Druga połowa roku w Polsce to etap tworzenia rządowego budżetu. Określa się priorytety, prognozuje wpływy – głównie z podatków – oraz szacuje wydatki. W ten budżet wpisana jest również kultura. W kolejce do podziału środków ustawiają się instytucje publiczne, organizacje pozarządowe i samodzielni twórcy. Potrzeb jest dużo, kreatywnych pomysłów również, pewne jest więc, że system nigdy nie będzie w stanie finansować ich wszystkich. I, choć trudno to przyjąć, wcale nie musi.
Przyjrzyjmy się najpierw dotacjom publicznym, które, póki co, są głównym źródłem utrzymania NGO w Polsce. Animatorzy kultury i organizatorzy różnego rodzaju wydarzeń i działań kulturalnych bardzo często podają brak środków publicznych jako główny problem w rozwoju działalności. Rzeczywiście, patrząc na procentowy udział w PKB, widać, że więcej wydają Czesi (0,89%), Łotwa (1,2%), Estonia (1,5%)[1]. Jednak dane z Europy Zachodniej zaskakują, gdyż większość krajów wydaje porównywalnie lub mniej niż polskie 0,5% PKB. Ze środków publicznych finansowane są głównie muzea, centra kultury i sztuki[2]. Porównując powyższe dane i zakres potrzeb, zwiększenie wydatków na kulturę dla strefy pozabudżetowej jest nierealne w najbliższym czasie, o ile w ogóle. Otwarte pozostaje również pytanie, czy ich zwiększenie rzeczywiście zaspokoi potrzeby środowiska kultury.
Przy obecnym systemie dystrybucji środków nie jest też łatwe ich pozyskanie. Rozpatrującym wnioski, zarówno na szczeblu państwowym, jak i samorządowym, można zarzucić marnotrawstwo czasu, biurokrację i formalizm, arogancję, niejasne kryteria doboru projektów oraz upolitycznianie decyzji.
Składanie wniosków, zarówno centralnie jak i w samorządach, najczęściej odbywa się raz w roku. Z reguły jest to listopad lub grudzień poprzedzające rok ich realizacji. Sporadycznie podawany jest drugi termin, jeśli pula środków nie zostanie wyczerpana. Wyjątkiem jest bieżący rok, kiedy wnioski do programów MKiDN na 2018 r. będzie można składać do 15 stycznia… 2018 r. Rozpatrywanie wniosków trwa około 3 miesięcy i ma tendencję do wydłużania. Organizacje pozarządowe planujące działania w pierwszym kwartale roku, jeśli nie mają innych wystarczających źródeł finansowania, nie mają pewności otrzymania dotacji i realizacji założeń programowych. Wyjątkiem są projekty wieloletnie, ale stanowią one mniej niż 2% pozytywnie rozpatrzonych wniosków, a ich zadania muszą na stałe wpisać się w program kulturalny.
Innym problem wnioskodawców jest przerost biurokracji. W jednym z artykułów biznesowych pojawiło się kiedyś zdanie: gdyby Steve Jobs składał wniosek o dotację unijną w Polsce, nigdy by jej nie dostał. Biorąc pod uwagę niecierpliwość twórcy Apple, gdyby już udało mu się wypełnić cały dokument, prawdopodobnie zostałby on odrzucony z powodu błędów formalnych. A do takich zaliczają się między innymi: brak podpisu w jednym z wielu wyznaczonych do tego miejsc, źle wpisana data roczna – zamiast roku realizacji wniosku, wpisanie roku, w którym był on składany – czy jedna literówka w całym dokumencie. Rozumiem sprawdzanie wniosków pod kątem formalnym: błędne wyliczenia, niedopasowanie treści projektu do założeń programu, pominięcie istotnych informacji, ale nie rozumiem odrzucania wniosków z powodu literówek czy braku elektronicznej wersji wniosku przy konieczności składania jego papierowej wersji. A skoro o tym mowa, to elektroniczne wnioski miały być ułatwieniem, nadal jednak trzeba je wydrukować, podpisać, ostemplować, dołączyć załączniki, które znajdują się już w elektronicznej bazie danych, i wszystko osobiście złożyć w odpowiedniej instytucji. Papier to papier i żadna cyfryzacja tego nie zmieni.
Do arogancji urzędniczej można zaliczyć głośne ostatnio przypadki odebrania przyznanych już dotacji na festiwal Malta w Poznaniu czy wrocławski Międzynarodowy Festiwal Teatralny Dialog, lub też na szczeblu samorządowym przejęcie przez władze Biecza festiwalu Kromer – ta sprawa trafiła do sądu. Dużo częściej spotyka się jednak jednostronne pisanie umów i wysyłanie wnioskodawcom podpisanych już egzemplarzy. Reakcje na uwagi do umowy są różne, od wprowadzenia zmian do próby odebrania dotacji. Relatywnie częstym zjawiskiem jest też eskalacja żądań już po podpisaniu umowy. Co do upolitycznienia decyzji, posłużę się autoryzowanym cytatem obecnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, prof. Piotra Glińskiego:
[…] przychodzi jedna władza i system jest skrzywiony w jedną stronę, przychodzi druga i może być skrzywiony w drugą. My będziemy starali się budować system sprawiedliwy, zachowujący odpowiednie proporcje, a sektor będzie patrzył nam na ręce[3].
Może w kolejnym roku…?
Jest też druga strona medalu. Opisane powyżej błędy są powszechnie znane, brakuje jednak chętnych do wprowadzenia zmian, zarówno po stronie rozpatrujących wnioski, jak i wnioskujących. Z punktu widzenia polityków wprowadzanie długoterminowych zmian się nie opłaca. Każda zmiana przynosi ze sobą początkowe zamieszanie, efekty mogą być widoczne dopiero po dłuższym czasie, a celem nadrzędnym jest wygranie kolejnych wyborów.
Nie bez winy są również wnioskujący, którzy z obawy przed brakiem dotacji wolą nie naruszać ustalonego „porządku”. Kiedy głównym źródłem utrzymania się organizacji są środki publiczne, „kąsanie ręki, która karmi” nie jest ani mądre, ani słuszne. Ale czy rzeczywiście jest to jedyna szansa utrzymania organizacji? Czy podmioty, które w swej definicji mają słowo pozarządowe, muszą być utrzymywane przez państwo i czy to jedyna możliwość prowadzenia społecznej działalności na rzecz kultury? Odpowiedź brzmi: nie. Czy to proste? Zależy.
Możliwości jest kilka. Pierwsza z nich, stosowana dość często w stowarzyszeniach, to składki członkowskie. Z całą pewnością nie pokryją one bieżącej działalności organizacji, ale na pewno będą jednym z elementów weryfikacji zaangażowania jej członków.
Innym jest odpłatna działalność statutowa oraz działalność gospodarcza. Według raportu Stowarzyszenia Klon/Jawor w 2015 r. tylko 26% NGO[4] prowadziło własną działalność. W prywatnych rozmowach z artystami regularnie pojawia się określenie: to skomplikowane. Tak, rzeczywiście obowiązki księgowe są w Polsce skomplikowane nie tylko dla artystów, ale dla przedsiębiorców w ogóle. Nie aż tak jednak, by zrezygnować z potencjalnie istotnego źródła dochodów. Podobnie jak w działającej firmie, jeśli sprzedaje się jakiś produkt lub usługę, musi być klient. Określenie, kto może być klientem naszego NGO, jak do niego dotrzeć i utrzymać relację, to już marketing. Budując jednak instytucję społecznie zaangażowaną i tak trzeba pamiętać, dla kogo się ją tworzy i jakie społeczne potrzeby ma ona zaspokajać, a następnie należy znaleźć odbiorców. Wspomniany wyżej Kromer Festival w Bieczu pozwolił lokalnej społeczności na nowo odkryć unikalne zalety swojego miasteczka, a przyjezdnym, w tym również mnie, zareklamował małopolskie Carcassonne. Bilety na koncerty, płyty, książki, plakaty, sukienki z portretami muzyków, Notes na 6 tygodni, to tylko kilka z wielu propozycji produktów oferowanych przez fundacje i stowarzyszenia w Polsce. Ograniczeniem jest jedynie wyobraźnia członków. Należy jednak pamiętać, że przy prowadzeniu działalności gospodarczej ważne są nie tylko wpływy, ale również koszty poniesione z realizacją sprzedaży. W przeciwieństwie do przedsiębiorstwa, wypracowany zysk musi zostać przeznaczony na działalność organizacji.
Od stycznia 2004 r. organizacje społeczne otrzymały nowe narzędzie pozyskiwania funduszy – 1%. Część organizacji pożytku publicznego może prosić podatników o przekazanie środków na własne cele. Analizując listę obdarowanych, wyraźnie widać, że największą skuteczność mają duże organizacje, mogące sobie pozwolić na prowadzenie kilkumiesięcznych kampanii reklamowych. Kultura, sztuka, ochrona zabytków i dziedzictwa narodowego, czyli dość pojemny sektor, otrzymuje pomiędzy 8 a 11% z całości przekazywanego podatku. Warto zaznaczyć, że 50% podatników nadal nie przekazuje 1% organizacjom. Jak zdobyć ich zaufanie? Jak zaprosić do udziału w rozdysponowywaniu środków publicznych? Znający odpowiedź znajdą nowych fundatorów.
