych, co „czują”. Zastanawiam się, czy Must Be The Music to odpowiedni program na takie harce. Choć pojmuję zamysł, momentami byłam troszeczkę poirytowana tekstem i nachalnością jego podawania. Głębokie ukłony natomiast za minimalistyczne akustyczne granie oraz za świetny (skądinąd znany) refren wykorzystujący rytmy latynoskie. Mam lekki dylemat. Instrumentaliści mnie absolutnie przekonują. Troszeczkę nie przekonuje mnie front – mówił Sztaba. Jesteście ludźmi o wielu zainteresowaniach. Możliwości macie potężne – dodał jednak.
Jako ostatnia w pierwszym półfinale wystąpiła Patrycja Baczyńska. Uczestniczka zaśpiewała My Heart Will Go On.
Zaczęła tę piosenkę bardzo odważnie, od razu pełnym głosem. Jurorzy, przyjmując zasadę budowania w utworze napięcia od piano do forte, uznali występek Patrycji za godny nagany. Zaczęłaś bardzo mocno tę piosenkę, dlatego nie było już z czego zbudować dramaturgii. Natomiast nie da się przejść obojętnie obok twoich naprawdę wielkich umiejętności wokalnych – skomentował Adam Sztaba. Osobiście sądzę, iż rozpoczęcie utworu tak, jak to zrobiła uczestniczka może być pewną taktyką. I może się powieść. Zważywszy na to, że utwór był skrócony – grany od drugiej zwrotki. Zabrakło jednak Patrycji wiedzy na temat, jak taki chwyt wykorzystać (na przykład całkowicie wyciszyć pierwszy refren). Z kolei potwierdziło się to, co jurorzy zauważyli już podczas castingu – bardzo chłodne śpiewanie Patrycji, niemalże bez emocji, ale też bez zmęczenia. Pod względem interpretacyjnym było szkolnie. Polemizowałabym za to z Korą, która stwierdziła, że poprzednia piosenka (z castingu) lepiej Patrycji wyszła. Dzisiaj tak naprawdę był to jeden z niewielu występów, które mnie miło zaskoczyły.
Nikt z konkursowych wykonawców nie sprawił dziś na tej scenie cudów. Może to pretensjonalne, może niemodne, ale jednak od muzyki, którą chwalę, oczekuję cudów. W finale zobaczymy grupę Katedra oraz Patrycję Baczyńską.
Dopełnieniem półfinałowych zmagań był naprawdę magiczny, prawdziwie angażujący widza koncert (choć złożony z jednego tylko utworu) zespołu LemON – zwycięzcy trzeciej edycji show. Piosenka Napraw ukazała połączenie niepowtarzalnego głosu wokalisty, wspaniałych efektów rytmiczno-perkusyjnych, jak i pop-rockowego tematu refrenowego. Wszystko to okraszone emocjami, emocjami i jeszcze raz emocjami. Nie podobało mi się tylko artykułowanie słów – tak niepokojące i dziwne, że aż ciekawe…