recenzje

Komety i inne zjawiska. MBTM, odcinek 3

Wśród 14 castingowych występów trzeciego odcinka niewiele było wzniosłych estetycznie chwil. Tego wieczoru mieliśmy właściwie tylko jedną godną finału propozycję.

Uderzająco ciekawy pomysł na sceniczną działalność przedstawiła białoruska grupa Drum Ectasy, grająca na instrumentach perkusyjnych. Oh! Imperia! w wykonaniu czterech ubranych na czarno panów to było coś więcej niż tylko odbębniony castingowy obowiązek. Doskonałe zgranie, rytmy synkopowane, różnorodne techniki, dynamika występu – wszystko to sprawiło, że zobaczyliśmy naprawdę innowacyjny performance. Być może warto by było połączyć grę na werblach i talerzach z jakimkolwiek elementem melodycznym – przez cały pokaz czekałam jeszcze na coś Chciałabym was mieć w zespole – podsumowała pokaz zespołu Kora.

Niemalże mdlejąca Liliana Iżyk wykonała przed jurorami arię Lauretty O mio babinno caro z Gianni Schicchi Giacoma Pucciniego. Całe szczęście, że przed legnięciem na scenie powstrzymywała ją ta narzucona sobie konieczność zaśpiewania pięknej lirycznej arii z komicznej, skądinąd, opery – Liliana zrobiła to dość dobrze, a warto zaznaczyć, że podjęła się trudnego i bardzo niepopularnego w MBTM zadania. Dziewczyna udowodniła, że ma dojrzały głos i pracuje nad nim. Oczywiście, liczne mankamenty tego wykonania (niezbyt czysty najwyższy dźwięk, nieczytelna gestykulacja, romans z pop-em) nie pozwalają porównywać go do Aleksandry Kurzak, Barbary Kaliner, Anny Netrebko czy Montserrat Caballe. To porównywanie nie do końca jest jednak konieczne. Liliana pokazała, że posiada bardzo cenną umiejętność – subtelnego i swobodnego przechodzenia pomiędzy wysokimi dźwiękami. Nie przykryła też tej arii – śpiewanej ojcu przez córkę – nadmiarem vibrata, które dla śpiewaczek operowych jest największym atutem, lecz jednocześnie przekleństwem, gdy biorą się one za niewłaściwy repertuar…  Liliana musiała przekonać jurorów w dogrywce, zaśpiewała People Help The People Cherry Ghost.

Za sprawą Wiwatu, wielkopolskiej pieśni ludowej, zainteresował mnie etnoprojekt zespołu Dzikie Jabłka. Koncepcja łączenia polskich pieśni ludowych i afrykańskich rytmów – znakomita, sięganie do źródeł – godne podziwu, nazwa grupy – świetna, instrumenty – rewelacyjne, wokal – niestety, taki sobie. Barwa jest oczywiście sprawą indywidualnego gustu, jednak wiele innych białych głosów już słyszałam i wywarły na mnie lepsze wrażenie. Może to jednak mój problem. Wokalistka Dzikich Jabłek jest za to z pewnością przesympatyczna i zapamiętywalna – tak personalnie, jak i scenicznie. Ogromny plus za dialog skrzypiec i bębna! Życzę wam trasy po Afryce – powiedział wykonawcom Łozo. Ja również.

Kamil Moszczyński ze Szczytna wspomniał Czesława Niemena, wykonując jego utwór, właśnie Wspomnienie. Na wspomnienie owego występu jednak aż włos jeży się na głowie, głównie za sprawą kłótni jurorów na temat tego, czy można – wykonując utwór innego artysty – zmieniać linię melodyczną piosenki. Nie będzie niespodzianką informacja, iż zasadniczo walka zbrojna rozegrała się na linii Kora – Adam Sztaba i była ona zwieńczeniem jurorskiego głosowania po występie Kamila, który TAK otrzymał tylko od Kory. Choć i ona nie pozostała bezkrytyczna: Dużo było mankamentów, ale były też fajne rozwiązania, które wprowadziłeś. Za takie rozwiązanie można by uznać np. olbrzymi kontrast dynamiczny, który Kamil zastosował, rozdzielając subtelną zwrotkę od, powiedzmy, refrenu. To było coś bardzo ciekawego, ale dlaczego powtórzone w identyczny sposób także kolejnym razem? Zapachniało przerysowaniem i nudą, a nie tylko listami w sieni. Kamil śpiewał raczej czysto, widać, wytrenowany podczas zmagań z poezją śpiewaną. Dość przykrym incydentem był więc długi, a więc długo zawyżany dźwięk. Lubimy odwagę, jednak czasem warto zaśpiewać ciszej i czyściej niż głośniej… Powodzenia, bo jest nad czym, ale i jest z kim pracować!

American Idiot z repertuaru zespołu Green Day wybrzmiał w MBTM dzięki inicjatywie grupy Offensywa ze Szczecina. Brzmienie jest waszym największym atutem. Stylowo zagrane – skomentował Adam Sztaba. Uczestnicy wykonali naprawdę dobrą robotę – na razie bardzo odtwórczą, ale – miejmy nadzieję – z potencjałem. Sporym atutem zespołu jest charyzmatyczny frontman – z odpowiednim, choć ciągle wartym szkolenia, głosem i zapałem do ekspansywnych solówek gitarowych. Finał jeszcze do dopracowania i urozmaicenia. Czekam na kolejny występ, mniemam, że także ofensywny.

Sympatyczny wrocławianin, Lucjan Raczyk, zaśpiewał utwór Santa Lucia z repertuaru Enrico Caruso. Pomogła mu w tym niewątpliwie obecność linii melodycznej w podkładzie, lecz przede wszystkim ogromna miłość do muzyki i pasja, którą pan Lucjan realizuje, działając w chórze. Widać, słychać i czuć, że pan kocha śpiewać. I to jest najważniejsze – powiedziała Ela Zapendowska.

Autorski utwór Sama w kosmosie zaprezentowała Sandra „Kometa” Warczewska. Całkiem dla niej szczęśliwie po występie nie została sama na sali. Ważne jednak, że uczestniczka zrealizowała swoje dwa marzenia, z którymi do MBTM przyjechała: wystąpiła przez liczną publicznością i uściskała Łoza. Nikt z pozostałych jurorów nie zaszczycił jej wciśnięciem zielonego przycisku, zatem głos Wojtka okazał się istotnym pocieszeniem. Kometa mogłaby odnosić sukcesy na scenie, bo dysponuje mocnym głosem. Nie dysponuje ona niestety zbyt rozbudowanym słuchem muzycznym. Pisz i śpiewaj – ktoś tam się zachwyci zawsze – poradziła Ela. W kosmosie są inni jurorzy i tam – kto wie! 

Inteligentna, wszechstronna, genialna grupa El Safron pokazała w ostatnim odcinku programu, jak wiele sił jeszcze drzemie w tzw. muzyce świata. Wysmakowane Nací en Alamo z repertuaru Yasmin Levy pozwoliło zaprezentować wielką estradową klasę solistki. Piękne zgranie, cudowne rozumienie. Na tym polega prawdziwy zespół – podsumował Adam Sztaba. El Safron może już chyba śmiało planować kolejne występy w Polsacie i, przede wszystkim, te na żywo.

Rockowo-metalowa grupa Drunk’n’Rolled zagrała jeden z lepszych w trzecim odcinku MBTM utworów. Takich kapel jak wasza jest bardzo dużo i są lepsi. Ale jesteście fajni – zrecenzowała Ela. Życzę wam jak najlepiej, ale jesteście zbyt mało wyraziści – dodał Adam. Autorskie Confession przede wszystkim dało możliwość popisu frontmanowi, który nie uciekał w growlowanie, ale bardzo, bardzo dobrze śpiewał! Slow na końcu dobrze wymyślony, choć trochę pokazał zmęczenie wykonawców.

Grupa wokalna Sienna Singers pod batutą Anny Bajak zaśpiewała Send Up Judah z repertuaru Donalda Malloya. Chórzyści dysponują bardzo silnymi i, oczywiście, czystymi głosami. Każdy w tym zespole jest solistą, każdy odpowiada za barwę, brzmienie, wokalizy, ruch… Świetna robota! Wszystko stroi i żre na swój sposób – krótkim zdaniem ujęła pochwały Ela. Ja zastanawiam się tylko, czy na naszym rynku jest zapotrzebowanie na gospel…

Całe życie na kredycie z małą przerwą na casting do MBTM – to chyba dewiza grupy Zgredybillies. Grupy zajmującej się gatunkiem nieczęstym, a mianowicie rockabilly. Ta najwcześniejsza forma rock and rolla była w niedzielę nie tylko słyszalna, ale też widoczna – panowie zafascynowani latami 50. wyglądali naprawdę stylowo. Frontman zjawiskowy – połączenie Macieja Maleńczuka i Adama Nowaka. Świetny pomysł z kontrabasem, tekst – dla wybranych pocałunkiem inteligencji. Całość to niebanalny, warty uwagi projekt.  

Arkadiusz „Arek Frog” Szczepanik, gdyby miał trzecią rękę, z pewnością wykorzystałby ją należycie. Do studia przybył bowiem uzbrojony nie tylko w gitarę, nie tylko w harmonijkę ustną (fragment z jej użyciem najprawdopodobniej bardzo zmyślnie wycięli realizatorzy), ale i w cały zestaw perkusyjny. Arkadiusz wraz z tymże zespołem wykonał utwór z repertuaru zespołu Asaf Avidan Reckoning Song (One Day). Propozycja intrygująca, pomimo całej gamy rekwizytów, jednak brzmieniowo oszczędna i godna docenienia. Wydaje mi się, że ten program jest dla takich ludzi jak pan – powiedziała Ela.

Bo niejeden chłopak to kolejny akcent ludowy na scenie MBTM. Ten pokaz stał się udziałem zespołu Yejku, złożonego z sióstr, a także z innych osób spoza familii. Głosy czyste, skrzypce – super. Szkoda, że refren unisono. Szkoda, że to taki refren. W sumie projekt kiczowaty – miało być etno, a wyszło disco polo raz na ludowo. Bardzo to jest proste i pretensjonalne – powiedziała Kora. Mnie to nie przekonało w stu procentach, ale zaciekawiło – odniósł się do twórczośi Yejku Adam Sztaba. Ja sądzę, że to, co dobre (instrumenty, częściowo tekst w zwrotkach) zostało skrzętnie przykryte resztą.

PS Po co te białe kozaki?

Bardzo miło, że w programie pojawił się akcent w klimacie reggae, jeden z nielicznych przecież. Momenty w wykonaniu wieloosobowej grupy Pajujo to dość chwytliwy autorski utwór z przekazem. Bardzo radosny zespół. Fajna frontmanka, dobra energia, wszystko się zgadza – przedstawiła swoją opinię Elżbieta Zapendowska. Według mnie piosenka dobrze zaaranżowana, wykorzystująca brzmienia instrumentów dętych, spójna. Charakterystyczna, choć nie do końca charyzmatyczna wokalistka. Ogromna pochwała dla drugiego głosu zespołu i klawiszowca, który nie podgrywał tylko funkcji. Chętnie wysunęłabym go na front.  

Jurorzy nie są wyroczniami. Oni też mają większe bądź mniejsze doświadczenie muzyczne i sceniczne, kłócą się, bywają znudzeni. Dopóki jednak wciąż do MBTM przychodzą ludzie, którzy potrafią ich rozbawić, zaintrygować, artystycznie uwieść, dopóty chyba warto robić ten program. Nie o wygraną przecież chodzi, ale o świadomość, na ile sposobów można muzykować. Chociażby po najnowszych, często przeciętnych wykonaniach, widzimy, na ile.

Drum Ecstasy

4 TAK

Liliana Iżyk

po dogrywce 4 TAK

Dzikie Jabłka

4 TAK

Kamil Moszczyński

1 TAK

Offensywa

4 TAK

Lucjan Raczyk

3 TAK

Sandra „Kometa” Warczewska

1 TAK

El Safron

4 TAK

Drunk’n’Rolled

3 TAK

Sienna Singers

4 TAK

Zgredybillies

4 TAK

Arkadiusz „Arek Frog” Szczepanik

4 TAK

Yejku

1 TAK

Pajujo

4 TAK

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć