Okładka płyty "Rzeźba dnia" Renaty Przemyk, materiały prasowe

recenzje

Magia dźwięków. Magia rytmów. Magia słów.

Wreszcie – po pięciu latach – doczekaliśmy się kolejnej autorskiej płyty Renaty Przemyk zatytułowanej Rzeźba dnia, na której znalazło się jedenaście kompozycji. Płyty niebanalnej, świeżej, odkrywczej, ale jednocześnie charakterystycznej dla tej artystki.

Otwierający album utwór Czas M wprowadza delikatnie etniczne klimaty (połączenie fletu, bębnów i gitary). Pierwsze uderzenie elektroniki zaskakuje, ale nie przeszkadza, podkreśla to, co najciekawsze w warstwie muzycznej, żeby za chwilę się w nią wtopić i stworzyć naturalną całość, a na samym końcu wyeksponować emocje partią altówki.

Kot przenosi nas do zupełnie innego świata, trochę popowego, trochę bajkowego, trochę magicznego, ale ciągle rytmicznego i można by powiedzieć – całkiem swojskiego. Wokalnie jest to niezwykle urzekająca kompozycja.

Na trzecim miejscu znalazł się utwór promujący album – Kłamiesz. Zaskakujący ogromną energią, skoncentrowaniem na niemal dyskotekowym rytmie w refrenie, wplataniem bitu o nieco rockowym zabarwieniu w zwrotce. Utwór chyba najbardziej elektroniczny z całej płyty, ale jednocześnie nie tracący tego charakterystycznego dla Renaty Przemyk pazura.

Tytułowa Rzeźba dnia, ujęta w ramy zgrabnego walczyka, igra z dźwiękami niskimi i wysokimi, bawi się barwami głosu, eksponuje taneczność, skoczność, pozwalając warstwie wokalnej pozostać w urzekająco leniwej opozycji wobec samego rytmu.

Nic to jest wydaje się na początku nieco ascetyczne. Ograniczone prawie wyłącznie do warstwy rytmicznej i wokalnej, dopiero później rozwija się dzięki akordom gitarowym, z lirycznym, wokalnym przerywnikiem, podkreślanym z kolei przez łagodny syntezator. Jednak na samym końcu zaskakuje dynamicznym, tanecznym finałem.

Ogniste i niezwykle zmysłowe tango z mistrzowskim akordeonem w Raczej to utwór, który uwiódł mnie już pierwszymi dźwiękami. Absolutnym aktem odwagi było poprzeplatanie tak klasycznego rytmu dubstepem i spięcie całości akordeonem. Ryzyko z pewnością się opłaciło, bo efekt końcowy jest bardzo ciekawy. Piosenka pobudza zmysły, porywa, zostawia po sobie ślad w głowie – nie da się wysłuchać jej obojętnie. Cała warstwa muzyczna i przejmujący, emocjonalny wokal zostały przypieczętowane tekstem Anny Saranieckiej, co razem sprawia, że utwór może stać się dużym przebojem.

Co tam niebo uspokaja emocje, ale zatrzymuje nas jeszcze w klasycznych, tanecznych rytmach sensualnej rumby. Wraz z lirycznym, delikatnie zawodzącym wokalem, utwór stwarza przyjemny, balladowy nastrój o lekko popowym charakterze, ujmująco podkreślony przez altówkę.

Z popu przenosimy się w bardziej leniwy klimat Dwojedno, aczkolwiek z mocnym, wyraźnym bitem – jest rytmicznie, kołysząco, z urzekającym akordonem i liryczną partią wokalną.

Zamiana to kolejna, po Rzeźbie dnia, bardzo zgrabna zabawa dźwiękiem i głosem. Utwór jest mocno elektroniczny, nawiązujący stylizacją do electro z wczesnych lat osiemdziesiątych, z fantastycznie dopasowanym, melodyjnym i błyskawicznie wpadającym w ucho wokalem, emanującym pozytywną energią.

I nagle drastycznie przeskakujemy w mroczne tony Wilka – ciemną mieszankę mocnych bitów, zbliżonych do tych znanych nam z twórczości choćby grupy Portishead, ale wzmocnionych zabarwieniem w stylu dark electro z dubstepowym zakończeniem.

Płytę zamyka Życie bez utrzymując mroczny klimat z poprzedniego utworu, jednak muzycznie wydaje się być bliższy klasycznym formacjom darkwave’owym, wzbogaconym o mocny, rytmiczny bit.

Cały album uderza różnorodnością, bogactwem wykorzystanych środków, możliwości instrumentów zarówno akustycznych, jak i elektronicznych. Sięgając tak dalece po zdobycze elektroniki Renata Przemyk łatwo mogłaby zdryfować w stronę karykatury i kiczu. Tymczasem, wykorzystując pozornie odległe od siebie stylistycznie elementy, połączyła je ze sobą jednostkowo na poziomie poszczególnych utworów, na samym końcu tworząc bardzo ciekawy, przemyślany album.  Słuchając tej płyty nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Rzeźba dnia jest dokładnie taka, jaka być powinna – nowatorska, niebanalna i odkrywcza, a jednocześnie zachowuje tak dobrze znane i rozpoznawane przez fanów Renaty charakterystyczne elementy jej twórczości. Jest czas i miejsce na refleksję, kontemplację – nie tylko muzycznie, ale również w tekstach, które od zawsze były nieodzowną częścią twórczości artystki. Jest też przestrzeń na różnorodne doświadczenia dźwiękowe, poszukiwanie, próbowanie, testowanie i progres.

Płyta sprawia wrażenie bardzo dobrze dopracowanej koncepcyjnie całości – ma swój początek, rozwija się, kumuluje energię, łagodnie opada, zapada się w mrok. A każdy z utworów – będąc jednocześnie nieodłącznym elementem całej struktury – sam w sobie ma coś indywidualnego, jest jedyny, niepowtarzalny a zarazem tak znajomy i bliski.

Ten album nie zawiedzie wiernych fanów artystki, co więcej prawdopodobnie przysporzy jej wielu nowych słuchaczy, którzy także ulegną urokowi tej niebanalnej kompilacji. 

————

Wywiad z Renatą Przemyk można przeczytać tutaj: https://meakultura.pl/wywiady/odslaniac-sie-mozna-na-wiele-sposobow-wywiad-z-renata-przemyk-1027 

—————-

Tekst powstał dzięki

Funduszowi Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS

Wesprzyj nas
Warto zajrzeć