Coraz większą popularność zdobywa crowdfunding, społeczne finansowanie projektów. Zaproszenie odbiorców, widzów, fanów zainteresowanych kulturą do jej współtworzenia, nie jest rzeczą nową. Na tej zasadzie powstało w 1860 r. Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych; Internet pozwolił na rozwinięcie idei. Sama Zachęta skorzystała z nowych narzędzi w zeszłym roku, zbierając 88,5 tys. zł na rozbudowę kolekcji. Z crowdfundingu skorzystał również Festiwal Malta, który po odebraniu przez MKiDN dotacji zebrał jej równowartość, zapraszając swoich sympatyków do akcji Zostań Ministrem Kultury.
Każdy z opisanych powyżej sposobów pozyskiwania funduszy wymaga od organizacji budowania i podtrzymywania relacji zewnętrznych. Mogą to być mecenasi działań organizacji, sponsorzy, którzy wesprą działania za określone korzyści reklamowe, lub wolontariusze. Praca na rzecz społeczeństwa jest jednym ze statutowych założeń każdej organizacji pożytku publicznego, czyli każdej organizacji działającej w sektorze kultury. Korzyści muszą być obustronne. Ważnym więc elementem w działalności organizacji, poza pozyskiwaniem środków na własne utrzymanie, jest również edukowanie odbiorców.
Budując własne stowarzyszenie lub fundację zakłada się różne cele: promocja kultury, tworzenie przestrzeni dla kultury, edukacja kulturalna i wiele innych, ważnych, których państwo nie może lub nie chce realizować. Zadania określone w statutach mogą dotyczyć małych społeczności, koncentrować się na wybranej dziedzinie sztuki oraz być realizowane w Polsce lub za granicą. Zawsze jednak musi się znaleźć adresat tych działań. Czy jest to państwo? W niewielkim stopniu tak. Główny odbiorca: słuchacz, widz, użytkownik to jednak konkretna osoba. Może być to miłośnik muzyki dawnej albo fan streetartu. Ze wspomnianego już raportu Stowarzyszenia Klon/Jawor wynika, że 35% Polaków i Polek uważa, że organizacje rozwiązują ważne problemy społeczne w ich sąsiedztwie. Co myśli pozostałe 65%?
Niezależnie od wysokości przekazywanych przez państwo funduszy na kulturę, zawsze będzie ich za mało. Pozostaje więc budowanie zaufania potencjalnych darczyńców, sponsorów czy klientów, by stać się organizacją niezależną. A twórcom i animatorom kultury na pewno nie brakuje kreatywnych pomysłów angażujących bliższe i dalsze otoczenie własnego stowarzyszenia lub fundacji.
Marzena Mikosz – absolwentka archeologii i zarządzania marketingowego. Organizator, producent, event manager, promotorka kultury. W swojej pracy była odpowiedzialna m.in. za: tworzenie polskiej sceny w Hamburgu, podczas Roku polsko-niemieckiego, biura prasowego festiwalu muzyki dawnej Pieśń Naszych Korzeni w Jarosławiu czy projekt Kultura Na Widoku 2015. Przygotowywała wnioski i realizowała projekty wspólnie z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Ministerstwem Obrony Narodowej i instytucjami samorządowymi. Od 2015 r. mieszka i pracuje w Szwajcarii.
Przypisy:
[1] Compendium of Cultural Policies and Trends in Europe, 18th edition, 2017.
[2] Raport GUS Kultura w 2016 r. z 3 października 2017 r.
[3] Wywiad Ignacego Dutkiewicza z prof. Glińskim dla portalu wiadomosci.ngo.pl z dnia 6.10.2017 r.
[4] Raport Stowarzyszenia Klon/Jawor „Polskie Organizacje pozarządowe 2015”.
Spis treści numeru Kto płaci kulturze?
Meandry
Marzena Mikosz, Kto płaci kulturze?
Felietony
Marzena Mikosz, III strefa Kultury
Maciej Młynarski, Wychowanie do piękna, czyli czym jest kultura
Wywiady
Marzena Mikosz, “Polacy już dawno wyprzedzili swoje państwo” – wywiad z Andrzejem Sadowskim
Marzena Mikosz, Instrukcja obsługi sponsora. Wywiad z Ewą Łabno-Falęcką
Recenzje
Redakcja, Polskie platformy crowdfundingowe
Weronika Julia Gryczkowska, Co daje storytelling?
Publikacje
Edukatornia
Marcin Teodorczyk, Współpraca organizacji pozarządowych z otoczeniem
Kosmopolita
Jędrzej Gulczyński, Mecenat prywatny w Anglii
Sebastian Uszyński, Marzena Mikosz, Finansowanie kultury w Szwajcarii
Rekomendacje
Jerzy Mikosz, “Strategia organizacji” Krzysztofa Obłoja
Anna Chorzępa, Zarządzanie kulturą. Studia na Uniwersytecie Jagiellońskim
Publikacja powstała dzięki
Funduszowi Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS