Natchnienie, czymkolwiek ono jest, rodzi się z bezustannego “nie wiem” – te słowa wypowiedziała Wisława Szymborska na odczycie noblowskim w 1996 roku.
Zastanawiam się kto i kiedy odebrał nam prawo do mówienia „nie wiem”. Patrząc się na studentów pierwszego roku czuję zazdrość. Oni nie wiedzą nic! Ani po co komu kontrapunkt, ani co zrobią ze zdobytą wiedzą historii muzyki oraz tego co najważniejsze – do czego im się przyda? Myślę, że dopóki magiczne słowa „nie wiem” niosą za sobą chęć poznania, dopóty studiowanie ma ogromną wartość. Przyszli muzykolodzy spędzają długie godziny w bibliotece, pogłębiając swoją wiedzę, dociekając i badając kolejne nurtujące ich zagadnienia.
Dlaczego wypada nie wiedzieć na pierwszym roku studiów licencjackich, a na studiach magisterskich nie? Odpowiedź jest pozornie banalna. Czy jednak zdany licencjat nie powinien być pretekstem do stawiania kolejnych pytań? Czy nie powinniśmy pogłębiać, dociekać i badać bardziej? Pewnie, że większość z nas to robi, jednak na forum publicznym, czyli na zajęciach nie zawsze „nie wiem” przechodzi nam przez gardło. I wcale nie dlatego, że wszyscy wszystko rozumieją oraz nie mają tysięcy pytań co do zasadności kolejnego rodzaju analizy muzycznej czy eksperymentu z psychologii muzyki. I nie dlatego, że w mig pojęliśmy każdy wykład i każdą godzinę ćwiczeń. Po prostu głupio się przyznać, prawda? Nauczyliśmy się więc kiwać głowami i robić szereg zdziwionych min, które pokazujemy tylko innym studentom. Zastanawiam się czy częściej z tych pozorów odgrywanych na zajęciach rodzi się motywacja czy stagnacja? Kto z nas z radością bada niezrozumiałe na zajęciach zagadnienia w bibliotece, a kto wraca zmieszany i przegrany do domu nie robiąc nic (aż do czasu sesji)? I wreszcie dlaczego nie mówimy głośno „nie wiem”? Czy wina leży po stronie studentów czy wykładowców? Kto z nas nie jest gotowy na rozmowę?
Postawiłam szereg pytań, na które nie znam odpowiedzi. Może warto więc powiedzieć głośno „nie wiem” i zacząć merytoryczną dyskusję? Nadrobić luki, poprosić o pomoc wykładowców, przestać bezmyślnie kiwać głowami i wreszcie zacząć korzystać z czasu studiów tak jak na pierwszym roku. W końcu im więcej wiesz, tym więcej pozostaje do poznania i wciąż tego przybywa. Wystarczy zdziwić się jak dziecko i zacząć szukać. O tym chciała nam również przypomnieć Szymborska:
Gdyby Izaak Newton nie powiedział sobie “nie wiem”, jabłka w ogródku mogłyby spadać na jego oczach jak grad, a on w najlepszym razie schylałby się po nie i zjadał z apetytem. Gdyby moja rodaczka Maria Skłodowska-Curie nie powiedziała sobie “nie wiem”, zostałaby pewnie nauczycielką chemii na pensji dla panienek z dobrych domów, i na tej – skądinąd zacnej – pracy upłynęłoby jej życie. Ale powtarzała sobie “nie wiem” i te właśnie słowa przywiodły ją, i to dwukrotnie, do Sztokholmu, gdzie ludzi o duchu niespokojnym i wiecznie poszukującym nagradza się Nagrodą Nobla.
———-
[1] W. Szymborska, The Nobel Prize in Literature 1996, odczyt.