fot. Robert Dickow

felietony

Ile Komedy w Nostalgii?

Wybierając się na tegoroczny festiwal miałam w głowie mnóstwo myśli. Cały chaotyczny tabun oczekiwań i założeń. Program bowiem został poświęcony niesamowicie ciekawej jednostce, która wprowadziła nową wartość do polskiej muzyki jazzowej. Przecież właśnie przez muzykę m.in. Krzysztofa Komedy, potencjalnie rozłączne gatunki i style się ze sobą złączyły. Jego utwory były szarą strefą między jazzem a muzyką poważną. To samo bardzo często robi festiwal Nostalgia – nie stawia na szali gatunkowości czy stylistyki, zapraszając takich muzyków jak Marcina Maseckiego czy Piotra Orzechowskiego. Ich twórczość silnie utwierdzona w obu środowiskach muzycznych, osiąga bardzo podobny efekt. Mimo, że jest to ogromna wartość, nie zajęła jednak w tym roku moich myśli. Bardziej zastanawiał mnie pewnego rodzaju ontologiczny paradoks, którego świadkami byliśmy wszyscy podczas trwania festiwalu. Doświadczyliśmy Krzysztofa Komedy, kiedy tak naprawdę fizycznie go z nami nie było. Festiwal Nostalgia był pełen Komedy, tak samo jak przedstawione podczas jego trwania kompozycje i widowiska. Mimo, że, kak zdawać by się mogło, są to zdania sprzeczne, a nawet sprawiają wrażenie błędu logicznego, są one jednak jak najbardziej prawdziwe, posiadają swój przewrotny sens.

Komeda był obecny poprzez muzykę, która wybrzmiewała podczas festiwalu. Choć nigdy nie był to on osobiście, w całej swojej krasie i kunszcie, był z nami, jego myśl, w postaci muzyki, która wciąż inspiruje i wciąż wybrzmiewa, ta cząstka jego tożsamości i cząstka jego życia jest wciąż obecna i wciąż bardzo silna, zaklęta w myśli. Myśli, czyli rzeczy niesamowicie ludzkiej i dla ludzi wyjątkowej, niemal gatunek ludzki definiującej. Parafrazując Szczepana Twardocha: 

Krzysztof Komeda nie był tylko ciałem Krzysztofa Komedy. Krzysztof Komeda był myślami Krzysztofa Komedy o Krzysztofie Komedzie. Krzysztof Komeda był wytwarzanym przez jego mózg kortyzolem, endorfinami, adrenaliną i innymi substancjami wytwarzanymi przez jego organizm, które były odpowiedzialne za jego emocje.

Wskrzeszając myśli Krzysztofa Komedy automatycznie wskrzeszamy również jego samego, umieszczając go ponownie w małej, lokalnej, poznańskiej czasoprzestrzeni. Mimo, że fizycznie nie ma go z nami, on istnieje i przemawia poprzez muzykę. Następnym rodzącym się pytaniem jest to, w czym właściwie leży źródło tego ciągłego powracania i wskrzeszania naszego bohatera?

fot. Anthony Delanoix

Źródła opisujące teorię widmontologii (hantologie), wskazują na to, że wskrzeszanie widm ma swoje korzenie w uczuciu melancholii. Uczuciu tak głęboko zakorzenionej tęsknoty, że doprowadza nas do ciągłego rozmyślania i natarczywego powracania do przeszłości. Korzystając z opisu przypadku freudowskiego Człowieka Wilka, Jacques Derrida w swoim dziele Widma Marksa, opiera się właśnie na melancholii. Narzuca mi się więc pytanie, czy, by wskrzeszać widma, musimy cierpieć? I czy wskrzeszanie nieumarłych musi być kojarzone z wiercącą nam w duszy dziurę, nieokiełznaną tęsknotą nieraz rozwijającą się aż do bólu? Czyż właśnie nie nostalgia czy sentymentalizm, które są uczuciami nieco cieplejszymi, ale również artykulacjami tęsknoty, nie dałyby nam podobnego efektu? Efektu niezobowiązującego powrotu do przeszłości, zaczerpnięcia tchu gdzieś w czasie, gdzie „może i było lepiej, lecz niekoniecznie” nie zatracając się niebezpiecznie w przeszłości, ale wracając doń na zaledwie moment? Zaczerpnięcia inspiracji z twórców znanych i naśladowanych przez samych artystów, Wielkich Autorytetów, jak chociażby Komeda właśnie?

Tegorocznym wykonawcom, moim zdaniem, właśnie to się udało. Przez okres trwania festiwalu nie powracaliśmy do całego Komedy, choć ewidentnie był tam z nami. Egzystował bezcieleśnie pośród swoich fanów, tych co za nim tęsknią i podziwiają. Lecz nie dominował, był zaledwie częścią programu muzycznego. Nie obezwładnił niesamowitej charyzmy Aresa Chadzinkolau, ani nie przezwyciężył twórczych iskier performance’u duetu Piotra Orzechowskiego i Jakuba Więcka. Jego dusza rozsiadła się wygodnie pośród nas, będąc zaledwie częścią, elementem, za razem potężnym jak i nikłym. A z mojej strony stwierdzić mogę tylko, że zdecydowanie miło było go u nas znów ugościć.

 

Źródła:

  1. Król, Szczepan Twardoch 2016, wyd. Wydawnictwo Literackie, Kraków
  2. Widmontologia. Teoria filozoficzna i praktyka artystyczna ponowoczesności, Andrzej Marzec, 2015, wyd. Bęc Zmiana, Warszawa
  3. Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w latach transformacji, Olga Drenda, 2016 wyd. Karakter, Kraków

Dofinansowano ze środków Funduszu Popierania Twórczości Stowarzyszenia Artystów ZAiKS

 

 Jedyne takie studia podyplomowe! Rekrutacja trwa: https://www.muzykawmediach.pl/

 

 

Numer powstał w ramach warsztatów krytyki muzycznej zorganizowanych we współpracy z Festiwalem Nostalgia 2019
 

 

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć