Często w środowisku muzyków spotykamy się z zazdrością dotyczącą słuchu. Zajęcia z kształcenia słuchu przysparzają niejednokrotnie wielu problemów, nawet dobrym instrumentalistom. Jest jednak grupa osób, które radzą sobie znacznie lepiej z pisaniem muzycznych dyktand czy graniem bez nut – to posiadacze słuchu absolutnego. Dla większości z nas rozpoznawanie konkretnych dźwięków wydaje się być niepojętą zdolnością. Czy absoluty radzą sobie lepiej z muzyką? Ile osób jest obdarzonych tą szczególną zdolnością?
Słuch absolutny polega na trwałej pamięci określonych kategorii wysokości dźwięku, umożliwiając ich rozpoznanie bez odwoływania się do dźwięku wzorcowego (jak w przypadku słuchu relatywnego).[1] Często tę umiejętność porównuje się z rozpoznawaniem barw. Większość z nas umie odróżnić kolor czerwony od niebieskiego, lecz z odróżnieniem dźwięku gis od b przeważająca część ludzkości ma problem. Tak jak precyzja słuchu relatywnego może być różna, tak samo wśród posiadaczy słuchu absolutnego zachodzą różnice w precyzji tej zdolności, które zmieniają się również w trakcie życia osoby z tą zdolnością. Uśredniając, przyjmuje się, że obdarzone nią osoby potrafią zidentyfikować do siedemdziesięciu tonów. Każdy z nich ma swoistą, niepowtarzalną jakość, dzięki której potrafią odróżniać jeden od drugiego.[2] Szacuje się, że 1 na 10 000 osób jest obdarzona słuchem absolutnym. Trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że tę szczególną zdolność wykrywa się zazwyczaj w środowisku muzycznym, a więc na pewno istnieje wiele osób nieświadomych swojego słuchu absolutnego.
Geneza
Od lat intryguje pytanie skąd wzięła się w nas ta szczególna zdolność. Dlaczego jedni ją mają, a inni nie? I czy wpływ na jej obecność mają geny czy może kultura? Wydaje się, że i jedno i drugie ma wpływ na wystąpienie słuchu absolutnego. Badania potwierdziły, że częściej występuje on u muzyków niż osób niezwiązanych z tą dziedziną. Również istotnym czynnikiem jest doświadczenie muzyków – im wcześniej zaczną się uczyć tym prawdopodobniejsze jest wystąpienie tej umiejętności. Często słuch absolutny to cecha rodzinna, nie wiadomo jednak czy z przyczyn genetycznych czy też ze względu na stałą obecność muzyki w otoczeniu takich rodzin. Interesujący wydaje się związek słuchu absolutnego z językiem. Znacznie częściej to zjawisko ujawnia się wśród osób posługujących się językiem tonalnym, takim jak wietnamski, mandaryński czy chiński. Czynnik genetyczny wydaje się istotny w kontekście tego, że słuchu absolutnego można nauczyć się jedynie do pewnego momentu, czyli do wystąpienia wstęgi krytycznej. Tak samo jak w przypadku uczenia się języka obcego, wstęga krytyczna występuje około 8 roku życia, co oznacza że po tym okresie trudno nauczyć się fonemów drugiego języka, jak i słuchu absolutnego.[3]
Dzięki postępowi technologicznemu można dziś przebadać osoby posiadające słuch absolutny. W roku 1995 Gottfried Schlaug wraz ze współpracownikami w opublikowanym artykule z 1995 stwierdził, że u osób posiadających słuch absolutny występuje asymetria wielkości lewej i prawej równiny skroniowej, struktur mózgu odpowiedzialnych za percepcję mowy i muzyki. Interesujący wydaje się również eksperyment, który przeprowadzili Jenny Saffran i Gregory Griepentrog z Univeristy od Wisconsin na grupie ośmiomiesięcznych niemowląt oraz osobach dorosłych z wykształceniem muzycznym. Okazało się, że dla niemowląt melodia zagrana w różnych tonacjach nigdy nie będzie tą samą melodią. Częstsze korzystanie niemowląt z różnic absolutnych, a dorosłych z różnic względnych skłoniło badaczy do stwierdzenia, że słuchu absolutnego łatwo nauczyć się w okresie niemowlęctwa.[4]
Słuch a wzrok
Tak jak pisałam powyżej, słuch absolutny porównuje się z umiejętnością odróżniania barw. Intrygująca wydaje się sytuacja odwrotna, która występuje bardzo często. Osoby, które są niewidome od urodzenia lub straciły wzrok we wczesnym dzieciństwie bardzo często obdarzone są słuchem absolutnym, tak jakby ubytek jednego ze zmysłów wyostrzył drugi. Na świecie było i jest wielu niewidomych muzyków. Wystarczy wymienić takie nazwiska jak: Stevie Wonder, Ray Charles, Art Tatum. Adam Ockelford, który pracował jako nauczyciel muzyki w szkole dla niewidomych badał związki muzyki i ślepoty. Wraz ze swoimi współpracownikami z Royal National Institute of the Blind, którego jest dyrektorem, zaobserwował, że dzieci niewidome o wiele bardziej interesują się muzyką, niż te które widzą. Ponadto stwierdzili, że od czterdziestu do sześćdziesięciu procent niewidomych uczniów miało słuch absolutny. Interesujące wydaje się to, że w przypadku osób niewidomych, które zaczęły uczyć się muzyki późno (po 8 roku życia) słuch absolutny również był powszechny.[5]
Jak to jest mieć słuch absolutny?
Aby bardziej zbliżyć się do fenomenu słuchu absolutnego, porozmawiałam z posiadaczką tej rzadkiej umiejętności – Magdaleną Lubocką, studentką I roku studiów magisterskich Akademii Muzycznej w Poznaniu na wydziale instrumentalnym w klasie skrzypiec profesora Bartosza Bryły i asystentki Aleksandry Bryły.
Aleksandra Bliźniuk: Kiedy uświadomiłaś sobie, że masz słuch absolutny?
Magdalena Lubocka: O tym, że mam słuch absolutny, dowiedziałam się jakoś w podstawówce, w czwartej, może piątej klasie. Być może ktoś zauważył to wcześniej, ale ja przez pierwszych kilka lat w szkole muzycznej nie miałam nawet pojęcia, że istnieje takie zjawisko. Jak to u dzieci, wszelkie własne predyspozycje czy zdolności były dla mnie czymś normalnym, zwyczajnym i podstawowym, a więc nie podlegającym autoocenie. Tym bardziej nie postrzegałam umiejętności nazywania słyszanych wysokości dźwięków jako coś szczególnego.
A.B: Czy ktoś z Twojej rodziny ma również tę zdolność?
M.L: Nikt z najbliższej rodziny (rodzice ani rodzeństwo) nie wykazuje tej umiejętności, nic mi również nie wiadomo, żeby ktokolwiek ze starszych pokoleń legitymował się słuchem absolutnym. Nie jesteśmy jednak rodzinnie związani z muzyką, więc podejrzewam, że jeśli ktoś z moich przodków miał słuch absolutny, zdolność ta mogła zostać niezauważona.
A.B: Czy słuch absolutny wpływa na Twój muzyczny gust? Czy wolisz na przykład muzykę tonalną od atonalnej?
M.L: Zupełnie nie. Nie zastanawiam się nawet, czy wolę muzykę napisaną w systemie dur-moll od atonalnej, chociaż statystycznie ta pierwsza na pewno wygrywa, gdyby wziąć pod uwagę stosunek ilościowy przykładów jednej i drugiej w moich upodobaniach. Wydaje mi się jednak, że bardziej wynika to ze sposobu kształcenia i sposobu słuchania muzyki, w jakim się wychowałam. Przez dwanaście lat spędzonych w szkole z muzyką atonalną, nie licząc dyktand na kształceniu słuchu, zetknęłam się dosłownie kilka razy. System dur-moll jest dla mnie więc siłą rzeczy rodzimy i można powiedzieć bezpieczny – co nie znaczy też, że atonalność mnie nie pociąga. Zupełnie jednak nie łączyłabym tego ze słuchem absolutnym, bo w końcu jeden i drugi obszar muzyki korzysta z dźwięków o określonych wysokościach
A.B: Czy są momenty, w których Twoja zdolność Ci przeszkadza?
M.L: Czasem znajomi lubią przeprowadzać na mnie pewnego rodzaju test, dopytując o dźwięki z otoczenia, na przykład na jakiej wysokości gwiżdże czajnik czy przejeżdża pociąg. Sądzą, że słuch musi mi ogromnie przeszkadzać, myśląc chyba, że idę sobie ulicą i myślę: o, samochód ostro zahamował na fis, dzwony biją e i h. To zupełnie nie tak. Jestem w stanie kontrolować to, czy dźwięki odczytuję jako konkretne wysokości, czy nie. To podobnie jak z nazywaniem kolorów – kiedy widzisz tęczę, nie myślisz od razu: czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski, granatowy, fioletowy. Odbierasz zjawisko jako całość i dopiero jeśli skupisz na tym swoją uwagę, rozłożysz je sobie wedle życzenia na czynniki pierwsze.
