Max Skorwider / fot. archiwum prywatne

wywiady

Kultowe, kiczowate, ważne. Rozmowa z Maxem Skorwiderem

OD REDAKCJI: Czego potrzeba do zaprojektowania okładki albumu muzycznego? Co zrobić ze złą okładką dobrej płyty? A na odwrót? I jaki sens mają obecnie konkursy na najlepszą okładkę? Odpowiedzi na te i inne pytania w rozmowie z Marleną Wieczorek udziela Max Skorwider.

Max Skorwider – ilustrator, plakacista, artysta wizualny oraz profesor Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu – opowiada o swoim spojrzeniu na sztukę projektowania okładek muzycznych. A także o tym, dlaczego najgorsze podejście to: „kupuję dobre płyty w dobrych sklepach muzycznych”.
_____

Marlena Wieczorek (M.W.): Trzy kroki do zaprojektowania okładki płytowej to…?

Max Skorwider (M.S.): Przesłuchać, poznać i zrozumieć muzykę wykonawcy.

M.W.: Czy te zasady dotyczą również okładki książki lub plakatu teatralnego? A może z punktu widzenia artysty grafika to zupełnie inne światy?

M.S.: Myślę, że istnieją ogólnie przyjęte zasady projektowe i każda realizacja im podlega. Każda forma okładki, obwoluty czy plakatu jest czymś inspirowana i nawiązuje do jakiegoś tematu. Dlatego właśnie istotna jest zasada zrozumienia, chęć poznania i umiejętność interpretacji danego tematu.

M.W.: Jaki jest największy kicz, jaki widziałeś na okładce?

M.S.: Myślę, że zdarzają się złe okładki dobrych płyt i odwrotnie. Słuchając płyt (a głównie słucham muzyki z winyli), lubię ustawić sobie płytę na honorowym miejscu podświetlanym specjalną lampą. Niedawno zresztą zaaranżowałem sobie w domu specjalne pomieszczenie do słuchania muzyki. Niestety, są takie płyty, których okładek nie ustawiam, bo ich widok psuje mi odbiór muzyki. Na przykład ostatnia okładka płyty The Rolling Stones Hackney Diamonds jest koszmarna. Łatwiej, kiedy okładki są ładne, a płyta przeciętna – wtedy stawiam na widoku samą okładkę, bez odtwarzania muzyki. A co do przykładów kiczu, to myślę, że wiele zależy od muzyki – im mniej ambitna, tym większy kicz. Wolę powiedzieć, które okładki lubię najbardziej. Są to płyty Kraftwerk, King Crimson czy Talking Heads. Uwielbiam też Zappę za bogactwo stylów zawartych na okładkach jego płyt.

Kultowe, ale zarazem kiczowate i ważne dla mnie są projekty Rogera Deana do płyt zespołów Yes czy Budgie. Uwielbiam też płyty Rolling Stonesów: „Sticky Fingers” zilustrowane przez Andy’ego Warhola czy „Still life” z okładką autorstwa Pauli Scher.

M.W.: Czy jest coś złego w tym, że artysta chce mieć na okładce po prostu swoje zdjęcie?

M.S.: Nie ma w tym nic złego. Znam świetne okładki zdjęciowe wykonane przez wybitnych fotografów: album Horses Patti Smith z fotografią autorstwa Roberta Mapplethorpe’a czy zdjęcia Lee Friedlandera na okładkach płyt Arethy Franklin, Milesa Davisa i Johna Coltrane’a. Okładka Goats Head Soul Rolling Stonesów to portrety autorstwa Davida Baileia. Wspaniała fotografia na okładce Grace Jones została wykonana i zaprojektowana przez Jeana Paula Goude’a.

M.W.: Gdzie znajduje się linia pomiędzy swobodą twórczą artysty a myśleniem marketingowym, o tym co się sprzedaje? Jak dalece potrafisz pójść na kompromis?

M.S.: W muzyce, tak jak i w sztukach plastycznych, produkcja nie może być ważniejsza od dzieła, od kreacji. Ma im służyć i wspierać je. Kompromis ma u mnie swoje granice i są to granice kompetencji. Jeśli ktoś robi mi korektę, nie potrafiąc rysować, nie mając pojęcia o projektowaniu i nie posiadając doświadczenia, to najczęściej rezygnuję z jego poprawek. Ale zdarzają się dyskusje, które mogą mnie czegoś nauczyć, wskazać szerszą perspektywę. Wtedy jestem otwarty na konstruktywną krytykę.

M.W.: Czy aby stworzyć dobrą okładkę płyty, trzeba znać się na muzyce albo chociaż na muzyce na danej płycie?

M.S.: Tutaj wracamy do tego, co powiedziałem na początku. Nie wiem, czy sama znajomość muzyki wystarczy, by stworzyć coś dobrego. Na pewno będzie bardzo pomocna. Klaus Voorman był przyjacielem Beatlesów i stworzył piękną okładkę do płyty Revolver. Warto poznać muzyków, zaprzyjaźnić się z nimi i polubić ich muzykę. Poczuć ją. Ale gatunki muzyki są różne, a każdy z nas czuje inaczej. Warto znać się na muzyce, być otwartym. Najgorsze podejście to: „kupuję dobre płyty w dobrych sklepach muzycznych”. To o niczym nie świadczy i niczego nie mówi. Takiego właśnie „znania się na muzyce” unikam. (śmiech)

Czasami okładka to sam pomysł, jak na przykład zaskakujący „Biały album” Beatlesów – okładka bez okładki. Zaprojektowali ją Richard Hamilton oraz Paul McCartney. Egzemplarze albumu były numerowane, a kolejność wydanych płyt budowała ich wartość na rynku.

M.W.: A w dzisiejszym świecie streamingu co jest obecnie „okładką”?

M.S.: Okładka pozostaje okładką. A streaming przyczynił się w ostatnim czasie do powrotu winyli, czyli dużych okładek, co mnie osobiście bardzo cieszy.

M.W.: Czy konkursy na najlepszy plakat/okładkę maja jeszcze sens?

M.S.: Mają sens. To trochę tak jak składanki w muzyce. Zbieramy to, co najlepsze, i pokazujemy. Owocem konkursów są najczęściej wystawy. To one przyciągają ludzi i poszerzają ich aktywność kulturalną. Konkursy to też szansa dla artystów na zaprezentowanie się i zwrócenie na siebie uwagi. Gorzej, kiedy mamy do czynienia ze źle dobranym jury. Kiedy nie ma w tym gronie specjalistów, ekspertów, tylko jacyś wójtowie, kierownicy, i tak dalej. Moich studentów zawsze zachęcam do wysyłania prac, do udziału w konkursach. Tak naprawdę im szybciej zaczną działać w ten sposób, tym większe prawdopodobieństwo, że przestaną być anonimowi.

Wydawnictwo Miejskie Posnania

Konkurs 30/30

Stary Browar

Poznań patronat honorowy

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć