Festiwal Musica Polonica Nova już po raz kolejny odbywa się pod kierownictwem artystycznym Andrzeja Chłopeckiego. Program tegorocznej edycji okazał się bardzo bogaty i zróżnicowany. Objął zarówno klasykę polskiej muzyki współczesnej, jak i utwory kompozytorów wrocławskich, a nawet koncert poświęcony muzyce greckiej. Obok występów orkiestrowych czy kameralnych w repertuarze znalazł się m.in. koncert na dwie marimby, koncert organowy i akordeonowy. Festiwal jak zwykle sprzyjał spacerom po Wrocławiu – od Filharmonii, Auli Ossolineum czy Oratorium Marianum, aż po Pasaż Pokoyhof w Dzielnicy Żydowskiej. Dopełnieniem koncertów były dyskusje wokół nowości książkowych i płytowych.
Jednym z bohaterów tegorocznego festiwalu był Henryk Mikołaj Górecki, kompozytor, którego nie ma między nami już od blisko dwóch lat. Twórczość tak uznanych postaci jak on bardzo szybko zastyga w kanonie utworów najbardziej reprezentatywnych, powtarzanych, nagrywanych i komentowanych (archiwalny wywiad z kompozytorem można przeczytać TUTAJ). Choć może się wydawać, że o Góreckim wiemy dużo, to repertuar festiwalowy dowodzi, że wcale tak nie jest. Wręcz przeciwnie, mniej znane, dawniejsze utwory tego kompozytora mogą nas dzisiaj zaskoczyć swą pomysłowością, energią i prostotą. Wielka w tym zasługa wykonawców.
Na niedzielnym koncercie 22 kwietnia w wykonaniu Orkiestry AUKSO zabrzmiały dwa cykle: Genesis (1962-63) oraz Muzyczki (1967-70). Oba powstały na wczesnym etapie kariery muzycznej Góreckiego. Wielu polskich twórców urodzonych w latach 30. już w latach 70. porzuciło estetykę awangardy. Być może dlatego ich wcześniejsze kompozycje traktowane są czasem jak młodzieńczy epizod i nie wykonuje się ich zbyt często, a prezentowanie większych cykli tym bardziej należy do rzadkości. Powrót do tych utworów nie tylko poszerza i odświeża repertuar koncertowy, ale pozwala lepiej zrozumieć, kim są nasi kompozytorzy i dlaczego.
Wszystkie trzy Muzyczki opierają się na jednym założeniu – cały materiał utworu wywodzony jest z prostych, dwu- lub trzynutowych motywów opartych na ruchu sekundowym. Kompozycje powstają z ich powtarzania i nawarstwiania. W każdej części zmienia się skład wykonawczy, przy czym Górecki potrafi wykorzystać wszelkie typy instrumentów – przenikliwe brzmienie trąbek i puzonów, energiczne uderzenia perkusji, intrygującą artykulację instrumentów smyczkowych, a nawet powtarzane, statyczne akordy fortepianu. Dialogi solistów i grup instrumentalnych oraz wzajemna koordynacja planów brzmieniowych były dużym sprawdzianem dla kameralistów. Część utworów wykonywano pod batutą dyrygenta.
W Muzyczce II brzmienie jest głośne, krzykliwe i masywne. Decyduje o tym duży skład perkusji, instrumentów dętych (aż cztery trąbki i cztery puzony!) oraz dwa fortepiany. Utwór rozwija się stopniowo, od prostych dialogów instrumentalnych, przerywanych pauzami, po potężne tutti.
Muzyczka III ma ton posępny, wręcz elegijny. Najważniejszą rolę odgrywają tu instrumenty smyczkowe. Ruch staje się bardziej ociężały, a przebieg utworu płynniejszy. Wyciszona, stonowana dynamika wzmaga się tylko od czasu do czasu, a powtarzane, ostre pociągnięcia smyczków przywodzą na myśl siarczyste tańce podhalańskie.
Muzyczka IV, najlepiej znana część cyklu, ma najbardziej urozmaiconą obsadę. Gwałtowna i motoryczna, niesie ze sobą także największe napięcie. Obfituje w nagłe pauzy, spięcia i dysonanse. Instrumenty są tu w największym stopniu samodzielne, chwilami sprawiają nawet wrażenie wyizolowanych i niedostrojonych do siebie nawzajem. Krótkie, gorączkowo powtarzane gesty puzonu, wiolonczeli czy klarnetu ukazują charakterystyczne brzmienie tych instrumentów. Powtarzane, refleksyjne akordy fortepianu przynoszą chwile uspokojenia. Podobnie jak w innych częściach cyklu, cała dramaturgia utworu budowana jest w oparciu o proste motywy, powtarzane w różnych rejestrach.
Choć nie możemy już dzisiaj usłyszeć Muzyczki I, którą kompozytor wycofał z życia koncertowego wkrótce po jej powstaniu, cały cykl wydawał się bardzo charakterystyczny dla jego twórczości. Nie tylko proste motywy, ale także posępny ton Muzyczki III i fragmentów Muzyczki IV przypominał o Symfonii pieśni żałosnych, jednym z najbardziej znanych utworów Góreckiego.
Cykl Genesis ukazywał w jeszcze większym stopniu brzmieniowe eksperymenty Góreckiego. Dla tych, którzy w porę dostrzegli partyturę Genesis w sklepie filharmonii, śledzenie utworu z nutami mogło być prawdziwą przygodą. Zapis przypominał w wielu miejscach grafikę muzyczną. Tym, którzy nie wykazali w tej sprawie dość bystrości (partytur, sprzedawanych za jedyne 8 złotych i 80 groszy, bardzo szybko zabrakło…) pozostawało śledzenie wykonania, które miało w sobie wiele elementów scenicznych.
W części pierwszej, Elementi, instrumentaliści, usytuowani po trzech stronach sceny intonują dźwięki, które w dalszym przebiegu ulegają subtelnym przeobrażeniom – rozciągane i rozszczepiane przechodzą do coraz wyższych rejestrów. Ciągłe zmiany artykulacji – płynne, długie glissanda, tremola, pizzicata i uderzenia smyczkiem w struny – oraz szybkie zmiany rejestrów wymagały od kameralistów świetnej koordynacji, a Górecki, budując dramaturgię tego utworu wykazał się wielką inwencją.
Część druga, najbardziej efektowna pod względem brzmienia, nosi tytuł Canti strumentali. Obsada jest tu najbardziej rozbudowana i zróżnicowana. Składają się na nią instrumenty smyczkowe i dęte (trąbka, flet poprzeczny i piccolo), a także gitara, mandolina, dwa fortepiany i wielki skład perkusji. Stapianie i przeciwstawianie ich partii, czasem także eksponowanie pojedynczych instrumentów, pozwoliło stworzyć nieoczekiwaną i bogatą narrację muzyczną.
I wreszcie, w części ostatniej, Monodramma wystąpił duży, lecz bardziej jednolity pod względem brzmienia zespół. Ta część cyklu okazała się także najbardziej teatralna. Sopranistka, Iwona Kania wyglądała w swym srebrnym, lśniącym płaszczu z długim trenem niczym księżniczka z filmu science-fiction. Dodatkową atrakcją dla wzroku był duży skład perkusji, który zlewał się z jej metalicznym strojem. Talerze, trójkąty, gongi i kontrabasy stworzyły całą paletę efektów dźwiękowych o nieokreślonej wysokości – terkotów, szelestów, stukotów. Partia perkusji ma w tej części charakter rytmiczny, chwilami wręcz transowy. W partii sopranu pojawia się stłumiona, delikatna wokaliza, okrzyki, fragmenty śpiewne, lamentacyjne, a przede wszystkim słowo „me-ta-le-fo-ni-ty” wyartykułowane krzykliwym, zadziornym tonem.
Słuchając Orkiestry AUKSO pod batutą Marka Mosia można się zastanawiać, dlaczego tak profesjonalny zespół nie robi kariery za granicą i nie jest nawet w wystarczającym stopniu promowany w Polsce. Trudno się oprzeć wrażeniu, że instrumentaliści po prostu nie mają na to czasu, bo zbyt wiele pracują. Ci, którzy regularnie uczęszczają na koncerty orkiestry wiedzą jednak, że można jej zaufać. AUKSO pozostaje gwarancją jakości wykonania, komfortu słuchania, a często także pierwszym przewodnikiem po nowych utworach.
To dzięki tej orkiestrze muzyka polska sprzed pół wieku brzmi „jak nowa”. A hołd złożony przez tę młodą orkiestrę młodemu Góreckiemu okazał się najlepszym sposobem upamiętnienia Jego obecności i talentu.