Momentem, w którym słuch absolutny najbardziej mi ciążył, była próba zagrania na skrzypcach barokowych. Wziąwszy do ręki instrument nastrojony o pół tonu niżej niż przez ostatnich szesnaście lat, czułam się, jakbym w jednej chwili straciła trzy czwarte swoich umiejętności, swojego warsztatu. Nie mogłam nawet polegać na pamięci kinetycznej, bo nie potrafię tak zupełnie oddzielić jej od pamięci słuchowej. De facto każdy jeden dźwięk wymagał ode mnie wówczas tak ogromnego skupienia, jakbym miała przed oczami tekst napisany po polsku i w czasie rzeczywistym musiała przeczytać go na głos w obcym języku. Wystarczyło drobne rozkojarzenie i ręka z powrotem robiła, co chciała.
A.B: Czy słuch absolutny jest dużą pomocą w graniu na skrzypcach? Czy uważasz, że bez niego byłabyś gorszą instrumentalistką?
M.L: Doświadczenie ze strojem barokowym dowiodło, że słuch absolutny z pewnością jest mi pomocny w graniu na skrzypcach. Myślę, że leży gdzieś u podstaw mojego warsztatu i sposobu rozwiązywania niektórych problemów. Gdybym nie posiadała tej cechy, musiałabym wypracować sobie inne “patenty” na pewne rzeczy. I chociaż wbrew temu, co niektórzy myślą, słuch absolutny bynajmniej nie rozwiązuje problemu intonacji (która jest już kwestią wrażliwości tego słuchu), z pewnością ułatwia mi (można też powiedzieć: przyspiesza) wykonywanie muzyki atonalnej, nietypowych połączeń melodycznych czy odnajdywanie się w wysokich pozycjach (daleko od pustych strun). Niewątpliwie też słuch absolutny korzystnie wpływa na czytanie nut a prima vista, bo dużo łatwiej jest trafić odpowiedni dźwięk, kiedy usłyszy się go uprzednio w wyobraźni.
A.B: Czy dostrzegasz rozwój lub regresję tej umiejętności?
M.L: Możliwość rozwoju i wypracowania słuchu absolutnego jest tematem moich częstych dyskusji ze znajomymi, którzy tej zdolności nie posiadają. Jestem w nich zawsze zwolennikiem teorii, że jak najbardziej można się go nauczyć. W końcu nikt nie rodzi się ze znajomością nazw dźwięków, więc chociażby pod tym względem trzeba podjąć się pewnej nauki. Znam wiele osób, które nie mając słuchu absolutnego, zawsze są w stanie podać dźwięk d1 lub a1 (zwłaszcza skrzypkowie, od często powtarzanej, choćby przy strojeniu instrumentu, pustej struny). Oznacza to dla mnie, że mózg jest w stanie zapamiętać daną częstotliwość, tylko jedni mają do tego większe predyspozycje, a inni mniejsze. To jak ze wszystkimi zdolnościami – do uczenia się języków czy choćby w ogóle gry na instrumencie.
Największy rozwój słuchu absolutnego przypadł u mnie na czas szkoły muzycznej drugiego stopnia, w którym bardzo wiele uwagi poświęciła mi nauczycielka kształcenia słuchu, nieoceniona pani Hanna Lauer. Poprzez intensywne i różnorodne ćwiczenia nie tylko ogromnie pomogła mi rozwinąć swój słuch i jego wrażliwość w ogóle, ale także ograniczyć margines błędu w kwestii rozpoznawania wysokości dźwięków do minimum. Z kolei przez ostatnich kilka lat (czas studiów), kiedy nie pracuję już stricte nad kształceniem swojego słuchu, dostrzegam delikatny spadek poziomu tej umiejętności – nieraz zdarza mi się pomylić o ćwierć czy nawet pół tonu. Najwyraźniej dostrzegam to w kościele przy rozpoznawaniu tonacji, w jakiej organista powinien zagrać odpowiedź. Czasem powodem takiej pomyłki jest na przykład gorszy dzień, słabsza kondycja fizyczna organizmu, czyli inna reakcja na bodźce.