fot. Chintan Ghatalia (unsplash.com)

felietony

Improwizacja – sposób na tremę?

Los muzyka instrumentalisty, po długim procesie edukacji, bywa różny. Uda nam się wygrać „bitwę” o upragnione miejsce w instytucji kultury, zostajemy nauczycielami, przekazując zdobytą wiedzę następnym pokoleniom, umiejętności (ale także nierzadko, niekiedy podświadomie, trudne doświadczenia naszej edukacji). Coraz częściej próbujemy sił w mediach społecznościowych, zakładamy własne zespoły, które bardziej lub mniej chętnie, wykonują taką muzykę, na jaką jest akurat popyt. Niektórzy z nas, niczym średniowieczni trubadurzy, jeżdżą od miasta do miasta, gdzie akurat zaproponowano udział w ciekawym projekcie. Wydawać by się mogło, że ta muzyczna codzienność na stałe eliminuje stres związany z koncertowaniem. I zapewne w wielu przypadkach tak jest, ale czy na pewno?

Co wpływa na pojawianie się tremy podczas koncertów? Czynników jest wiele i zapewne każdy muzyk, w większym lub mniejszym stopniu, w jakimś okresie swojego życia zaczyna sobie je uświadamiać lub zmuszony jest stawić im czoła. Próbując wyszczególnić elementy, które nawarstwiają w wykonawcy poczucie stresu związanego z występem, można wyróżnić chociażby (wpajane od początku edukacji) dążenie do perfekcyjnego wykonania, a więc także ciągłe porównywanie się z innymi oraz nieustanne ocenianie – przez innych, ale chyba przede wszystkim przez samego siebie (bardzo często sami dla siebie jesteśmy największym krytykiem). Towarzyszą nam także różnego rodzaju obciążenia osobiste – czy to życiowe, czy też „utrwalone w procesie edukacji”.

Niekiedy koncertowanie zawodowe pozwala pozbyć się tremy, która nieuchronnie pojawia się w sytuacji egzaminacyjnej. Postawmy koncertującego muzyka na egzaminie. Nie ważne na jakich salach koncertował, nie ważne w jakich projektach brał udział, czy z jakimi muzykami miał okazję grać – sytuacja egzaminu dla każdego wypacza cel bycia muzykiem, w nienaturalny sposób zamienia czas, który z założenia powinien być dla wykonawcy, artysty momentem, w którym dzieli się swoją wrażliwością, emocjonalnością, odsłania kawałek swojego świata, swojego sposobu widzenia otoczenia, czucia muzyki. Sytuacja egzaminacyjna „uczy” wykonawcę, że czas występu jest czasem oceniania, szukania jego niedociągnięć, błędów. Podobnie rzecz ma się podczas udziału w konkursach, ale to temat na inną refleksję…

Sytuacja koncertowa daje szansę na realizowanie właśnie tych pozytywnych „założeń” występu. Często mówi się, że właśnie muzykowanie kameralne, zespołowe czy symfoniczne może być sposobem na radzenie sobie ze stresem związanym z występowaniem na scenie. Towarzyszą nam inni muzycy, możemy pozwolić sobie na wzajemne inspirowanie się na scenie, wsparcie. To z pewnością daje pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, ale czy na pewno pozbawia tremy? Co więcej, postawmy podstawowe pytanie, czy celem jest pozbycie się tremy, czy raczej przekucie jej w mobilizację, która pozwala nam zrealizować nasze muzyczne cele na scenie?

Jak zostało wcześniej wspomniane, powodów i przejawów tremy w życiu muzyka jest wiele. Każdy znajdzie zapewne swoje osobiste czynniki, które pogłębiają tremę, ale też takie, które pomagają sobie z nią radzić. Znakomite przygotowanie, wizualizacja sytuacji koncertowej, inspirujący współwykonawcy, dobry sen, zdrowa i smaczna dieta, spokój dnia codziennego, dobre przygotowanie instrumentu (jak np. idealny stroik czy dobrze przygotowany smyczek) to tylko niektóre z czynników, które mogą wpłynąć na satysfakcjonujący czas koncertowy. Z pewnością każdy rodzaj muzyki niesie ze sobą inne powody, cechy powodujące stres. Jednakże jestem przekonana, że podobne niepewności możemy spotkać u artystów wykonujących muzykę różnych gatunków – nie tylko muzykę klasyczną, ale i muzykę jazzową czy też szeroko pojętą muzykę rozrywkową.

