OD REDAKCJI: W najnowszym numerze skupiamy się na Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego (ECM KP) w Lusławicach. O Krzysztofie Pendereckim – kompozytorze, dendrologu i pokornym geniuszu, wymarzonej przez niego instytucji oraz wybranej na jego „miejsce na ziemi” niewielkiej wsi w Małopolsce Stanisław Godek rozmawia z pracownikami Centrum: kierownik Działu Programowego Jadwigą Kanią oraz opiekunem zespołu dworsko-parkowego Stanisławem Dudkiem.
Jadwiga Kania – muzykolog, pedagog, kierownik Działu Programowego i kurator w zespole dworsko-parkowym w Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach. Autorka drzewa genealogicznego i katalogu dzieł Krzysztofa Pendereckiego, wielu artykułów poświęconych życiu i twórczości kompozytora oraz współautorka publikacji Hortus Musicus. Księga pamiątkowa z okazji osiemdziesiątej rocznicy urodzin Krzysztofa Pendereckiego (Wydawnictwo Aureus, 2012).
Stanisław Dudek – ogrodnik, opiekun zespołu dworsko-parkowego w Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego, przyjaciel i wieloletni współpracownik kompozytora, który od ponad 43 lat tworzy unikatowe w skali Europy Arboretum Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach, kontynuując dendrologiczne założenie artysty.
_____
Stanisław Godek: Pani Jadwigo, Panie Stanisławie, z Krzysztofem Pendereckim znali się Państwo przez wiele lat, aktywnie uczestnicząc w przeróżnych przedsięwzięciach Profesora. Mając tak wyjątkowych rozmówców, nasi Czytelnicy zastanawiają się pewnie, jak do tego wszystkiego doszło – kiedy poznali Państwo Profesora Pendereckiego i w jaki sposób nawiązała się nić porozumienia oraz możliwość współpracy między Państwem a Krzysztofem Pendereckim?
Stanisław Dudek: Do Lusławic przyjechałem jako pomocnik mojego wuja, który miał firmę budowlaną i pracował przy budowie oficyny na terenie zakupionej przez Pana Profesora posiadłości. Wujek mówił, że pracuje w pałacu! Jako młody chłopak chciałem sobie zarobić na motocykl – to był bodajże 1982 rok. Wuj powiedział, że połowę kwoty mi da, ale na drugą połowę muszę sobie zapracować. Przyjechałem do Lusławic w wakacje i tak naprawdę najpierw „wypatrzyli” mnie teściowie Profesora, Państwo Soleccy (rodzice Pani Elżbiety Pendereckiej). Nie zapomnę tej chwili – Pan Profesor zaprosił mnie na werandę Dworu [pisownia wielką literą zgodna z przyjętymi oficjalnymi nazwami własnymi zabytków – przyp. red.], chwilę porozmawialiśmy i nagle powiedział: „Stasiu, będziesz u mnie pracował”. To było dla mnie ogromne zaskoczenie! Miałem wtedy 18 lat, byłem bardzo onieśmielony osobą Krzysztofa Pendereckiego. Poczułem się jednocześnie zakłopotany, a zarazem bardzo wyróżniony. Tak właśnie się zaczęło…
Jadwiga Kania: Moje pierwsze spotkanie z Krzysztofem Pendereckim było w 2003 roku podczas jednego z koncertów w Dębicy, rodzinnej miejscowości Profesora. Już wtedy bardzo interesowałam się jego twórczością i zaczęłam zgłębiać jego historię, drzewo genealogiczne. Odważyłam się na bezpośredni kontakt, aby dowiedzieć się więcej. Później drzewo genealogiczne zaczęło się „rozrastać”, ale nie tylko ono. Wymagające i znaczące było również tworzenie katalogu dzieł Krzysztofa Pendereckiego. Praca nad drzewem i katalogiem sprawiła, że ten kontakt z kompozytorem był coraz częstszy – ja wtedy uczyłam jeszcze w szkole muzycznej. Później, kiedy budowała się siedziba Centrum, Pan Profesor zaproponował mi pracę w Lusławicach. Pojawiła się również potrzeba stworzenia archiwum, co skutkowało wizytami w domu Państwa Pendereckich w Krakowie, gdzie przeglądałam i porządkowałam materiały archiwalne, prasowe, nagrody, odznaczenia, doktoraty honoris causa i inne, które przez wiele lat gromadziła Pani Elżbieta Penderecka. Oprócz drzewa genealogicznego oraz katalogu dzieł spisałam również katalog nagród i odznaczeń. Tak przebiegała moja praca z Profesorem przez 17 lat.
S.G.: Panie Stanisławie, jest Pan opiekunem zespołu dworsko-parkowego w Lusławicach. Był Pan także naocznym świadkiem i jednym z głównych zasłużonych w procesie tworzenia słynnego lusławickiego Arboretum. Jak wspomina Pan ten czas, co było w nim wyjątkowego, w jakiś sposób magicznego?
S.D.: (cisza) Dziękuję za to pytanie… Wyjątkowa była już sama współpraca z Panem Profesorem. Początkowo byłem zajęty innymi rzeczami – intensywnie trwały prace budowlane (Krzysztof Penderecki zakupił ok. dwa hektary parku i Dwór w 1974 roku). Budowana była oficyna, powstawał słynny już dzisiaj mur, tereny systematycznie były dokupowane. Największy „bum!” to były lata 80. i 90. Właściwie ziemia była nabywana do 2000 roku. I oczywiście – sadzenie drzew. Profesor zawsze w tym uczestniczył. Zafascynowała mnie jego relacja z drzewami i jak trochę ich „posmakowałem”, powiedziałem Profesorowi, że nie chcę się zajmować budowlanką, ale właśnie parkiem. Drzewa mnie pochłonęły i tak jest do tej pory.
S.G.: Dobrze znane jest dendrologiczne zamiłowanie Krzysztofa Pendereckiego, czego przykładem jest wspomniane już piękne Arboretum Profesora. Mimo dużego udziału w powstaniu tego przedsięwzięcia Pana obecność w życiu Krzysztofa Pendereckiego sięgała znacznie dalej. Pan sam, jako wprawny ogrodnik i dendrolog, miał szansę już od lat 80. obserwować działania Profesora w Lusławicach i jego wyjątkową relację z drzewami. Zbierając te doświadczenia i ogrom wspomnień, zdaje się Pan bodaj najbardziej kompetentną osobą do opowiedzenia o tym zamiłowaniu Krzysztofa Pendereckiego, a także procesie komponowania dzieł, które nierzadko powstawały w zaciszu lusławickiej przyrody.
S.D.: Zgadza się, Profesor miał wyjątkowy stosunek do drzew. W Lusławicach bardzo dobrze się mu pracowało. Tutaj tworzył zupełnie inną muzykę, co wielokrotnie sam podkreślał. Najczęściej komponował bez wykorzystania instrumentu, tzn. pisał „na sucho”, z głowy. Czasem, ale rzadko, coś podgrywał na fortepianie. Kiedyś usłyszałem, jak w salonie grał, i zapytałem: „Profesorze, to dzisiaj coś «do ucha»?”, odpowiedział: „Tak, dzisiaj «do ucha»”. (śmiech) Mam wrażenie, że tu pisał bardziej kameralną muzykę. Może niekoniecznie w kontekście obsady (choć tu też powstawały dzieła na mniejszy skład), ale bardziej w kontekście emocjonalnym, dźwiękowym, np. tak ważne Credo, fragmenty Polskiego Requiem, De profundis z Siedmiu bram Jerozolimy, Koncert na waltornię i orkiestrę „Winterreise” i wiele innych. Twierdził, że w Lusławicach powstają najbliższe jego sercu karty kompozycji.
S.G.: Proszę nam zdradzić, jak przebiegał proces kompozycji Krzysztofa Pendereckiego, kiedy przebywał w Lusławicach?
S.D.: Kazał się budzić bardzo wcześnie rano, nawet o czwartej, i potrafił komponować po 16–18 godzin dziennie. Najlepiej pracowało mu się na werandzie, z której jest doskonały widok na park. Czasem wstawał od partytury, spokojnym krokiem wychodził na polanę, szedł wśród drzew i nagle się zatrzymał, pomyślał, prędko się odwrócił i energicznym krokiem wracał na werandę! Siadał do stołu, pisał długą chwilę, po czym głęboko odetchnął z ulgą. Ten proces się powtarzał. Widać było, że muzyka aż w nim buzowała i że czerpie siłę, inspirację i twórczą energię z natury.
S.G.: A co może Pan powiedzieć o relacji Profesora z lusławickimi drzewami?
S.D.: Oj, dużo… Był zapalony do tworzenia parku. Po pierwsze, miał wizję tego wszystkiego. Po drugie, kochał te drzewa. Niejednokrotnie w wywiadach mówił, że sadził drzewa przy różnych okazjach, czy np. przy domu w Krakowie, ale twierdził, że jego drzewa rosną w Lusławicach. Szczególnie na samym początku tak skrupulatnie dbał o każdą gałązkę – nie przesadzam. Początkowo wręcz bał się sekatora! Kiedy do Lusławic przyjechali Państwo Szmitowie – jedni z najlepszych i największych szkółkarzy w Polsce, zaprzyjaźnieni z lusławickim Arboretum, których Profesor bardzo cenił prywatnie jako ludzi i zawodowo jako specjalistów – Artur Szmit chodził i pokazywał Profesorowi palcami gest nożyczek przy niektórych drzewach. A później Profesor pokazywał tak mi. (śmiech) Zależało mu też, żeby naturze pomagać, a niekoniecznie jej coś narzucać – przede wszystkim w starej części ogrodu, gdzie widoczna jest historia i piękny starodrzew. Przytulał się do drzew. Opierał się o nie i oddychał. Bardzo lubił dotykać łuszczącej się kory platanów, jaworów czy brzóz utilis.
Chyba największy wyraz swojej miłości do tego miejsca Pan Profesor wyraził w swojej VIII Symfonii „Pieśni przemijania”, którą opatrzył dedykacją: „Moim drzewom w Lusławicach”. Podróżował po świecie i komponował z myślą o swoich lusławickich drzewach.
S.G.: Krzysztof Penderecki kiedyś powiedział, że każde drzewo w Lusławicach nazywa po ich własnym imieniu, imieniu botanicznym. Można pokusić się o stwierdzenie, że widział w nich… przyjaciół?
S.D.: Dokładnie! W każdym. Był nie tylko wielkim kompozytorem, ale również dendrologiem. Jak tylko miał czas, jeździliśmy do szkółek. Dzwonił do mnie, żebym przyjechał do Warszawy, bo miał przerwę między próbami czy koncertami, i jechaliśmy do szkółki Szmitów w Pęchcinie. Często też mi powtarzał, że żadnej szkółki, nawet najmniejszej, nie można lekceważyć.
S.G.: Ilu tych „drzewnych” przyjaciół miał w Lusławicach?
S.D.: Gatunkowo – ok. dwa tysiące. Wszystkich w parku, jeśli zliczyć egzemplarze, niecałe pięć tysięcy.
S.G.: Pomógł Pan także w doprowadzeniu do budowy Europejskiego Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego, i to w całkiem bezpośredni sposób – to Pan prowadził z sąsiadującymi właścicielami negocjacje w sprawie zakupu działek przez Profesora pod budowę Centrum, które było wielkim marzeniem kompozytora. Czy jest Pan w stanie uchylić nam rąbka tajemnicy w kontekście tworzenia siedziby instytucji? Kiedy w głowie Profesora zrodziła się taka idea, a także jakie wyzwania stały przed Państwem przed i w trakcie budowy Centrum?
S.D.: Profesor marzył o stworzeniu kampusu dla młodych, utalentowanych muzyków już od lat 70., kiedy wykładał na Uniwersytecie w Yale. Idea wybudowania sali koncertowej, która początkowo miała przybrać formę drewnianej oranżerii, trwała 30–40 lat, praktycznie od czasu, jak trwały budowy oficyny, muru, kaplicy. Aleja tulipanowców, łącząca dziś ogrody włoskie i japońskie, miała prowadzić do oranżerii. Był nawet skończony projekt. Pod ten pomysł została zbudowana nawet piękna, duża brama w dolnej części parku. Podpowiedziałem Profesorowi, że tutaj lepiej stworzyć park (zresztą w tym miejscu podłoże nie pozwoliło na budowę, bo to stare koryto Dunajca), a dla sali koncertowej z dużym parkingiem warto znaleźć lepsze miejsce. W latach 90. została dokupiona ziemia pod tzw. nową część parku, utrzymaną w stylu ogrodów angielskich, aż do rzeki Paleśnianki. Profesor chciał nawet kupić jej kawałek – myślał, że byłoby wspaniale mieć rzekę w ogrodzie – jednak prawo na to nie pozwala. Czyniłem starania i rozmawiałem z Wodami Polskimi, ale nie udało się. Po czasie myślę, że jakby ta rzeka wylała, mogłaby wyrządzić dużo zniszczeń w parku. Więc dziś Arboretum dochodzi do wału Paleśnianki. Właśnie tam, przy końcu ogrodu, Profesor wyznaczył kwadrat i stwierdził: „Tu będzie Europejskie Centrum Muzyki”. Rozmawiałem z sąsiadami i udało się wykupić część pod ewentualną drogę dojazdową, która prowadziłaby do Centrum. Ale to jednak wciąż teren zalewowy… Sam koszt podniesienia tego terenu był bardzo duży. Podzieliłem się przemyśleniami z Profesorem i przyznał mi rację. Już w pewnym momencie był zrezygnowany. Wpadłem na pomysł i wskazałem mu teren po drugiej stronie ulicy – tam, gdzie Centrum stoi dziś. Pamiętam, to była niedziela. Profesor wysłuchał, zerwał się na równe nogi, sięgnął po telefon i zadzwonił po kierowcę. Powiedział: „Stasiu, ja jadę, a ty od razu jedź do Państwa i kupuj ziemię”. W środę byłem już u notariusza. W procesie zakupu działek ogromną pomocą i zaangażowaniem odznaczył się Pan Wojciech Ciurzyński, bez którego Profesor by zrezygnował i Centrum by nie powstało – mówię to z pełnym przekonaniem. Udało się.
S.G.: Jest Pan głównym opiekunem zespołu dworsko-parkowego, wciąż dbając o piękno Arboretum w Lusławicach. Czy Pana misja skupia się wyłącznie na utrzymaniu w świetności tego, co już jest, czy być może Profesor zostawił po sobie jakieś wskazówki i życzenia na rozbudowę Arboretum i samego Centrum?
S.D.: Zawsze myślę o Profesorze, wracam do rozmów. Przypominam sobie, jak mówił: „Stasiu, kiedyś w przyszłości musimy «to, tamto»…”. Staram się spełniać życzenia i założenia Profesora, jakie miał względem ogrodu. Choć od odejścia Profesora minęło pięć, w marcu będzie sześć lat, wciąż czuję tu jego obecność. Niektóre rośliny siłą rzeczy trzeba wymieniać, coś uzupełnić, jak chociażby po zeszłorocznych nawałnicach czy śnieżycach. Są drzewa, których nie zdążyliśmy wspólnie posadzić, ale wiem, że Profesor je chciał – je również zamierzam zdobyć i sprowadzić do Lusławic. Nadal mam jego szkice ogrodu. Kiedy był już bardzo chory, mówił, żeby za dużo tu nie zmieniać. Pod koniec życia zależało mu jednak, żeby utrzymać Arboretum w tym stylu, który jest, który Profesor sobie zaplanował i wymarzył. Patrząc do przodu, jest jeszcze kawałek ziemi, którą chciał dokupić do parku, ale mu się nie udało. Cały czas mi to siedzi w głowie… Gdyby udało się ten teren zdobyć, wtedy park byłby zakończony. Trzeba też robić rewitalizację pewnych części Arboretum. Do świetności musimy ponownie doprowadzić ogrody japońskie: czyszczenie stawów, renowacja słynnego czerwonego mostku, stworzenie drewnianych promenad i podświetlenie, wyeksponowanie tamtejszej roślinności. Na to wszystko potrzebne są środki, o które na taką skalę jest dość ciężko. Tutaj chcę jednak wspomnieć, że bardzo nas wspiera Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego, na czele z Panią Marszałek Iwoną Gibas i Panią Dyrektor Moniką Gubałą. Panie zawsze podejmują ten temat i są zainteresowane – zawsze wychodzimy „w teren” i omawiamy stan Arboretum. Nikt tego nie robił. Urząd, który jest jednym z trzech organów współprowadzących instytucję, jest bardzo zaangażowany w naszą działalność.
S.G.: Ile hektarów obsługuje Pana zespół i jakie ma zadania?
S.D.: Łącznie z działką Centrum na ok. 22 hektarach pracuje pięcioro ogrodników, ze mną jest nas sześcioro. Tu praca się nie kończy. To oddany zespół, pracowici ludzie, którzy zawsze, niezależnie od warunków pogodowych, należycie wykonują swoje obowiązki. Od koszenia trawy, przycinania żywopłotów, plewienia, przez usuwanie odrzuconych przez same drzewa gałęzi czy większych wywrotów lub wyłomów, po dbałość o sprzęt i maszyny, którymi pracują. Zwiedzając Arboretum w Lusławicach, warto pamiętać, że to, co widzicie, to praca sześciorga ludzi.
S.G.: Pani Jadwigo, Pani działalność w Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego odbywa się głównie na „zapleczu”. Jest Pani kierownikiem Działu Programowego, opiekuje się Pani m.in. zbiorami archiwalnymi Centrum. Czy może Pani zdradzić nam charakter swojej pracy, a także to, ile zbiorów posiada instytucja i jakie można uznać za absolutnie najcenniejsze?
J.K.: Obecnie archiwum w Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego tworzy kilkanaście tysięcy eksponatów. Są to wspomniane już wycinki prasowe, korespondencja, nagrody i odznaczenia, doktoraty honoris causa i honorowe członkostwa, katalogi koncertowe – wszystko pochodzące z różnych krajów świata – ale również przedmioty osobiste, takie jak: kredki, batuta, piórnik, okulary, zegarek, kalendarz i notatniki, paszport, zdjęcia. W mojej opinii każdy z artefaktów jest niezwykle cenny, bo dotyka różnych dziedzin działalności Krzysztofa Pendereckiego, a wiemy, że były one szerokie. Wszelkie szkice, plany kompozycji, nawet (a może przede wszystkim) tych, które nie zostały zrealizowane. Ukazują one proces pracy twórczej, wybór źródeł tekstu, inspiracji. Możemy zobaczyć, co zostało wykorzystane, a co nie zostało włączone do utworu. To bardzo ważne artefakty np. z perspektywy muzykologa, ale myślę, że jak ktoś za 200 lat będzie badał proces twórczy Krzysztofa Pendereckiego, będą to materiały niezwykle ważne. Cała kolekcja memorabiliów, znajdująca się w Europejskim Centrum Muzyki, została zakupiona od Pani Elżbiety Pendereckiej, i są to materiały niepokazywane w muzeach czy galeriach, ale dostępne na miejscu – pokazane na stałej Ekspozycji i dostępne w archiwum, które staje się centrum dziedzictwa Krzysztofa Pendereckiego. W miejscu, które wybrał dla siebie jako centrum swojego wszechświata. Nagrody pokazują, jak honorowanym w świecie był artystą – nie tylko w dziedzinie muzyki, ale też poza nią. Nagroda im. Profesora Aleksandra Gieysztora, którą Krzysztof Penderecki otrzymał wraz z małżonką, przyznawana jest za wybitne osiągnięcia mające na celu ochronę kultury, zabytków, troskę o polską sztukę, muzykę; słowem – polskie dziedzictwo. Był honorowym członkiem wielu towarzystw, stowarzyszeń, m.in. National Geographic Society.
S.G.: Czy w archiwum są archiwalia pokazujące zamiłowanie Profesora do botaniki?
J.K.: Oczywiście. To przede wszystkim szkice założeń parkowych, realizowane nierzadko na odwrotach partytur. To pokazuje, że w trakcie procesu kompozycji muzycznej przebiegał proces prac nad założeniami ogrodu. Mamy również karty szkiców utworów, gdzie w rogu zanotowana data i miejsce ze świata, np. Lucerna itp., na pięciolinii zapisana jest muzyka, a na marginesie lista drzew (oczywiście po łacinie), jakie trzeba kupić do Lusławic. Nie bez powodu po śmierci Krzysztofa Pendereckiego nazwaliśmy Arboretum jego IX Symfonią – traktujemy ogród jak partyturę utworu muzycznego. Są listy zadań dla ogrodników, rachunki za rośliny, karty w kalendarzach, gdzie uwzględnione są czasy sadzenia – zawsze wiosna i jesień – oraz plany, co danego roku będzie sadzone.
S.G.: Poza pracą w archiwum Centrum stworzyła Pani stałą Ekspozycję multimedialną „KRZYSZTOF PENDERECKI – DZIEDZICTWO POLSKIEJ MUZYKI XX i XXI WIEKU”. Zakładam (i nasi Czytelnicy zapewne również), że było to istotne przedsięwzięcie w kontekście działalności instytucji. Co oferuje wystawa i czego mogą się po niej spodziewać osoby zainteresowane odwiedzinami Centrum w Lusławicach?
J.K.: Otwarcie Ekspozycji było przełomowym wydarzeniem. Wcześniej to miejsce, od zawsze naznaczone dziedzictwem Krzysztofa Pendereckiego: jego codziennością, muzyką i naturą, nie było tak dopełnione historią muzyki, polskich kompozytorów i polskiego dziedzictwa muzycznego. To było ważne z perspektywy działalności instytucji, która skupia artystów z całego świata, do której przybywają słuchacze, melomani z Polski i Europy (od kilku lat także z innych kontynentów). Potrzeba stworzenia takiej wystawy otworzyła możliwość zapoznania się z historią miejsca i działalnością Krzysztofa Pendereckiego również dla tych odbiorców, którzy nie znają twórczości kompozytora, niekoniecznie są melomanami czy muzykami, a mogą zachwycić się osobą artysty i poznać bogatą historię Lusławic. Stała Ekspozycja opowiada naturalnie o Krzysztofie Pendereckim, ale również o polskiej muzyce XX i XXI wieku, czyli twórcach, z których rodziła się twórczość kompozytora. To, że był genialnym artystą i wyznaczył swoją drogę w historii muzyki, to było jedno, ale ta droga rozpoczynała się właśnie od Szymanowskiego, Bacewicz, Panufnika. Nie mam tutaj na myśli bezpośrednich wpływów czy inspiracji, ale na tej muzyce się wychowywał. Jego wrażliwość niewątpliwie wyrastała z muzyki np. Karola Szymanowskiego, który też w swoich czasach był przykładem kompozytora przełomowego. Wystawa została zaplanowana również tak, aby pokazać kierunek, w którym muzyka polska zmierza, zaprezentować twórczość młodych kompozytorów, którzy właściwie kształtowali się na muzyce Krzysztofa Pendereckiego i z niej czerpią. Znajdziemy tu m.in. twórczość Pawła Mykietyna, Agaty Zubel, Dariusza Przybylskiego i wielu innych. Tworząc tę wystawę, ściśle współpracowaliśmy z Krzysztofem Pendereckim. Dziś Ekspozycja jest przedłużeniem jego idei, planów.
S.G.: Czy są plany na stworzenie innych, podobnych do tej, wystaw, zarówno stałych, jak i czasowych?
J.K.: Niebawem będziemy uruchamiać stałą wystawę multimedialną w Lamusie – XVI-wiecznym obiekcie znajdującym się na terenie zespołu dworsko-parkowego. Ponieważ miejsce jest silnie naznaczone myślą, ideą, działalnością, obecnością ważnych postaci i ideologów, postanowiliśmy w tym obiekcie zrealizować wystawę dedykowaną braciom polskim, arianom – odwołać się do czasów reformacji, obecności w Lusławicach Fausta Socyna, do tego, jak wielka i ważna była to myśl dla ówczesnych i późniejszych dziejów Polski, również w obszarze kultury. Dwa lata temu, w roku jubileuszowym Fausta Socyna, zorganizowaliśmy konferencję poświęconą temu włoskiemu teologowi oraz braciom polskim. Wydarzeniu towarzyszyła prezentacja XVI-wiecznych ariańskich starodruków z kolekcji Pana Dariusza Ciepieli. Cyklicznie realizujemy wystawy czasowe. Jedną z najbardziej spektakularnych była wystawa dzieł Jacka Malczewskiego w roku jego jubileuszu, odwołująca się również do działalności artysty w Lusławicach. W Centrum przez dwa miesiące pokazywaliśmy obrazy pochodzące ze zbiorów prywatnych polskich kolekcjonerów – takie, które były bardzo rzadko pokazywane lub wręcz nigdy nie były wystawiane. Ponadto odbywały się tu również m.in. wystawy malarstwa abstrakcyjnego Lidii Lesieckiej, ceramicznych obrazów Stefanii Michałowskiej, obecnie trwa wystawa obrazów Magdaleny Miłoś inspirowanych wawelskimi arrasami. W bieżącym roku od maja do sierpnia w patio Centrum odbywała się wystawa fantastycznych bonsai z kolekcji Grzegorza Sowińskiego. To z kolei nawiązanie do wielkiej miłości Krzysztofa Pendereckiego do drzew oraz do jego fascynacji kulturą Dalekiego Wschodu.
S.G.: Nie będzie żadną przesadą powiedzieć, że jest Pani „penderologiem”. Nie chodzi tu jedynie o znakomitą wiedzę o twórczości Profesora, ale także znajomość innych, bardziej biograficznych i osobistych faktów z życia Krzysztofa Pendereckiego. Mam tu na myśli chociażby wspomniane już jego drzewo genealogiczne, które Pani z nim współtworzyła. Wróćmy do tego na moment. Skąd i u kogo zrodził się taki pomysł oraz ile zajęło zebranie wszystkich znanych i możliwie dostępnych informacji?
J.K.: Nie jestem genealogiem czy biografem, więc dla mnie stworzenie drzewa genealogicznego to była duża trudność. Powstawało ok. 10 lat. Jak już wspomniałam, pomysł zrodził się we mnie i to w zasadzie stało się przyczynkiem, że spotkanie z Krzysztofem Pendereckim w ogóle nastąpiło. Ważnymi źródłami na pewno były przeróżne archiwa, ale też księgi parafialne czy cmentarze, które pozwalały składać i łączyć pewne fakty w kolejne historie. Nie mogę tu zapomnieć o rodzinie Pana Profesora, która też udostępniała różne informacje, fakty – nawet te szczątkowe ułatwiały proces poszukiwania kolejnych „elementów układanki”. Na początku była fascynacja jego muzyką: różnorodnością, wpływami różnych kultur, religii. Bardzo mnie zastanawiało, skąd u artysty pojawiają się tak rozległe i silne inspiracje m.in. Wschodem. Okazało się, że wpływ na to miały właśnie korzenie rodzinne. Krzysztof Penderecki sam wspominał o inspiracji liturgią prawosławia, która była wynikiem tego, że rodzina pochodziła z Kresów. Profesor z ojcem podróżował po cerkwiach, przysłuchiwał się śpiewom i zaśpiewom, dlatego tak bardzo wprost daje się to słyszeć w niejednej kompozycji, np. w Jutrzni. Mówił o sobie, że jest hybrydą – ukochany dziadek Robert Berger, który „zaraził” go miłością do drzew i historii, był z pochodzenia Niemcem, a z wyboru polskim patriotą. Wielokulturowość sprawiła, że Krzysztof Penderecki był człowiekiem szerokich horyzontów. Widać to nie tylko w języku dźwiękowym, muzyce i jej przesłaniach, ale również w przemówieniach, które przygotowywał sam. W zależności od kierunku świata, odbierając różne nagrody, zawsze odwoływał się do tamtejszej konkretnej kultury, historii czy tradycji. Był też wielkim intelektualistą.
S.G.: Jak wygląda to drzewo? W jakiej formie zostało zrealizowane?
J.K.: W obecnym stanie ma ponad 300 metryk. Tylu członków rodziny udało się odnaleźć i połączyć w odpowiednie powiązania, relacje między nimi. Są to wszystkie gałęzie rodziny: polska, niemiecka i ormiańska. Oprócz graficznej struktury jest opis każdej z metryk, czyli krótka notka biograficzna, w postaci nazwijmy to książki czy przewodnika. Każda z osób ma opis, dane urodzenia i pochodzenia, osiągnięć itd. Są tam też źródła odsyłające do różnych materiałów, publikacji, archiwów, jak np. archiwum Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku – tam sporo informacji o członkach rodziny udało się ustalić. Ważne jest to, że spis sięga do I połowy XVIII wieku, więc ok. siedem pokoleń znajduje się na drzewie genealogicznym.
S.G.: Jak Profesor reagował na kolejnych odnalezionych członków rodziny?
J.K.: Zawsze z wielką niecierpliwością i ciekawością czekał na nasze spotkanie po moich poszukiwaniach. Za każdym razem był zainteresowany, z czym nowym do niego przyjadę. Sam w wyprawach poszukiwawczych raczej nie brał udziału, ale to bardziej była moja potrzeba, żeby zaskoczyć Pana Profesora czymś nowym. Nie tylko zaskoczyć, ale też ucieszyć. Zawsze poświęcał mi dużo czasu. Jeśli chodzi o drzewo genealogiczne, zawsze prowadziliśmy długie rozmowy w tym temacie. Każda znaleziona metryka, każdy dokument były dla niego bardzo intrygujące. W takich momentach móc widzieć na twarzy Krzysztofa Pendereckiego wielką radość – to była najlepsza nagroda za tę pracę.
S.G.: Pani rola w Centrum pozwala mi także sądzić, że aktywnie uczestniczy Pani w działaniach i akcjach upamiętniających i promujących Profesora. Kojarzy Pani lub sama planuje brać udział w konkretnych inicjatywach? Czego w nadchodzących latach mogą spodziewać się miłośnicy muzyki Krzysztofa Pendereckiego i muzyki polskiej XX oraz XXI wieku?
J.K.: Naczelną ideą i misją Europejskiego Centrum Muzyki jest troska o dziedzictwo Krzysztofa Pendereckiego. Kluczowym aspektem tego dziedzictwa jest naturalnie jego muzyka. Każdego roku, w każdym sezonie ta muzyka powraca w repertuarze rozmaitych orkiestr, zespołów, solistów. Oprócz wykonywanej muzyki naszego Patrona Europejskie Centrum Muzyki troszczy się o dziedzictwo, publikując rozmaite artykuły, tworząc wydawnictwa. Na stronie internetowej instytucji pięć lat temu pojawiła się specjalna zakładka HOMMAGE, w której zamieszczane są teksty wspomnieniowe, również mówiące o jego twórczości, rocznicach, wielkich wykonaniach. Od jesieni 2023 roku częścią Europejskiego Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego jest Chór Polskiego Radia – Lusławice. Zespół artystyczny ma w swoim repertuarze wszystkie dzieła na chór a cappella Krzysztofa Pendereckiego. Zespół koncertuje w różnych miejscach Polski i świata, ciesząc się nieprzerwanym uznaniem publiczności i krytyków od wielu lat. Na bieżąco monitorujemy też treści, które publikowane są w różnych miejscach. Troszczymy się również o to, aby wykonywane były dzieła inspirowane twórczością Krzysztofa Pendereckiego oraz Lusławicami – takie również tu wybrzmiewały (m.in. oparta na Czterech porach roku Vivaldiego i inspirowana modelami zmian klimatycznych pierwsza część The [Uncertain] Four Seasons autorstwa Carmen Fizzarotti o tytule Multiple Horizons in Spring Gardens – Lusławice czy tegoroczne Lignis Martina Klusáka). W archiwum znajdują się też kompozycje dedykowane Krzysztofowi Pendereckiemu, napisane już po jego śmierci.
S.G.: Drodzy Państwo, w 2025 roku Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego obchodzi jubileusz 20-lecia powołania jako Narodowej Instytucji Kultury, a sama siedziba w Lusławicach ma już 12 lat. Jak z biegiem czasu i jako osoby poruszające się w środowisku skupionym na postaci Profesora oceniają Państwo szeroko rozumianą działalność Centrum? Jakie projekty udało się z powodzeniem zrealizować, a które jeszcze czekają na swój czas i wcielenie do życia?
J.K.: Realizowana jest linia programowa instytucji, czyli działalność artystyczna (koncertowa) i edukacyjna, oczywiście również zwiedzanie, wychodzenie w stronę turystyki. To elementy, które trwają od lat i są niezmienne. Stałe projekty edukacyjne, jak Lusławicka Orkiestra Talentów czy Zimowa Akademia Muzyki, odbywają się cyklicznie, każdego roku. Trzonem jest oczywiście muzyka, którą Centrum rozbrzmiewa przez cały rok. Najbliższe lata na pewno będą obfitować w twórczość Krzysztofa Pendereckiego: i dzieła kameralne, i wielkie kompozycje kantatowo-oratoryjne oraz symfoniczne.
Głównym i największym wydarzeniem artystycznym jest letni Festiwal Muzyki EMANACJE, którego 13. edycja odbyła się w bieżącym roku. Przez cały lipiec i sierpień właśnie emanujemy muzyką i naturą nie tylko w Lusławicach, ale też innych malowniczych lokalizacjach na kulturalnej mapie Małopolski.
Podobnie od 2022 roku na stałe w działalność wpisał się wiosenny Festiwal DE NATURA SONORIS. LUSŁAWICE – DWÓR realizowany na terenie zespołu dworsko-parkowego, nawiązujący do tradycji trzech edycji prywatnego Festiwalu Muzyki Kameralnej Lusławice – Dwór organizowanego w latach 80. przez Elżbietę i Krzysztofa Pendereckich. Każdego roku 23 listopada, w dniu rocznicy urodzin Patrona, odbywa się Dzień Specjalny ECM KP KOSMOGONIA. Aktywnie współpracujemy również z innymi instytucjami oraz zespołami polskimi i zagranicznymi, m.in. Akademią Muzyczną im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie czy European Union Youth Orchestra. Każdego roku Centrum staje się rezydencją artystyczną wielu zespołów. Istotne są również recitale z cyklu promocji młodych talentów PREZENTACJE. W bieżącym roku jubileuszowym przy okazji wystawy czasowej HYMN O MIŁOŚCI (III) nawiązaliśmy współpracę z Biurem Wystaw Artystycznych w Tarnowie. Pod kątem działalności artystyczno-kulturowej przed nami szereg wystaw, m.in. fotografii, grafik, malarstwa. Wszystkiego nie będziemy dziś zdradzać, ale oprócz wspomnianych wcześniej stałych punktów programowych instytucji w planach dotyczących zespołu dworsko-parkowego, a dokładniej Arboretum kompozytora, mamy nawiązanie współpracy z jednym z czołowych ogrodów dendrologicznych w Polsce. Ta współpraca pozwoli nam dokonać pełnej i jeszcze dokładniejszej inwentaryzacji dendrologicznej parku. Posiadamy spis drzew, jednak park się rozrasta, jednych drzew ubywa, inne się pojawiają, więc ta współpraca będzie kluczowa. W obszarze zwiedzania przed nami, w niedalekiej przyszłości, oczywiście również wspominana już wystawa stała poświęcona braciom polskim zrealizowana w XVI-wiecznym Lamusie. Ekspozycja będzie dostępna podczas zwiedzania z przewodnikami lusławickiego Arboretum. Kontynuowana będzie także oferta umuzykalniająca dla najmłodszych, czyli warsztaty edukacyjne (m.in. SKOMPONUJ ZIELNIK czy WIOSENNA SYMFONIA W LABIRYNCIE ZMYSŁÓW).
S.D.: W ciągu ostatniego roku najważniejszą i największą inwestycją jest dobiegająca końca gruntowna renowacja Lamusa – perły architektury ariańskiej XVI wieku. Na ten cel Centrum otrzymało dotację w ramach Rządowego Programu Odbudowy, dodatkowo inwestycję wsparła dotacja ze środków budżetu Województwa Małopolskiego, a także grant przyznany w konkursie „Nasz Zabytek” Fundacji Most the Most. Wkrótce rangę pomników przyrody zyskają fantastyczne, sędziwe drzewa: rosnący w okolicy Lamusa ponad 100-letni wspaniały jesion wyniosły zyska imię Fausta Socyna, najstarszy, królujący nad ogrodami włoskimi ponad 255-letni dąb otrzyma imię Jacka Malczewskiego i oczywiście monumentalny, rosnący przed lusławickim Dworem tulipanowiec amerykański, równolatek naszego Patrona, zostanie nazwany jego imieniem – Krzysztof Penderecki.
S.G.: Centrum jest prężnie działającą instytucją o własnej marce i renomie. Z pewnością przyciąga wiele uznanych postaci. Czy ktoś zapadł Państwu najbardziej w pamięć?
J.K.: Myślę, że tu moglibyśmy bardzo długo wymieniać.
S.D.: Tak, począwszy od prywatnych festiwali organizowanych przez Państwa Pendereckich, na których gościli wybitni muzycy, kompozytorzy, ale też krytycy i publicyści. Wśród nich można wymienić m.in.: Zbigniewa Bujarskiego, Marka Stachowskiego, Joannę Wnuk-Nazarową, Delfinę Ambroziak, Leszka Polonego, Reginę Chłopicką, Andrzeja Chłopeckiego, Mieczysława Tomaszewskiego, Jerzego Waldorffa, Lucjana Kydryńskiego. Dalej: Konstanty Andrzej Kulka, Iwan Monighetti, Grigorij Żyslin, Andrzej Hiolski, Bernard Ładysz, Wiesław Ochman, Boris Carmeli, Iwona Hossa, Anna Lubańska. Oczywiście mistrzowie batuty: Antoni Wit, Jerzy Maksymiuk, Maciej Tworek – najlepszy interpretator twórczości Profesora. Z wybitnych ludzi sztuki to również Anna Dymna czy Zbigniew Wodecki, który był uczniem Pana Leona Soleckiego, teścia Krzysztofa Pendereckiego. W Lusławicach odwiedzali też Profesora politycy, głowy państw, np. prezydent Aleksander Kwaśniewski, prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves (przywiózł Mistrzowi drzewo w prezencie), wielu ambasadorów i konsulów. Chciałbym jeszcze wspomnieć autorytety w dziedzinie botaniki i dendrologii, jakie odwiedzały lusławickie Arboretum, m.in.: Włodzimierz Seneta, Jerzy Tumiłowicz, wspomniani już Szmitowie – Joanna, Artur i Bronisław czy Przemysław Bąbelewski.
J.K.: Z pewnością tych znamienitych artystów było jeszcze więcej. Ja jeszcze chciałabym wspomnieć o obecności cenionych muzyków w Centrum. Działalność instytucji inaugurował koncert, podczas którego wystąpiła najwybitniejsza współcześnie skrzypaczka i muza Krzysztofa Pendereckiego Anne-Sophie Mutter ze swoimi studentami czy też znakomity Apollon Musagète Quartett, Camerata Silesia. Artystów występujących i goszczących w Lusławicach moglibyśmy wymieniać i wymieniać. Wskażę jedynie tych, którzy od razu przychodzą mi na myśl: zespoły: Filharmonicy Wiedeńscy i Berlińscy, Bergen Philharmonic Youth Orchestra, AUKSO – Orkiestra Kameralna Miasta Tychy, Atom String Quartet; soliści: Arto Noras, Mścisław Rostropowicz, Gábor Boldoczki, Radovan Vlatković, Barry Douglas, Adam Makowicz, Leszek Możdżer, Adam Bałdych, Mateusz Smoczyński, Agata Szymczewska, Piotr Pławner, Andrzej Ciepliński; dyrygenci: Lawrence Foster, Marek Moś, Susanna Mälkki, Dirk Vermeulen, Yaroslav Shemet; artyści z pogranicza muzyki klasycznej i popularnej: Dorota Miśkiewicz, Marek Napiórkowski, Grzegorz Turnau.
S.G.: Było o osobach już uznanych, jednak ciekawi mnie również Państwa perspektywa na możliwości i opcje, które Centrum jest w stanie zapewnić młodym adeptom sztuki muzycznej. I to niezależnie, czy mówimy o aktywnych muzykach, muzykologach, teoretykach, czy wszystkich innych młodych osobach, które byłyby zainteresowane działalnością wokół Centrum, a dopiero wkraczają w muzyczny świat. Może warto powiedzieć coś więcej o niezwykle ciekawym i bardzo potrzebnym w muzycznym świecie wyjątkowym programie ECM KP, którym jest Lusławicka Orkiestra Talentów?
J.K.: Podczas inauguracji Centrum wystąpiła Lusławicka Orkiestra Talentów. Krzysztof Penderecki mówił: „Moglibyśmy mieć każdą orkiestrę na świecie, a otwieramy orkiestrą dziecięcą”. Taka była wola Pana Profesora, aby na jednej scenie stanęli zarówno wybitni, światowej sławy muzycy, jak i ci, rozpoczynający swoją muzyczną drogę. To wspaniale również oddaje misję Europejskiego Centrum Muzyki jako miejsca spotkań uczniów ze swoimi mistrzami. Absolwenci pierwszych edycji LOT-u dziś są już uznanymi solistami, aktywnie koncertują jako muzycy orkiestrowi lub z powodzeniem realizują karierę pedagogiczną.
Lusławicka Orkiestra Talentów skupia najlepszych z najlepszych – najbardziej utalentowanych uczniów szkół muzycznych z całej Polski, kształcących się na skrzypcach, wiolonczeli i kontrabasie. Brzmią jak zawodowa, dojrzała orkiestra smyczkowa, a tak naprawdę to orkiestra dziecięca. Projektowi od samego początku patronuje prof. dr hab. Monika Bachowska, wspaniała pedagog i wybitna dyrygent, osoba, dla której LOT jest szczególnym zespołem.
Młodzi adepci sztuki muzycznej pracują nad różnorodnym repertuarem z przekroju epok i o różnych stopniach trudności, dzięki czemu stają przed różnymi wyzwaniami, co pozwala im szlifować swoje umiejętności i tym samym się rozwijać. Przed nami 6. edycja Lusławickiej Orkiestry Talentów – do końca 2025 roku trwa nabór do zespołu. Podobnym, równie istotnym projektem ECM KP, lecz dedykowanym starszej młodzieży i młodym dorosłym, jest młodzieżowa orkiestra smyczkowa Penderecki Youth Orchestra.
S.G.: Doskonale widać, że Centrum ma się dobrze. Dzięki czemu to zawdzięczamy – samym ideom Profesora, które są skrupulatnie realizowane, czy zamiłowaniu zarówno Państwa, jak i innych pracowników do twórczości Krzysztofa Pendereckiego? Co, według Państwa, spaja Centrum, stanowi jego serce i motor napędowy do dalszych działań i projektów?
J.K.: Centrum spaja przede wszystkim idea Profesora. Nie możemy zapominać, że instytucja to przede wszystkim ludzie, którzy niejednokrotnie znali Krzysztofa Pendereckiego, współpracowali z nim, a jego idea jest również bliska sercu tych osób, które dbają, by to, co najważniejsze dla kompozytora, trwało w tym miejscu. Sama muzyka jest ponadczasowa, wyrastająca niewątpliwie z geniuszu artysty. Jestem przekonana, że dziedzictwo będzie trwało w tym miejscu i stąd promieniowało na kolejne pokolenia.
S.D.: We wszystkich działaniach, jakie podejmujemy, zadajemy sobie pytanie: „Czy Profesor by tak chciał?”. Zawsze zastanawiamy się nad tym, co powiedziałby Profesor na wieść o kolejnych projektach, przedsięwzięciach, realizacjach. To jest nasz drogowskaz.
S.G.: I już na sam koniec – jak zapamiętali Państwo Krzysztofa Pendereckiego? Jaki był jako człowiek, kompozytor, dendrolog i właściciel Dworu w Lusławicach? Co kolejne pokolenia muzyków, muzykologów, dyrygentów i wszystkich innych osób zainteresowanych spuścizną kompozytora powinny o nim wiedzieć i wziąć sobie do serca?
S.D.: Był wspaniałym, ciepłym, dobrym człowiekiem, geniuszem o wielkiej pokorze. Potrafił wyjść do pracowników, ubrać kalosze, flanelową koszulę i wyruszyć z nami do pracy przy sadzeniu drzew. Zawsze otwarty, rozpoczynał rozmowę od pytania: „Co dobrego słychać?”.
Kochał ludzi, drzewa i to miejsce. Uwielbiał młodych, widział w nich przyszłość naszego kraju, chciał, żeby wzrastali, ale jednocześnie dbali o polską kulturę i tradycję. Niezwykle uważnie i z zainteresowaniem słuchał ludzi. Bardzo chciał pozostawić coś po sobie. Mówił, że nie wie, czy jego muzyka będzie grana za 50 czy 100 lat, ale drzewa po nim zostaną. Myślę, że i muzyka będzie grana, i drzewa zostaną.
J.K.: Mnie pozostaje już tylko podsumować to, co powiedział Stanisław. Krzysztof Penderecki był wybitnym artystą – odważnym, przełamującym bariery, umiejącym swoją muzyką i postawą budować most między pokoleniami, kulturami, różnicami. Z pewnością był również humanistą. Zatroskany o bliskich oraz o człowieka w kontekście ludzkości, przyszłości. Serdeczny i wrażliwy na to, co się wydarzało. Dla niego każda sprawa była ważna i szczególna. Mimo kilku kalendarzy wypełnionych na kilka lat do przodu zawsze znajdował czas dla człowieka – pracownika, artysty, prezydenta, również przypadkowo spotkanej osoby – oraz dla swoich drzew. Dla Krzysztofa Pendereckiego nie miało znaczenia, jakie ktoś miał wykształcenie, kim był z pochodzenia, jaką religię wyznawał, jakie obejmował stanowisko. Młodych zachęcał, aby nie zrażali się i nie poddawali kompleksom czy niekonstruktywnej krytyce, co dziś chyba nazwalibyśmy hejtem. Na koniec zacytuję jego słowa: „Całe życie artysty to odkrywanie niezbadanych ścieżek i często samo szukanie jest ważniejsze niż osiągnięcie celu”. Wszystkich nas uczył szacunku do ludzi, natury, historii i tradycji. Dodawał odwagi, aby podążać pod prąd. Był przykładem wiary w siebie i determinacji. Krzysztof Penderecki był najprostszy w swojej wielkości. Był wizjonerem o wielkim sercu.