Będący siłą napędową zespołu Henry David’s GUN, Wawrzyniec Dąbrowski to postać na warszawskiej scenie muzycznej dobrze znana. Od wielu lat eksploruje on w kolejnych swoich projektach (Bramafan, Letters From Silence, Frozen Lake, czy Nocny Supersam) nowe rejony muzyczne nadając stołecznej scenie charakteru. Tym razem pod nowym szyldem poczęstował nas muzyką, która z miastem ma niewiele wspólnego.
Pomimo wygody miejskiego życia, chyba każdy z nas chciał pewnego dnia od niego uciec. Uciec od własnych lęków, od nawału pracy, od kłopotów. Uciec w poszukiwaniu rzeczy utraconych, transcendencji. Ot tak, po prostu „przeskoczyć przez płot i pobiec prosto przed siebie”. Poprzez samotność i kontakt z naturą odzyskać wewnętrzną równowagę. Potrzebę taką odczuł patron zespołu – Henry David Thoreau, który to chcąc przewartościować swoje życie, spędził dwa lata mieszkając w lesie, nad jeziorem Walden. I choć od tamtej chwili minęło przeszło 170 lat idea zyskania świadomości istnienia poprzez kontakt z naturą jest wciąż żywa, czego dowodem może być ta płyta.
Już w samym założeniu album ten miał się skłaniać ku naturze. Sesje nagraniowe odbywały się nie w sterylnym studiu nagraniowym, lecz w mazurskim, drewnianym domu. Brzmienia na nim zawarte najprościej nazwać akustycznymi – prym tutaj wiedzie gitara akustyczna wspomagana świetnymi partiami kontrabasu i perkusji. Warto pochwalić Over the fence… za aranżacje. Żaden dźwięk na płycie nie pojawia się przypadkowo. Partie banjo, ukulele, pianina czy wszelkiej maści przeszkadzajek nadają muzyce wyjątkowego smaku i czasem, aż trudno uwierzyć, że tę płytę nagrało tylko trzech muzyków. Na pewno duża zasługa w tym zgrania między muzykami – Wawrzyniec Dąbrowski współpracował z Maciejem Rozwadowskim i Michałem Sepioło przy swoich poprzednich projektach.
Jeśli już musimy kategoryzować to album utrzymany jest w konwencji ogólnie pojętego amerykańskiego folku spod znaku The Head and The Heart, czy The Oh Hellos. Choć przyznam szczerze momentami, gdy Henry David’s GUN podkręcą tempo przypominają mi w swoim brzmieniu Alice In Chains z okresu Jar Of Flies. Over the fence… and far away brzmi bardzo spójnie. Muzyka na nim zawarta leniwie sączy się z głośnika, jak gdyby zwalniając płynący czas. Z jednej strony te pełne subtelności kompozycje hipnotyzują, z drugiej jednak utwory mają tendencję do zlewania się. Wyraźnymi momentami „przebudzenia” są pogodne Time on my hand oraz zaśpiewane w duecie z Magdą Jobko ze Stardust Memories – Hurricane’s Eye. Henry David’s GUN nagrał bardzo dojrzały i przemyślany album, który pomimo tego, ze tak bardzo próbuje odciąć się od mainstreamu, ma duże szanse na medialny sukces.
Henry David’s GUN – Over the fence… and far away / Borówka Music 2016
1. Melting Ice
2. Bottomless Lake
3. 33 Beads
4. By The Riberside
5. Billy Without Teeth
6. Time On My Hands
7. Evening Glow Orange
8. Mandala Song
9. Merman’s Dream
10. Minus Seven
11. Hurricane’s Eye (Feat. Magdalena Jobko)
12. Smell Of Gasoline
Wawrzyniec Jan Dąbrowski – śpiew, gitara, ukulele, chórki, fortepian
Maciej Rozwadowski – perkusja, chórki, cajon, ksylofon
Michał Sepioło – elektryczny kontrabas, banjo, fortepian