Mówi się, że artyści nie istnieliby bez publiczności. Równie trudno wyobrazić sobie festiwal bez odbiorców. Stanowią oni istotną część wydarzenia, które tworzone jest z myślą o nich, ale także dzięki nim. Często to widownia zaczyna pełnić rolę ambasadora danej imprezy. Przyjrzenie się koncertom jej oczami oraz uszami wydało mi się szczególną okazją do poznania Festiwalu Nostalgia, w którym uczestniczyłam po raz pierwszy. Podjęłam się przeprowadzenia ankiety publiczności. W tym celu przygotowałam zestaw kilku pytań, na które szukałam odpowiedzi w trakcie całego festiwalu. Chociaż muzyka odgrywa w moim życiu ważną rolę, to nie zajmuję się nią profesjonalnie, dlatego część poruszanych przeze mnie wątków nie dotyczyła tematów czysto muzycznych. Interesowało mnie to, co powoduje chęć udziału w tego typu imprezie. Chciałam dowiedzieć się, jak jest ona odbierana, chciałam poznać opinie na temat poszczególnych punktów programu. Moi rozmówcy chętnie dzielili się swoimi przemyśleniami, co było dla mnie wyjątkowym doświadczeniem. Okazało się, że nasze rozmowy nabrały bardzo osobistego charakteru. Z jednej strony byłam tylko obserwatorką, której zadaniem było zebranie informacji na temat wrażeń dotyczących konkretnych wydarzeń, z drugiej strony, dzięki niezwykłej otwartości i zaufaniu osób, z którymi miałam przyjemność rozmawiać, poczułam się jednocześnie częścią tej wspólnoty.
Festiwal odbywa się już po raz jedenasty, więc ma swoich wiernych odbiorców, ale nadal przyciąga kolejnych. Co skłania ich do przyjścia na Nostalgię?
Młoda kobieta zatrzymana przed kościołem mówi, że przyjechała z Francji na tydzień do Polski, a na koncert zaprosiła ją koleżanka. W innej wypowiedzi można było usłyszeć: Szczerze, to moja żona, która jest żądna wrażeń emocjonalnych, duchowych. Ale nie tylko bliscy mają w tym swój udział, a i pewnie też trochę mojej wrażliwości na sztukę, na religię. Religia jest dla mnie ważna, a tutaj jest jednak motywem tego całego spotkania, tej muzyki (…) i to też mnie skłoniło do tego, żeby się przyjrzeć zaproszeniu żony. Także z dużą przyjemnością tutaj jestem i jest mi bardzo miło.
Zachętą do wzięcia udziału byli także tegoroczni bohaterowie: Przyciągnęło mnie nazwisko Kanczelego. Perspektywa tego, że właśnie cały cykl „Życie bez Bożego Narodzenia” będzie wykonywany jednego dnia. Koncerty, Masecki w innej odsłonie, ciekawość czy może bardziej ciekawskość, muzyka, bardzo muzyka, wszystko naraz.
Jednym z wymienianych powodów była wspomniana ciekawość, która prowadzi do odkrywania nieznanych obszarów i może stanowić pierwszy stopień do zdobycia wiedzy. Nie bez znaczenia pozostaje okres, w którym odbywa się impreza. (…) To jest czas kiedy dni są krótsze. Jest czas na przemyślenia, refleksje. Rok dobiega końca i to też jest takie podsumowanie. Jest pewna potrzeba na posłuchanie takiej muzyki, która porusza nas od wnętrza i to nas skłoniło, żeby przyjść.
fot. Maciej Zakrzewski
A co sprawia, że słuchacze powracają na festiwal?
Lubimy chodzić na koncerty. Dobre koncerty. Skusił nas Masecki i przy okazji poznaliśmy Pana, który tu dzisiaj grał. (Piotr Orzechowski – przyp. aut.)
Akurat w tym roku przyciągnął nas muzyk z Gruzji (Gia Kanczeli – przyp. aut.), który jest niepowtarzalny.
Chyba jestem czwarty raz, także trudno sobie wyobrazić. Jest to zawsze dla mnie okazja do poznania nowej muzyki i nowych twórców, o których wcześniej często nie wiedziałam. Jest to dla mnie zaskoczeniem, że muzyka współczesna może być piękna i ciekawa i poszerzam swoje horyzonty co roku.
Motywem przewodnim tegorocznej odsłony Nostalgii było hasło „Życie bez Bożego Narodzenia”, które zostało zaczerpnięte z tytułu cyklu czterech „modlitw” Gii Kanczelego. Zainspirowało mnie ono do zapytania, czym byłaby jesień bez Nostalgia Festival Poznań. A oto niektóre odpowiedzi:
Byłaby na pewno bardziej pusta. Brakowałoby mi jej, bo to już któraś Nostalgia w moim życiu i tak szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie jesieni bez Nostalgii i tak jak i świąt bez Bożego Narodzenia.
Ja muszę powiedzieć, że w Poznaniu jest dużo imprez kulturalnych, w których właściwie przez cały rok można brać udział. W związku z tym teoretycznie można sobie wyobrazić, że moglibyśmy nawet nie zauważyć braku tej imprezy, ale z drugiej strony, w tej chwili doceniam to, że rzeczywiście jest.
Miałabym ogromną lukę w swoim bycie na ziemi, że tak powiem, bo jest to takie ciekawe spotkanie, z ciekawymi ludźmi, z twórcami przede wszystkim (…) cała oprawa muzyczna, która służy tej uroczystości. Dla mnie to jest naprawdę przepiękna jesienna uroczystość.
Nie byłaby tym samym. Myślę, że to jest cudowne przeżycie. Na kilku poziomach poruszające głęboko emocje, nawet trudno je w tej chwili nazwać. Pobudzające do refleksji i do patrzenia na swoje życie jeszcze bardziej złożone, ale w barwny sposób jeśli chodzi o mnie, o moje przeżycia. Są wzbogaceniem mojego życia.
Na pewno jesienią nudniejszą, pozbawioną świetnej muzyki i kilku przesympatycznych nowo poznanych osób i mnóstwa odkryć.
Myślę że jesień bez festiwalu Nostalgia byłaby czasem, który pędzi, czasem bez zatrzymania, czasem bez refleksji. Bez takiego momentu, w którym mogę sobie powiedzieć stop i zastanowić się co robić ze swoim życiem. Byłaby czasem bez wydarzenia, które pozwala obcować z absolutnie piękną i niesamowitą muzyką. Pozwala też zrobić to w absolutnie niesamowitej przestrzeni kościelnej, która też w jakiś sposób wpływa na to w jaki sposób te muzykę odczuwamy i w jaki sposób ją odbieramy, więc krótko mówiąc myślę, że jesień bez festiwalu Nostalgia byłaby bardzo bardzo uboga.
Byłaby smutkiem, cóż więcej powiedzieć.
fot. Maciej Zakrzewski
Jako pierwszy na scenie powitał nas Piotr Orzechowski, który przedstawił pierwszego festiwalowego wieczoru cały materiał z albumu 24 Preludes & Impovisations. Tytuł nawiązuje do cyklu 24 preludiów i fug Johanna Sebastiana Bacha, ale to zdecydowanie własne podejście do muzyki klasycznej „Pianohooligana”.
Jeden koncert, dwie części, 24 preludia i improwizacje, dwa bisy, a jak publiczność podsumowała swoje odczucia?
To jedno zdanie mówi wszystko: O jeden bis za mało. Ale można też nieco dłużej: Przede wszystkim koncert „Pianohooligana” był dla mnie nieoczywisty. Był zderzeniem się dwóch rzeczywistości sacrum i profanum. Był absolutnym miksem takiego dziedzictwa muzycznego jakie posiadamy. Był też niesamowity dlatego, że rzeczywiście było widać w nim całego „Pianohooligana”. To, że on z tą muzyką żyje na co dzień (…), jak on sam ją odbiera i jak chce, żebyśmy my ją odbierali. Dzięki temu, że to były dwa koncerty myślę, że to było bardziej „strawne” tzn. dostaliśmy jedną dawkę muzyki, potem mogliśmy odpocząć i dostać kolejną trochę mniejszą dawkę, bo było to jednak mniej nasycone emocjonalnie.
Orzechowski grał dosłownie całym sobą, przez co jego wykonanie zyskało wielką sugestywność. Wartością dodaną było zobaczenie, z jaką ekspresją ten artysta wykonuje utwory na żywo.
Tak sobie myślę, że bardzo wspaniale jest chodzić do galerii, żeby oglądać obrazy oczami, ale też pięknie jest oglądać rzeczy uszami i to jest to, taka muzyka, którą się też ogląda i w jakiś sposób ona niesamowicie uwrażliwia nas na świat i też pokazuje jak piękne rzeczy ludzie mogą spotkać.
Zacisze domowe, galeria sztuki, wreszcie kościół. Bardzo ważne jest to, jak miejsce, w którym słuchamy muzyki, wpływa na jej odbiór. Było mi przeraźliwie zimno, ale za nic nie chciałam, żeby mnie tam nie było. Ta muzyka daje taką świetną energię, która niesie potem przez jakiś czas.
Tak jakby muzyka przenosi w inny świat. Człowiek nie czuje, że tyle czasu upłynęło i kościół chyba potęguje te wrażenia muzyki. Wydaje mi się, że na sali koncertowej nie byłoby takiego wrażenia.
fot. Maciej Zakrzewski
Współcześnie żyjemy w szybkim tempie. Dzień obfituje w liczne obowiązki i często brakuje nam czasu na wyciszenie, które jest niezbędne do regeneracji i podejmowania kolejnych aktywności. W odpowiedzi na te problemy, organizatorzy zaproponowali spędzenie drugiego dnia festiwalu na obcowaniu ze sztuką bez pośpiechu, spokojnie i razem z innymi. Postanowili wypełnić go nie tylko koncertami z muzyką Kanczelego w wykonaniu Orkiestry Collegium F pod batutą Marcina Sompolińskiego, ale również m.in. spotkaniami z gośćmi, pokazami filmowymi czy wspólnymi posiłkami. Zastanowiło mnie, czy potrafimy jeszcze odnaleźć się w konwencji takiego dnia. Czy muzyka prezentowana w ten sposób sprzyja głębszym przeżyciom? Oto, co usłyszałam:
Ja wiem czy sprzyja? Integruje bardziej. Tak właściwie widzi się tych samych ludzi już później, po pewnym czasie. Widziało ich się na śniadaniu, widziało się ich na obiedzie. (…) i na tych koncertach, też człowiek obserwuje nawet jak ludzie reagują. Muzyka jest szczególna. Arvo Pärt ma podobną muzykę. Ci muzycy jakby na jednej nucie grają, tak to odczuwam, że to jest taka uduchowiona muzyka. Z podobnego kręgu się wywodzą, te odczucia mają bardzo podobne. Ze Związku Radzieckiego, w którym właściwie religie zupełnie wyeliminowały ze swojego życia, a ta duchowość, nie jest to stricte religia, ale się ją wyczuwa.
Sprzyja bardzo, dodaje do tego wszystkiego wspólnotowy charakter. Chociaż ciekawe wydaje się, też wysłuchanie wszystkiego w większych dawkach.
(…) cała sobota jest z bardzo piękną muzyką może, którą nie zawsze rozumie, ale którą odczuwam. Także ogromne dzięki organizatorom i chciałabym znów za rok w czymś równie ciekawym uczestniczyć.
fot. Maciej Zakrzewski
Można powiedzieć, że część słuchaczy doświadczyła uczty nie tylko dla ducha, ale również dla ciała.
(…) mamy tutaj odczucia duchowe i trochę z odczuć sybaryty(…).
(…) oprócz naszego życia duchowego, przeżyć duchowych jesteśmy też głodni, spragnieni. Mamy typowe potrzeby ciała, które są czymś bardzo prozaicznym, ale jednak jest to uzupełnienie naszej duchowości. W związku z tym, te dodatkowe wrażenia, typu właśnie jedzenie, jeszcze bardziej zbliżają nas wszystkich do siebie (…).
(…) aczkolwiek jest tutaj taka luźna atmosfera. Było mówione, że będzie wspólny stół. Niestety są krzesła poustawiane oddzielnie i rozmawia się w mniejszym gronie. Troszeczkę inaczej sobie wyobrażałam ten wspólny stół, ale jestem zadowolona z przebiegu.
Mimo braku jednego stołu udało się zbudować swego rodzaju wspólnotę.
Uwielbiam takie sytuacje, rozmowy, takie klimaty, w których czuć więź z innymi ludźmi. To są przyjemne, miłe odczucia, że są takie zwykłe ludzkie relacje, rozmowy mniej lub bardziej znaczące, ale sam klimat, zanurzenie się w tym, w takiej zwyczajności, której trochę brakuje i stworzenie tu takiej życzliwości, otwartości, to po prostu napawa czymś tak dobrym w środku. Nie tylko zbliża, bo ja niezależnie od otwartości czuję się blisko drugiej osoby czy osób, ale jest czymś niezwykłym dla mnie.
Nasunęły mi się w tej chwili, obserwując tutaj ludzi, słowa mojego ojca, który zmarł w tamtym roku w wieku lat 90 i powiedział coś takiego. Zobaczysz dziecko jeszcze przyjdą takie czasy, że człowiek będzie tęsknił za drugim człowiekiem i jeżeli znajdzie gdzieś w lesie, na polu ślady jego stóp to będzie je całował.
Zdanie „Życie bez Bożego Narodzenia” jest przewrotne, powiedział dyrektor festiwalu Michał Merczyński Wsłuchajmy się w „Życie bez Bożego Narodzenia”, w to co kryje się za tym tytułem. Również Barbara Kinga Majewska i Marcin Masecki prezentujący swój najnowszy wspólny projekt Taratil’id al-milad, pozwolili nam odkryć na nowo, tradycyjne bożonarodzeniowe pieśni. Spytałam publiczność, jak się czuła słuchając powszechnie znanych kolęd w nieznanych dotąd opracowaniach?
Muszę powiedzieć, że specjalnie wybrałem się na ten koncert, ze względu na to, że chciałem wysłuchać właśnie w arabskim języku te kolędy i musze powiedzieć, że jestem pod wielkim wrażeniem. Kolędy nasze śpiewa się zupełnie inaczej, jednak wesoło, skocznie, nie wszystkie, ale większość z nich, a tutaj skłaniało do zamyślenia.
Bardzo byłem zaskoczony i prawdę powiedziawszy rozpoznałem kilka kolęd polskich w tych zupełnie nowych aranżacjach, ale byłem zaskoczony (…) po pierwsze, ale to nie było zaskoczenie takie niemiłe tylko bardziej takie zaintrygowanie. Bardziej coś takiego co powiedziało mi, że warto właśnie poszperać sobie, poszukać innych aranżacji. Nie tylko te wesołe kolędy, przyśpiewki świąteczne, które my znamy, ale właśnie ja miałem po tym koncercie taką myśl, że chętnie poznałbym obyczaje świąteczne, kolędy z różnych tych najodleglejszych zakątków świata.
fot. Maciej Zakrzewski
Nie czułam na pewno tej wesołości (…) po prostu zdziwienie, właśnie tak jak można te święta przeżyć, jeżeli nie ma takiej otoczki typowo świątecznej, a jest jednak ta głębia, taka spirytualność jest jeszcze bardziej podkreślona.
Ja jestem zauroczona tym koncertem. Absolutnie uwielbiam twórczość Barbary Kingi Majewskiej, uwielbiam też twórczość Marcina Maseckiego, więc prawdopodobnie jestem nieobiektywna mówiąc to, ale wiedząc co sobą reprezentują ci artyści, być może nie starałam się skupiać na tekście, a na samym brzmieniu. Na tym co się dzieje i też jak się dzieje, a niekoniecznie na treści tych kolęd, bo myślę, że każdy z nas pamięta jedną może dwie zwrotki, a później jeśli tak bardzo chce tego tekstu, to podkłada sobie jeszcze raz to samo, a to nie o to chodzi. Chodzi o zupełnie coś innego, żeby wsłuchać się w ten nostalgiczny właśnie nastrój, w ten nastój pełen zadumy przez to, że te aranżacje były takie minimalistyczne, ascetyczne pozwalały skupić się w całości na nich. Poza tym to, że one nie były takie oczywiste, bo głosu i fortepianu pewnie spodziewałby się każdy, ale już nie każdy spodziewałby się klawesynu i syntezatora i pewnie znając też estetykę Marcina Maseckiego można było spodziewać się czegoś może bardziej jazzowego, może tego, że instrumentu będzie więcej, a tutaj nie, zupełnie nie, więc to było dla mnie absolutnie uwalniające, też, że to wcale nie musi być jakieś ciężkie, nie musi być niemiłe do słuchania. To, że to jest muzyka współczesna pomimo tego, że to jest właśnie ten znany motyw i z tego znanego motywu czyni coś nieznanego. To dla mnie właśnie to było niesamowite, usłyszeć coś co teoretycznie znam, ale tak naprawdę stało się to dla mnie zupełnie obce, ale pomimo tego jakoś to oswoiłam.
Piękno głosu, piękno muzyki aczkolwiek spodziewałam się że może trochę będzie więcej urozmaicenia. Bardzo surowe to było w wyrazie, widziałam, że był jakiś elektroniczny przyrząd i myślałam że może trochę więcej jak gdyby wstawek elektronicznych będzie, ale ogólnie ładne i takie po prostu czyste piękno.
To było poruszające, nowe doświadczenie.
fot. Maciej Zakrzewski
W filmie Mariusza Grzegorzka Gia Kanczeli. Życie bez Bożego Narodzenia tytułowy bohater mówi, że chciałby, aby muzyka, którą kocha wyrażała współodczuwanie. A czym jest współodczuwanie dla moich rozmówców? Prezentuję poniżej część odpowiedzi:
Współodczuwanie dla mnie, to jest empatia, to jest radość, kiedy ktoś jest radosny i to jest dzielenie jego smutku, może nie płaczem, ale staram się zrozumieć jego smutek, jeżeli tylko można staram się być pomocna.
Codzienną pracą, ale z racji zawodu, ale i też tak patetycznie, współodczuwanie jest naturalnością. Uważam, że tak powinny wyglądać relacje między ludźmi, opierające się na zrozumieniu, wrażliwości, wynikającej też ze zrozumienia, ale też uważności na drugą osobę, na jej inność, tak myślę. Próba zrozumienia jej, ale też bycie w kontakcie z sobą i ze swoją innością i indywidualnością.
Na pewno w takim dosłownym sensie, to jest kontakt z innym człowiekiem na poziomie emocji i myślę, że to rzeczywiście może działać w obie strony, że zarówno wtedy kiedy my współodczuwamy jakieś emocje kogoś innego, to też ułatwia komunikację i może działać w obie strony.
Kontakt wzrokowy z drugim człowiekiem, dotyk, poczucie bliskości, empatia, podążanie za kimś, za jego emocjami bycie z nim w trudnych chwilach.
Uświadamianie sobie że wszyscy jesteśmy jednością.
To jest taka więź między ludźmi, która się wytwarza między innymi dzięki muzyce.
Gdy coś jednoczy i kiedy patrzy się po twarzach dookoła to ma się wrażenie, że czują się w tym momencie dokładnie tak jak ty.
Podczas spotkania dwóch zakonników o. Tomasza Dostatniego i o. Wacława Oszajcy padło stwierdzenie, że drugi człowiek jest krańcem świata, jest tajemnicą. Nostalgia Festival Poznań umożliwił mi podróż do różnych zakątków świata i zbliżenie się do jego tajemnic.
Teksty powstały w ramach warsztatów „Krytyka w praktyce” zorganizowanych przez Fundację MEAKULTURA przy Festiwalu Nostalgia 2018.