Jestem DJem. To stwierdzenie można usłyszeć ostatnimi czasy bardzo często. Prawie każdy ma w gronie swoich znajomych osobę, która tak siebie nazywa. Co to właściwie znaczy? Czym tak naprawdę zajmuje się DJ?
Termin Disc Jockey wywodzi się ze slangu radiowego. Pierwszy raz użył go Walter Winchell, operator radiowy, kiedy to określił w ten sposób swojego kolegę po fachu, Martina Blocka. Pierwsze prototypy występu DJ-skiego wiążą się z publicznym odtwarzniem płyt, głównie jazzowych, które miały miejsce w latach czterdziestych w USA. Jednakże interesująca nas historia, rozpoczyna się tak naprawdę od budowy pierwszego miksera, jakim był model CMA-10-2DL, występujący masowo w coraz bardziej popularnych nocnych lokalach i dyskotekach w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Cała zabawa polega na miksowaniu dwóch lub więcej utworów muzycznych na zasadzie dopasowania ich tempa przy użyciu słuchawek oraz płynnym przejściu, za pomocą pokręteł kontrolujących częstotliwości dźwięku (najczęściej trzy – tzw. ‘niskie’, do ok. 100 Hz, ‘średnie’ do 1000 Hz i ‘wysokie’ do 10000 Hz). Źródłem dźwięku jest winylowa płyta, która zawiera mechaniczny zapis wydobywany za pomocą diamentowej igły.
Tak wygląda kwestia teoretyczna. Jeśli chodzi o praktykę, nie jest to, wbrew powszechnym pozorom, nic trudnego. Jestem pewien, że duża część ludzi, mających jakiekolwiek poczucie rytmu jest w stanie opanować tę sztukę w sposób zadowalający w bardzo krótkim czasie. Jest oczywiście w tej profesji możliwy poziom wirtuozostwa, obecny zwłaszcza w sztuce turntablismu czyli popularnego scratchu, ale też w standardowym miksowaniu. Jako osoba związana z tym środowiskiem, mogę potwierdzić, że DJing to naprawdę świetna zabawa. Zgrywanie ulubionych płyt w połączeniu z możliwościami, jakie dają współczesne miksery może wyciąć wiele godzin z życia.
Istnieje wiele typów DJ-ów, co jest związane z preferowaną muzyką, doborem sprzętu, techniką gry. Jest jednak wspólna cecha, łącząca nawet skrajne przypadki – zapał do gry. Podobnie jak z grą na instrumencie nie ma w tym zawodzie innej drogi. Najpierw pojawia się miłość do muzyki, chęć podzielenia się nią w gronie najbliższych. Następnym krokiem jest poświęcenie, inwestowanie w sprzęt, spędzanie długich godzin na doskonaleniu umiejętności, wyrabianie swojego stylu. Pierwszy udany publiczny występ wiąże się zawsze z ogromną satysfakcją, nagrodą za poświęcony trud. Popularność jest tylko miłym efektem ubocznym, specjalnym wyróżnieniem za dalszy wkład i poświęcenie w obranej drodze. Tu właśnie pojawia się zasadnicza różnica pomiędzy instrumentalistą a DJem. Obecność za konsoletą wiąże się zawsze z występem solowym, dobry występ zostanie zawsze zauważony i doceniony, ponieważ cały czas istnieje kontakt z publicznością. Droga do sławy jest dużo prostsza. Dodatkowo sprawę ułatwiają nowe, coraz bardziej dostępne technologie umożliwiające idealne zgrywanie utworów niemalże automatycznie.
https://it.jursza.com/pl/page/inne-takie/kontroler-z-lidla-i-virtual-dj-pro.html
Niestety, widok ludzi grających często nielegalnie posiadane utwory ze sprzętów, bez użycia słuchawek jest coraz częstszy. Jako DJ grający z płyt, których nabycie sprawiło niemały trud i tysiące godzin w sklepach winylowych, sytuacja ta wprawia w zażenowanie, kiedy mmam przedstawić się jako DJ. Nie muszę dodawać, że takie podejście, zdecydowanie nie wiąże się z pasją do muzyki, lecz tylko i wyłącznie z chęcią zdobycia popularności.
Nieco inaczej wygląda to u profesjonalnych muzyków. O ile powyższa sytuacja ma miejsce na węższym gruncie lokalnym, o tyle znani DJ-e, nie muszący martwić się o popularność, mają własne sposoby na drobne przekręty. Przykładem może być porównanie dwóch koncertów znakomitego zespołu Arms and Sleepers, jakie odbyły się w okolicach lutego 2011 i 2013 roku w poznańskiej Scenie pod Minogą.
Pierwszy z nich to komputerowo-instrumentalny występ live, w którym wykorzystanie laptopów ograniczało się tylko do odgrywania podstawowych motywów i partii rytmicznych, głównie na perkusji. Prawdziwą ozdobą byli instrumentaliści, którzy wspaniale urozmaicali ów szkielet używając bardzo oryginalnych brzmień. Drugi z koncertów polegał na DJ secie. Tym razem przyjechało zaledwie dwóch muzyków, których wola polegała wyłącznie na obsłudze laptopów.
Poziom tych koncertów był skrajnie różny. Repertuar był bardzo podobny, lecz to właśnie pierwszy z nich został dużo lepiej przyjęty. Nie chodzi tu o wyższość instrumentarium nad sprzętem elektronicznym, ale o umiejętność wykorzystania i połączenia tych środków. Słuchanie i oglądanie muzyków było czystą przyjemnością. Wykonanie i aranżacja rzucały nowe, świeże spojrzenie na znane utwory, a ciągłe improwizacje budowały napięcie. Pierwszy występ był świetnie przyjęty.
Niestety tego samego nie można powiedzieć o drugim. Obraz dwóch ludzi stojących przed laptopami i kiwających w tym samym rytmie głowami był nudny i monotonny. W porównaniu do zeszłej edycji DJset wypadł dużo gorzej. Zarówno muzycy jak i publiczność wydawali się być znudzeni. Zdecydowanie brakowało najważniejszego czynnika – pasji do muzyki. Podobnych przykładów jest wiele, wniosek nasuwa się ten sam.
Czy lokalni DJ-e i panowie muzycy, grający pięćdziesiąty trzeci koncert w ciągu roku ze swoich laptopów, mogą być zadowoleni ze swojego występu? Szczerze, wątpie. Czy jest to jedyna droga? Nie ! Nadal są przykłady muzyków, którzy wręcz tryskają swoją pasją, oddziaływujac na setki, a nawet tysiące ludzi słuchających ich muzyki. Żeby zachęcić kogoś do słuchania “naszej” muzyki, trzeba być do niej samemu przekonanym. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko mieć nadzieję, że dobra muzyka sama się obroni, znajdując zwolenników, którzy są w stanie oddać wszystko do jej uczciwego posiadania i chęci podzielenia się nią ze światem.