felietony

Grzeczne dziewczynki idą do studia

Wielkie głosy przechodzą do historii. Wiedzą o tym nie tylko śpiewaczki operowe, ale również gwiazdy muzyki rozrywkowej. Siła brzmienia, szerokość frazy, głębia barwy, intensywne, ale rozsądne vibrato – to atuty wokalnego rzemiosła, z którymi liczy się widownia. Od pewnego czasu jednak zauważalna jest wśród artystek moda na barwę dziewczęcą. I ta moda się sprawdza.

Jasna barwa, nierzadko przepełniona powietrzem, delikatnie zachrypnięty głos, często tematyka będąca apologią stanu niedojrzałości, pochwałą zagubienia w świecie – oto tylko wybrane elementy zadziwiająco ekspansywnej kultury „dziewczynek”. Czyżby opanowały one muzyczny rynek? I tak, i nie. Dziewczęcość, o której mowa – i to trzeba na wstępie wyraźnie podkreślić – nie jest utożsamiana z infantylnością.

Lenka i jej kreskówki

Za kluczowy moment w historii „dziewczynek” należy uznać pojawienie się na muzycznej scenie Lenki Křipač – australiskiej piosenkarki o korzeniach czechosłowackich. W 2008 r. dotychczasowa prezenterka kreskówek, aktorka serialowa i wokalistka wcale niepopowego Decoder Ring wydała solowy album Lenka, z którego singiel The Show zdobył serca słuchaczy na całym świecie. W Polsce na przykład za sprawą wiosennej ramówki telewizji TVN (2009). Odbiorców przyzwyczajonych do płynącego zwykle z odbiornika niewyszukanego chaosu melodyczno-rytmicznego, uskutecznianego w najwyższych rejestrach głośności, delikatny głos Lenki w melodyjnej, ale niekiczowatej piosence zadziwił. I, co ważne, przyciągnął.

Wokal Lenki to nie jest tzw. „duży głos”. Pozwala jej na zabawę barwą, odcieniami,  na balansowanie na granicy dźwięczności i szeptu (np. śpiewanie „z powietrzem” w refrenie Don’t Let Me Fall). Taki głos pozwala skupić się na tekście piosenek, a nie wyłącznie na wirtuozerii wymyślnych wokaliz. Taki głos usprawiedliwia też prostotę rozwiązań melodycznych, harmonicznych i fakturalnych – w utworach Lenki nierzadko dostrzec można znamiona piosenek dziecięcych (The Show, Roll With The Punches, Everything At Once). Nie przeczy temu dobór instrumentarium. Mało skomplikowany akompaniament fortepianowy z najprostszymi funkcjami, tamburyn, ksylofon, klaskanie, smyczki pizzicato, a do tego subtelne żeńskie chórki. W gęściej zaaranżowanych fragmentach pojawiają się instrumenty dęte blaszane, sporo perkusji. Lenka ciekawie też flirtuje z elektroniką.

Stale przewijającym się w twórczości Australijki tematem jest na pewno lęk przed dorastaniem, przed światem dorosłych. Wystarczy przyjrzeć się teledyskowi do najsławniejszego singla, by dostrzec tęsknotę Lenki za kolorową i bezpieczną rzeczywistością istot niedojrzałych, w której rządzą osobne prawa.

I’m just a little girl lost in the moment
I’m so scared but I don’t show it[1]

Bohaterka teledysku, niczym marionetka, przenoszona jest z miejsca na miejsce, wrzucana w sytuacje typowe, doklejana do ludzi respektujących reguły „dorosłej” egzystencji. It’s a joke? Nobody knows[2]. Z jednej strony, jej świat jest światem papierowych ptaszków i kwiatków. Nawet jeśli pojawia się groza (Trouble Is A Friend, Anything I’m Not, Monsters), jest to groza oswojona. Z drugiej strony, może to właśnie ten świat jest prawdziwy, niewymuszony, niematerialny?