Często czujemy się osamotnieni w tym problemie odczuwania tremy, stresu scenicznego, niekiedy krok po kroku buduje to w nas trwałe obciążenie, z którym bardzo ciężko funkcjonuje się w codziennym życiu jako muzyk. Czym trema jest, każdy muzyk wie. Czy każdy się do niej przyznaje? Na to pytanie należy odpowiedzieć sobie samemu. W każdym wypadku warto szukać własnego sposobu na radzenie sobie z tremą i czerpanie radości z muzyki.

Właśnie takim sposobem na tremę może być improwizacja. Stwierdzenie to może być pozornie nieco przewrotne. Postawmy bowiem muzyka „klasycznego” na scenie z zadaniem: „Improwizuj!”. Zapewne w takiej sytuacji improwizacja stanie się kolejną przyczyną problemu, a nie jego rozwiązaniem. Jednakże rozszerzmy nieco horyzont naszego myślenia. Spróbujmy przyjrzeć się nauce improwizacji jako o rodzaju terapii.

Po całym procesie edukacji, który niewątpliwie skupiony jest na doskonaleniu umiejętności technicznych gry na instrumencie w oparciu o materiał nutowy zawodowy muzyk instrumentalista jest w pewien sposób pozbawiony umiejętności szerszego spojrzenia na muzykę, współgrania z innymi, myślenia harmonicznego, poczucia rytmu itp. Ten element kształcenia muzyka niewątpliwe pozwala rozwijać w sobie właśnie nauka improwizacji, rozumianej nie jako improwizacja jazzowa, ale improwizacja w szerszym kontekście – taka, która daje pewnego rodzaju swobodę w muzykowaniu, w grze na swoim instrumencie; taka, która pozwala poszerzać horyzonty zapisu nutowego czy też trudności wymagań technicznych instrumentu (barier technicznych).

Terapeutyczna funkcja nauki improwizacji może dać muzykowi narzędzie, które pozwoli odkryć swobodę i (do)wolność w muzyce, w procesie twórczym, a także w tym kluczowym momencie koncertowym – na scenie.

Na niektórych uczelniach muzycznych pojawiły się w ostatnich latach zajęciach fakultatywne: Improwizacja dla klasyków. Sama mając okazję w takowych uczestniczyć podczas studiów, pamiętam komentarz koleżanki, który zapadł mi w pamięć. Na zadane przez prowadzącego ćwiczenie, aby zagrać dowolne dźwięki w omawianej wcześniej skali, koleżanka powiedziała: „Czuję się, jakbym uczyła się grać od początku”. W tym stwierdzeniu zawarła bardzo głęboką prawdę. Zadanie wydawał się proste: dysponując jedynie pewną grupą dźwięków, zaproponuj, „powiedz” (zagraj) coś od siebie. Nagle muzyk „klasyczny” zostaje w pewien sposób pozbawiony możliwości wypowiedzi – swojego warsztatu, umiejętności wykonawczych – ponieważ jego umiejętności zamknięte są w innej „szufladce” grania z nut, myślenia o swojej partii. Być może jest to w pewnym sensie uproszczenie, ale to nagłe poczucie niemocy w wyrażaniu swojej muzykalności (która z pewnością jest obecna w każdym muzyku) potrafi być bardzo deprymujące, choć świadczące o pewnego rodzaju niepełnej możliwości dopasowania umiejętności muzycznych. I także tutaj z pomocą może przyjść nauka improwizacji, na którą nigdy nie jest za późno. Improwizacja, zwłaszcza dla muzyków klasycznych, może nieść za sobą ową funkcję terapeutyczną. Może pozwolić odkryć na nowo swoją wrażliwość muzyczną, radość z grania, muzykowania, wspólnego odkrywania nowych brzmień (z innymi muzykami). Może pozwolić pozbycia się różnego rodzaju barier wewnętrznych, zgody na to, jak gram, aby w danej chwili zagrać oczywiście najlepiej jak potrafię, jednak to ja decyduję, co chcę w danej chwili zagrać.

Bardzo ciekawą rozmowę[1] przeprowadzili na ten temat Christian Howes (skrzypek jazzowy, pedagog i twórca własnej metody nauczania, szkoły gry) i Anne-Marie Cundy (skrzypaczka klasyczna). W ramach swoich badań doktorskich Cundy próbuje odkryć, jak funkcjonowanie systemu nerwowego oraz techniki uważności mogą pomóc muzykom rozwijać swoją ścieżkę artystyczną. Porusza ona ważną kwestię holistycznego podejścia do rozwoju artysty. Aby poczuć się bardziej pewnym siebie, aby dbać o swój rozwój zarówno artystyczny, jak i emocjonalny, należy podejść do siebie w sposób całościowy, ponieważ przede wszystkim wszyscy jesteśmy ludźmi, którzy dla dobrego funkcjonowania potrzebujemy utrzymywać w jak najlepszej kondycji – wszystko to, czym człowiek jest: naszą cielesność, psychikę i duchowość. Dlatego też należy zadbać o każdą sferę naszego funkcjonowania, aby w konsekwencji spełniać się jak najlepiej jako muzyk  artysta.

Właśnie w tym kontekście – rozwoju muzyka w różnych aspektach jego życia – improwizacja może stać się formą terapeutycznych ćwiczeń, użytecznych dla pewnego rodzaju „przeprogramowania”. Ten „nowy” sposób wykorzystywania swoich umiejętności technicznych i swojej wrażliwości muzycznej może dać nam pewność siebie, poczucie bycia obecnym tu i teraz podczas występu, co ułatwi panowanie nad stresem podczas koncertu.

We wspomnianej rozmowie Christian Howes zwrócił uwagę na jeszcze jedną ciekawą kwestię. Wykonań „idealnych” dzieł muzyki poważnej, będących wzorem, do którego każdy z muzyków oczywiście musi dążyć, jest już kilka na świecie i bez wątpienia w codziennej praktyce, rutynie, ćwiczeniu należy utrzymywać kondycję, ćwiczyć poszczególne elementy gry, aby dążyć do bycia coraz lepszym. Osób, które będą w stanie osiągnąć najwyższy pułap „doskonałości”, jest jednak ograniczona liczba. Cała reszta muzyków, często bardzo dobrych, zdolnych, absolwentów uczeni artystycznych, muzyków orkiestrowych, akompaniatorów itd., nie będzie (i nie musi być) solistami wielkich scen muzyki klasycznej. Zamiast tego możemy pozwolić sobie odkryć siebie samego właśnie w improwizacji. Posiadając już zawodowy poziom umiejętności wykonawczych, możemy próbować rozpoznawać w sobie tę muzykalność, pomysłowość, słuch harmoniczny – innymi słowy wszystko, co ciekawego każdy z nas jest w stanie dać od siebie.

Improwizacja może pozwolić nam wyćwiczyć nie tylko mięśnie potrzebne do technicznej realizacji naszych pomysłów, ale przede wszystkim schematy myślowe, które pomogą naszej koncentracji pozostać aktywną, „zakotwiczyć się” w muzyce podczas występu i (niekiedy na powrót) zachwycić się chwilą tworzenia i wykonywania muzyki. Być może improwizacja pomoże przeobrazić tremę w mobilizację i da nowy impuls do czerpania radości z muzyki. Spróbujmy! Co mamy do stracenia?
_____

[1] Can Learning Improvisation Improve Mental Health For Classical Musicians?, YouTube: Christian Howes, 23.04.2025.

_____

#MEAdebiut: Marta Plewka

Jest absolwentką muzykologii na Uniwersytecie Wrocławskim oraz Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu w klasie skrzypiec. Na co dzień jest muzykiem Filharmonii im. Leoša Janáčka w czeskiej Ostrawie. Pracę łączy z pracą pedagogiczną, a także z rozwojem zainteresowań (związanych z estetyką muzyki – dotyczących m.in. wartości piękna w sztuce – problemami wykonawczymi, a także szeroko pojętym rozwojem muzyka w różnych sferach życia).

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć