Od Redakcji:
To już drugi tekst BLOGOSFERY. Powstał z potrzeby chwili – jest to list otwarty Jędrka Jendrośki (założyciela i redaktora naczelnego serwisu/bloga Lineout.pl) do Ziemowita Sochy, autora wpisu o dubstepie, który wywołał sporo emocji po jego pojawieniu się na łamach MEAKULTURY. Cieszymy się, że nasze założenia powoli się realizują i że BLOGOSFERA staje się platformą prezentującą różne poglądy związane z kulturą muzyczną.
List:
Szanowny Panie,
Niestety zabawy z Pana braku wiedzy nie mieliśmy żadnej (swoją drogą ciekawe, że pisze Pan o tym zjawisku, a z drugiej strony z góry przyznaje się do braku wiedzy na ten temat…) za to trochę zszarganych nerwów z powodu bijącej z Pana artykułu (kolejnego w tym duchu) pogardy, już tak. Otóż musi Pan wiedzieć jedno – nasza strona za cel podstawowy i najważniejszy obrała sobie promowanie pozytywnego wizerunku muzyki elektronicznej, czy w ogóle tzw. „urban music” (a może nawet szerzej – „urban culture”) i proszę się nie dziwić, że teksty takie jak Pana wywołują w środowisku, które mniej lub bardziej skupia się (także) wokół naszej strony, takie żywe reakcje. Paroma zdaniami wstępu zdołał Pan do siebie zrazić sporą rzeszę ludzi i zarazem obrazić wszystko to, co tak bardzo kochamy, w co wkładamy tyle serca i niekiedy też (zazwyczaj pro publico bono) pracy w postaci organizowania imprez z muzyką klubową, grania na nich jako dj’e i komponowania jej jako producenci. Najbardziej smutne w tym wszystkim jest to, że pisząc takie rzeczy powiela Pan obiegowe, krzywdzące opinie, jakoby muzyka elektroniczna była czymś gorszym niż każda inna. Z uwagi na taki wydźwięk tego artykułu i Pana mailową prośbę, postanowiliśmy odpisać Panu w trzech punktach.
1. Pogarda
Zaczyna Pan swój artykuł od słów: złośliwie mówiąc i naturalnie upraszczając – „techniawy” i poza nią nie będzie wykraczał, ale zyskał akceptację, jak widać. – i od razu atakuje Pan zjawisko o którym nie dość, że nie ma Pan pojęcia, to jeszcze ze swoją niewiedzą i pogardą obnosi się w bardzo krzywdzący dla nas sposób.
Otóż, drogi Panie, nie ma nic naturalnego w upraszczaniu różnych odmian muzyki elektronicznej i sprowadzaniu ich do „techniawy”, pod którą zapewne rozumie pan ludyczne zabawy w byłych PGR-ach na terenie małych miejscowości w całej Polsce, w których dominuje skrajnie sprymityzowana wersja muzyki elektronicznej.
To może będzie dla Pana nowością, ale tak się składa, że KAŻDA muzyka może być prymitywna, tak jak każda muzyka może ocierać się o geniusz i finezję. Znane są przykłady muzyków klasycznych, którzy zaczęli produkować muzykę techno i odwrotnie, zawsze i w każdym niemal gatunku (chyba, że dany gatunek jest genetycznie uwarunkowany na prymitywizm jak np. disco polo, co jest po prostu wymuszone jego konwencją) można trafić na perły i barbarzyństwo dla ucha – innymi słowy – zawsze będzie jakiś Pink Floyd i jakiś Feel (teoretycznie jedno i drugie to muzyka rockowa).
Pink Floyd w Abbey Road Studios
Co gorsza, brnie Pan dalej w swojej pogardzie, projektując ją na gloryfikację lub deprecjację kategorii instrumentów muzycznych. Wprowadza Pan dychotomiczny i ścisły podział na – jak Pan pisze – instrumenty informatyczne i instrumenty (rozumiem, że wg Pana, w domyśle, te właściwie i jedyne i słuszne?) w miejscu, gdzie jest to nieprzystające nijak do rzeczywistości i po prostu śmieszne. Bo czy np. elektrofony są już informatyczne czy jeszcze spoko, bo klasyczne? Czy gitara elektryczna jest ok, czy za bardzo informatyczna? Rozumiem, że gardzi Pan wszystkim, co zostało nagrane, przetworzone, lub w czym brał jakikolwiek udział komputer albo jakakolwiek elektroniczna lub elektryczna maszyna? No to chyba nie powinien Pan słuchać muzyki w ogóle, bo 99,9% tego co od jakiś 50 lat jest nagrywane ma styczność z takimi lub innymi maszynami. Rozumiem, że Pana receptą na ten stan rzeczy jest powrót do grania na ścięgnach rozpostartych na kościach zwierząt? No, ale skoro odrzuca Pan zdobycze cywilizacji, to oczywiście Pana wybór i nie będziemy z tym polemizowali.
Dobrze by jednak było, żeby miał Pan świadomość, że deprecjonując udział elektroniki w muzyce w ogóle, równocześnie odrzuca Pan spory dorobek muzyki ostatnich lat m.in.: zakorzeniony głęboko w kulturze Popcorn Song (kto nie zna tej melodii?), całą dyskografię Kraftwerk, technikę backwards tape loops The Beatles, dokonania Franka Zappy, Tangerine Dream, Pink Floyd, Michaela Jacksona, czy nawet Krzysztofa Pendereckiego. Musiałby Pan też odrzucić w ogóle oglądanie telewizji, czy słuchanie radia, bo – uwaga – zajawki w tychże są produkowane w komputerze. Jak więc Pan widzi, muzyka elektroniczna jest obecna WSZĘDZIE i na każdym polu, dlatego deprecjonowanie instrumentów bazujących na elektronicznym przetwarzaniu dźwięku nie ma sensu i jest zwyczajnie infantylne.
The Beatles eksperymentują z Moogiem
Jeszcze na koniec – pisze Pan, że nie widział, żeby ktoś we wspomnianym przez Pana holenderskim klubie, grał na INSTRUMENTACH. Oto kolejne zaskoczenie dla Pana – otóż muzyka elektroniczna może być wykonywana na istrumentach (ba! Ma nawet swoje własne, pokaźne instrumentarium – np. syntezatory Moog, Juno albo automaty perkusyjne – Roland 808, Roland 909), czego doskonałym przykładem jest zespół (tak, ZESPÓŁ, nawet mają wokalistę) Model500 czy 808 State, którzy wykonują swoją muzykę NA ŻYWO, wykorzystując instrumenty elektroniczne i absolutnie w niczym się to nie różni od wykonywania muzyki przez np. zespół rockowy czy jazzowy. Zgaduję też, że turntablism, czyli kreatywne wykorzystywanie gramofonu jako instrumentu też zapewne do Pana nie przemawia – i tu kolejne zaskoczenie, z techniki tej korzystali nawet jazzmani, jak np. Herbie Hancock. Z drugiej strony niektóre kompozycje klasyków techno, jak np. Derricka May’a zostały rozpisane na nuty i bywają grane przez całe orkiestry. Musi Pan mieć świadomość, że produkcja muzyki elektronicznej to nierzadko wyzwanie (wbrew obiegowej opinii o „prostocie” czy wręcz „debilizmie” tej muzyki), znacznie większe niż skomponowanie prostego kawałka na gitarę i trzy akordy.
Producent jest bowiem „w zespole” sam i to on musi wykonać całą pracę perkusisty, gitarzysty, klawiszowca, czy kogo tam jeszcze chce sobie dodać do własnego kawałka (mogą to być nawet cudze wokale przerobione i dostosowane przez producenta). Tak więc producent to nierzadko kompozytor i jeszcze do tego perkusista, klawiszowiec, itd. w jednym. Jeżeli myśli Pan, że można to robić tylko na zasadzie jakiegoś generowania dźwięków przez komputer bez udziału „talentu” i czynnika ludzkiego, to jest Pan w dużym błędzie – każdy producent musi mieć przynajmniej podstawowe pojęcie o teorii muzyki i umieć przynajmniej w podstawowym zakresie grać na instrumentach. „Łatwość” komponowania muzyki elektronicznej wyraża się tylko w tym, że komputer ułatwia wprowadzanie poprawek w miejsce nagrywania w nieskończoność danych partii, żeby doprowadzić utwór do perfekcji. Komputer po prostu usprawnia pracę, ale to nie znaczy, że da się tworzyć muzykę nie mając o tym pojęcia ani talentu.
2. Niewiedza
Warunkiem sine qua non naszej reakcji nie była niewiedza (bo przecież nikt nie jest Alfą i Omegą, z czego doskonale zdajemy sobie sprawę – co więcej – przecież i nam zdarza się pomylić lub nie wiedzieć czegoś na dany temat), lecz ta opisana powyżej pogarda. Ale skoro już nasza dyskusja zeszła na to pole, to parę słów odnośnie samego dubstepu i jego miejsca w galaktyce gatunków muzyki elektronicznej też należy tu napisać.
Po pierwsze: to co Pan opisuje nie jest dubstepem per se – to jest nurt tzw. „brostepu” od którego prekursorzy dubstepu całkowicie się odżegnują. Producenci, których Pan wymienia w swoim artykule nie mają nic wspólnego z prawdziwym dubstepem, a jedynie przywłaszczyli sobie niektóre jego elementy i sprymityzowali jego brzmienie do celów komercyjnych. Dubstep to hybryda UK Garage, darkstepu i paru innych gatunków muzycznych wyrosłych przede wszystkim w Wielkiej Brytanii, ale na gruncie – oczywiście gdzieś w odległej perspektywie historycznej – muzyki techno, która z kolei pochodzi z Detroit.
Mógł Pan oczywiście tego nie wiedzieć, bo powiela Pan obiegowe opinie i krążące klisze, ale my stoimy na straży wiedzy i gromadzimy ludzi, którzy mają świadomość tego skąd się to wzięło, proszę się więc nie dziwić, że żywo reagujemy na tego typu przekłamania.
3. Poprawa
Zadeklarował Pan w mailu, że chciałby dowiedzieć się więcej na temat dubstepu. Cóż – tu książki niewiele pomogą (choć oczywiście są i takie) – to po prostu trzeba mieć w sercu i samemu odkrywać bogactwo muzyki elektronicznej, a że nie da się tego robić w oderwaniu od jej historii i – nierzadko – podłoża społecznego (to powinno Pana zwłaszcza zainteresować jako socjologa, np. czy wiedział Pan, że muzyka house i pierwsze imprezy w Chicago z tą muzyką były azylem dla podwójnie prześladowanej społeczności – czarnych gejów?), to polecam na dobry początek zapoznać się z tą stroną.
Co do samego dubstepu, polecamy wywiad z „ojcem chrzestnym” tej muzyki – Skreamem, który przeprowadziliśmy w 2008 roku i można go znaleźć na naszych łamach tu.
I generalnie zaglądanie na naszą stronę, czytanie wywiadów i artykułów, które wiele wyjaśniają.
Polecamy też filmy dokumentalne, które są nawet dostępne w całości w serwisie Youtube:
czy
Jeżeli zaś chodzi o pozycje książkowe, to do najważniejszych należą:
– Kultura dźwięku. Teksty o muzyce nowoczesnej
autor: Praca zbiorowa
– Energy Flash: A Journey Through Rave Music and Dance Culture
autor: Simon Reynolds
– Techno Rebels: The Renegades of Electronic Funk
autor: Dan Sicko
– Rip It Up and Start Again
autor: Simon Reynolds
– Altered State: The Story of Ecstasy Culture and Acid House
autor: Matthew Collin.
Na koniec: liczymy, że po tych paru zdaniach tutaj zmieni Pan swoje nastawienie i zarazem zrozumie, że nie był to w żadnym wypadku atak na Pana personalnie, a jedynie na światopogląd, który Pan reprezentuje, a który składa się z irracjonalnych uprzedzeń, fałszywych przesłanek, czy wręcz mitów na temat tego, co tak bardzo kochamy i czemu poświęcamy tyle czasu i energii.
Pozdrawiam,
Jędrek Jendrośka
Redaktor Naczelny Lineout.pl
—————————-
Jędrek Jendrośka – pomysłodawca, założyciel i redaktor naczelny serwisu/bloga Lineout.pl. Strona poświęcona jest szeroko pojętej “kulturze miejskiej” we wszelkich jej przejawach – “urban music” (awangardowa muzyka klubowa,
rap, muzyka elektroniczna), street art, streetwear. Autor stanowi także połówkę duetu producencko-djskiego Pvre Gold oraz jest jednym z założycieli agencji eventowej Loud&Clear specjalizującej się w imprezach z muzyką klubową.