Również inne teledyski Lenki opierają się na konceptach rodem z bawialni. Przestrzeń w Trouble Is A Friend organizuje świat konturu, animacji, mandali. Konwencja kreskówki sprzyja dziecięcym zachowaniom bohaterki, znowu zagubionej w biało-czarnym świecie – machanie nogami, gra na pianinie z serduszkiem, niesforny taniec – wszystko to są objawy jej uczestnictwa w grze. Strachy to strachy wizualizowane na sposób dziecięcy – cienie, szkielet, samotność w lesie, burza, dzikie zwierzęta. W klipie do Heart Skips A Bit wykorzystano motyw znanej maluchom gry edukacyjnej Operacja. Operowaną jest, rzecz jasna, sama artystka. W We Will Not Grow Old zaś przed odbiorcą stale przewijają się rysunki, wycinanki, wydzieranki, obrazki z dziecięcych książeczek oraz zabawy: dmuchanie balonów czy pisanie kredą po chodniku.


Lenka jest jednak nie tylko dzieckiem. Konkretnie, jest dziewczynką. Kolorowe sukienki i paznokcie, długie włosy, perfekcyjny makijaż, grochy rodem z lat 50., uśmiech, minki, gesty, figlarne spojrzenia… Lenka w swych kusych strojach buduje raczej postać laleczki niż kokietki. Daleko jej może do pin-up girl, bo jej zadaniem jest nie uwodzenie, a bawienie. Ten wizerunek, wbrew pozorom, przemyca jednak trochę zabaw z półki „tylko dla dorosłych”. Już na pierwszej płycie romantyczny utwór Like A Song kontrastował ze zmysłowym Force Of Nature, na drugiej – o miłości opowiadał rzewny Blinded By Love (Lenka’s all grown up and married – głosił już w 2011 r. tytuł pewnego miniwywiadu[3]), by w nowym albumie Shadows, w najnowszej miłosnej odsłonie – niemalże dosłownie… odsłonić Lenkę w teledysku do Nothing Here But Love. Czyżby dziewczynka dorosła? Być może. W każdym razie nadal maluje dzieciom twarze i leży z nimi na trawie (Heart To The Party). Ponoć szykują się kołysanki dla dorosłych…[4]

 Różowa w basenie

Prostoty aranżacyjnej na pewno nie można odmówić Princess Chelsea. Księżniczka Chelsea, a dokładnie Chelsea Nikkel, nie boi się infantylnych rozwiązań – to właśnie dzięki nim buduje swój kontrowersyjny wizerunek. Subtelna dziewczyna o delikatnej urodzie najbardziej znana jest z moralizatorskiego The Cigarette Duet, w teledysku do którego wystąpiła w basenie, w różowej peruce. Mniej znana jest z piosenki Frack (tutaj fabuła klipu czyni z Princess Chelsea członka załogi statku kosmicznego) czy z Monkey Eats Bananas (dwa warkoczyki, sukienka z kołnierzykiem i białe podkolanówki). Na uwagę zasługuje też teledysk stylizowany na filmik nagrywany przez nastolatkę kamerką komputerową.

Princess Chelsea niewątpliwie stworzyła alternatywny świat, którego jest główną bohaterką. Jej bajkowe, mozaikowe teledyski, złożone często z pozornie niepasujących do siebie kawałków, są dobrym kontrapunktem dla elektropopowych piosenek. Chelsea lubi ostinatowe nakładanie kolejnych płaszczyzn brzmieniowych, prostą linię melodyczną, nawet dublowaną przez instrument (jak to ma miejsce w utworze Yulia), nie stosuje vibrata. Chelsea jest księżniczką, której intencje należy rozumieć przewrotnie. Piosenkarka wykorzystuje topikę świata dziewczynek, nieobce są jej przebieranki i maskotki, tak naprawdę jednak – mówi do dorosłych. I wcale nie musi krzyczeć.

Jazzowo-country-bluesową wersję chłopczycy, ale przecież również dziewczynki, preferuje niedoceniana jeszcze w Polsce szwedzka piosenkarka Miss Li. Jej zadziornemu głosowi daleko do melancholijnych i delikatnych interpretacji, jakie proponują Julia Stone czy Katie Melua. Nie ma tu miejsca na mgłę, ulotność, niedopowiedzenia. Miss Li ma przekaz bardzo konkretny: chce być szczęśliwa. A do szczęścia niewiele jej trzeba:

I’m gonna buy a dog,
I’m gonna buy a puppy,
I’m gonna be so happy,
I’m gonna move out to the country[5].

Tworząc swoje zasady gry, Miss Li pełnymi garściami czerpie ze świata łobuzerskich zabaw:

Once there was this boy in my bed
He said he liked the curls in my hair
He wanted me on top of him
And we talking so dirty things
And thought I’m just a sweet young girl
You made me
Feel like a full bloody woman[6]

Jej bohaterka bywa pijana, nie potrafi wyrazić swoich uczuć, doskwiera jej samotność, tęskni za czasem beztroskiego dzieciństwa.

You pretty little perfect girl
Did you get the life you wanted
In your pretty little perfect world
There’s no room for broken hearted

Dress up, put your make-up on
Lipstick will hide your lying
Get up, put your fake smile on
Don’t show that you’ve been crying

Poor pretty little rich dads girl[7]

Córeczka tatusia nie jest jednak głupią dziewczynką (Stupid Girl, Don’t Try To Fool Me). I choć całe jej życie to wakacje, nie jest naiwna. Nie da się jej oszukać.

 Szukają chłopaka takiego i nie tylko

Także w Polsce żeńskie głosy – ze świetnym warsztatem, ale stylizowane na dziecięce – zyskały na wartości. Maksymalne upodobanie do głosowej mikroprecyzji ma Natalia Grosiak, eteryczna, barwowo specyficzna wokalistka triphopowo-jazzowej grupy Mikromusic.

Smakosze gustownych kompozycji pokochali ją za Takiego chłopaka – przepiękną piosenkę ze znakomitym, osadzonym w konwencji wyborów miss z lat 80., teledyskiem w reżyserii Natalii Jakubowskiej i Łukasza Gronowskiego. Pełna polotu przestrzeń Mikromusic, to nie tylko szpilka wkłuwana w psujący się świat (Za mało, Każdą chwilę łap). To także poetyka bardzo osobistej refleksji (Jestem super, Śmierć pięknych saren), której utwór Takiego chłopaka jest najwymowniejszym przykładem, zakotwiczonym zresztą w ludowej wyobraźni i topice, którym nieobca apologia dziewczęcości:

Panie losie daj mi kogoś, kto nie zerwie róż w mym ogrodzie.
Kogoś, kto nie zeżre jabłek wszystkich
i ucieknie za morze[8].

Niewiele dziś jest kapel, które grają z myślą o wartościach, które mają jasno sformułowany, a nie nachalny program ideologiczny. Dziewczyna Mikromusic jest współcześnie staroświecka, w dobrym tego słowa znaczeniu. Thank God I’m a Woman, śpiewa. Wydawałoby się, że bardziej dziewczęco niż Mikromusic już nie można. A jednak barwowo robi to Marcelina Stoszek. A teraz łap mnie – śpiewa zalotnie i sepleniąco. Nie czekaj, bo zmienię się[9].


Katarzyna Nosowska, Gaba Kulka, Monika Brodka, Mela Koteluk, Margaret, wreszcie rewolucjonizująca polskie zakurzone korytarze Justyna Chowaniak i jej Domowe Melodie czy początkująca, lecz odważna Kasia z duetu Lilly Hates Roses  – wszystkie te panie łączy dziś jedno – eksperymentujący, naiwny, ale zaborczy flirt z barwą głosu. Perfekcjonizm, ale dziewczęcość. Wprost, ale inaczej.        

Atrybuty kobiety dojrzałej i dziewczynki łączy w swej twórczości Maria Peszek. Trudno powiedzieć, żeby artystka kreowała wizerunek zagubionej w świecie lolitki. Jej ewentualna nieporadność to misterium kunsztownej fantazji. Także erotycznej. Przenikliwe i celne teksty świadczą o tym, iż Peszek dokładnie wie, jaki przekaz emituje oraz kto jest jego odbiorcą (przynajmniej potencjalnym). Pierwsza dama muzycznego skandalu w Polsce świadomie przerzuca semantyczne klocki w trosce o nowy obrazek prowokującej układanki. Do nowych obrazków polski odbiorca nie jest, niestety, przyzwyczajony – niełatwo mu więc zaakceptować wybryki nieschematycznej, niewygodnie uporczywej, niegrzecznej Marii. „Czekam, przyleć i mnie weź” – śpiewa w utworze SMS Peszek. Jej nowatorska obyczajowo bohaterka z Miasta Mania (2005 r.) zyskała apogeum swej ponętności w Marii Awarii (2008 r.), sięgając granicy buntu w Jezus Maria Peszek (2012 r.).

Gdzie tu miejsce na dziewczynkę? W błyskawicznym przechodzeniu od tematów powszednich do tabuizowanych. Od rosołu do seksu. W rejestrach – sopranowe melodie kontrastują z melorecytacją. W sferze wyrazowej – stagnacja z krzykiem. U Peszek dzieje się jeszcze coś – przepełniona chucią, wzdychająca cielesność, to tak rozbuchana erotyka, jak i dziecięce nienasycenie światem. Jej dziecięcość jest dojrzała i spełniona. I cóż, nikt tak słodko jak Maria Peszek nie mówi fuck you. Ta artystka irytuje. A obok irytacji nie można przejść obojętnie.       

 We are the wild youth

Poszukiwania wszystkich odcieni subtelności trwają. Wspomnieć trzeba chociażby o dwudziestopięcioletniej, urodzonej w Brazylii, Domiique Dillon dy Byington, czyli Dillon, której mądre teksty z wydanego w 2011 albumu The Silence Kills mogłyby zawstydzić niejedną sezonową gwiazdkę. Podobnie ma się rzecz z pochodzącą z Islandii Sóley (Sóley Stefánsdóttir). Ostatnio na szczyty powróciła z płytą Aventine Dunka, Agnes Obel. Do Nibylandii zabiera nas też w piosence Hourglass wcale nie nastoletnia Mindy Gledhill. We are the reckless/ We are the wild youth[10] śpiewa w utworze Youth wokalistka indierockowej grupy Daughter. Od dawna chłodną, lecz angażującą emocje delikatność dziewczęcych głosów serwuje swym słuchaczom Nouvelle Vogue. Wszystkie te przykłady pokazują, że mamy do czynienia z modą na ciszę. Że ekspansywnemu mainstreamowemu popowi stale towarzyszą kontrastujące nurty indie i folk. Wiedzą o tym też mężczyźni – Bon Iver, Fismoll, Dawid Podsiadło. W walce o niepozorność prym jednak wciąż wiodą panie. 

Energia nastolatki i mydlana barwa pasują bez wątpienia młodziutkiej, pełnej uroku Lenie (nie mylić z Lenką), zwyciężczyni 55. Konkursu Piosenki Eurowizji 2010. Dziecięcy głosik zaczyna jednak już zastanawiać w przypadku również młodej, również pełnej uroku, ale już trzydziestoletniej Marit Larsen. Nie powoduje ten głosik niepokoju, lecz ciekawość – skąd u dorosłych kobiet tendencja do śpiewania głosem przypominającym wokal dziewczynki? Niedojrzałość? Często wręcz przeciwnie. Infantylizm? Tylko jako zamierzony środek artystyczny. Sposób na wykorzystanie głosu, który raczej nie rywalizuje z mocą pięciooktawowego ataku Celine Dion? Sposób udany, bo ciągnie odbiorców poszukujących alternatywy i daje szansę delikatniejszym barwom.

So grow up now
(my heart just grow up now)
Oh! Just grow up now!
(all this time, oh!)

I’m too light and you’re too soon
I’m too light and you’re too soon
let me in the other room
I’m too light and you’re too soon[11],

śpiewa polska artystka, tworząca i nagrywająca w Niemczech, trzydziestojednoletnia Julia Marcell. Czy jednak potrzeba nam aby „dziewczynki” dorosły? Jest szansa, że prowadzą nas – słuchaczy w dobrą stronę. Może dlatego, że o dosłowności wolą to, co nieoczywiste? Może wcale nie chcą oszukać czasu ani niczego zakryć kolorowymi fatałaszkami?


[1] Lenka, The Show

[2] j.w.

[3] https://news.asiaone.com/News/Latest+News/Showbiz/Story/A1Story20110225-265251.html, dostęp 12.10.2013 r.

[4] https://lenkamusic.com/, dostęp 12.10.2013 r.

[5] Miss Li, Golden Retriever.

[6] Miss Li, A Song About Me And A Boy.

[7] Miss Li, Are You Happy Now?

[8] Mikromusic, Takiego chłopaka.

[9] Marcelina, Łap mnie.

[10] Daughter, Youth.

[11] Julia Marcell, Matrioszka.

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć